maj 2025
P W Ś C P S N
 1234
567891011
12131415161718
19202122232425
262728293031  

Archiwa

Kategorie

Budynek Lasów Państwowych areną walki o niepodległość

36 lat temu, budynek Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Radomiu był główną areną tzw wydarzeń radomskich. 25 czerwca 1976 roku robotnicy radomskich zakładów przyszli pod Komitet Wojewódzki PZPR domagać się cofnięcia drastycznych podwyżek cen żywności i wolności wypowiedzi. Rok wcześniej przewodnia siła narodu, dla zajęcia atrakcyjnie położonego i reprezentacyjnego budynku, rozwiązała najstarszy w Polsce Okręgowy zarząd Lasów Państwowych w Radomiu, parcelując nadzorowane lasy pomiędzy zarządy lubelski, łódzki, krakowski i warszawski. 

Rankiem 25 czerwca 1976 roku, po ogłoszonych dzień wcześniej radykalnych podwyżkach jedzenia, radomscy robotnicy powiedzieli „nie” komunistycznej władzy. Zabito cztery osoby, a kilkaset zostało rannych. Jutro mija 36 rocznica tych wydarzeń. Odpowiedzialni za brutalną pacyfikację strajku nie zostali dotychczas ukarani, a 25 czerwca 2006 przedawniły się wszelkie zarzuty o „zbrodnię komunistyczną”.

24 czerwca 1976 w Sejmie premier Piotr Jaroszewicz przedstawił projektczłonka Rady Państwa posła Edwarda Babiucha przewidujący drastyczne podwyżki cen żywności: mięsa i wędlin średnio o 69% (lepszych gatunków nawet o 110%), masła i serów o 50%, cukru o 100%, ryżu o 150%, warzyw o 30%, które miały wejść w życie 3 dni później. Stało się to bezpośrednim pretekstem wystąpienia radomskich robotników przeciwko władzy.

Akcja protestacyjna rozpoczęła się od największego w Radomiu przedsiębiorstwa – Zakładów Metalowych „Łucznik”. Ok. 10.00 tłum spontanicznie skierował się pod siedzibę Komitetu Wojewódzkiego PZPR, przed budynkiem KW PZPR zebrało się ok. 4 tys. protestujących.

Władze planując podwyżki liczyły się z akcjami protestacyjnymi, dlatego też już od wiosny 1976 w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i sztabach wojewódzkich MO trwały przygotowania do stłumienia ewentualnych strajków. Typowano, iż zamieszki mogą wystąpić w Warszawie, Gdańsku, Szczecinie, Krakowie oraz na Śląsku. Plany te nie uwzględniały Radomia, do którego 25 czerwca 1976 skierowano jedynie 75 funkcjonariuszy ZOMO.

Wiceminister spraw wewnętrznych generał Bogusław Stachura, szef operacji Lato 76 rozkazał przerzucić do Radomia pododdziały ZOMO z Lublina, Łodzi, Warszawy i Kielc.

Po kilku godzinach, tłum zniecierpliwiony brakiem jakiejkolwiek reakcji władz wojewódzkich wtargnął do gmachu komitetu. Najpierw protestujący dotarli do bufetu, skąd przez okna rozpoczęli wyrzucać m.in. puszki z szynką. Następnie rozpoczęto demolowanie budynku. Z gabinetów wyrzucono portrety Lenina, z masztu na dachu ściągnięto czerwoną flagę i powieszono w jej miejscu flagę państwową. Następnie budynek podpalono, jednocześnie barykadując znajdujące się przed nim skrzyżowanie ulic, by uniemożliwić jego gaszenie jednostkom straży pożarnej.

Ok. godz. 16.20 nastąpiło największe natężenie walk i demonstracji, w których udział brało już ok. 20 tysięcy osób.

Łącznie do spacyfikowania demonstracji i zamieszek skierowano 1543 funkcjonariuszy. Milicja i ZOMO przeprowadziły masowe aresztowania zarówno demonstrantów jak i przygodnych osób, którym zarzucano uczestnictwo w niszczeniu mienia. Zdarzały się również przypadki wyciągania ludzi z domów. Zatrzymanych brutalnie bito i kopano przeprowadzając przez tzw. „ścieżki zdrowia„.

