Zapewne niektórzy czytelnicy oburzą się na nas, że wymyślamy jakieś wydumane zagrożenia dla Lasów Państwowych.
Tymczasem do uzgodnień międzyresortowych trafił projekt ustawy o zadośćuczynieniu z tytułu nacjonalizacji nieruchomości w latach 1944 – 1962. Ustawę przygotował znany leśnikom Krzysztof Łaszkiewicz, osobiście zainteresowany odszkodowaniem za utracony majątek. Propozycje tam zawarte rujnują finanse Lasów Państwowych, bo przeznaczają pieniądze zgromadzone na funduszu leśnym na odszkodowania za powojenną nacjonalizację majątków. Nie muszę przypominać, że podstawowym celem funduszu leśnego jest na wyrównywanie niedoborów powstających przy realizacji zadań gospodarki leśnej oraz na wspólne przedsięwzięcia jednostek organizacyjnych Lasów Państwowych, w szczególności w zakresie gospodarki leśnej; badania naukowe, tworzenie infrastruktury niezbędnej do prowadzenia gospodarki leśnej, sporządzanie planów urządzenia lasu, prace związane z oceną i prognozowaniem stanu lasów i zasobów leśnych. Bez tych pieniędzy Lasom grozi bankructwo. Jeśli do tego dołożymy poprawki w ustawie o ochronie przyrody i art, 5 ustawy o zamówieniach publicznych, z których usuwa się Lasy, to rysuje się nam obraz systematycznego niszczenia organizacji, jaką jest Państwowe Gospodarstwo Leśne Lasy Państwowe.
Premier słowa dotrzyma – nie sprywatyzuje Lasów Państwowych – same zbankrutują.
Ci, którzy z urzędu powinni stać na straży PGL LP, Minister Środowiska i Dyrektor Generalny LP, nabrali wody w usta, co uprawdopodabnia nasze domysły.
Jedynie NSZZ „Solidarność”, choć KSPL słabiutko, oraz Jan Podmaski – pełnomocnik komitetu inicjatywy ustawodawczej ustawy o zachowaniu narodowego charakteru strategicznych zasobów naturalnych kraju protestują przeciwko tym haniebnym zapisom. Trzeba w tym miejscu zwrócić uwagę, że ustawa o zachowaniu narodowego charakteru strategicznych zasobów naturalnych kraju przewiduje, że roszczenia osób fizycznych, byłych właścicieli lub ich spadkobierców, z tytułu utraty własności, zaspokojone zostaną w formie rekompensat wypłaconych ze środków budżetu państwa. A przecież fundusz leśny nie jest funduszem skarbu państwa.
Najwyższy czas, aby w obronie swoich miejsc pracy stanęli leśnicy, bo może być za późno. (protest Marka Hejmana) (protest Jana Podmaskiego) (stanowisko Zarządu Regionu Podkarpacie) (stanowisko KSPL)
Zamieszczamy materiał nadesłany nam przez Fundację POMOC LEŚNIKOM z Krosna. Ze swej strony apelujemy o hojność darczyńców dla tej nietypowej jak na Lasy fundacji. Mamy nadzieję, że konto fundacji zasilą nadleśnictwa z odpisu wyniku finansowego za 2007 rok (który był przecież bardzo dobry) przeznaczonego na darowizny. (fundacja Pomoc Leśnikom)
Tytuł artykułu wskazuje, że poruszany problem nijak się ma do tematyki naszego portalu. Bo co nas, leśników obchodzą prokuratorzy. Chyba tylko to, aby się od nich trzymać z daleka. Ale po bliższym przyjrzeniu się, nie jest to wcale odległy temat. O „bezstronności inaczej” niektórych prokuratorów pisaliśmy w poprzednich artykułach. Choćby sprawa pani Grażyny Zagrobelnej, której prokuratura postawiła absurdalne zarzuty, tylko po to, aby „ubabrać” ją w rzekomą niegospodarność i ukarać przez to za jej bezkompromisową walką z podkarpackim układem komunistyczno – myśliwsko – drzewnym. Dziś wielu z nas oczekuje wyjaśnienia przedziwnego oskarżenia kierownictwa dyrekcji białostockiej, byłego dyrektora generalnego i głównego analityka. Początkowo, po akcji CBA, byliśmy przekonani, że doszło do skorumpowania dyrektora regionalnego, ale późniejsze doniesienia prasowe zaprzeczyły tej wersji. Okazało się, że wszyscy oni są oskarżeni o wydanie i wykonywanie zarządzenia porządkującego sprzedaż drewna. Dochodzą do nas informacje o kuriozalnej interpretacji prawa przez prokuratorów. Tłumaczą ponoć nadleśniczym, że nie wolno im było wykonywać zarządzenia Dyrektora Generalnego LP, bo w ustawie zapisano, iż samodzielnie sprzedają drewno. Gdzieś umyka tym „prawnikom” zapis, iż dyrektor generalny określa zasady sprzedaży drewna. Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują na jakąś prywatno – polityczną wojnę białostockiej prokuratury z leśnikami. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że do dnia dzisiejszego nie postawiono żadnego zarzutu byłemu dyrektorowi generalnemu Januszowi Dawidziukowi (nota bene z Białostocczyzny) za wydanie najbardziej korupcjogennego zarządzenia w sprawie handlu drewnem. W myśl tego zarządzenia można było ustalać ceny drewna dla poszczególnych odbiorców „po uważaniu”. I tak były one kształtowane – po znajomości. Rozpiętość sięgała nawet do 50%. Nie dziwi nas więc, że pan Bogdan Czemko i jego ferajna uważają to zarządzenia za najlepsze.
W prokuraturze krakowskiej czeka na rozstrzygnięcie sprawa zamiany atrakcyjnych gruntów w Nadleśnictwie Niepołomice i udziału w tym skandalicznym procederze obecnego dyrektora RDLP Kraków – Sennika. Ta sprawa ma bardzo ważny wydźwięk społeczny. Dziennik „Rzeczpospolita” z 6 października 2008 roku w artykule pod znamiennym tytułem „Polska – państwo udzielnych księstw” zadaje bardzo niepokojące pytanie: „Ale kto napisze o tym, co dzieje się w Lasach Państwowych? Kto prześledzi, ilu nadleśniczych dzierżawi atrakcyjne działki członkom swoich rodzin czy znajomym?”
To właśnie takie krakowskie czy toruńskie przypadki wykorzystywania stanowiska służbowego w Lasach Państwowych do zaspakajania potrzeb gruntowych i mieszkaniowych swoich i swoich rodzin prowokują takie pytania. Lasy Państwowe same muszą się pozbyć podobnych „menadżerów”, aby odzyskać wiarygodność w społeczeństwie. A pomóc nam może bezstronna i niezależna prokuratura.
Tymczasem nasze domysły o braku niezależności prokuratorów potwierdzają oni sami, masowo odchodząc z prokuratury oraz ich stowarzyszenie „Ad Vocem” protestujące przeciwko niespotykanemu po 1990 roku upolitycznieniu prokuratury. W Sejmie odbyła się debata na ten temat opisana w Naszym Dzienniku. (czytaj o debacie sejmowej)
Przejmującą homilię wygłosił ks. bp Edward Janiak podczas pielgrzymki leśników do Matki Boskiej Częstochowskiej. Mówił w niej o pracy, jej znaczeniu dla rozwoju materialnego i duchowego człowieka. Przypomniał też, że człowiek jest najważniejszym podmiotem środowiska naturalnego. Bardzo mocno zabrzmiały słowa księdza biskupa „ciągłe nękanie, pokazowe niesprawiedliwe procesy sądowe, a właściwie polityczne przypominają dawne czasy”. O tych politycznych procesach pisaliśmy wielokrotnie. (posłuchaj homilii ks. bpa Edwarda Janiaka)
Suchej nitki nad ustawą o ochronie przyrody i udziale społeczeństwa w ochronie środowiska oraz o ocenach oddziaływania na środowisko nie pozostawiło senackie biuro legislacyjne. Nawet senator sprawozdawca Michał Wojtczak, choć z rządzącej Platformy Obywatelskiej, czerwienił się ze wstydu. Oto, co powiedział na pytanie o olbrzymią liczbę poprawek biura legislacyjnego Senatu:
„Panie Senatorze, trudno nie zgodzić się z opinią, że ustawa od strony legislacyjnej nie została przygotowana najlepiej. Nie chciałbym tłumaczyć projektodawcy, czyli rządu. Prawdopodobnie pośpiech miał na to jakiś wpływ. Ja prywatnie też mogę wyrazić pewne zdziwienie, że nie zostało to wcześniej zauważone przez Biuro Legislacyjne Sejmu, bo poprawki, uwagi czy zastrzeżenia, jakie zgłosiło nasze biuro, Biuro Legislacyjne Senatu, są bardzo liczne. Ta ustawa została przecież uchwalona przez Sejm. Rzeczywiście niektóre poprawki zgłoszone podczas posiedzenia komisji budzą zdumienie, dziwi to, że te sprawy nie zostały zauważone, wychwycone i poprawione wcześniej, na etapie prac sejmowych.”
