maj 2025
P W Ś C P S N
 1234
567891011
12131415161718
19202122232425
262728293031  

Archiwa

Kategorie

Zbrodnie komunistyczne na ziemiach polskich – w rocznicę napaści Rosji Sowieckiej na Polskę

17 wrzesieńKojder_1 Kojder_2 Kojder_3 Kojder_4 Kojder_5Nie przebaczaj

Krajobraz pokontrolny czyli niby wszystko dobrze jest.

      Kontrol” się zakończyła a doświadczony w wiek i rutynę inspektor sobie pojechał. Teraz cisza. Nikt z zewnątrz czyli z zaprzyjaźnionego lub położonego najbliżej nadleśnictwa nie jest w stanie się dowiedzieć o rzeczywistych ustaleniach kontroli którą podobno wywołał artykuł pt. Leśniczy bez leśniczówki.

      Rzeczą dziwną jest, że o ile w kwestii wyników kontroli panowało (długie) dyskretne milczenie to o sprawach pozornie ubocznych, chyba nie zauważonych przez doświadczonego w wiek inspektora mówiło się już od dawna. A i teraz też można wiele usłyszeć. Chodzi o zabytkowy wsparty na kolumnach dworek w którym kiedyś czyli przed wojną II światową znajdowało się Nadleśnictwo Tadzino. Jak głosi najnowsza historia lasów w okresie rządów PISu zrodził się pomysł wysiedlenia z tego dworku mieszkańców którzy raczej szlachtą nie byli i w związku z czym nie zachowywali się w nim nazbyt szlachetnie. Po opróżnieniu zdewastowanego obiektu postanowiono, że zostanie on poddany solidnej modernizacji po której utworzy się placówkę szerząca wiedzę o ekologii. I nie tylko. Z powierzchni ogólnej dworku miała też być wydzielona niewielka część na mieszkanie dla woźnego czy innego kerownika. Pomysł przedni. Lasy Państwowe ratują zabytkowy dworek a w jego ziemiańskich wnętrzach okoliczni tubylcy oświecani będą najnowszymi trendami ekologii. I nie tylko.

    Jednak po dojściu do władzy przez P0 koncepcja restauracji dworku i udostępniania go na cele oświatowe wygasła mimo ,iż wykonany był już projekt przebudowy pod kuratelą konserwatora zabytków. Tak więc gustowny relikt sanacyjnej architektury znów stał pusty i zasmucony bezruchem. Minęło może 3 a może 4 lata gdy pewnego dnia na dziedzińcu dworu pojawił się tajemniczy mężczyzna którego miejscowi tubylcy określali jako młody o rumianym obliczu. Razem z młodym o rumianym obliczu był też miejscowy nadleśniczy oraz osobnik zdecydowanie starszy od nich o przysadzistej posturze. Z niezwykle wiernopoddańczego zachowania nadleśniczego (ponoć w tej roli zawsze jest aż nazbyt wyrazisty) wywnioskowano, że młody o rumianym obliczu musiał być tzw. fiszą. Po tej tajemnej wizycie roboty budowlane w dworku wyraźnie ruszyły i zadziwiały tempem i sprawnością.

     W kilka tygodni później miejscowy wywiad ustalił iż, osobnik najmłodszy z tej trójcy to sam Najwyższy, Najważniejszy Leśniczy w LP a będący z nim mężczyzna określany jako ”starszy” nosi nazwisko (i tu zdania są podzielone) albo Jagiełłko albo Łokietek. Na wszelki wypadek przydzielono mu pseudonim ”król”. Prace restauracyjno budowlane trwały więc a powiatowi notable zaczęli chwalić się w województwie, że u nich mimo kryzysu powstaje placówka oświatowa co miało być kolejnym dowodem dla tzw. ludu, że III RP zieloną wsypą- pardon wyspą jest. Zainteresowanie nadleśniczego prowadzonymi robotami było rzec można intensywne a wizyty mężczyzny o pseudonimie ”król” określono jako częste co skłoniło okoliczną ”tubylczości” do przypuszczeń, że szlachetna koncepcja pierwotnego przeznaczenia dworku może być zmieniona a oni nie będą wypuszczani na tzw. pokoje i przez co nie zaznają łask ekologicznej mistyki. Mimo tej niepewności okoliczna ”tubylczość” kibicowała widocznemu postępowi robot. Wkrótce okazało się, że przypuszczenia są prawdziwe. Jak głosiła wieść gmina – młodego wiekiem Najwyższego, Najważniejszego Leśniczego LP postanowiono uwolnić od nadmiaru obowiązków generalnych i powierzyć mu obowiązki regionalne w RDLP Łódź. Dopóty wiadomość tą głoszono kanałem tzw. wieści gminnej możliwość korzystania z pomieszczeń dworku przez młodego Najwyższego w sposób jednoosobowy a właściwie jednorodzinny była całkiem realna. Wkrótce jednak wiadomość ta zaistniała w formie prasowej –co dla Najwyższego oznaczało nic innego jak pocałunek śmierci. Jego krytycy i przeciwnicy mogli bowiem uważać ,że kolumny dworku tadzińskiego mogą mu się w czasie rezydowania kojarzyć z wydarzeniami na dworze w Sulejówku który też miał kolumny. Na wszelki wypadek zesłano więc Najwyższego rangą Leśniczego do Nadleśnictwa Kobierowo (czyżby okolice Dyzmy i Kunika) gdzie ongiś rozpoczynał swą służbę dla lasów. Na renowacji dworku skorzystał przemiły zawsze dla zwierzchnictwa nadleśniczy (jak on uroczo całuje w ręce przedstawiane mu kobiety) który po latach tułaczki wprowadza się wreszcie z aktualną kobietą do obiektu godnego jego nazwiska. Jest jednak (albo był) jeden szkopuł – nie ma chętnego na zamieszkanie razem z nadleśniczym w dodatkowo wygospodarowanych pomieszczeniach dworu. W tym przypadku będzie chyba jak z OFE – jak się nikt dobrowolnie nie zgłosi przez 3 m-ce zostanie komisyjnie wylosowany. O losie! losie! tegoż osobnika. Ja tam czegoś nie rozumie – prawie 2 bańki za 2 mieszkania a chętnego brak. A tam toż chyba same marmury, stiuki i złote armatury. A co z oświatą w temacie ekologia? Może na podwórzu dworu. Najlepiej na tyłach. W namiecie. A co z mężczyzną o przysadzistej posturze. Jest ponoć ważnym CZŁOWIEKIM -jak wieść gminna niesie – we Wrocławiu skąd zimą dojeżdża na narty. Do Zieleńca.

