maj 2025
P W Ś C P S N
 1234
567891011
12131415161718
19202122232425
262728293031  

Archiwa

Kategorie

Wybudujmy kościół w Mucznem

Naszą małą społeczność w Mucznem tworzy kilkanaście rodzin – głównie pracowników Nadleśnictwa Stuposiany i Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Do niedawna do najbliższego kościoła wierni musieli wędrować 13 km, co przy braku komunikacji publicznej było znacznym utrudnieniem. W miejscowym hotelu funkcjonuje co prawda mała kaplica, ale w związku z narastającym ruchem turystycznym i planowaną całkowitą modernizacją ośrodka wkrótce nie będzie możliwe sprawowanie tam mszy świętej. Z inicjatywy mieszkańców podjęto działania zmierzające do budowy kościoła, co jest dla nielicznej społeczności zadaniem trudnym i bez środków pomocowych prawie niewykonalnym, zwłaszcza że ma to być obiekt funkcjonalny, ładny i dobrze wkomponowany w otoczenie. Dlatego też zwracamy się z prośbą o pomoc w sfinansowaniu budowy kościoła w Mucznem – przedsięwzięcia, które tylko dzięki pomocy i ofiarności może zostać zrealizowane. Kościół będzie pod wezwaniem Świętego Huberta, będzie też miał myśliwski wystrój. Wpłat można dokonywać na konto: 30 8621 0007 2001 0003 7833 0002.

Społeczny Komitet Budowy Kościoła w Mucznem – ksiądz Marek Tyrpowicz, Edward Kołomyja, Krzysztof Gądek

 

Nie ma zbrodni straszniejszej

Trzecia rocznica śmierci Ś. P. Mariusza Michalskiego

byłego Komendanta Okręgowego Straży Leśnej (2007 r.) w Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krakowie.

Nie ma zbrodni straszniejszej 

Cóż za przeklęte czasy gdy człowiek

Nie ma swobodnej godziny

By odzapomnieć się od uczenia

Garść chwili poświęcić na Czyny

A gdy do tego psuje mu zdrowie

Nie ma dla Niego litości

Będą Go męczyć do wydania tchnienia

Do ostatniego tchnienia mądrości

Zapłacze Matka – może ? – gdzieś tam w domu

Nad czucia syna grobem

Przechodząc i syn stanie koło tego grobu

Cóż Wam jeszcze powiem ?

Nie ma zbrodni straszniejszej od takiej

Jak zabić duszę człowieka

Niweczyć talent, tworzyć pokrakę

I pozostawić nie-człowieka

Mariusz Michalski konsekwentny i permanentny optymista, życzliwy ludziom, kochający Las urodził się 27 lipca 1967 r. w Tarnowie, zmarł tragicznie 11 marca 2010 r. w domu w Żegocinie.

Ostatnie lata pomimo sukcesów – jak choćby ukończenie studiów, duma ze Swoich dzieci i osiągnięcia w pracy zauważane przez nadleśniczego – były trudne dla Mariusza.

Pomimo, że miał wielu życzliwych ludzi, którzy go autentycznie podziwiali i szanowali otaczało Go też zło. To zło tworzyli ludzie a postawę tych ludzi kształtowała chęć zemsty, poczucie bezkarności i coraz bardziej szerzące się wyszydzanie uczciwych i porządnych obywateli. Zapewne był silny i nie godził się na bylejakość. Zapewne miał przyjaciół ale też pozostawał sam na sam ze złem. Miał do czynienia z osobami, których formalne wykształcenie znacznie przerastało ich możliwości intelektualne i etyczne. Ci ludzie zasłaniający się lukami prawnymi, nie pojmujący tego co pisał Seneka Młodszy że w życiu jest tak: „czego nie zabrania prawo, zabrania wstyd”.

Urażali Go ludzie o całkowicie infantylnym spojrzeniu na rzeczywistość i życie zawodowe. Spotykał ludzi starających się wyrazić pogardę dla postawy jaką reprezentował ale poziom ich intelektu był tak dyferentny w stosunku do Mariusza, że przy największym wysiłku nie byli mu w stanie dorównać a jedynie mogli Go pomijać w hierarchi.

Karol Čapek pisał: „walkę stworzyła natura, nienawiść jest wynalazkiem człowieka”.

Zło zawsze szuka granic i obszaru dla siebie, dlatego Mariusz był przekonany, że największym problemem nie jest siła tych złych tylko bierność dobrych.

Wiedział, żeby zło mogło triumfować wystarczy, że sprawiedliwi nie będą nic robić.

I o to nic nie robienie chodziło niektórym.

Bo wówczas jak mówi subkultura: „wszystko gra i koliduje” a wyznawcy Kalizmu, próżnomówcy i zwodziciele bełkoczą od rana do wieczora po to właśnie i myli im się honor z honorarium.

Mariusz był osobą o wysokim poziomie kultury osobistej i wielkim poczuciu radości z życia.

Był szczerym otwartym człowiekiem pragnącym przyszłości i z politowaniem patrzył na tych, którzy cały czas poprawiali swój życiorys nie poprawiając własnego życia.

Swoją pracą starał się zmieniać i poprawiać otaczający Go Świat.

Wierzę, że w niedługim czasie pamięć o ś. p. Mariuszu Michalskim zostanie uwieczniona jakimś trwałym znakiem.

Wspomnienie to zakończę mottem autorstwa Zofii Solarzowej wyrytym na płycie nagrobnej ś. p. Władysława Kojdra na starym Cmentarzu Parafialnym w Przeworsku.

Kojder 16 września 1945 r. wybrany został urzędującym wiceprezesem ciężko już chorego Wincentego Witosa.

Nazajutrz 17 września 1945 r. natychmiast po powrocie do domu w Grzęsce był aresztowany przez UB.

Został zamordowany 10 strzałami w tył głowy i 17 strzałami w lewy bok a zwłoki porzucono w świlczańskim lesie.

Szliśmy z ludźmi ku ludziom

Chleb niosąc, myśli i pieśni.

Pole zostało nie dosiane

Myśli niedopowiedziane

Pieśń nasza przerwana.

Ale ścieżki ku ludziom

Biegną dalej polami.

Niech się wam szczęści,

Którzy idziecie z nami.”

Mariusz Twój wysiłek nie pójdzie na marne !

Wieczne odpoczywanie racz Mu dać Panie ……………

Czy Lasy muszą spłacać długi władzy?

Witam Prawy Las!

I zachęcam do zapoznania się z tym ogłoszeniem. Ludzie nie mają pracy, dzieci głodują, a nasza leśna władza wydaje pieniądze na ogłoszenia:

http://demotywatory.pl/szukaj?q=wycieczki+do+las%C3%B3w&where=wszystkie&when=inf&size=max&sort=date 

Aż się poseł Anna Paluch z PiS zapytała w Sejmie o to, jaki jest cel reklam wycieczek do lasu, gdy czytano informację o stanie lasów: Jaki cel miała reklama wycieczek do lasu, zamówiona przez administrację Lasów Państwowych w tygodniku „Wprost”. Taka reklama ukazała się kilka tygodni temu. Jesteśmy narodem jednak lubiącym ruch na świeżym powietrzu, więc pytam, do jakiej grupy docelowej była skierowana ta reklama i ile kosztowała. Rozumiem i zdaję sobie sprawę, że Lasy Państwowe są jednostką w bardzo dobrej kondycji, bo drewno jest w cenie, ale jaki był cel?

 Przesyłam pozdrowienia

Od Redakcji:
Jest wiele przypadków wykorzystywania pieniędzy Lasów Państwowych do reaktywacji upadających pupilków władzy, choćby wspomniane ogłoszenia we Wprost, czy niemal wyłączność Gazety Wyborczej na ogłoszenia Lasów Państwowych.
Okazuje się, że plotki, o zasileniu katastrofanie zarządzanych finansów państwa, poprzez zakup kolejki linowej na Kasprowy też nie są wyssane z palca. Lasy Państwowe złożyły ofertę i przeszła ona do następnego etapu. Z tego to powodu dofinansowanie z funduszu leśnego budowy dróg leśnych i innych środków trwałych jest radykalnie cięte. Tylko jak uzasadnić celowość wydatkowania z funduszu leśnego kolejki linowej?  Może  zrywką powieszoną, … ??? ale w parku narodowym?…

Nie było żadnej „afery białostockiej”

Dziś tj. 4 marca 2013 roku Sąd Apelacyjny w Białymstoku podtrzymał decyzję Sądu Rejonowego w tzw. „aferze” białostockiej uniewinniając pięciu pracowników Lasów Państwowych. Wyrok jest prawomocny.