W trakcie walk ulicznych zginęły 2 osoby: Jan Łabęcki i Tadeusz Ząbecki przygnieceni przez przyczepę ciągnika z betonowymi płytami, którą próbowali zepchnąć w kierunku nadciągających oddziałów ZOMO. Trzecią ofiarą śmiertelną związaną pośrednio z wydarzeniami był 27-letni Jan Brożyna, do którego śmierci 30 czerwca 1976 r. przyczyniło się pobicie przez milicjantów dzień wcześniej. Śmiertelną ofiarą represji po wydarzeniach radomskich, był również ks. Roman Kotlarz.

26 czerwca władze rozpoczęły w mediach, na stadionach i placach szeroko zakrojoną kampanię propagandową, która miała na celu potępienie i zdyskredytowanie protestujących, których nazwano „radomskimi warchołami”.

Pacyfikacja demonstracji w Radomiu oraz odbywających się jednocześnie akcji w Ursusie i Płocku spowodowały mobilizację na większą skalę środowisk opozycyjnych oraz po raz pierwszy wspólnych działań środowisk robotniczych i inteligenckich. Pomoc materialna, prawna i medyczna dla ofiar represji i ich rodzin oraz zbiorowe i indywidualne listy protestacyjne zaowocowały powstaniem niecałe 3 miesiące później Komitetu Obrony Robotników. 

Dotychczas zarzuty z tytułu bezprawnego pozbawienia wolności i sprawstwa kierowniczego podczas wydarzeń radomskich postawiono 4 byłym funkcjonariuszom MO, SB i Służby Więziennej. W sierpniu 2002 dwaj z nich zostali uniewinnieni, a w stosunku do dwóch pozostałych sąd umorzył postępowanie z powodu przedawnienia.

25 czerwca 2006 przedawniły się zarzuty o zbrodnię komunistyczną.

źródło: niezalezna.pl

Małgorzata Todd – Zosia konfiturek nie jadła

Szanowni Państwo!

Jeśli nie w każdej, to prawie w każdej rodzinie jest jakieś powiedzonko zrozumiałe tylko dla jej członków. Babcia Zosia, której nigdy nie poznałam, zasłynęła jako bohaterka takiej oto opowieści. Kiedy rodzice wychodzili z domu, a było to w jej wczesnym dzieciństwie, zakradała się wraz z nieco starszą siostrą do kredensu wbrew surowym zakazom. Kiedy rodzice wracali, biegła im na spotkanie z okrzykiem „Zosia konfiturek nie jadła”.

Przypomniała mi się ta opowieść w związku z wystąpieniem p. Nałęcza, który z uśmiechem chytrego dziecka, poświadczającego nieprawdę tłumaczył przyczyny śmierci generała Petelickiego. Nie miał oczywiście najmniejszych wątpliwości, że to było samobójstwo. Jako człowiek dobrze poinformowany i dyskretny zarazem, dawał tylko do zrozumienia, że ma oczywiście niezbite dowody, których prokuratura dopiero szuka.

Przyznam, że co do przyczyn śmierci Andrzeja Leppera miałam wątpliwości. Dopiero uzasadnienie decyzji prokuratury umarzające postępowanie w sprawie ewentualnego udziału osób trzecich dało mi do myślenia. Jest po prostu kuriozalnie nawet dla przeciętnego czytelnika kryminałów. Na sznurze nie znaleziono śladów DNA osób trzecich! I już. No, chyba morderców stać było na rękawiczki!?

A może prokuratorem prowadzącym wszystkie sprawy „seryjnego samobójcy” jest jakaś mała Zosia?

Nagroda Nobla

Szanowni Państwo!

Nienawiść, podobnie jak roślina, żeby zakwitła i wydała owoce, powinna dobrze być zakorzeniona w glebie. Lenin taką glebę stworzył z niedostatku biedaków, którym wskazał burżujów, jako przyczynę ich cierpień. Hitler za całe zło obarczył Żydów. Na takich glebach nienawiść mogła się rozwijać znakomicie.

W XXI wieku okazało się, że pomidory można uprawiać bez gleby, podobnie jak nienawiść. Tu prekursorem niewątpliwie jest Tusk. Jego ekipa uporczywie wmawiała Polakom, że powinni nienawidzić PiS-u, wcale nawet nie podając powodu. Sam fakt nienawiści do tej partii wystarczy, żeby poczuć się kimś lepszym. Znalazł się nawet fanatyczny wyznawca, który dopuścił się mordu na tle… No właśnie jak to nazwać? Ideowym? Nie. Po prostu politycznym.