A tymczasem w Lasach trwa bezpardonowe poniewieranie pracowników, którzy poświęcili swoje życie dla PGL Lasy Państwowe i są doskonałymi fachowcami. Ich jedyną wadą jest brak przynależności do PO i PSL. To jako żywo przypomina czasy, wydawałoby się zamierzchłej, komuny.
Sytuację w Lasach ostro skrytykował ks. bp. Edward Janiak – krajowy duszpasterz leśników, w homilii podczas sobotniej pielgrzymki leśników na Jasną Górę. Jeszcze ostrzej określił czystki w Lasach, podczas spotkania w węższym gronie w Herbach.
Znamiennym sygnałem dezaprobaty dla Ministra Środowiska i Dyrektora Generalnego było milczenie pielgrzymów – leśników po ich przemówieniach. Okazuje się, że ci, którzy „Lasy widzą z poziomu budy dla psa” widzą ostrzej i mądrzej niż ci na piedestale.
Co jest, a czego nie ma w ustawach „O udziale społeczeństwa w ochronie środowiska oraz o ocenach oddziaływania na środowisko” druk sejmowy 768 i „ O zmianie ustawy o ochronie przyrody oraz niektórych innych ustaw” druk sejmowy 767 możemy dowiedzieć się z dyskusji sejmowej. Dziś prezentujemy wypowiedzi posła Dariusza Bąka, do niedawna Dyrektora Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Radomiu. Radzimy poważnie potraktować zagrożenia, w przeciwieństwie do posła Rzymełki, który daje popis lekceważenia fachowców od ochrony przyrody.
(czytaj wystąpienie posła Dariusza Bąka) (czytaj polemikę posła Dariusza Bąka)
Gdy niemal cały Sejm odpoczywał, podkomisja ds. zmiany ustaw o ochronie przyrody i ochronie środowiska pracowała w sierpniu pełną parą. Pretekstem do tak „wytężonej” pracy były zmiany, pod dyktando Unii Europejskiej, których celem jest odebranie władztwa nad polską przyrodą rodzimym ośrodkom władzy rządowej i samorządowej, a oddanie jej w ręce opłacanych przez zachodnie koncerny organizacjom ekoterrorystycznym. Prace nad ponad 250 zmianami trwały w kuriozalnych warunkach. Głosowania odbywały się po północy. Niewielu członków podkomisji i komisji ochrony środowiska miała blade pojęcie nad czym głosuje. Mająca większość w komisjach Platforma i PSL nie dopuszczali do jakichkolwiek dyskusji. W ferworze pośpiesznych głosowań większość parlamentarna przegłosowywała poprawki niezgodne z „linią partii”, wobec czego dochodziło do reasumpcji głosowań. W efekcie uchwalono ustawy, zmieniające 15 innych ustaw, w pośpiechu, ze szkodą dla Lasów Państwowych i polskiej przyrody, natomiast dające możliwość nieustannego blokowania niezbędnych inwestycji przez ekoterrorystów. Wyłączono, bez jakichkolwiek rekompensat, z użytkowania 25% powierzchni Lasów Państwowych, nie zauważając, że znakomity stan polskiej przyrody, w porównaniu do zachodniej, jest skutkiem kilkudziesięcioletniej pracy leśników, którzy czasem z narażeniem życia walczyli w obronie polskich lasów. Tzw. ekolodzy pojawili się dopiero po 1990 roku, kiedy można było brać łapówki za nieblokowanie inwestycji. Nowe ustawy przewidują wydatek 250 mln zł na stworzenie 17 dyrekcji ochrony środowiska, a co za tym idzie na stołki i ani złotówki na ochronę przyrody. Oznacza to, że Nowicki chce obsadzić na państwowych posadkach zielonych terrorystów, z którymi kompletnie nie znający się na ochronie przyrody Nowicki jest za pan brat. A w Lasach trwa chocholi taniec – kołomyja wokół posadek. (czytaj “Rzeczpospolita” – Obszary Natura 2000 podzieliły Sejm)
Większość naszych czytelników oczekuje od nas komentarza do wtorkowych decyzji odwołania trzech dyrektorów regionalnych dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie, Szczecinie i Wrocławiu. Jest to o tyle trudne, że ośrodek kierowania Lasami jest poza nimi, a dobro tej instytucji jest na ostatnim miejscu. Jedno jest pewne – potwierdziła się nasza teza, że konkursy na stanowiska kierownicze w Lasach Państwowych są fikcją, czego przykładem jest „powtórka” we Wrocławiu. Myślimy, że prawdziwe mechanizmy odwołań opisane są w artykule Andrzeja Echolette „Platforma oportunistów” w 35 numerze „Naszej Polski” z ubiegłego tygodnia.