Jaś Wędrowniczek

PS Podobno w kuźni kadr (czyli Kolumnie) z której wyszli najznamienitsi ideologicznie nadleśniczowie kontrola. Ciekawe jak to będzie gdy podległy dyrektorowi inspektor będzie oceniał jego działalność za okres, w którym On (znaczy ten dyrektor) szefował w tym nadleśnictwie. I znów PEWNIE Piątka a może nawet żółwik.

Piękni ludzie

Zdarza mi się nie doceniać bliźniego…tu posłyszcie głuche walnięcie się w piersi. Ot pycha, która towarzyszy człowiekowi gdy zapomina, że jednak nie jest pępkiem świata.

Do niedawna spoglądałem na polskich chłopów przez szkiełko dawnych lektur. Ciągle roiły mi się w głowie obrazy z powstania styczniowego i chłopi wiszący, jak kruki, nad zamarzniętymi ciałami powstańców. Teraz już wiem, że gdy tylko wyobraźnią owładnie jakiś schemat, to – jako antidotum – natychmiast należy zaaplikować sobie podróż i to nie wygodna przejażdżkę ekspresem z Krakowa do Warszawy i z powrotem, ale klasyczną włóczęgę, bez celu, po prawdziwej Polsce, po drogach powiatowych i gminnych, w parafiach, gdzie nigdy sumy nie odprawi biskup.

No i wreszcie dochodzę do sedna tego o czym dziś chcę wam opowiedzieć. Kilka dni temu byłem na wspaniałej uroczystości poświęconej byłemu wicemarszałkowi Sejmu RP, panu Henrykowi Bąkowi.

Od tej chwili, pisząc „Henryk Bąk”, mam ochotę wstać i z uszanowaniem przywitać się ze wspomnieniami po tym niezwykłym człowieku.

Zapamiętałem go z moich pierwszych doświadczeń, pochodzących jeszcze z początku lat dziewięćdziesiątych. Łysiejący, nieco roztargniony, z komicznymi szelkami na brzuchu. Wyglądał bardzo chłopsko i kompletnie nie budził wtedy mojego respektu.

Naonczas nie mogłem zrozumieć dlaczego ówczesny premier Jan Olszewski odnosił się do niego z wielkim szacunkiem i atencją. Składałem to na karb wzorowych manier premiera Olszewskiego i jego naturalnej dobroduszności.

Dopiero jednak kilka dni temu, słuchając o Henryku Bąku, rozmawiając z ludźmi, którzy go znali, zrozumiałem jakim wtedy byłem wielkomiejskim zadufkiem, jakim głupim szczawiem.

Ten Henryk Bąk to gigant. Człowiek, który od 1945 roku, nieprzerwanie, z niespożytą energia i pomysłowością, walczył z komunizmem. Stworzył zbrojna organizację: Polską Szturmówkę Chłopską, przez cztery lata – w absolutnej konspiracji – zorganizowani przez Bąka chłopi toczyli nierówne potyczki z czerwonymi. W końcu wpadli, posypały się wyroki śmierci – kilka z nich wykonano. Sam Bąk pięć lat spędził w celi śmierci, z czterema kaesami na karku. Po wyjściu z więzienia wykonał tytaniczna pracę organizując chłopska opozycję w czasach, gdy nikomu jeszcze nie śniło się o „Solidarności”, potem oczywiście tworzył także chłopską „Solidarność”. Nie sposób krótko opisać jego przygód i hartu ducha. Wierzcie mi, to był wielki człowiek, prawdziwy chłopski przywódca. Przyszedł nawet moment, gdy w uwolnionej od PZPR Polsce został posłem i wicemarszałkiem sejmu.

W bogatej dokumentacji, zgromadzonej dziś, na jego temat, w IPN, nie ma ani jednego zdania, ani jednej wątpliwości. Nigdy nie uległ i nigdy przez myśl mu nie przeszło, ze mógłby dać się złamać, być kapusiem.

Kiedy stałem w wiejskim kościele niedaleko Białobrzegów i widziałem tłum ludzi modlących się za jego duszę, a potem w pięknym orszaku maszerujących na jego grób, miałem wrażenie, że oto na chwilę otworzyła się przede mną sekretna księga Prawdziwej Polski, w której nie dzieli się włosa na czworo i nie dekonstruuje rzeczywistości. Ci ludzie, małomówni, nieufni, za których wszystko mówiły ich spracowane ręce, powiedzieli mi, ze ta Polska istnieje, trwa, że ta Polska chce być blisko krzyża i blisko prawdziwych bohaterów. Tej Polski nie kupi się na plewy, na tanie intelektualne świecidełka.

Zobaczyłem Polskę chłopską, prawdziwą, bez zeteselowskiego lukru i pawlakowej cepelii, taką Polskę, o której nawet pojęcia nie ma wicepremier Piechociński.