Udało się wyhodować nienawiść w najczystszej postaci bez jakiegokolwiek podłoża. To zasługuje na Nagrodę Nobla. Tylko w jakiej dziedzinie? Nie pokojowej przecież. Chyba więc biologii?

Do następnej soboty. Pozdrawiam

Wasza ogrodniczka

Małgorzata Todd

www.mtodd.pl;

Dopóki piłka w grze …

I co teraz dalej…!.

Po tym co się stało, zaczynam się martwić o wszystkie telewizje, które hulają po naszych telewizorach. Najbardziej to martwię się o tą misyjną, czyli państwową, której dziennikarze już co najmniej rok przed rozpoczęcie akcji o kryptonimie EURO, najpierw uczyli, a potem -gdy stał się czerwiec – żądali by każdy prawdziwy Polak (nie znosi historii, tradycji małżeństwa, kościoła i religii) wysmarował sobie gębę farbami i trzymając chorągiewki we włosach bawił się w EURO. W taki sam sposób, albo może nawet jeszcze lepiej, działali dziennikarze w różnych TVN-nach i innych Polsatatach. Prawie każdy telewizor rozpoczynał wieczorne gadania do swych wyznawców od zdań, że już za rok, później że za pół roku. następnie, że za 3 miesiące, a na koniec wreszcie, że już za miesiąc będzie to EURO. Od maja liczono tylko w dniach, a od 8 czerwca wprowadzono inny nowy system rozliczania czasu 4-ro dniówki. Oprócz informacji nie ujawnianych, np ile razy Kuba B. lub .Robert L podchodzą do pisuaru – wiedziałem prawie wszystko o naszych piłkarzach, trenerach, asystentach trenerów. Każdego czerwcowego wieczoru o 18-tej, 19-tej czy 19.30 wiadomości rozpoczynały się od Euro, a informacje gospodarcze dozowano nam marginalnie z pewną nieśmiałością, jakby były one zupełnie nieważne. Gdy później przed informacjami o pogodzie pojawiali się w okienku dziennikarze od sportu na ich twarzach widać było wyraźne zażenowanie. Oni właściwie byli już zbędni. Oni nie mogli nas już niczym zadziwić i zaskoczyć. Bardzo też lubiłem rozmowy naszych fachowców przed rozpoczęciem lub w przerwie meczów. Oprócz świetnego Jacka Gmocha czy Włodzimierza Lubańskiego brali w nich udział faceci, którzy w piłce nie osiągnęli żadnego prawdziwie europejskiego sukcesu. Ale najbardziej zadziwiło mnie to, że oni zamiast wzorem ludzi popkultury przyjść do telewizora w dresie lub luzackim swetrze (a to przecież prawdziwie sportowe stroje) to poubierali się w markowe garnitury i krawaty. Z wielką uwagę patrzyłem jak pan Engel analizował wtedy wszelkie boiskowe sytuacje. Jak ten chłopina znał się na tym, jak on wszystko to wiedział i przewidział. Szkoda tylko, że nie znał się on tak dobrze na tych sytuacjach jak sam był trenerem kadry. Wydaje mi się, że w tym czasie każdy dziennikarz który ośmielił by się obwieścić, że 17 czerwca przegramy – następnego dnia został by – jak to się mówi – wylany na zbity pysk. Ale stało się. Pojechaliśmy więc sobie przez pewien czas na piłkarskim haju, ale co dalej. Bardzo boję się teraz o pracę tych dziennikarzy, co po pogodzie pokazywali nam się w okienku od sportu. Będzie mi bardzo brakowało okrzyków Pana Szpakowskiego, który w końcówce pożegnalnego meczu, w każdym kopnięciu piłki przez naszych wymęczonych chłopaków dopatrywał się początku cudu, ale zaraz potem asekurował się i histerycznie krzyczał do swego kolegi – czy to na pewno to… czy to na pewno to, gdy jednak do TEGO nie dochodziło, apelował – tak na wszelki wypadek – by wszyscy Polacy byli teraz razem i po meczu też. Bardzo ciekawe okrzyki wydobywali z siebie w radio redaktorzy Janisz i Zimoch. Ten ich cudowny „Gooooooooooooooooool” naprawdę intrygował. Nie mierzyłem, kto dłużej krzyczał, ale wskazuję na Zimocha, bo on siedział pod uszytą specjalnie dla niego najdłuższą flagą i mógł tam zasłabnąć. Chyba tak jak ci redaktorzy mogą tylko krzyczeć kobiety w czasie…no wiadomo w jakim czasie. Za tym od niedzieli w telewizorach smuta po Smudzie, a propagowany nachalnie radosny ubaw skończył się. Są jednak dwa osiągnięcia, które nie wszyscy dostrzegamy. Bracia słowianie pogodzili się na pewno z rzeczywistością przegranej i chyba nie będą się już tłuc między sobą po ogródkach kawiarnianych lub strefach kibica. Mamy też wreszcie prawdziwy, nie oszlifowany brylant, prawdziwy kawałek 24 karatowego złota. Nasz PREMIER jest niewątpliwie najlepszym piłkarzem pośród wszystkich premierów w Europie. I to jest to mistrzostwo, które mamy i z tego powinniśmy się cieszyć chociaż ten sukces przypomina mi trochę rozmowę między Generałem Wieniawą Długoszewskim a Fryderykiem Jarosym (znakomity konferansjer z kabaretu Qui Pro Quo ). Pan Generał po zakończonym kabarecie powiedział do Jarosego – jesteś pan teraz najlepszym szwoleżerem kabaretu Qui Pro Quo na co Jarosy, a pan generał jest największe Qui Pro Quo wśród szwoleżerów. Na koniec proponuje jednak kontynuację pewnych działań. Moim zdaniem przed naszą polską słonicą typującą wyniki meczów powinno się teraz ustawić przynajmniej 4 banany z napisami: 5-10 %, 20-30 %, 40-50% i 60-70 % Te napisy mogły by dotyczyć np, przypuszczalnych zysków jakie osiągniemy z gazu łupkowego lub z grafenu (taka substancja o grubości atomu, którą można rozsmarować na całe boisko piłkarskie ). Niech zwierzątko sobie polosuje – a Premier Pawlak niech wypowie się o tych wróżbach, chociaż jego wypowiedź jak każde objawienie powinna być przełożona na język bardziej zrozumiały.