Oskarżeni w tym procesie, to oprócz byłego dyrektora generalnego Lasów Państwowych Andrzeja Matysiaka, także były główny analityk dyrekcji generalnej Lasów – Konrad Tomaszewski, a także byli: dyrektor, wicedyrektor oraz naczelnik wydziału marketingu Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku. Wszyscy zgodzili się na podawanie danych w mediach.

Prokuratura Okręgowa w Białymstoku zarzucała im, że w 2007 roku – jako funkcjonariusze publiczni – przekroczyli uprawnienia służbowe w celu osiągnięcia korzyści majątkowej przez inną osobę, umożliwiając dwóm firmom zakup drewna z pominięciem standardowej procedury ustalania ceny. Według śledczych był to tryb niezgodny z obowiązującymi przepisami. Chodziło o tzw. tryb ekspercki, z pominięciem aukcji internetowej. Prokuratura chciała dla oskarżonych kar po roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata, 5 tys. zł grzywny oraz rocznych zakazów zajmowania stanowisk kierowniczych w Lasach Państwowych.

Od początku całej afery staliśmy na stanowisku, że ma ona podtekst polityczny, nie merytoryczny.
Nie przypadkowo w sprawę politycy Platformy Obywatelskiej próbowała ubrać polityków PiS twierdząc, że „afera białostocka” jest przykładem korupcji w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. Prawomocna decyzja sądu wpisuje się w cały ciąg decyzji sądów i prokuratur, odrzucających zarzuty o rzekome nadużycia władzy urzędników powołanych przez PiS. Tylko kto zwróci oskarżonym dobre imię i pięć lat mitręgi i nerwów? 

http://bialystok.gazeta.pl/bialystok/1,35241,13502771,Szefostwo_Lasow_Panstwowych_niewinne__Nie_bylo_zadnej.html

 

Agenci wpływu w Lasach

Osobnicy obdarzeni dużym sprytem. Umiejętnie rozgrywający kontakty osobiste do realizacji celów głównie prywatnych, (bo dobro LP mają w głębokim poważaniu).

Korzystający z formalnego umocowania jako często bezpośrednio podlegający Ministrowi, Sekretarzom Stanu, Dyrektorowi DGLP, RDLP realizujący własne cele przekazujący je innym pracownikom jako wolę Ministrów, Dyrektorów, (co często jest nieprawdą) – zwłaszcza w okresie braku pracy, koniunktury politycznej, chęcią brylowania na dworach, lub niedyspozycji zdrowotnych decydentów (takie przypadki też wystąpiły ostatnio w LP).

Na podobnej zasadzie tacy osobnicy sterowali i sterują przepływem informacji dla Ministrów, Dyrektorów – Decydentów, przedstawiając siebie w rozmowach z innymi pracownikami w zależności od sytuacji i własnych potrzeb, jako osoby, które nie mają żadnego wpływu na decyzje, bądź mających wpływ bardzo duży i kreujący siebie na osoby, które mogą pomóc swoim ewentualnym rozmówcom, którzy w potrzebie chwili brzytwy się chwycą naiwnie wierząc w szczerą chęć pomocy.

Całokształt zachowań takich typów, sposoby ich oddziaływania na innych, wskazują na możliwość odbycia profesjonalnego szkolenia ( czytaj służby specjalne) w zakresie wywierania wpływu na inne osoby. W jeszcze państwowych z nazwy – LP jest ich wielu, tak w ministerstwie, dyrekcjach regionalnych, jak i w dyrekcji generalnej, oraz w nadleśnictwach, chodź tam skala i znaczenie jest prawie żadne.

Jednak można stwierdzić, że w przypadku długotrwałego oddziaływania na nich stresu, licznych ujawnianych negatywnych informacji na swój temat, czy też w przypadkach ewidentnych niepowodzeń w zakresie prób wpływania na sytuacje o charakterze decyzyjnym, lub decydenckim osoby takie, cechuje widoczny brak opanowania i skłonność do uzewnętrzniania emocji poprzez agresywne wypowiedzi i zachowania, lub nie wytrzymywania presji, co powoduje (np. częste libacje zakrapiane suto), a w konsekwencji prowadzi do ujawniania samych siebie i pokazywania jak naprawdę ta organizacja – LP przesiąknięta jest takimi kanaliami, miernotami, sługusami i zdrajcami. Z pewnością każdy pracownik LP ma ich, na co dzień pod dostatkiem, obok siebie, za ścianą i tylko ze względu na obawę o utratę pracy boi się otwarcie ujawnić tego typu osobników piastujących w wielu przypadkach funkcje kierownicze w LP. My jednak liczymy wciąż na to, że dla tego typu ludzi czas się definitywnie kończy i skończy, a oni sami poniosą wreszcie konsekwencje eliminujące ich powrót raz na zawsze pod szyld o nazwie Lasy Państwowe.

 

Stanowisko KSZNOŚiL NSZZ „Solidarność” w sprawie założeń do ustawy o lasach i rozporządzenia w sprawie mieszkań




(Pobierz) Stanowisko nr 1_02_13 ws założeń do UoL


(Pobierz) Stanowisko 2_02_13 ws rozporz. mieszkaniowego w LP

1 marca – Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”.

Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych ma być wyrazem hołdu dla żołnierzy drugiej konspiracji za świadectwo męstwa, niezłomnej postawy patriotycznej i przywiązania do tradycji niepodległościowych, za krew przelaną w obronie Ojczyzny