Widziałem też bliskiego krewnego Henryka Bąka, posła Dariusza Bąka, który godnie przejął testament wuja i dziś otacza go wianuszek „swojaków”, ludzi którzy mu ufają i których zupełnie nie interesuje do jakiej należy partii. Oni głosują na Bąka, bo „Bąki w tej okolicy coś znaczą, bo Bąki pokazały jak walczyć i jak godnie żyć!”.

Wybaczcie patetyczne nuty, ale nie potrafię inaczej napisać o tym, zapamiętanym z mojej młodości, niepozornym człowieku.

Gdyby powstał film o życiu Henryka Bąka, to zbladłby każdy sztucznie napompowany życiorys.

Wyobrażam sobie na przykład taka scenę: sześćdziesięciopięcioletni Bąk odwiedza swojego sąsiada i naraz rzuca się na niego olbrzymi brytan, wyglądający jak kaukaz. Starszy pan przez dwadzieścia minut toczy z nim morderczą walkę, po czym pies pada zduszony. Przybiegają chłopi z widłami, chcą zakłuć agresywne zwierzę, ale poraniony Bąk na to nie pozwala. – Wystarczy – mówi, – już mu dałem radę.

Albo:

Trwa polowanie na zające. Henryk Bąk zaczaja się na grobli przy stawie. Naraz wypada stado zajęcy, rozbiegają się, ale jeden z nich rzuca się do wody i przepływa staw. Wychodzi wprost naprzeciw lufy Bąka. Strzał nie pada. Biegną inni myśliwi i głośno pytają dlaczego nie ustrzelił zająca.

– Nie, kochani, do takiego bohatera się nie strzela – odpowiada ze spokojem.

Film o Henryku Bąku byłby filmem o jednym z prawdziwych twórców zwycięstwa nad komuną. Film nie powstanie, bowiem rodzice słynnych dziś „mistrzów ekranu” stali wtedy po drugiej stronie.

Pozostają opowieści, barwne – choć oszczędne – historie o prawdziwym heroizmie i zwykłym, codziennym męstwie.

Wyściskałem Darka Bąka (który sam odsiedział w więzieniach swoje za czasów „Solidarności”) i życzyłem mu „Szczęść Boże” – czułem, że wie o tym ile w tym życzeniu jest mocy.

Witold Gadowski

źródło: www.stefczykinfo/dziennik chuligana

Relację z wystawy można oglądać http://www.tv-trwam.pl/index.php?section=reportaz

Za chleb powszedni dziękujemy Ci, Boże Ojcze nasz

DożynkiKazanie dożynkowe, wygłoszone w niedzielę 1 września 2013 r. na Jasnej Górze

 

Ekscelencje,

Czcigodni Bracia Kapłani,

Panie Prezydencie RP,

Senatorowie i Posłowie,

Przedstawiciele Władz Państwowych i Samorządowych,

Starostowie Polskich Dożynek,

Upracowani, a Czcigodni Żniwiarze,

Wszyscy Kochani moi!

 

Bądź pozdrowiona,

Matko Boska Dożynkowa,

ubrana wieńcami,

cała w kłosach,

z bochnem chleba.

Bądź pozdrowiona

i módl się za nami.

 

O Studzińska i Rodzinna,

taka jesteś gościnna,

Niewiasto trzech miar mąki,

Matko pszenicznego chleba,

 

Matko Boska Częstochowska,

takiej Cię jeszcze nie widziałem.

Moja Siewna i Zgrzewna,

Jagodna i Zielna,

Adwentna i Gromniczna,

dziś taka polska i taka śliczna!

 

Uśmiechnij się – Pani Wrześniowa,

Matko Boska Częstochowska!

Patrz, cała Polska wystrojona

za chleb przyszła Ci dziękować,

boś Ty Niebios Cesarzowa

i Polski Królowa.

 

Poznaj, Królowo Żniwiarzy,

po strojach:

Kaszubów, Kociewiaków,

tych ze świętej Warmii i Mazur,

z Ziemi Lubuskiej i z Szamotuł,

z Krobi i z Gostynina.

Poznaj Kujawiaków, Łomżyniaków,

tych z Podlasia,

z Drohiczyna, i Lublina,

z Kolbuszowej i Roztocza,

Tych z Krakowa, z Podhala i Opoczna,

Ślązaków i z Zagłębia –

nie policzę ich wszystkich,

a przecież Ty, Królowo, znasz ich po imieniu.

 

Piękna nasza Polska cała,

Piękna, żyzna i wspaniała,

Lecz najmilsze i najzdrowsze

Właśnie, człeku, jest Mazowsze! (W. Pol)

Nie!

Matko Boska, powiedz sama,

czy jest naród taki,

co by kochał Cię, Królowo,

tak jak my, Księżaki? (Ks. Tymoteusz)

 

Dożynki to święto dziękczynienia.

Lud wierzący to lud kultury,

bo potrafi Bogu i ludziom dziękować.

Tylko chamowie ani sobie,

ani Bogu nie dziękują.

Skąd się tego tak namnożyło?

 

Jestem chłopem z krwi i kości.

Jestem oraczem, siewcą i żniwiarzem.

I dumny jestem, że Pan Jezus

tak często mówił o chłopach

i sam nazywał się siewcą,

i siał, dobrze siał.

Jedno ziarno

padło przy drodze.

Ludzie je podeptali,

ptaki wydziobały –

i nic z tego.

Drugie padło na grunt skalisty.

Chciało rosnąć,

ale słońce je wysuszyło,

wiatr zadmuchał –

i znów nic z tego.

Trzecie padło między ciernie.

Rosło,

ale ciernie je zagłuszyły.

Też nic z tego.

Dopiero czwarte ziarna

przyniosły plon trzydziesty,

sześćdziesiąty i setny. (Mt 13, 3-9)

 

Żniwiarze,

Ludzie Częstochowskich Dożynek!

Zrozumieliście to wszystko?