Złośliwiec pospolity

PS. Zastanawiam się kto jest winien przegranej. Odpowiedź jest prosta. Temu wszystkiemu wini są dziennikarze ale przede wszystkim PIS, Kaczor i Tomaszewski. Dlaczego nie siedzieli oni razem obok Prezydenta i Prezesa Laty. Oni na pewno w tym czasie wbijali w ukryciu szpileczki w woskowe figurki zamawiając klęskę. Proponuję tu, by red M.O. wezwała do swojego telewizora (przepraszam zaprosiła) posłów Brudzińskiego i Błaszczaka i rozpytała ich na okoliczność miejsca pobytu Prezesa podczas gry naszej reprezentacji.

Za dużo lasów? – 3 letnie drzewka i 100 letnie drzewa niszczeją

Szanowni Redaktorzy Prawego Lasu !

Minął rok od wystąpienia silnego wiatru w czerwcu 2011r. Leśnicy zapomnieli o cennym powalonym drewnie. Tysiące metrów sześciennych drewna o wartości setek tysięcy złotych uległo zniszczeniu.  Skarb Państwa traci na niegospodarności. W załączeniu przykładowe zdjęcie z terenu Nadleśnictwa Nowogród Leśnictwa Wyk.

Innym przykładem wyjątkowego lekceważenia  i braku odpowiedzialności są wyrzucone sadzonki dębowe. Tysiące takich drzewek można zobaczyć w tym samym nadleśnictwie w Leśnictwie Morgowniki oddział 138, na terenie śródpolnej kępy lasu,  po prawej stronie drogi łączącej miejscowości Dobry Las i Morgowniki. Na uwagę zasługuje fakt, że zostały zakończone prace odnowieniowe i materiał sadzeniowy został rozliczony. Wszystko się zgadza. Wykonane też były kontrole odnowień i stosy pozostawionych drzewek, pomimo zalegania w pobliżu nadleśnictwa nie przeszkadzają kierownictwu. Czy powyższe sprawy nie kwalifikują się do zainteresowania tym prokuratury. (przykładowe zdjęcie w załączeniu)

Bardzo proszę o interwencję, sadzonki leżą w leśnictwie gdzie znajdują się w pobliżu dwie ścieżki edukacyjne.