 Lech Kaczyński                  

  Czy w III-ciej RP  można o tym  dniu nie wiedzieć, nie pamiętać. Czy można taki dzień nie zauważyć? Pewnie tak. I pewnie dlatego  na „Prawym Lesie”  pojawią się zaraz  krótkie treściwe „posty” w rodzaju : „A po co o tym  pisać?  od tego są zawodowcy w gazetach” lub inne bardziej celebrycko- prześmiewcze „ O rany! znowu jacyś „wyklęci”..ups! zaraz zwymiotuję ” . Tym wszystkim kolegom których nudzi własna historia  cytuję słowa ppłk Łukasza Cieplińskiego jakie  przekazał ON  w grypsie  do swego syna Andrzeja.. „ odbiorą mi  tylko życie. A to nie najważniejsze. Cieszę się, że będę zamordowany jako katolik za wiarę świętą, jako Polak za Polskę niepodległą i szczęśliwą. Jako człowiek za prawdę i sprawiedliwość. Wierzę dziś bardziej niż kiedykolwiek, że Idea Chrystusowa zwycięży i Polska niepodległość odzyska, a pohańbiona godność ludzka zostanie przywrócona. To moja wiara i moje wielkie szczęście. Gdybyś odnalazł moją mogiłę, to na niej możesz te słowa napisać”  Ten więzienny gryps oddaje w pełni to, co w sposób subtelny, przemyślany, wypłukuje się z naszej świadomości wypełniając JĄ  tandetą kolorowej popkultury, która ma  być  wspólna, globalna. Bez tożsamości narodowej. Żyjemy  w czasach w których  III-cią RP rządzą Wybitni Historycy. Nie widać jednak u nich  nadmiaru entuzjazmu do najnowszej historii, której prawdziwi bohaterowie jeszcze  żyją i często dożywają swych dni w nędzy, na marginesie pamięci. Tymczasem ich kaci lub inni ludzie tzw. honoru w stopniach  generałów lub pułkowników mają się zupełnie dobrze. Jeszcze w 2006 r  III-cia  RP wypłacała co miesiąc emeryturę w wysokości 4 tys.zł  pułkownikowi MO towarzyszowi W. Ziółkowi,  jednemu z największych ubeckich katów,  który zasłynął z  wyjątkowego sadyzmu wobec AKowców, WiNowców NSZetowców. Warto też przypomnieć, że w  r.1999 Prezydent Kwaśniewski nagrodził Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski „Kata Rzeszowszczyzny” towarzysza pułkownika MO S. Supruniuka, który osobiście torturował żołnierzy AK i NSZ-tu,  po czym kazał ich rozstrzeliwać  lub w drodze „łaski” przekazywał towarzyszom z NKWD. Wręczając tak wysokie odznaczenie Wybitny Prezydent Pierwszego 20 lecia III RP powiedział do  ubeka „Jesteście wzorem odwagi i patriotyzmu, przykładem dla młodego pokolenia”. Postkomunistyczna „Trybuna” cytowała słowa głowy państwa: „Ojczyzna, Rzeczpospolita mówi Wam dziękuję. Po protestach środowisk akowskich  Prezydent Kwaśniewski odebrał wręczone  odznaczenie. Kto z kancelarii Pana Prezydenta przygotował i oceniał wniosek dla tow. pułkownika  Supruniuka?  Nie wiadomo. Wiadomo na pewno, że w kancelarii  prezydenckiej w tym czasie pracowało wielu Towarzyszy. Tak więc najnowsza historia zdaje się być kłopotliwa, wstydliwa dla Naszych Najważniejszych  Historyków, gdyż widać wyraźnie, że dawni bohaterowie okazywali się u schyłku swego życia zdrajcami i pospolitymi oprawcami,  a rzekomi przestępcy, których  jeszcze 50 lat temu nazywano „bandytami” przechodzą w wieczność w glorii chwały. Tadeusz M. Płużański  pisarz, dziennikarz  (syn Tadeusza Płużańskiego,  żołnierza AK więźnia czasu towarzyszy Bieruta Światły, Bermana)  w czasie  promocji swojej ksiązki pt „Bestie. Mordercy Polaków” opowiadał, że gdy zapytał  wdowę po zmarłym w 2012 r Eugeniuszu Chimczaku (jeden z najokrutniejszych śledczych z lat 1945-1956 )  co robił jej mąż w czasach stalinowskich -Ta odpowiedziałaże takie były czasy i trzeba było walczyć z tymi bandytami po drugiej stronie. Tadeusz M. Płużański podczas tego  spotkania  wypowiedział też bardzo interesującą  tezę –  Oni cały czas funkcjonują w obiegu publicznym, mają się świetnie i śmiem twierdzić, że wpływają na rzeczywistość i naszą świadomość. My czasami nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale oni naprawdę są wszędzie, potomkowie tychże bestii – w polityce, w mediach, w biznesie”. Chyba większość z nas wie dobrze kim są ci ONI. Myślę też narzucony przez mainstreamowe media pogląd, że podział społeczeństwa dokonał się głównie po tragedii smoleńskiej jest uproszczeniem a może nawet fałszem. W mojej ocenie nasze społeczeństwo podzielone jest co najmniej od ostatnich lat XX wieku na tych, którzy w  całej swej masie poparli obalenie komunizmu i teraz w skutek ekonomi Sorosa, Sachsa , Balcerowicza zepchnięci są  poza granice godnego bytowania i  na tych, którzy z sekretarzy wiodącej partii stali  się bankierami, politykami, biznesmenami, ekonomistami i dziennikarzami  wpływowych mediów. Co powinno się pamiętać o katowanych i mordowanych  żołnierzach AK, NSZtu , WiNu   w  czasach  odbudowy Warszawy, Wyścigów Pokoju , Przyjaźni Polsko-Radzieckiej i nieustannej Walki o Pokój. Z informacji, do których udało mi się dotrzeć wynika, że  w latach 1946 -1956 aresztowano ok.300 tys. osób i orzeczono  wobec nich 6 tys. wyroków  śmierci. Na końcu  dwóch dokumentalnych filmów pt. „Żołnierze Wyklęci”  (reż. Joanna Maro) i  filmie „W  imieniu .Polski ludowej” (reż. Marii Miętus) podane są informacje które cytuje: „Historycy szacują, że w latach 1944-1956 z rąk komunistów poniosło śmieć ok.20 tys. członków polskiego podziemia. Spośród  8 tys. wyroków śmierci  wydanych w latach 1944 – 1956 wykonano 4 tys. Żadnemu z najbardziej dociekliwych historyków nie udało się dokładnie ustalić ilości skazanych i straconych w imieniu Polski Ludowej”.  I na koniec  żeby już nie zanudzić  przekazuję informację,  która   mnie zasmuciła,   ale  może być  bardzo krzepiąca dla znudzonych własną historią. Otóż jak wynika z przeprowadzonej sondy w październiku 2012 r –   60% mieszkańców  Ostrołęki nie chce ulicy o nazwie ppłk. Łukasza Cieplińskiego. Nie sposób tego komentować.                                       

                                                                                                                          Mocherowicz

Papież Benedykt XVI abdykuje

11 lutego Benedykt XVI ogłosił, że po ponad 7 latach i 9 miesiącach swego pontyfikatu rezygnuje z posługi Biskupa Rzymu i Następcy św. Piotra. Papież zrezygnuje z urzędu biskupa Rzymu w czwartek 28 lutego 2013 roku o godzinie 20.00

Joseph Alois Ratzinger urodził się 16 kwietnia 1927, w Wielką Sobotę, w domu rodzinnym przy ul. Szkolnej (niem. Schulstraße) w Marktl am Inn (Bawaria), został ochrzczony tego samego dnia. Był trzecim, najmłodszym dzieckiem Josepha Ratzingera (policjanta) i Marii Ratzinger (z domu Riger), pochodzącej z Południowego Tyrolu.

Dzieciństwo i otoczenie (1927 – 1943)

Do 1937r. kiedy przeprowadzili się do Traunstein ojciec Józef służył w Bawarskiej Policji Landowej (Landespolizei) i w niemieckiej policji państwowej (Ordnungspolizei). Londyński Sunday Time pisał o Ratzingerze seniorze jako „antynaziście którego próby powstrzymania Brązowych Koszul (Oddziałów szturmowych SA) zmusiły do kilku przeprowadzek wraz z rodziną”. Według International Herald Tribune przeprowadzki te były bezpośrednio związane z postawą Józefa Ratzingera, który sprzeciwiał się nazizmowi, czego rezultatem były degradacje i przeniesienia. Brat papieża, Georg powiedział: „Nasz ojciec był zaciekłym przeciwnikiem nazizmu, ponieważ uważał że było to w sprzeczności z naszą wiarą ” . Jednak rodzinę dotknęły także boleśniejsze represje ze strony reżimu. John Allen (watykański komentator), donosi o słowach wygłoszonych przez kardynała Ratzingera 28 listopada 1996r. w Watykanie: „Kuzyn cierpiący na zespół downa, który w 1941r. miał 14 lat i był zaledwie kilka miesięcy młodszy (niż Ratzinger), został zabrany przez nazistowskie władze na 'terapię’”. Niedługo później rodzina otrzymała informacje o jego śmierci.
Rodzinny dom Benedykta XVI w Marktl am Inn

Brat Georg, który też został duchownym jak również muzykiem nadal żyje. Siostra, Maria Ratzinger, nigdy nie wyszła za mąż, była gospodynią Josepha aż do śmierci w 1991r. Ich wuj, Georg Ratzinger był księdzem i członkiem Reichstagu.

Według kuzynki Eriki Kropp, Ratzinger od dzieciństwa nie chciał zostać nikim innym jak księdzem. Kiedy miał 15 lat, mówił że zostanie biskupem, ona żartobliwie zapytała „Czemu nie papieżem?” Wcześniej w 1932r. do miasteczka w którym mieszkali Ratzingerowie przyjechał arcybiskup Monachium Michael von Faulhaber. 5 letni Joseph był w grupie dzieci wręczających kardynałowi kwiaty, tego dnia ogłosił, że także chciałby zostać kardynałem.

W wieku 14 lat (w 1941r.), wstąpił do Hitlerjugend, w której członkostwo było obowiązkowe od 25 marca 1939r. Według korespondenta tygodnika National Catholic Reporter Johna Allena, Ratzinger nie podchodził entuzjastycznie do członkostwa w tej organizacji, odmawiał brania udziału w spotkaniach. Ratzinger wpominał że nazistowski profesor matematyki postarał się o zmniejszenie mu czesnego w szkole. Do tego teoretycznie była wymagana dokumentacja obecności na spotkaniach Hitlerjunged, jednak wg Ratzingera profesor załatwił mu stypendium bez konieczności udziały w zebraniach.

Służba wojskowa (1943 – 1945)

W 1943r, w wieku 16 lat wraz z innymi kolegami z klasy został powołany do programu Luftwaffenhelfer. Zostali przydzieleni do oddziału odpowiedzialnego za ochronę fabryki silników lotniczych BMW w Ludwigsfeld na północ od Monachium. Następnie zostali przeniesieni do Unterföhring (na północny zachód od Monachium) i na krótko do Innsbrucka. Z Insbrucka ich oddział udał się do Gilching, by ochraniać bazę myśliwców niemieckich i atakować bombowce aliantów które urządzały naloty na Monachium. W Gilching Ratzinger służył w posterunku telefonicznym.