Rzeczywiste przyczyny zmian na stanowiskach kierowniczych to parcie na stołki funkcjonariuszy partyjnych Platformy Obywatelskiej. Nie musimy chyba informować naszych czytelników, że we Wrocławiu aż piszczy, aby dorwać się do koryta – Adamczak. Nie po to jest kolegą Schetyny, nie po to zapisał się do PO, aby teraz nie spijać śmietanki z korytka władzy. Stanowisko zastępcy nie odpowiadało ani jemu, ani Marianowi Piganowi. Ten ostatni został szefem, to dlaczego ma nim nie być Adamczak, czy Bdzikot. Wszak ich ambicje nie są wcale mniejsze. A w całej Polsce takich Adamczaków jest wielu. Nie sprawdzili się na innych stanowiskach, to na pewno będą doskonałymi kandydatami na kierowników. Wszak mają w kieszeni właściwe legitymacje partyjne.
Odwołani dyrektorzy nie byli dość sprawni w wyrzucaniu nietuskowych pracowników, a ich miejsca obsadzaniu członkami PO. Takiego błędu nie popełnili Kraczek z Lublina czy Wasiak z Radomia i dlatego jeszcze tkwią na stołkach dyrektorskich. Myślimy, że dalsze odwołania jeszcze nas czekają.
W realizacji tego planu nie może być przypadków. W tym celu, nowelizowane zostały zasady konkursów na stanowiska kierownicze, aby nie było „niewłaściwych” wyborów, jak to miało miejsce we Wrocławiu. Teraz wszystko jest pod kontrolą, a że nie jest to zgodne z ustawą o lasach – tym gorzej dla prawa.
Tymczasem w Sejmie Nowicki, w imieniu PO, na siłę, w ekspresowym tempie, pod pretekstem dostosowania prawa polskiego do dyrektyw unijnych przepycha szkodliwe dla lasów i polskiej przyrody ustawy o ochronie środowiska i ochronie przyrody. Próby poprawy niekorzystnych zapisów przez posłów opozycji skazane są na niepowodzenie (szczegóły na stronie www.lasy.info.pl – szkodliwe projekty ustaw dla lasów i przemysłu drzewnego)
Może okazać się już w niedalekiej przyszłości, że dzisiejsze nominacje będą pyrrusowym zwycięstwem.