Łączę wyrazy szacunku.

Nie róbmy polityki, haratajmy w gałę! – Witold Gadowski

Niedoinformowany Arystoteles twierdził, że polityka to SZTUKA rządzenia państwem, której celem jest DOBRO WSPÓLNE.

Niedoinformowany Arystoteles twierdził, że polityka to (podkreślam, bo ynteligą muszą wszystko mieć dużymi literami) SZTUKA rządzenia państwem, której celem jest (podkreślam znów) DOBRO WSPÓLNE.

Ze swego greckiego źródłosłowu polityka niesie w sobie jeszcze: poly – mnogość i polis – miasto, państwo.

Jeśli tak rozumiemy istotę zajęcia, które dziś w Polsce uprawiają ludzie mieniący się być politykami, szczególnie ci mieniący się być politykami partii rządzącej, to przyznam, że chyba nie bywaliśmy na tych samych zajęciach – szczególnie etyki, logiki i historii.

Kiedy przyglądam się otoczeniu pana Donalda Tuska, to znajduję tam szczególną zbieraninę ludzi. Celowo nie używam słów takich jak: partia, konfederacja, koalicja czy nawet gang, bowiem każde z nich zawiera domysł, że mamy do czynienia z ludźmi świadomymi tego co robią, co więcej – planującymi i kalkulującymi,  przynajmniej tak jak w cymbergaju, jeden ruch naprzód.

Tymczasem wokół pana Tuska, jego samego nie wyłączywszy, zgromadziła się kupa (w znaczeniu sienkiewiczowskim ad hoc skrzyknięta hałastra) cwaniaczków, tchórzy, kłamczuchów, defamatorów i trzęsiportków.

Wspólnie uznali, że na swojej łajbie jakoś przeżeglują przez trudniejszy czas, a potem sobie gdzieś znikną, zwieją… a poza tym, kto by  przejmował się jakimś „potem” skoro żyje się raz i na dodatek   teraz.

Tak więc kupa trzęsie się gdy kto mocniejszy pogrozi jej paluszkiem (pan Putin przykładowo lub pani Aniela Merkelowa – z Krakowa jestem to mi wolno, a Tuskowi Merkele nie straszne, wszak z Jackiem już nie raz sobie radził).

Członkowie kupy uprawiają wszystkie najstarsze zawody świata jeden jednak wyłączywszy – nie uprawiają polityki.

Polityka zakłada bowiem także, że przynajmniej jeden z grupie (gangu, mafii, partii, dywizji) wie o co chodzi. A tu tym, który sprawia wrażenie jakby przed chwilą wrócił z wczasów w Berdyczowie, jest właśnie naczelny kupy – jego ekscelencja Tusk Donald.

Jedyną strategią jaka pozostała kupie, gdy powoli opadają ostatnie maski, jest metoda przetrwania  do mistrzostwa opanowana przez muchy gnojarki – trzymajmy się kupy, kupy nikt nie ruszy.

Umościwszy swoje zady we wszelkich możliwych urzędach, chapiąc wszelkie możliwe frukta, kupa zrozumiała, że na tym wyczerpał się jej cały program działania, cała „polityka”, cała strategia.

Co gorsza pojęła także, że „głupi naród” wcale nie uwierzył w koniec polityki, w postbełkot idiotów, naród mimo wszystko nadal spodziewa się czegoś sensownego.

Kupa robi więc różne mądre miny, śmieszy, tumani, przestrasza, stwarza pozory, że jako jedyna posiadła patent na racjonalność, buduje pozory siły – wyciągając różne opatrzone gęby, aby robiły wrażenie, udowadniały, że po stronie kupy jest siła, większość i racja.

Przekupione doraźnymi interesami media i „autorytety” dzielnie sekundują kupie w jej coraz trudniejszej egzystencji. Bo też, w co trudno jeszcze dziś uwierzyć, tylko mozolne trwanie, podtrzymywana doraźnie egzystencja, jest w istocie planem kupy, planem politycznym, ratunkowym i egzystencjalnym ostatecznie.