10 września 1944r. jego klasa została zwolniona z korpusu. Jednak wracając do domu, Ratzinger otrzymał nowe powołanie do Reichsarbeitsdienst (Służby Pracy Rzeszy). Został oddelegowany do węgierskiego obszaru granicznego z Austrią, która została zaanektowana przez Niemcy w 1938. Tu pracował, aż do czasu kiedy Armia Czerwona zajęła Węgry, wtedy to został skierowany do przygotowywania umocnień przeciwpancernych, oczekujących na ofensywę wojsk radzieckich. Tam też był świadkiem pędzenia Żydów do obozów śmierci. 20 listopada 1944 jego oddział został zwolniony ze służby.

Ratzinger znowu wrócił do domu, jednak nie na długo. Już w 3 tygodnie później dostał wezwanie do stawienia się w Monachium, gdzie otrzymał przydział do koszar w mieście Traunstein, blisko którego mieszkała jego rodzina. Po podstawowym szkoleniu w piechocie, Ratzinger służył w różnych posterunkach wokół miasta jego jednostki. Nigdy nie został wysłany na front.

Na przełomie kwietnia i maja, w ostatnich dniach lub tygodniach przed poddaniem się Niemiec, Ratzinger zdezerterował. Dezercja była powszechna w ostatnich tygodniach wojny, chociaż karana śmiercią (wykonywana, często zasądzana bez procesu prawnego, nieprzerwanie do końca). Obniżone morale i niewielkie ryzyko osądzenia przez zdezorganizowane wojsko niemieckie, przyczyniło się do rosnącej fali dezercji wśród żołnierzy. Ratzinger opuścił miasto Traunstein i udał się do położonej nieopodal rodzinnej wsi. „Użyłem mało znanej drogi, spodziewając się bezproblemowego przejścia. Ale kiedy wychodziłem z przejścia podziemnego pod torami kolejowymi, dwóch żołnierzy stało na posterunku, przez chwile sytuacja była dla mnie niezmiernie krytyczna. Dzięki Bogu, że oni także mieli dosyć wojny i nie chcieli stać się mordercami.” Jako usprawiedliwienia użyli ręki na temblaku i pozwolili odejść do domu.

Wkrótce po tym, dwaj członkowie SS, którzy schronili się w domu Ratzingerów zwrócili uwagę na młodego człowieka w wojskowym wieku i zaczęli zadawać pytania. Ojciec Ratzingera stanowczo wyraził swoje złe zdanie na temat Hitlera i nazajutrz dwóch Ssmanów zniknęło nie podejmując żadnych działań. Kardynał Ratzinger powiedział później: „Jakiś anioł wydawał się nas chronić”.

Kiedy do wsi przybyli amerykanie: „Zostałem rozpoznany jako niemiecki żołnierz, musiałem ubrać się z powrotem w mundur który wcześniej zrzuciłem, a także trzymać ręce u góry i dołączyć do stale rosnącej grupy więźniów wojennych, których oni ustawiali w szeregu na naszej łące. To szczególnie zraniło serce mojej matki, gdy zobaczyła jej chłopca i resztę pokonanej armii stojącej tam, wystawionej na niepewny los”. Ratzinger przez krótki okres czasu był internowany w obozie jenieckim niedaleko Ulm. Został wypuszczony 19 czerwca 1945r. Wraz z innymi młodymi ludźmi zaczął iść do domu (120 km), jednak został podwieziony do Traunstein w ciężarówce wiozącej mleko. Rodzina ponowanie była kompletna po tym jak brat Georg został wypuszczony w obozu jenieckiego we Włoszech.

Edukacja (1946 – 1951)

W 1945 Ratzinger wraz z bratem wstąpili do katolickiego seminarium duchownego we Fraiburgu i na studia w Herzogliches Georgianum na Uniwersytecie Ludwiga Maximiliana w Monachium. Według wywiadu z Peterem Seewaldem, na niego i jego kolegów ze studiów szczególnie duży wpływ wywarły prace i twórczość Gertrudy von Le Fort, Ernsta Wiecherta, Fiodora Dostojewskiego, Elisabeth Langgässer, Theodora Steinbüchela, Martina Heideggera i Karla Jaspersa. W trzech ostatnich młody Ratzinger widział przerwę w dominacji neokantyzmu, wraz z kluczową pracą „Steinbüchel’s Die Wende des Denkens” (Zmiana w myśleniu). Pod koniec studiów był zbliżony bardziej do nauk św. Augustyna niż Tomasza z Akwinu. Wśród scholastyków najbardziej interesował się św. Bonawenturą.

29 czerwca 1951r. on i jego brat zostali wyświęceni na kapłanów przez arcybiskupa Monachium Michaela von Faulhabera. W 1953r. zdobył stopień doktora pracą o św. Augustynie, zatytułowaną „Ludzie i Dom Boży w doktrynie kościelnej św. Augustyna”. W 1957r. habilitował się pracą o św. Bonawenturze. W 1958r. został profesorem kolegium we Fryzyndze.

Kariera naukowa (1951 – 1977)

W roku 1959, został profesorem na uniwersytecie w Bonn. Jego inauguracyjny wykład zatytułował „Bóg wiary i Bóg filozofii”. W 1963r. Zaczął wykładać na uniwersytecie w Münster. Na pierwszym wykładzie aula wykładowcza była wypełniona po brzegi, już wtedy był znanym teologiem. Na II Soborze Watykańskim (1962-1965) był doradcą teologicznym niemieckiego arcybiskupa Kolonii Josepha Fringsa. Kontynuował obronę Nostra Atate, dokumentu na temat związków z innymi religiami, ekumenizmu i deklaracji prawa do religijnej wolności. (Później, jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary jasno wyjaśnił stanowisko Kościoła wobec innych religii w dokumencie Dominus Iesus (2000r.), w którym także mówił o prawidłowej drodze do nawiązania ekumenicznego dialogu). Podczas soboru był uważany za zdecydowanego reformatora i faktycznie współpracował z takimi modernistami, jak Hans Küng i Edward Schillebeeckx. Sam Ratzinger przyznał, że był i po części pozostał wielbicielem Karla Rahnera, znanego teologa Nouvelle Théologie, który popierał reformy i sam wznosił nowe, teologiczne poglądy. W 1966r., Ratzinger został ustanowiony przewodniczącym wydziału teologii dogmatycznej na uniwersytecie w Tybindze, gdzie został ponownie współpracownikiem Hansa Künga. W swojej książce „Wprowadzenie do chrześcijaństwa” (1968r.), pisał, że papież ma obowiązek słuchania różnych głosów w Kościele podczas podejmowania decyzji. Pisał także, że Kościół od wieków jest zbyt scentralizowany, ograniczony i nadmiernie kontrolowany przez Rzym. Te zdania jednak nie zostały wydrukowane w kolejnych wydaniach książki, gdyż zostały błędnie zinterpretowane przez autorów kolejnych reprintów. W tym czasie oddalił się od Tybingi, spowodowane to było atmosferą i marksistowskimi ruchami wśród studentów w latach ’60, które w Niemczech szybko się radykalizowały, szcególnie w 1967 i 1968, by osiągnąć kulminację w serii zamieszek w kwietniu i maju 1968r. Ratzinger wiązał to (a także spadek szacunku do autorytetów wśród studentów, oraz rosnący, niemiecki ruch na rzecz praw homoseksualistów) z odejściem od tradycyjnego katolickiego nauczania. Coraz częściej, jego poglądy, wbrew reformatorskiemu zacięciu, kontrastowały z poglądami liberalnymi, które wtedy zyskiwały swój ruch w teologii. Przez lata na II Soborze Watykańskim i na uniwersytecie w Tybindze, profesor Joseph Ratzinger publikował artykuły w reformatorskim, teologicznym czasopiśmie „Concilium”, chociaż wybierał coraz częściej mniej reformatorskie tematy, niż inni współtwórcy pisma, teologowie-moderniści Hans Küng, czy Edward Schillebeeckx.

W końcu w 1969r. wrócił do Bawarii, na uniwersytet w Ratyzbonie, do środowiska o mniej reformistycznych poglądach.

W 1972r. zakłada pismo teologiczne Communio, wraz z Hansem Ursem von Balthasar, Henrim de Lubac, Walterem Kasper i innymi. Communio, publikowane teraz w 17 wydaniach (niemieckim, angielskim, hiszpańskim, polskim i innych), stał się wybitnym dziennikiem współczesnej, katolickiej myśli teologicznej. Do czasu wyboru na papieża, Ratzinger pozostawał najbardziej aktywnym publicystą gazety.