Tak, to o nas chodzi.

Los słowa Bożego,

los naszej wiary

od nas zależy.

O ziarno trzeba dbać!

 

Żal mi Was – mówił Pan Jezus.

Tyle lat trwacie przy Mnie

i jesteście głodni.

Panie roześlij ich do domów,

bo niektórzy przyszli z daleka.

Ustaną Ci w drodze. (Mk 8, 3)

Dajcie Wy im jeść:

Księża, Biskupi,

Prezydenci, Ekonomiści,

Ministry, Wójty i Sołtysy!

Dajcie Wy im jeść!

 

Panie,

ile to trzeba pieniędzy,

żeby każdemu dać choćby

po kanapce?

Jest tu jeden chłopiec z Kocierzewa,

co ma jeszcze pięć chlebów

i dwie ryby,

ale co to jest

na tyle ludzi?

 

Wystarczy!

Jezus wziął chleby, błogosławił

i łamał, i łamał, i łamał,

dawał uczniom,

a ci rozdawali ludziom.

I najedli się wszyscy,

ile kto chciał.

I starczyło, dla wszystkich.

Tylko brzydko jedli.

Apostołowie zebrali

dwanaście koszów ułomków.

 

Do kraju tego,

gdzie kruszynę chleba

Podnoszą z ziemi przez

uszanowanie –

Tęskno mi, Panie! (C. K. Norwid)

 

Nie segregujecie śmieci.

Będzie głód!

Chleb wrzucacie do śmietników.

Już nie tęsknij, Panie Norwid!

 

Ludzie Dożynkowi,

dlaczego Mnie szukacie?-

pytał Pan Jezus.

Czy dlatego, żeście widzieli cud,

jak Pan Bóg na polach chleb

rozmnaża?

Czy dlatego, żeście widzieli,

jak rośnie chleb,

jak łan dojrzewa,

jak pachnie świeżym chlebem?

Czy dlatego, że znów

jesteście głodni?

Byli bardzo głodni.

 

To postarajcie się o taki chleb,

abyście się najedli

i więcej nie czuli głodu.

Panie, daj nam takiego chleba! (J 6, 34)

Ten chleb zstąpił z nieba! (J 6, 41)

Tak, pamiętamy!

Ojcowie nasi przez czterdzieści lat

mieli co dzień mannę z nieba.

Ale ten chleb, który

Ja mam dla Was,

daje życie wieczne.

Chlebem tym jest Ciało Moje!

Kto pożywa ten chleb,

choćby umarł, żyć będzie. (J 6, 58)

 

Przesadziłeś, Panie!

A wczoraj tak mówiłeś pięknie.

Jak Ty możesz dać nam

Ciało swoje do jedzenia?

Twarda jest ta mowa. (J 6, 60)

My Cię nie rozumiemy.

Posłuchamy cię innym razem. (Dz 17, 32)

 

I z dożynek wracali ludzie do domów

zawiedzeni, stracili wiarę.

Dość tej ideologii, polityki!

Trzeba się wziąć za robotę,

pora siać!

 

Co wtedy przeżywał Pan Jezus?

Powiedziałem im największą,

najświętszą prawdę – nie uwierzyli,

odeszli.

 

A ja pytam Was,

Czcigodni Ludzie Dożynkowi!

Może Wy też chcecie odejść? (J 6, 67)

Nie krępujcie się,

Tylu odeszło.

Może im lepiej bez Boga?

Cisza?

Dobrze, że pośród nas był Piotr,

że pośród nas jest Franciszek – papież.

 

Panie,

Nie odsyłaj nas do domów.

Do kogo my pójdziemy?

Wszyscy nas oszukali.

Tylko Ty Słowa Życia masz. (J 6, 67)

Ty nas nigdy nie okłamałeś.

 

Piotrze,

Ty naprawdę tak wierzysz?

Zobaczymy za rok,

gdy będzie Ostatnia Wieczerza,

gdy będzie sąd u Kajfasza.

Ludzie Dożynkowi,

ale Wy jeszcze wierzycie

w rozmnożenie chleba?

Ale Wy już nie wiecie,

co to na wsi był przednówek?

Pośród Was nie ma już rasowych

chłopów,

nie ma już rolników.

Zostali tylko producenci,

Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi.

Wy już nie znacie wołania przepiórek:

Pójdzie żąć!

U Was już nie słychać śpiewów

skowronka.

Jaskółek już nie ma.

Bociany, babie lato, żurawie,

kuropatwy

zostały tylko na obrazach

Chełmońskiego

z moich Boczek i z Kuklówki.

 

Do kwiatów trzeba mówić,

ze zwierzętami trzeba rozmawiać,

w niebo trzeba z wiarą spoglądać,

a ziemię jak matkę rodzoną kochać.

 

Dobrze, że przy żniwach

dla podbieraczki i kosiarza

nie ma już niewolniczej pracy.

To była bardzo ciężka praca.

Dziś niech robią to maszyny.

Ale czy ludzie przez to są lepsi?

Czy potrafią sobie pomagać?

Czy wyzbyliśmy się zazdrości, zawiści?

Pozazdrościłem bezbożnym,

widząc ich bogactwo. (Ps 73)

Głupcze! Jeszcze tej nocy

zażądają twojej duszy. (Łk 12, 20)

Czy umiemy Bogu i ludziom dziękować?

 

Wy, Czcigodni Żniwiarze,

co chleb kupujecie

z handlu obwoźnego,

nie wiecie już, co to było

nabożeństwo pieczenia chleba.

Nie ma już w domach

pieca do pieczenia chleba

ani w Popowie, ani w Zabostowie.

 

Dzieci, bądźcie cicho,

bo chleb rośnie – prosiła mama.

I rzeczywiście było słychać,

jak chleb rośnie.