Kupa nie ma ambicji kształtowania, sama zresztą jest amorficzna, gąbczasta i pozbawiona brzegów, kupa nie ma też ambicji zapisania się w pamięci, czy też zapisania się w ogóle.

Jak wiadomo scripta manent – a kupa wolałaby w przyszłości, bo w końcu ona kiedyś nastąpi, uniknąć spisanych świadectw i świadków oralnych, nie pozostawić zbyt wielu śladów.

Kupa posiada dziś przymioty pudrowanego syfilisu, jest gnilnym wykwitem wielu słabości polskiego ludu z początku XXI stulecia i jako taki ma spore zdolności trwania, nigdy jednak nie zmieni swojej struktury, nie nabędzie bardziej dalekosiężnych celów – kupa bowiem, to tylko kupa i jak mawiał mój krewki, wąsaty wuj: z gówna bicza nie ukręcisz!

Wybaczcie, że ja dziś tak kloacznie metaforze i stylem operuję niewysokim, ale jeśli coś jest blisko sedesu, to trudno wylewać na to flakony perfum Chanel nr. 5 i z lubością napełniać tym nozdrza.

Kupa postawiła więc na zdarzenia doraźne i na wykrzywianie ich optyki za pomocą władania toaletowymi lustrami (mowa o TVN i im podobnych).

Teraz kupa całkiem sprytnie wykoncypowała, to akurat było łatwe bo leżało w zasięgu przymiotów umysłowych jej członków, że należy lud zając grą dwudziestu dwóch niezbyt rozgarniętych facetów kopiących piłkę.

Gra jest na tyle populistyczna, mało rycerska i odpowiadająca zdolnościom percepcyjnym bekających piwem głąbów, że posiada ogromne zdolności odwracania uwagi od rzeczywistości.

Nie mam przyjemności bycia uwrażliwionym na haratanie gały. Nudzi mnie to i odstręcza – kiedy patrzę na te wyjące po stadionach hałastry i słucham ludzi, których te hałastry czczą, mam odruch wymiotny.

Idole bekających piwem oglądaczy znają po kilkadziesiąt słów, wykształciły własną kategorię dziennikarzy i jak się okazuje własną kategorię „polityków”.

Premier harata w gałę, ministrowie chcąc nie chcą, truchtają za nim – ot taki obyczaj kupy, coś w końcu, poza płytkim cwaniactwem, musi ich łączyć.

Pewnie gdyby Pan Premier na plakatach napisał: nie róbmy – polityki, haratajmy w gałę! – miałby jeszcze wyższe słupki poparcia i nie byłby takim hipokrytą jakim jest obecnie.

Przecież ten Piotruś Pan ma oczka tak rozbiegane jakby tylko czekał kiedy poleci z kumplami haratać i dadzą mu spokój z tymi innymi nudziarstwami

Opozycja szermuje wielkimi hasłami o zdradzie, zaprzedaniu, szkodliwości polityki uprawianej przez Donaldystów, a ja widzę tu tylko podstarzałego chłopczynę mającego w głowie jedynie haratanie w gałę i otaczającą go, coraz bardziej lepką, kupę.

Przepraszam jeśli popsułem Szanownemu Państwu apetyt przed kolacją.

Aha – niech ta hałastra pana Smudy wreszcie przestanie się puszyć i pokaże jaką drużynę wyhodował sobie naczelny Haratacz.

Podejrzewam bowiem, ze i to potrafił spartaczyć.

Tak więc trzy przegrane mecze i finito – już mnie skręca z rechotu jak wyobrażam sobie ton propagandy Donaldowej kupy, po sromotnej wtopie kopaczego manschaftu na Mistrzostwach Europy w harataniu.

Szloch będzie ogólnonarodowy i sponsorowany przez piwo Warka – tylko zamiast piwnego wykonania hymnu, jak kraj długi i szeroki niosło się będzie narodowe, piwne bekanie.

Ciekawe czy za to beknie także Donaldowa kupa?