Kardynał i arcybiskup Monachium (1977 – 1982)

W marcu 1977r. został ustanowiony arcybiskupem Monachium i Fryzyngi. Za swoją biskupią dezwizę przyjął Cooperatores Veritatis, co oznacza „współpracownicy prawdy”, z 3. Listu św. Jana (3J: 8). Wybór komentuje w swojej autobiograficznej pracy „Kamienie milowe”.

Na konsystorzu w czerwcu 1977r. został mianowany kardynałem przez papieża Pawła VI. W chwili konklawe w 2005r. był jednym z czternastu żyjących kardynałów mianowanych przez Pawała VI i jednym z trzech poniżej wieku 80 lat, jednak w konklawe wzięli udział tylko on i William Wakefield Baum.

Prefekt Kongregacji Nauki Wiary (1981 – 2005)

25 listopada 1981r. papież Jan Paweł II mianował Ratzingera prefektem Kongregacji Nauki Wiary, dawniej zwanej świętą, mającą swe źródła w inkwizycji. Tym samym na początku 1982r. zrzekł się stanowiska w Monachium. Został podniesiony do funkcji kardynała biskupa Velletri-Segni w kolegium kardynalskim w roku 1993, w 1998r. został wicedziekanem, a w 2002r. dziekanem kolegium.

Na tym stanowisku Ratzinger pełnił tradycyjną, konserwatywną rolę, broniąc i potwierdzając oficjalną doktrynę Kościoła, na takie tematy jak: planowanie poczęć, homoseksualizm i dialog między religiami. Podczas jego prefektury, Kongregacja powzięła kroki mających na celu zdyscyplinowanie teologów głoszących liberalne poglądy w Ameryce Łacińskiej w latach ’80.

8 kwietnia 2005r. o godzinie 10, kardynał Jospeh Ratzinger rozpoczął mszę żałobną za duszę Jana Pawła II. Był to jeden z największych pogrzebów w dziejach świata (do Rzymu przybyło 4 królów, 5 królowych, ponad 70 prezydentów i premierów oraz 2 miliony wiernych). Milion wiernych na pl. św. Piotra i w bocznych uliczkach żegnał Jana Pawła II. Na słowa kardynała Josepha Ratzingera „Nasz ukochany Papież stoi teraz w oknie domu Ojca, widzi nas i nam błogosławi. Tak, pobłogosław nam Ojcze Święty.”, wierni odpowiedzieli gromkim „Santo! Santo!” (Święty! Święty!) oraz „Subito Santo!” (Święty natychmiast!). Kluczem homilii kard. Josepha Ratzingera o życiu zmarłego papieża był biblijny cytat: „Pójdź za mną”. Mówił o wędrówce Karola Wojtyły za Bogiem przez całe jego życie. W sumie mszę koncelebrowało 140 kardynałów i patriarchów unickich kościołów wschodnich.

Papiestwo (od 2005)
Papież Benedykt XVI

2 stycznia 2005, magazyn Time cytował anonimowe, watykańskie źródło, które twierdziło, że Ratzinger jest pierwszy do zajęcia miejsca Jana Pawła II po jego śmierci, lub gdy będzie zbyt chory, by przewodzić Kościołowi. Po śmierci Jana Pawła II, dziennik Financial Times napisał że Ratzinger jest liderem wśród kandydatów na nowego papieża, ale dawał także duże szanse rywalom z liberalnego skrzydła Kościoła. W kwietniu 2005r., przed wyborem papieża, Time opublikował listę stu najbardziej wpływowych ludzi świata, wśród których znalazł się Ratzinger. Jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary mówił, że chciałby wrócić na wieś do Bawarii i poświęcić się pisaniu książek, jednak przed śmiercią Jana Pawła II, powiedział do przyjaciół, że „jest gotowy na przyjęcie obowiązku jakie (ewentualnie) umieści na nim Bóg”.

Chociaż jego wybór był uważany za najbardziej prawdopodobny przez media na świecie, niektórzy utrzymywali, że jego elekcja jest zbyt oczekiwana aby ziściła się. Wybory zarówno Jana Pawła II, jak i jego poprzednika Jana Pawła I, były raczej niespodziewane. Dla tego dla niektórych wybór Ratzingera na papieża był lekkim zaskoczeniem.

19 kwietnia 2005r. kardynał Ratzinger został wybrany następcą Jana Pawła II w drugim dniu konklawe, po czterech głosowaniach. 19 kwietnia jest także datą śmierci (i końca pontyfikatu) innego papieża, Leona IX, najważniejszego niemieckiego papieża średniowiecza, który zapoczątkował reformę odnowy moralnej Kościoła.

Kardynał Ratzinger miał nadzieję przed konklawe, że odejdzie w pokoju, powiedział: „Podczas konklawe modliłem się do Boga, żeby mnie nie wybrano. Tym razem jednak Bóg wyraźnie mnie nie posłuchał.”

Przed pojawieniem się na balkonie bazyliki św. Piotra, papieżem ogłosił go kardynał Jorge Arturo Medina Estévez (prodziekan kolegium kardynałów). Kardynał po tradycyjnym łacińskim Habemus papam, zwrócił się do tłumu słowami „drodzy bracia i siostry” w językach: włoskim, hiszpańskim, francuskim, niemieckim i angielskim, przerywanymi przez owacje międzynarodowego tłumu po słowach w każdym z tych języków. Na balkonie pierwszymi słowami, wygłoszonymi w języku włoskim, nowego papieża, przed tradycyjnym błogosławieństwem Urbi et Orbi, były:

„Umiłowani bracia i siostry. Po wielkim papieżu Janie Pawle II kardynałowie wybrali mnie – prostego, skromnego pracownika winnicy Pana. Pocieszam się faktem, że Pan potrafi się posługiwać niedoskonałymi narzędziami i działać przy ich pomocy, a przede wszystkim zawierzam się waszym modlitwom. W radości Pana zmartwychwstałego, ufni w Jego stałą pomoc, idziemy przed siebie. Pan nam pomoże, a Maryja, Jego Najświętsza Matka, stoi u naszego boku. Dziękuję.”

Po tym pobłogosławił ludzi zebranych na placu przed bazyliką.

24 kwietnia 2005r. papież Benedykt XVI odprawił mszę świętą inaugurującą jego pontyfikat. Otrzymał także insygnia władzy papieskiej – paliusz oraz pierścień świętego Piotra stając się 256. papieżem (wg Watykanu). 7 maja odbył ingres do swojej katedry – bazyliki laterańskiej.

Wybór imienia Benedykt (łac. błogosławiony) jest istotny. Benedykt XVI użył go po raz pierwszy podczas audiencji generalnej na placu św. Piotra.

 

Polska neo – kolonią

– Pakiet klimatyczny jest korzystny dla zachodu Europy, który kombinuje, by eksploatować kraje Europy Środkowej. To mają być neo-kolonie. Temu służy likwidacja polskich banków, ciężkiego przemysłu i handlu – z profesorem Witoldem Kieżunem rozmawia Krzysztof Świątek

– Głosi Pan pogląd, że Polska podlega rekolonizacji. Na czym ona polega, kto realizuje tę koncepcję i jakie będą jej skutki?

– Problem rekolonizacji znam o tyle dobrze, że przez 10 lat prowadziłem jeden z największych programów ONZ modernizacji krajów Afryki Centralnej. I miałem możliwość zorientowania się jak wygląda polityka wielkiego kapitału w stosunku do dawnych krajów kolonialnych. Kiedy stawały się wolne, z reguły odzyskiwały dostęp do źródeł surowców, a także przedsiębiorstw znajdujących się wcześniej w rękach kolonizatorów. W II połowie lat 80. rozpoczęła się olbrzymia akcja rekolonizacji. Kapitał międzynarodowy „oświadczył” mieszkańcom Afryki: macie niepodległość, swoje państwa, natomiast my wykupimy wasze przedsiębiorstwa, głównie zajmujące się eksploatacją złóż minerałów, ale także uprawą kawy, herbaty czy egzotycznych owoców. Wy będziecie prowadzić małe i średnie firmy, pracować na roli i oczywiście kupować nasze towary, bo sami, niewiele produkując, zostaniecie zmuszeni do importu.