Mama formowała bochny chleba

i wsadzała do wypalonego pieca.

W domu pachniało chlebem,

a myśmy czekali na podpłomyki,

na małe chleby, co były na brzegu pieca.

A jednak nam się nie dostało.

Najpierw była nauka społeczna mamy:

Dzieci, chleba nie je się samemu.

Pierwszy chleb trzeba zanieść

do sąsiadów, tam jest bieda,

tam są dzieci!

 

To były nasze uniwersytety.

Przednówek to czas biedy.

Nie było jeszcze nowego,

już nie było starego chleba.

Ale ludzie byli dobrzy!

I ta dobroć dożynkowa

jeszcze w Was została,

Kochani Żniwiarze.

 

Błogosławiona dobroć człowieka!

Chłop nie je chleba sam,

podzieli się z miastowymi,

z biednymi i z tymi,

co powódź im wszystko zabrała,

co im pożar dom strawił,

co grad im wszystko zniszczył.

Tylko bezbożni są jak jamochłony.

Ci jeszcze biednym odszkodowania

nie wypłacili.

Ci nie obniżą ceny chleba,

bo się rynek zawali,

a 40 tysięcy ludzi rocznie

umiera z głodu.

Boże, widzisz i nie grzmisz?

 

Oj, Wy, cywilizowani barbarzyńcy!

Wy chyba nigdy

nie łamaliście się opłatkiem,

Wy chyba nigdy

nie byliście u Komunii Świętej.

I myślicie, że wystarczy nam Unia.

Nam trzeba Komunii!

Obyście nigdy nie jedli obcego chleba.

To trudny chleb.

 

Brak mi prawdziwych Borynów.

Brak mi siewców,

co święcą ziarno przed siewem

w święto Matki Boskiej Siewnej.

Brak mi dziadka Franciszka,

który przed siewem całował ziemię

i prosił, aby przyjęła ziarno,

aby okryła je i pomnożyła.

Modlił się wtedy tak:

Boże, z Twoich rąk żyjemy,

Choć naszemi pracujemy,

My Ci dajem trud i poty,

Ty nam daj urodzaj złoty. (F. Karpiński)

 

Boże!

My jeszcze widzimy Twoje cuda.

Otwierasz swoją dłoń

i karmisz nas do syta. (Ps 145)

Tam, gdzie przechodzisz,

budzisz urodzaje.

Łąki są strojne kwiatami,

wzgórza przepasane radością,

a doliny pokrywają się zbożem. (Ps 65)

Ale czy Wy, Żniwiarze,

jeszcze to widzicie?

Widzimy!

Naprawdę?

Słowami Listu Świętego Pawła

pytam każdego z Was:

Tymoteusz!

Czy ty wierzysz jeszcze w Boga,

tak jak wierzyła babcia Lois,

jak wierzyła mama Eunice?

 

Pawle Wielki!

Teraz wszystko inaczej.

U babci była na kredencji

figurka Matki Bożej.

Na Jej rączkach wisiały

nasze różańce,

u Jej stóp leżały nasze książeczki,

bo myśmy głośno,

na kolanach, wszyscy,

w październiku mówili Różańce,

a w maju przy kapliczce

śpiewaliśmy Litanię Loretańską.

Pawle, teraz telewizor gra do końca,

ludzie padają jak ćmy,

bez: Dobranoc,

bez krzyżyka od mamy.

Dzicy ludzie!

 

Jesteśmy wolni,

a wstydzimy się być dobrzy!

Nawet zazdrościmy bezbożnym.

I boję się,

i Boga pytam,

bo Jego są wieki i pokolenia.

Pytam Was, Ludzi Dożynkowych:

Jaka będzie moja Polska?

 

Choćby nam chcieli

wyszarpać Ojczyznę

przez podłe czyny

i przez podłe słowa,

i choćby losy rzucali o Polskę,

Ty, Polsko, zawsze będziesz Chrystusowa! (K. J. Węgrzyn)

 

A ja wciąż biegnę przed Twoje ołtarze,

Królu mój i Boże! (Ps 84, 3)

I taka jest moja Msza,

moja Eucharystia,

moje Dziękczynienie:

 

Błogosławiony jesteś,

Panie, Boże wszechświata,

bo dzięki Twojej hojności

otrzymaliśmy chleb,

owoc ziemi

i pracy rąk ludzkich… (Mszał Rzymski)

 

O, jaki ciężki jest dla mnie ten chleb,

bo w nim jest praca i modlitwa

moich rodziców,

moich Ludzi Dożynkowych.

 

Będzie Podniesienie,

podniosę Hostię aż do Nieba.

 

To jest Ciało Moje.

To jest Moja Krew.

Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy!

To jestem Ja – mówi Pan.

 

Widzicie to?

Słyszycie to?

Tak!

A wierzycie w to?

Nie bardzo!

Nie bardzo, bo wracacie do domu

bez Komunii Świętej.

 

Beze Mnie nic dobrego

uczynić nie możecie. (J 15, 5)

Człowieku Dożynkowy, ostrzegam Cię:

Bez Komunii,

bez modlitwy – zdziczejesz,

a potem przyjdzie oziębłość, seks

i wyznasz:

Ale ja jestem niewierzący!

Nie mów tak nigdy!

Łaskę wiary dał Ci Pan Bóg.

Rodzice tak dużo

zainwestowali w Ciebie,

abyś był szlachetnym i mądrym.

Zdeptałeś to wszystko!

 

Więc jesteś kłamcą, oszustem

i przekrętem,

ochrzczonym draniem!

 

Chłopi Czcigodni!

Dziś w rolnictwie trzeba mieć

po modlitwie wiedzę i umiejętność.

Macie dobre wzory Kółek Rolniczych

i Spółdzielni Rolniczych.