Witold Gadowski

PUZP podpisany – stawka wyjściowa wzrasta

21 maja 2012 roku podpisany został Aneks do Ponadzakładowego Układu Zbiorowego Pracy podwyższający stawkę wyjściową o 70 zł do kwoty 1260 zł. Zastanawiający jest fakt, że Pani rzecznik prasowy Dyrektora Generalnego 8 dni po podpisaniu aneksu pisała do wszystkich pracowników, że Protokół dodatkowy jest jeszcze nie podpisany. Ciekawa sprawa?!

From: Anna Malinowska [mailto:[email protected]]
Sent: Tuesday, May 29, 2012 9:00 AM
To: [email protected]
Subject: ws. stawki wyjściowej

W związku z licznymi pytaniami dotyczącymi stawki wyjściowej, Dyrekcja Generalna Lasów Państwowych informuje, że w wyniku porozumienia Stron Ponadzakładowego Układu Zborowego Pracy dla Pracowników PGL LP, od dnia 1 kwietnia 2012 r. przyjęto ustalenie o wzroście stawki wyjściowej o kwotę 70 zł.

W związku z powyższym, został podpisany Protokół dodatkowy nr 19 do PUZP, który wprowadza nową wysokość stawki wyjściowej. Został on złożony w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej dn. 10 maja 2012 r. celem wpisania do rejestru. Zgodnie z art. 24111Kodeksu pracy, w związku z art. 2419, protokół dodatkowy do układu podlega rejestracji w ciągu trzech miesięcy od dnia złożenia wniosku w tej sprawie.

Zatem wdrożenie w życie nowej stawki wyjściowej nastąpi po zarejestrowaniu Protokołu dodatkowego nr 19 do PUZP przez organ uprawniony do rejestracji.

Pozdrawiam

Anna Malinowska

Rzecznik Prasowy

Lasów Państwowych

tel. 22 58 98 111

kom. 600-497-597

www.lasy.gov.pl

http://www.youtube.com/user/LasyPanstwowe

Czy prawdą jest, że w Lasach Państwowych istnieją dwory?

Najdawniejszy z polskich kronikarzy Gallus, opisując przybycie cesarza Ottona III do Gniezna, wysławiał wspaniałomyślność Bolesława Chrobrego i wspominał między innymi o różnobarwności szat i o łańcuchach złotych, niezmiernie ciężkich, jakimi błyszczały ustawione na rozległej równinie drużyny dworzan Wielkiego Piasta.

W trójstopniowej strukturze zarządzania lasami tj. Nadleśnictwa, RDLP i DGLP chyba można doszukać się obecnie podobieństwa do owych dawnych czasów?.

Otóż wg słowniczka staropolskiego urzędy dworskie (patrz 3-stopniowy system organizacji LP) stanowił sztab ludzi nazywanych wg zajmowanych stanowisk w hierarchii:

marszałek nadworny, podkomorzy – sprawował ogólny nadzór nad całym dworem, czuwał nad bezpieczeństwem króla, decydował kiedy i kogo król przyjmie (obecnie kadrowi, naczelnik kadr, dawniej sekretarz PZPR lub ZSL),

kapelan ksiądz towarzyszący królowi (obecnie zupełnie podobnie, najlepiej lubiący polowania i biesiady),

pułkownik rot dworskich (obecnie naczelnicy wydziałów, z-cy nadleśniczych, główni księgowi),

damy dworu dwórki, młode dziewczyny, lub dojrzałe Panie najczęściej ze szlachetnego rodu(niestety teraz to niemożliwe), usługujące i towarzyszące królowi, należące do tak zwanego fraucymeru (obecnie liczne utrzymanki, zajmujące przy okazji różne stanowiska w wydziałach i działach),

– łowczy – organizował królewskie polowania, kierował służbą leśną, strzegł lasów królewskich przed kłusownikami (obecnie nadleśniczy, l-czy ds. łowieckich, strażnicy leśni, leśniczowie, podleśniczowie)..

A jednak wydaje nam się bez wątpienia podobieństwo do dworów królewskich obecnie w LP jest nieprzypadkowe.

Można zatem postawić pytania zachęcające do dyskusji naszych internautów:

1. Czym naprawdę zajmują się i jaki wpływ wywierają te funkcjonujące dwory i dworki na całą organizację PGL LP?.

2. Czy w tych dworskich przepychankach odnośnie kto jest ważniejszy, LP nie tracą zbyt wiele?.

3. Czy wykonywana przez dworaków „ praca” służy interesom LP, a może nie?.

Darz Bór.