Na przełomie lat 70 i 80. rozpoczyna się rewolucja informatyczna. Pojawia się możliwość tworzenia potężnych imperiów gospodarczych, które zyskują szansę oddziaływania na cały świat. To stworzyło kapitalną okazję do rekolonizacji. Jedna grupa kapitałowa mogła przejąć np. kopalnie w Kongo, Rwandzie i Ugandzie. Przerażająca stopa korupcji w Afryce ułatwiała niezwykle tani zakup. Ta akcja, akceptowana przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy, niesłychanie się rozwinęła.

– Skutki polityki wielkiego kapitału widział Pan w Rwandzie.

– Znam podłoże konfliktu rwandyjskiego. W moim projekcie pracowało 56 osób, w tym 45 Murzynów, z których tylko dwóch przeżyło. Resztę zamordowano. Cały konflikt był olbrzymią akcją kapitału amerykańskiego. Kiedy na początku lat 60. Rwanda i Burundi odzyskały niepodległość, władzę opanowali Tutsi. Później w Rwandzie doszło do rewolucji i władzę przejęli Hutu, a większość Tutsi uciekła do Ugandy. Okazało się, że uciekinierzy z Rwandy reprezentowali wyższy poziom, niż ludność miejscowa, opanowali więc władzę w wojsku. I wtedy doszło do porozumienia z amerykańskim kapitałem zbrojeniowym – dacie nam na kredyt broń, a my uderzymy na Rwandę, a potem przez Burundi dojdziemy do Zairu, który jest najbogatszym krajem zasobnym w minerały, diamenty i uran. Zair był wtedy opanowany przez kapitał belgijski i francuski, a chciał tam wejść kapitał amerykański. Wszystko rozgrywało się na moich oczach. Amerykanie przekazali sprzęt do Ugandy i ta rozpoczęła wojnę. Rwanda miała gorsze uzbrojenie radzieckie. Ewakuowano mnie w momencie, kiedy mój zastępca został zamordowany, a armia ugandyjska była 20 km od stolicy Rwandy. Hutu, w odwecie zaczęli mordować miejscowych Tutsi. Tutsi z Ugandy zdobyli Rwandę, przeszli pokojowo przez Burundi – cały czas opanowane przez Tutsi – i ruszyli na Zair. W tym kraju wymordowano 500-600 tys. ludzi i region został opanowany przez kapitał amerykański i brytyjski. Dziś kontroluje on całą Afrykę centralną.

– W jaki sposób przeniesiono pomysł na rekolonizację Afryki tak, by objęła naszą część Europy?

– Sytuacja Afryki była interesująca ze względu na surowce, ale przedstawiciele kapitału światowego zdawali sobie sprawę, że tam robotnik, a nawet inżynier jest słabo wykwalifikowany. Kocham Murzynów, są sympatyczni, mili, ale mają jedną wadę – brakuje im zmysłu do systematycznej pracy. Kultura afrykańska zrodziła się nie z pracy, a z zabawy. W Burundi są np. lasy bananów, z których można zrobić zupę, piwo czy chleb. Jeszcze w latach 30. po ulicach Bużumbury biegały daniele, wystarczyło z łuku strzelić, nie trzeba było pracować. Mieszkańcy wyżywali się w zabawie i to zostało do dziś. Uroczystości zaręczyn i ślubu trwają wiele dni.

Tymczasem Polska dysponowała kadrą wykwalifikowanych inżynierów i robotników. Wedle źródeł amerykańskich, w 1980 roku znajdowała się na 12. miejscu jeśli chodzi o wielkość produkcji. Pojawia się więc kolejna fantastyczna okazja dla światowego kapitału zdobycia atrakcyjnego rynku. I rusza George Soros. To jeden z 10 najbogatszych ludzi na świecie, dorobił się na spekulacjach giełdowych.

Polska jest otwartym krajem, w którym znaczna część młodszej kadry przywódczej przebywała w USA na stypendiach. Jest wielu Cimoszewiczów, Kwaśniewskich, Rosatich, Balcerowiczów. Leszek Balcerowicz uzyskał tytuł MBA na Saint John’s University. Decyzja – zaczynamy w Polsce. Wielki reprezentant światowego kapitału George Soros przyjeżdża w maju ’88. Spotyka się z Rakowskim i Jaruzelskim. Natychmiast tworzy za miliony Fundację Batorego stawiając jako cele: otwarte społeczeństwo i otwarty rynek. Niedługo później NBP tworzy 9 banków komercyjnych z partyjnym kierownictwem. Zaczyna się I etap tworzenia tzw. przedsiębiorstw nomenklaturowych. Soros opracowuje program w oparciu o tzw. konsensus waszyngtoński. Zakłada on otwarcie granic, możliwość dużego importu i jak najdalej idącą prywatyzację. Bazuje na koncepcji neoliberalizmu Miltona Friedmana, absolutyzującą wolny rynek, w której państwo nie ma nic do gadania. Soros sprowadza Sachsa, który jest finansowany przez Fundację Batorego.

– Sachs spotyka się ze strategami Solidarności.

– W maju ’89 roku idzie do Geremka. Geremek przyznaje, że nie ma zielonego pojęcia o ekonomii. Jadą do Kuronia na Żoliborz. Kuroń nie zna angielskiego, więc zapraszają Liptona, który pracuje w Międzynarodowym Funduszu Walutowym, a jednocześnie w redakcji „Gazety Wyborczej”. Kuroń powtarza, że wszystko na pewno wyjdzie i poleca Sachsowi opracowanie programu. Jadą do „Gazety Wyborczej”, gdzie jest komputer i do rana Lipton z Sachsem opracowują program. Biegną do Michnika, który też wyznaje, że nie ma zielonego pojęcia o ekonomii. Ale decyduje się napisać artykuł: „Wasz prezydent, nasz premier” i zobowiązać rząd do realizacji programu. Nie odkrywam niczego nowego. Wszystko jest w książce Jeffreya Sachsa: „Koniec z nędzą. Zadanie dla naszego pokolenia”. Później Sachs spotyka się z OKP w sejmie…

– …większość posłów też nie ma wiedzy ekonomicznej…

– Aleksander Małachowski przyznał później: „Byliśmy jak barany”. Powstaje pytanie: kto ma realizować tę koncepcję? Jako pierwszy brany jest pod uwagę Trzeciakowski, który odmawia. Nie zgadzają się także Józefiak i Szymański. Wtedy Stefan Bratkowski stawia moją kandydaturę. Ja jestem w Burundi, gdzie nie ma ambasady, dlatego dzwoni ambasador z Kenii, ale nie umie sprecyzować o jaką propozycję chodzi. Brakowało mi roku do zakończenia realizacji 10-letniego programu, stąd odmawiam. Wtedy Kuczyński ni stąd, ni zowąd łapie Balcerowicza. Co ciekawe, Balcerowicz robi doktorat w ’75 roku, a w ’89 nie ma jeszcze habilitacji. Kiedy pracowałem w Wydziale Zarządzania UW to nasi adiunkci musieli w ciągu pięciu lat zrobić habilitację. W przeciwnym razie byli zwalniani. Sprawa druga – Balcerowicz nie brał udziału w pracach Okrągłego Stołu. Po trzecie – nigdy w życiu niczym nie kierował. Dobór więc bardzo dyskusyjny. W tym czasie OKP tworzy komisję do stworzenia programu gospodarczego pod przewodnictwem prof. Janusza Beksiaka. I wtedy Mazowiecki stawia sprawę na ostrzu noża – albo oni, albo my. Zostaje Balcerowicz.

– Dlaczego inni nie chcieli jej realizować?

– Bo poza zdławieniem inflacji, skutkowała zniszczeniem państwowych przedsiębiorstw, likwidacją PGR-ów, masowym bezrobociem, a jednocześnie zalewem importu – importowaliśmy wówczas nawet spinki do włosów i makulaturę. Przyjeżdżam wtedy do Polski i widzę mleko francuskie na półkach. Kuzynka mówi mi, że jest propaganda, by nie kupować polskiego mleka, bo rzekomo butelki myje się proszkiem IXI. Pytam o „Mazowszankę”, którą zawsze lubiłem. Okazuje się, że nie ma. Można za to nabyć niemieckie wody mineralne. Chcę kupić krem do golenia Polleny. A trzeba pamiętać, że Szwedzi specjalnie przyjeżdżali do Polski po wódkę i polskie kosmetyki. Polleny też nie ma, jest Colgate. W końcu ekspedientka znajduje Pollenę w magazynie. Widzę, że jest trzy razy tańsza. Kobieta tłumaczy, że bardziej opłaca jej się sprzedawać droższy towar, więc polskiego nie wystawia. Krótko mówiąc, rozpoczyna się świadoma likwidacja konkurencji. Siemens kupuje polski ZWUT, który dysponuje wówczas monopolem na telefony w Związku Radzieckim. Niemcy dają pracownikom dziewięciomiesięczną odprawę. Wszyscy są zadowoleni. Po czym burzą budynek, całą aparaturę przenoszą do Niemiec i przejmują wszystkie relacje z Rosją. Likwiduje się „Kasprzaka”, produkcję układów scalonych, diod, tranzystorów, a nawet naszego wynalazku, niebieskiego lasera. Wykupuje się polskie cementownie, cukrownie, zakłady przemysłu bawełnianego, świetną wytwórnię papieru w Kwidzyniu. A my uzyskane pieniądze „przejadamy”.