Łączcie się w grupy producenckie,

szukajcie dróg eksportu

i bezpośredniego odbiorcy,

bo Was zjedzą bogacący się

Waszą pracą – wycwanieni pośrednicy.

Nie straćcie chłopskiego rozumu.

Zachowajcie swoją tożsamość!

Chłop potęgą jest i basta!

Przecież jesteście z królewskiego

rodu Piasta,

a Lech mieszkał w chacie,

a zboże rosło wielkie

jak lasy w kraju Lecha. (J. Słowacki)

 

Wprawdzie nie ma już Judymów,

Siłaczek i Głowackich,

nie ma już Witosów i Korfantych,

Wawrzyniaków, Antków,

Janków Muzykantów,

nie ma już Ślimaków i Drzymałów,

wyludniła mi się wieś.

 

Po co nam sąsiedzkie

zestarzałe wiatraki?

Coraz mniej gospodarstw

i wsi.

Spełniamy wymóg Unii.

Pola nasze trzeba zalesić,

aby była Puszcza Całopolska,

pełna zwierza, tanich naganiaczy,

i myśliwskie kościoły.

Uchowaj, Boże!

Został mi tylko we snach

mój rodzinny dom.

Została mi tylko dziadkowa

straż ogniowa,

gospodynie na pierzawce

i moja pieśń wioskowa,

co stoi na straży

narodowego pamiątek Kościoła.

Wieki przeminą,

Rządy się zmienią –

Pieśń ujdzie cało! (A. Mickiewicz)

 

Zachowajcie to, co jest

zdrowe, piękne i nasze!

Zachowajcie polskie obyczaje,

kapliczki z litaniami

i rodzime stroje.

 

Europa wyprosiła grzecznie Pana Boga

z parlamentów i konstytucji,

wystarczą tylko wartości ogólnoeuropejskie.

A jednak Euro wybrało na znak swojej tożsamości

Koko i łowicką kołderkę (wycinankę).

Bo moja matuś tak się stroili,

dlatego kocham te stroje,

krasne i polskie, czyste i proste,

proste jak życie jest moje. (Zespół z Kanic)

 

Mówię to w niedzielę,

w pierwszy dzień września.

Początek szkoły.

Zrobiliście krzywdę mojej szkole

rodzimej.

Tyle przeszczepów, operacji,

transfuzji, amputacji

na żywym organizmie dziecka?

Za dużo naraz.

Za dużo!

Umrze taka szkoła!

A moja Pani Pietrzakowa

była nam matką i nauczycielką.

Była mądra, dobra i kochała nas.

Z mojej staruszki szkoły,

gdzie były ławki

z kałamarzem i stalówką,

wyrośli inżynierowie, lekarze,

księża i ja,

bo w naszej szkole była Pani!

Ona ziemię rodzinną

jak matkę kochać nas uczyła.

Modlę się za moją Panią

na cmentarzu w Rawie i gdzie indziej.

Bo Ojczyzna moja – to ta ziemia droga,

Gdziem ujrzał słońce i uwierzył w Boga,

Gdzie ojciec, bracia i gdzie matka miła

W polskiej mnie mowie pacierza uczyła. (M. Konopnicka)

 

Kocham Cię, Polsko,

moja Matko Rodzona.

Tylko dlaczego w niej mówią,

że chłop z chłopem mogą mieć dzieci?

Obrzydliwe kłamstwo!

I to ma być zapisane prawem?

Biedne dzieci bez matki!

 

Ach, Ty trudna Polsko!

O, Matko moja miła,

Coś mnie zbożami swoich pól

Jak mlekiem wykarmiła. (M. Konopnicka)

Bądź biedna, ale czysta! (por. J. Tuwim)

 

Pierwszy września roku pamiętnego

to początek strasznej wojny światowej.

Wtedy nie rozpoczął się rok szkolny.

Bo wypełniły się dni

i przyszło zginąć latem,

prosto do nieba czwórkami szli

żołnierze z Westerplatte…

A lato było piękne tego roku. (K. I Gałczyński)

Z lasu przydrożnego

runęła szarża –

Jezu, Maryjo,

Poszli…

I śmierć im stała. (Jerzy Pietrkiewicz)

 

Podniesiemy, co runęło

w wojennej kurzawie,

zbudujemy zamek nowy,

piękniejszy, w Warszawie,

i jak z dawnych lat dzieciństwa

będziemy słuchali

tego dzwonka sygnaturki,

co Cię wiecznie chwali. (J. Lechoń)

 

Podniesiemy, ale…

Ale nie depczcie przeszłości ołtarzy,

Choć macie sami doskonalsze wznieść.

Na nich się jeszcze święty ogień żarzy

I miłość ludzka stoi tam na straży,

I Wy winniście im cześć. (L. Staff)

 

To dlaczego po świętych kamieniach Warszawy

chodzą procesje bez krzyża,

co wołają o wolność i tolerancję?

To tyle warta jest wolność?

Wolność krzyżami się mierzy.

Idź do Palmir,

zatrzymaj się na Powązkach.

 

Wołasz o tolerancję?

Idź do spowiedzi.

Usłyszysz:

Dziecko, ja Cię nie potępiam.

Idź do domu, umyj się

i więcej nie grzesz.

Tylko Bóg ma taką kulturę tolerancji.

Inni tylko grzech głaskają.

Wygłupiają się.

 

Tamtego września nie było dożynek.

Później partyzant dziewczynie swej śpiewał:

Dziś do ciebie przyjść nie mogę (…)

W pole wyjdź pewnego ranka

na snop żyta dłonie złóż

i ucałuj jak kochanka,

ja żyć będę w kłosach zbóż.

 

Rodzice, Nauczyciele,

Katecheci, Księża!

Pora siać!

Macie tak piękne dzieci!

Macie tak zdolną młodzież!

Dzieciaki Kochane!