 

 

Optymalizacja to już przeszłość?!

Senator Wojciech Skurkiewicz był gościem w Dniach Lasu w Sękocinie. Oto kilka refleksji po spotkaniu zamieszczonych na blogu Senatora http://skurkiewicz.blox.pl/html„W Instytucie Badawczym Leśnictwa w Sękocinie odbyła się dziś narada Leśników z okazji Dni Lasu. Przyznam szczerze, że spotkanie w swoim wymiarze szczególne, na możliwości Lasów Państwowych miało charakter kameralny a nawet powiedziałbym „elitarny”. Delegacje poszczególnych dyrekcji liczyły zaledwie kilka, może kilkanaście osób. Całość reprezentacji polskiego leśnictwa wraz z licznymi gośćmi zasiadła w sali konferencyjnej IBL. Nie chciałbym rozpisywać się nad tym kto był w Sękocinie, zapewne czytelników mojego bloga bardziej interesuje to, kogo tam nie było. Dla mnie dużym zaskoczeniem było nieobecność Mariana Pigana, chyba że umknęła mi gdzieś jego osoba:). Najwyraźniej wciąż „liże rany” po odwołaniu. Absencja w tak ważnej imprezie świadczy o braku dojrzałości a nawet dziecinadzie byłego dyrektora generalnego ale również pokazuje, jak potężne napięcia i tarcia występują w partii rządzącej nie tylko Lasami. Wielu uczestników spotkania zauważyło brak przedstawicieli PSL-u oraz mizerną reprezentację PO w osobie senatora Stanisława Gorczycy, który w swoim wystąpieniu wprowadził w konsternację wielu leśników, postulując zwiększenie pozyskania drewna o … 15 proc. Szeroko komentowana była również sprawa wyróżnień i medali, które wręczano Leśnikom. Wszystko dlatego, że większość wyróżnionych związana była z Warszawą lub RDLP w Warszawie. Tym razem „terenowcy” zostali potraktowani z przysłowiowego buta i zostało to zauważone.

Podczas zorganizowanego poczęstunku, zauważyłem, że „krążył” wokół mnie dyrektor Gapiński z Łodzi. Próbował kilka razy podejść do grupy w której rozmawialiśmy o leśnych sprawach ale chyba nie był do końca pewny personaliów niektórych osób. Mam nieodparte wrażenie, że bez swojego „oficera prowadzącego” błądził jak dziecko we mgle.

Na zakończenie chciałbym jeszcze kilka zdań poświęcić wystąpieniu dyrektora Adama Wasiaka. W swoim słowie do braci leśnej, dyrektor generalny zwrócił uwagę na kilka kwestii, które w LP muszą być jak najszybciej rozwiązane. Zapewnił, iż będzie dążył do ograniczenia stanowisk na które pracownicy LP są powoływani. Mówił o mieszkaniach służbowych i zapewnił, że leśniczowie i nadleśniczowie będą takowymi dysponować. Nie zabrakło również odniesień do „optymalizacji”, którą przez cztery lata forsował Pigan. Dyrektor Wasiak zapewnił, że „optymalizacja” to już przeszłość a Lasy otwierają się na młodych pracowników. Szczególnie ta ostatnie kwestia jest dla mnie wyjątkowo miła, gdyż wychodzi na przeciw moim apelom i postulatom, które przedstawiałem podczas posiedzenia senackiej komisji środowiska w której uczestniczył dyrektor generalny.”

Leśniczy! Jesteś za stary – zmień pracę.

Genialne pomysły ma koalicja rządząca Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego (z Ruchem Paligniota) dla osób, które, ze względu na odroczenie czasu przejścia na emeryturę o 2 lata dla mężczyzn i 7 lat  dla kobiet, nie będą w stanie efektywnie pracować. Geniusze z PO proponują robotnikom leśnym, strażnikom, podleśniczym i leśniczym, aby w wieku 65 lat zmienili pracę. Nobel dla geniuszy. O tym, oraz o dalszej karierze Pigana  czytaj na blogu senatora Wojciecha Skurkiewicza   http://skurkiewicz.blox.pl/html

Co nas czeka w płacach?