– Największy skandal to jednak sprawa Narodowych Funduszy Inwestycyjnych.

– Kupiłem wtedy świadectwo NFI za 20 zł, wychodzę z banku i zatrzymuje mnie mężczyzna oferując za nie 140 zł. Okazało się, że posiadacz 35 proc. akcji miał prawo do podejmowania decyzji sprzedaży. NFI tworzyło ponad 500 najlepszych przedsiębiorstw. Wszystkie upadły albo zostały za grosze sprzedane. I potem te świadectwa były po 5 zł. Toczyły się procesy, m. in. Janusza Lewandowskiego, zakończony w zeszłym roku uniewinnieniem. Wszyscy porobili kariery, a Balcerowicz dostał Order Orła Białego i był kandydatem do Nagrody Nobla. To nie do wiary!

– Polska oddała banki, a sektor energetyczny przejmują firmy narodowe innych państw, np. szwedzki Vatenfall.

– Wcześniej TP SA przejął państwowy France Telecom. Podobnie działo się w Afryce. Wszystkie towary eksportowane z Europy albo Ameryki były bez porównania droższe. Kupiłem w Afryce volkswagena za 15 tys. dolarów, przyjechałem do Berlina, patrzę – kosztuje tylko 8 tys. Teraz także ceny artykułów przemysłowych są w Polsce dużo wyższe, zaś płace nieporównywalnie niższe. Na tym polega interes firm zagranicznych. Gdyby płace, żądaniem związków zawodowych, doprowadzono do poziomu wynagrodzeń za granicą, to koncerny przeniosłyby się do Rumunii, Bułgarii, na Białoruś, do Chin, a nawet do Afryki. Przecież Ford zlikwidował fabrykę pod Warszawą i otworzył ją w St. Petersburgu.

– Czy podobnie rekolonizowano inne kraje, które wychodziły z komunizmu?

– Tak, tę koncepcję zrealizowano w całej Europie Środkowej.

– Jak ocenia Pan aktualną sytuację Polski?

– Jest tragiczna. Suma długu państwa i długu prywatnego przekracza poziom dochodu narodowego. A dług rośnie, bo całe te 20 lat mamy ujemny bilans w handlu zagranicznym. Żyjemy wedle filozofii sformułowanej przez premiera Tuska – „tu i teraz”. Nie ma żadnego planu strategicznego.

– Czy limity emisji Co2 to pomysł na doprowadzenie do upadku polskiego przemysłu?

– Pakiet klimatyczny jest korzystny dla zachodu Europy, który kombinuje, by eksploatować kraje Europy Środkowej. To mają być neo-kolonie. Temu służy likwidacja polskich banków, ciężkiego przemysłu i handlu. To są ostatnie lata polskiego handlu. Tylko w tym roku Carrefour i Biedronka zamierzają otworzyć paręset nowych placówek.

– Czyli Polacy nie mają być właścicielami dużych firm?

– Taki jest cel. Polsce grozi poważny kryzys finansowy. Zagrożony jest system ubezpieczeń społecznych. Jak można było stworzyć OFE – kilkanaście zagranicznych firm, które biorą po 7,5 proc. prowizji? Należało powołać jedno polskie towarzystwo emerytalne, które tworzy fundusz inwestujący tylko w budowę wieżowców, duże przedsiębiorstwa i na tym zarabia. Tak jak ONZ, którego fundusz emerytalny jest właścicielem wieżowców w Nowym Jorku, których wartość idzie co roku w górę. Ale zagranicznym firmom ubezpieczeniowym dawać takie zarobki?!

– Dlaczego Niemcy zdecydowali się otworzyć swój rynek pracy?

– Jest zapotrzebowanie na konkretne zawody, m. in. informatyków, lekarzy oraz osoby do opieki nad ludźmi starszymi. Zarazem Niemcy prowadzą konsekwentną politykę. W latach 70. wyemigrowało paręset tysięcy Polaków, którzy mieli rodziny w Niemczech. Oni się zgermanizowali. Także część mieszkańców Dolnego Śląska ma już obywatelstwo niemieckie i praktycznie tylko wakacje spędza w Polsce, a pracuje w Niemczech. Zakładamy, że po 1 maja wyjedzie kolejne 400 tys. Polaków.

– Za granicą pracuje już 1,5 mln Polaków. Jakie będą konsekwencje masowej emigracji zarobkowej?

– Tragiczne. Zabraknie nam specjalistów i robotników wykwalifikowanych, a to ograniczy możliwości rozwoju. Najzdolniejsi wyjeżdżają i tylko niewielki procent z nich wróci. W tej chwili przysyłają jeszcze pieniądze do Polski, ale to się skończy, kiedy ściągną rodziny. A przecież wymieramy jako naród, bo statystyczna Polka rodzi 1,23 dziecka. W rekordowym tempie rośnie mocarstwowość i rola Niemiec, które już są 4. potęgą świata i ściągają najlepszych specjalistów, również z Polski.

Program Solidarności sformułowany na I zjeździe w Oliwie to była koncepcja samorządności – tworzenia samorządów przedsiębiorstw i samorządów zawodowych. Po ’89 roku udało się utworzyć 1500 spółek pracowniczych, które dziś świetnie prosperują. Ale na poziomie państwa projekt „S” odrzucono.

Prof. Witold Kieżun – teoretyk zarządzania, uczeń Tadeusza Kotarbińskiego, wykłada w Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie; był żołnierzem AK i powstańcem warszawskim.

___________________________________________________________________________________________________________________________________Julien Bryan: Gdyby Spartanie odżyli, to przed wami, Polacy, pochyliliby czoła

Nieopowiedziana historia, Alina Czerniakowska, reżyser filmowy

Na początku lat 90. w Londynie jeden z szefów Działu Film. BBC powiedział do mnie: – Gdybyśmy mieli taką historię jak Polska, zarobilibyśmy krocie, a cały świat by o nas wiedział. Dlaczego nie potraficie promować własnego kraju?

> To był początek wolnej Polski. Wtedy myślałam, że teraz dopiero jest szansa, aby wyciągać na światło dzienne skrywaną historię Polski, mówić światu głośno o wspaniałych dokonaniach Polski i Polaków. Miałam nadzieję, że reżyserzy filmów fabularnych, twórcy filmów dokumentalnych będą „bić się” o kolejne polskie tematy z historii XX wieku. Chodziło przecież o wydarzenia niezwykłe, nazywane czasami cudem, które były udziałem naszych dziadów, ojców.

Bitwa o prawdę

Polska powróciła na mapę Europy i świata po 123 latach niewoli i zaraz potrafiła zebrać siły, toczyć boje o granice, o powrót na nasze pradawne ziemie. W 1920 roku w „osiemnastej decydującej bitwie świata” osamotniona stawiła czoła bolszewizmowi, złu. Obroniła Europę i świat, ale już niecałe 20 lat później, w 1939 r., została zdradzona i samotnie walczyła z hitlerowskimi Niemcami – najdłużej ze wszystkich państw.