Poświęcę Wasze tornistry

i pomoce szkolne.

Ale dlaczego tak rzadko

mówisz mamie, nauczycielowi, księdzu

dożynkowe – dziękuję?

Kiedy ostatni raz powiedziałeś mamie,

tacie – mamo, czemu się mażesz?

Tato, dlaczego się wnerwiasz?

Przecież Cię kocham!

Nie powiedziałeś.

Dlatego nie ma dla kogo żyć.

W domu jest piekło,

w szkole czyściec,

a świat jest barbarzyński.

 

Od Żniwiarzy uczcie się dobroci:

Dziękuję Ci, kocham Cię,

szczęść Ci Boże!

 

Modlitwa, praca, chleb i nauka

kształtują osobowość człowieka.

Nauczyciele Czcigodni!

To dlaczego nie zaczynacie lekcji

od modlitwy,

tylko od wychowania seksualnego?

Postępowi jesteście!

Więc wychowamy gejów i lesbijki,

bo wszystko inne

przeżyli już w szkole

i nie będą potrafili kochać.

Taka cywilizacja zgnije,

bo jest cywilizacją śmierci.

 

Ci, co zostaną,

wrócą do ojczystej kultury,

do tęsknoty za rodziną

za szkołą rodzoną, za domem.

 

Przyjdzie nowych ludzi plemię,

jakich dotąd nie widziano. (Z. Krasiński)

Kiedy?

Kiedy zmądrzejemy.

Łudzi się ksiądz.

 

Pytasz, skąd mi ta wiara,

kto ją zrozumie, odczyta.

Najlepiej latem iść pośród żyta

(żniwiarze to wiedzą!),

kiedy od traw i ponad kłosy

ziemia uderzy wniebogłosy.

O, graj mi, ziemio, organistko!

Zasłuchaj się…

I to wszystko. (K. Wierzyński)

 

Dożynki to tęsknota –

za chlebem, za domem, za Bogiem.

Odmawiam za Was

pacierz w samotności.

Nikt za mną nie powtarza

prośby ni wezwania.

Poplątało się nam białe z czerwonym

Jak powróz… (K. J. Węgrzyn)

I ktoś go zaciska!

Politycy, nie rozdrażniajcie nas.

Pozwólcie nam pracować uczciwie

i modlić się spokojnie.

 

Z Jasnej Góry widać całą Polskę.

Ach, Ty trudna Polsko! (H. Sucharski)

Patrzę w stronę Łowicza.

W niebiosów mych błękit przejrzysty.

I tam jest wszystko: I Bóg,

I Polska, i dom ojczysty. (J. Tuwim)

Widzisz, jakie to proste?

Wystarczy uwierzyć.

 

Żeby Bóg dał mi dożyć Polski,

gdzie żniwa będą lekkie,

a ludzie będą lepsi.

Gdzie siewcy będą siać czyste ziarno,

a mama będzie dawać zdrowy chleb!

Gdzie pani będzie uczyć w szkole

mądrości i dobroci.

Gdzie będziesz ze mną mówił

pacierz w kościele.

Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród…

Tak nam dopomóż Bóg! (M. Konopnicka)

 

Żebym doczekał takiej Ojczyzny,

żeby Prezydent obficie obdzielił wszystkich chlebem!

Żeby w Ojczyźnie mojej

nie było głodnych i bezdomnych.

Żeby chłopom uczciwie płacili

za chleb i za pracę.

Żeby w Sejmie dzielili się chlebem

jak ludzie.

Żeby pobożni modlili się

w Radiu Maryja.

Żeby oświeceni przeprosili

ciemnogród,

a mnie za to, że mi ubliżali.

Żeby minister rządził,

tak jak orali rodacy,

bo serce Ojca by zapłakało,

gdybyś Ty rządził inacy.

Żeby Bóg wysłuchał modlitwy górali

na przednówku – i zawsze:

 

Pobłogosław, Boże,

Z wysokiego nieba,

Coby naszej Polsce

Nie zabrakło chleba.

Nie zabrakło chleba,

Nie zabrakło gruli,

Ani też miłości

Do naszej Matuli.

 

Ludzie Dożynkowi!

Niech się na Was napatrzę.

Bądźcie ludźmi Dożynek!

Dzielmy się chlebem,

dzielmy się niebem.

 

Matko Dożynkowa!

Zobacz,

jak piękne masz dzieci.

Opiekunko skowronków

i jaskółek Matko!

Łowicka Księżno

i Polski Królowo,

spraw, aby Polska

za Twą przyczyną

stała się jedną

świętą rodziną.

 

Kochani moi!

Zmęczyłem Was jak w żniwa.

Czas powracać do domu.

Matko Boska Częstochowska,

zrób nam krzyżyk

na szczęśliwą drogę

jak mama na dobranoc

i powiedz coś na ucho.

Mówię:

 

Nigdym ja Ciebie,

ludu, nie rzuciła,

Nigdym od Ciebie

nie odjęła lica.

Jam po dawnemu

moc Twoja i siła.

Bogurodzica. (M. Konopnicka)

 

Amen.

 

Dziękuję Wam za cierpliwość,

ale wobec Matki Dożynkowej,

wobec zgromadzonego tu Kościoła Żniwiarzy,

wobec Prezydenta RP

powiedzcie głośno prawdę,

aby słyszeli ją w Warszawie i Brukseli:

Czy Wy jeszcze wierzycie w Boga,

Ojca Wszechmogącego,

Stworzyciela nieba i ziemi?…

Tak, wierzymy!

 

Bóg zapłać!

Za to więcej Was kocham,

a wyznawanie tej wiary

niech będzie naszą chlubą

w Chrystusie Jezusie,

Panu naszym.

Amen.