Mimo trudnej sytuacji w handlu drewnem Dyrektor Generalny zdecydował się na podwyżki płac dla wszystkich pracowników Lasów Państwowych. Mają one obowiązywać od 1 sierpnia. Niektórzy dyrektorzy, ci z czasów Dawidziuka np Wasiak z Radomia, odebrali to jako sygnał do znanej z lat 2002 – 2005 „restrukturyzacji” zatrudnienia. Ma ona na celu zwalnianie z pracy niewygodnych pracowników, szczególnie tych związanych z NSZZ „Solidarność”, a na ich miejsce zatrudnienie ludzi z ulicy, ale za to z legitymacjami PO i PSL. (podwyżki w PGL LP – dokument)
Otrzymaliśmy wiele zapytań o komentarz do zatrzymania byłego Dyrektora Generalnego LP i Głównego Analityka w sprawie białostockiej. Czas urlopowy i pielgrzymki do Częstochowy sprawiły, że zajmujemy się tą sprawą z pewnym opóźnieniem. Ta zwłoka czasowa dała nam możliwość wyjaśnienia, o co tak naprawdę oskarżeni są dyrektorzy z Białegostoku i Warszawy. Początkowo, tuż po akcji CBA w Jaszowcu byliśmy przekonani, że kierownictwo z Białegostoku przyjęło łapówkę za dodatkową sprzedaż drewna w 2007 roku. Tak sugerowały media ogólnokrajowe, a w szczególności znana w Polsce gadzinówka. Późniejsze doniesienia i nasze własne śledztwo wyjaśniło nam, że nie ma mowy o żadnych łapówkach. Zarówno dyrektorzy jak i nadleśniczowie oskarżeni są o wykonywanie zarządzenia Dyrektora Generalnego Lasów Państwowych (sic!). Cała rzekoma afera polega na tym, że Dyrektor RDLP w Białymstoku w ramach IV etapu rokowań internetowych sprzedał firmie, oferującej w rokowaniach najwyższe ceny, dodatkowe drewno, po cenach maksymalnych w ramach widełek w każdym nadleśnictwie.
Z takiej formy sprzedaży, przewidzianej w Wewnętrznym Kodeksie Leśnym Handlowym, skorzystało w Polsce kilka tysięcy firm, które mimo oferowania w portalu najwyższych cen uzyskały mniej niż 90% zaspokojenia w surowiec drzewny. Jedynym błędem, jaki popełniono prawdopodobnie w Białymstoku, było niesporządzenie, zaraz po rokowaniach internetowych, listy klientów uprawnionych do zaspokojenia w drewno w IV etapie. Czynnikiem usprawiedliwiającym jest fakt, że zaraz po zakończeniu rokowań internetowych nadleśnictwa białostockie nie miały drewna do realizacji czwartego etapu. To drewno pojawiło się dopiero w drugiej połowie 2007 roku jako drewno poklęskowe.
Cieszy nas, że Dyrektor Generalny poszedł po rozum do głowy i odłączył się od grona ujadających kundelków, szczekających tylko dlatego, aby dołożyć PiS-owi. Świadczą o tym e-maile wysyłane do jednostek Lasów Państwowych z apelem
o umiar w komentowaniu sprawy białostockiej. Redakcja „Prawego Lasu” przyłącza się do tego apelu, gdyż przekonani jesteśmy o sromotnej porażce prokuratury przed sądem. Swoją drogą podejrzewanie posłów o naciski na decyzje w sprawie białostockiej świadczy o całkowitym braku zdrowego rozsądku ze strony oskarżycieli. Każda dyrekcja pełna jest takich listów od posłów. Takie jest ich zadanie – interesować się losem swoich wyborców. Gdyby chcieli interweniować w sposób niedozwolony czyniliby to zakulisowo, bez śladów w postaci listów. No cóż, brukowce każdej brzytwy się chwycą, byleby dołożyć wrogowi swoich mocodawców. W tej sytuacji musimy zadać pytanie, o co tak naprawdę chodzi w tej sprawie.?
Czy o rzekome (wątpliwe naszym zdaniem) straty? Jeśliby przyjąć za dobrą monetę takie rozumowanie, jakie przedstawia nam prokuratura białostocka, to dlaczego do dziś na wolności jest kierownictwo Lasów z nadania Millera, które w sposób woluntarystyczny w latach 2002 – 2005 obniżało wybranym przez siebie firmom ceny nawet o 50% w stosunku do innych uczestników rynku drzewnego? A może tak naprawdę chodzi o zdyskredytowanie nowych, transparentnych zasad sprzedaży drewna i pokazanie następcom, że „grupa trzymająca władzę” dopadnie każdego, kto chce porządku w handlu drewnem. Użycie CBA, jedynej, nieskompromitowanej dotąd uwikłaniem w polityczne rozgrywki służby, ma tylko wzmocnić ten szantaż.
W całości identyfikujemy się z listem prof. Jana Szyszko prezentowanym w „Naszym Dzienniku”.(czytaj list prof. Jana Szyszko)