Jakże filmowe są walki, zachowania Polaków w czasie całej okupacji! Bili się przecież „za wolność naszą i waszą” w najdalszych zakątkach świata. Ale wciąż brakuje dobrych, prawdziwych filmów o Tobruku, Monte Cassino, I Dywizji Pancernej generała Stanisława Maczka, obronie Anglii przez polskich lotników. Nie ma filmów o setkach tysięcy Polaków wywożonych w głąb Rosji zaraz po 17 września 1939 roku. Całe rodziny wyrzucano nocą z ich własnych domów, ziemi, w bydlęcych wagonach – sponiewierani, odarci z godności, rzuceni na pastwę losu w śniegi, mrozy Sybiru, usłyszeli od najeźdźcy: „My was tu priwiezli, sztob wy podochli”. Ale nasi przodkowie nie dali się zgnieść – „Przez Sybir, przez piaski pustyni/ Pod Monte Cassino/ Przysięgam – ty Polsko nie zginiesz…”. Co wiedzą współcześni Europejczycy o 17 września, dacie haniebnej dla obu sojuszników – Niemiec i Związku Sowieckiego? A kto dziś na świecie chce mówić o waleczności, niewiarygodnie bohaterskich dokonaniach polskiego żołnierza Września 1939 roku? Co wiedzą młodzi Niemcy o swoich przodkach, którzy napadli na Polskę, mordowali ludność cywilną, dzieci, matki? Czy mają świadomość zbrodni na Narodzie Polskim?

A na koniec w 1944 r. świat osłupiał i bezradnie rozłożył ręce. Warszawa walczy! Jej najlepsi synowie, chłopcy i dziewczęta, dzieci, wszyscy dają przykład niewiarygodnego bohaterstwa. 63 dni! Przecież o każdym dniu, o każdym warszawskim kamieniu, każdym powstańcu można pisać książki, robić filmy i z dumą mówić światu o Polsce. Ale kogo to dzisiaj w Polsce obchodzi, kogo interesuje prawda, „niewygodna, niezabawna, niemodna”? Jeśli już powstają filmy, to na ogół słabe, nieczytelne dla światowego widza.

Dla obecnych pokoleń żyjących w Europie są to tematy w ogóle nieznane. Dla nich Polska to wizerunek zachowania obecnych polityków i określenia zaczerpnięte z prasy i mediów liberalnych. Profesor Józef Garliński, historyk, żyjący od wojny w Londynie, wykładowca renomowanych uczelni na świecie, powiedział w wywiadzie do mojego filmu „Myśli o Polsce”: „Polska musi się bić o swoją prawdę, należne miejsce na świecie. To najtrudniejsza walka do wygrania, trudniejsza niż orężna, bo trzeba mieć środki przekazu, prasę, film, historyków i prawników, działających w imieniu polskiej racji stanu”.

Gdzie się podziała polska duma

W Polsce jakoś dziwnie wstydzimy się być dumni z naszej niezwykłej historii, z naszych przodków. Żal, że muszą nas w tym wyręczać obcy autorzy – pisarze, reżyserzy.

18 sierpnia 2009 r. pierwszy program niemieckiej telewizji publicznej w najlepszym czasie antenowym wyemitował film w reżyserii

Knuta Weinricha pt. „Der berfall. Deutschlands Krieg gegen Polen”. Większość zwykłych obywateli Republiki Federalnej Niemiec niewiele wie o pierwszych tygodniach II wojny światowej i o fali przemocy, która przetoczyła się wówczas przez Polskę. Wspomnianego wieczoru milionowa widownia w Niemczech dowiedziała się, że żołnierze Wehrmachtu w czasie napaści na Polskę w 1939 r. we wrześniu mordowali ludność cywilną – tysiące Polaków rozstrzeliwano, wysadzano w powietrze przy użyciu granatów ręcznych lub palono żywcem w ich własnych domach. Filmowi towarzyszy świetna książka „Najazd 1939. Niemcy przeciw Polsce” (wydana w 2011 r.), napisana przez młodego niemieckiego historyka Jochena Boehlera (ur. 1969) absolwenta uniwersytetu w Kolonii, wieloletniego pracownika naukowego Niemieckiego Instytutu Historycznego w Warszawi Inny młody historyk, tym razem francuski, Christian Ingrao (ur. 1972) napisał książkę pt. „Czarni myśliwi. Brygada Dirlewangera”. Zbrodniarze, recydywiści, którym Himmler zaproponował wolność w zamian za polowanie na ludzi na terenach okupowanych, rzuceni zostali do stłumienia Powstania Warszawskiego, dokonując rzezi na Woli, gwałtów, grabieży na taką skalę, że samo zwierzchnictwo SS wszczęło w tej sprawie dochodzenie. Dlaczego Polska o tym nie mówi światu, a nasze społeczeństwo też nic o tym nie wie?

Natomiast Matthew Parker, absolwent uniwersytetu w Oksfordzie, w pasjonującej książce „Monte Cassino – opowieść o najbardziej zaciętej bitwie II wojny światowej”, opisuje wysiłek wszystkich – od Kanadyjczyków, po Nowozelandczyków i Gurkhów, ale Polacy mają w tej historii miejsce szczególne. „Brytyjczyków przerażał zapał Polaków, zaciętość, niebywała zuchwałość i waleczność, ale też lekceważenie osobistego bezpieczeństwa. Byli dziwnymi żołnierzami, czystymi, bystrymi, pachnącymi perfumami. Palili papierosy w długich cygarnicach i zadali sobie trud perfekcyjnego opanowania włoskiego. Byli bardzo szarmanccy w stosunku do miejscowych kobiet i panny były wprost oczarowane tak uprzejmym traktowaniem. Mimo wyraźnej łagodności Polacy byli bardzo zacięci i odważni, co mieli udowodnić w ciągu kilku następnych tygodni…”. A w „Sprawie honoru”, książce napisanej przez amerykańskie małżeństwo – Lynne Olson i Stanleya Clouda, autorzy, opowiadając o polskich lotnikach, ich niespotykanej waleczności, wyszkoleniu, skuteczności w walce o Londyn, nie kryją podziwu: „O mój Boże, oni to zrobili, tego dokonali!”.

Przytaczam kilka ostatnich tytułów książek, od których trudno się oderwać, szczególnie polskiemu czytelnikowi, bo tam jest opisany kawał naszej historii, o której nie potrafimy sami mówić głośno światu. Dlaczego boimy się prawdy, boimy się być dumni z własnego Narodu? Ze strachu, żeby nie urazić „możnych tego świata”, „żeby nie powiedzieć za dużo” – jak to wyjaśnił mi jeden z polskich historyków. Cokolwiek by to znaczyło, faktem jest, że nie potrafimy walczyć o dobre imię Polski w świecie, nie reagujemy na fałszywe oskarżenia (no, czasami są jakieś małe sprostowania dla pozoru) i przyjmujemy pozycję „kozła ofiarnego”, bo „ktoś musi być winien”.

Rozmawiałam z młodą dziennikarką amerykańską polskiego pochodzenia, która przyjechała pierwszy raz do Polski, akurat na uroczystości rocznicy Powstania Warszawskiego. Była wzruszona, zadziwiona wszystkim, co zobaczyła w Warszawie, i w końcu przyznała: – W Stanach moje koleżanki, koledzy z uczelni mówili mi, że Polacy zabijali Żydów i teraz też są antysemitami, a zobaczyłam, że jest zupełnie inaczej, że to nieprawda.

Rozmawiałam o tym kiedyś z dr. hab. Zbigniewem Wolakiem, wielkim patriotą, żołnierzem Powstania Warszawskiego, Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, ekspertem ONZ w dziedzinie architektury. Zakończył swoją wypowiedź tak: – Dzisiaj w Polsce decydują ludzie, którzy nie kochają Polski. Sprzedają jej dobre imię, własność, niezależność za marne srebrniki… Ale przecież są polscy literaci, historycy, filmowcy. Nie potrafią czy nie chcą?

Julien Bryan, autor poruszających kronik filmowych, świadek walki Warszawy, Polski z dwoma wrogami, powiedział między innymi: – Gdyby Spartanie odżyli, to przed wami, Polacy, pochyliliby czoła.

 

Niemiec Dyrektorem Generalnym Lasów Państwowych?

Ministerstwo Środowiska opublikowało projekt założeń zmian ustawy o lasach po konsultacjach społecznych. Nadal podtrzymano propozycję dopuszczenie do Służby Leśnej, która ma do czynienia z informacjami stanowiącymi tajemnicę państwową. Tłumaczenie ministra, że to jest wymóg onijny jest blefem, bo Unia Europejska przewiduje ograniczenia dla obcokrajowców. Gdyby istniał zakaz zatrudniania w Lasach Państwowych obywateli innych państ, to byłaby to dyskryminacja, ale w służbie wyspecjalizowanej, jaką jest Służba Leśna mogą istnieć ograniczenia. W efekcie możemy się doczekać, że Lasami rządził będzie tytułowy Niemiec, a nawet Rosjanin. A może w tej zmianie o to chodzi?

Czytaj cały tekst „Projektu zalozen do ustawy o lasach z 18_01_2013r.”_pdf