Sami swoi

Impreza, czyli uroczystość uroczysta

Podobno wszystko zmienia się wokół nas na lepsze. Podobno wszystko idzie w dobrym kierunku. Tak się o TYM zaczyna pisać, mówić, a co najdziwniejsze zaczyna nam się TO ukazywać w mieszkaniach. Na plazmowo-ledowych ekranach. Tak więc wg różnych mędrców z telewizyjnych salonów społeczeństwo powinno zacząć wreszcie wyznawać strzeliste akty wiary uznając, że LEPSZE, NOWE, POSTĘPOWE, przyszło i jest pośród nas. Okazuje się jednak, że dar bezpośredniego kontaktu się z LEPSZYM doznaje w III RP dość nieliczna grupa rodaków. Są to głównie Ci, którzy powinni płacić największe podatki oraz tzw. Sejmowa Większość i rządząca na wszystkich szczeblach Nasza Władza Kochana. Co ciekawsze to wielu przedstawicieli tych grup dar obcowania z LEPSZYM doświadczało tak jak ICH Ojcowie i ICH Matki – w czasach PRLu. Aby więc przekonać obywateli III RP, że LEPSZE jest już wśród nich, postępowe media sięgają coraz częściej (co mnie zdumiewa) do mistyki. Co prawda pogańskiej ale jednak. Rozgłasza się za tym, iż warunkiem nawiązania kontaktu z LEPSZYM jest tzw. myślenie pozytywne, które może w nas wstąpić w miejscach gdzie jest tzw. pozytywna energia. Jeszcze kilka, kilkanaście lat wstecz (przynajmniej dla mnie) była to jakaś bazylika, wiejski kościołek czy przydrożna kapliczka. Teraz jest to plaża, miejsce biwakowe czy miejski plac koniecznie z estradą, na której coś się dzieje. Codziennie więc w różnych radiowo-telewizyjnych stacjach rano, w południe czy wieczór usłyszeć można reporterów głoszących, że są teraz w miejscu z energią pozytywną i czują właśnie napływ pozytywnego myślenia. I jak tu nie wierzyć w LEPSZE. Jest przecież wokół nas coraz bardziej kolorowo, a najmodniejszymi barwami są róż i tęcza. Tylko My musimy być jeszcze bardziej nowocześni, czyli bardziej tolerancyjni, bardziej otwarci i pozytywnie przewartościowani. Efekty już są. Jeszcze 20 lat temu facet z tatuażem wzbudzał pogardę i ironię. Dzisiaj co najwyżej zdumiewa, ale i też u wielu z nas wyzwala podziw i chęć naśladownictwa. Za mojego dzieciństwa przeklinanie w rodzinnym gronie przy kobietach i dzieciach było czymś wyjątkowo ordynarnym i chamskim. Teraz staje się to normalne, naturalne. Zmienia się wszystko wokół nas i my na te zmiany przyzwalamy z pewną filozoficzną rezygnacją. Kiedyś nasze babcie – Matki Polki bohatersko walczyły na różnych barykadach, później już w czasach PRLu, nasze Matki Polki, angażowały się w akcje, które miały pokazać władzy, że jest nienormalnie. A dziś? Dziś wyraźny pragmatyzm. Dziś nasze żony, Matki Polki, załatwią i wepchną na wysoki stołek wybranego mężczyznę nawet, gdy ma wyraźny defekt na intelekcie i charakterze. Ale odwrotnie też tak bywa. Dalej to już IM leci. Dzień jak co dzień, czyli cała doba w luksusach, tych z nadań nie wypracowanych, ale tych które się należą. Najpierw praca w wychuchanym i wydmuchanym gabinecie tzn. wydawanie poleceń, dołowanie podwładnych, czytanie pism, pisemek czyli polowania na niewłaściwie postawione spacje, tropienie „literówek”, skreślanie nie lubianych „IŻ”… i zamiana na ulubione „ŻE”… lub odwrotnie. W przerwach tych „polowań” przyjmowanie lub nie przyjmowanie różnych takich i słuchanie lub udawanie, że się ich słucha. Jak już trzeba się odezwać, to taki co przyszedł coś załatwić lub w czymś się zorientować, usłyszy najczęściej standardowe: „Proszę Pana …ja tu mało mogę a poza tym… Pan wie z kim ja tu muszę pracować”. Później pociąg i do domciu wybudowanym i wychuchanym przez usłużnego nadleśnego z perspektywą taniego wykupu po 20 latach. On im chałupę, a oni mu to zapamiętają i na pewno też pomogą. I pomagają. Na wszelkie sposoby. Mogą przecież „zwekslować kontrol” na właściwe tory, mogą przymknąć oko na rzekomo błahe, ale jak się później okaże istotne błędy, stanowiące początki finezyjnych przekrętów. Mogą też, gdy tylko nadarzy się okazja, wepchnąć „ nadleśnego budowniczego” na właściwy stołek. I tak się rozpoczyna pasmo swoistych tajemnic, wzajemnych powiązań i zobowiązań, które przechodzą na pokolenia. Ciągnie się to od tzw. Wyzwolenia, czyli czerwonego zniewolenia, aż po te dzisiejsze różowo-tęczowe czasy. Teraz najnowszą formą pokoleniowego wspierania jest zasada twoja córka lub syn u Mnie – mój syn u Ciebie. Ostatnio byłem na uroczystości leśnej w nadleśnictwie, którego nazwę rozsławiło „Mazowsze” słowami: „dobra piosenka jest skoczna, jest skoczna ale najlepsza z …”. Główną rolę w tej imprezie odgrywali leśni weterani wiadomego kolorytu, czyli byli członkowie byłych kumitetów wojewódzkich, kumitetów miejskich, powiatowych wiadomych partii oraz byli dyrektorzy i różnego stopnia byli zastępcy, naczelnicy i nadleśniczowie. Znów razem stara paczka, czyli jak u Czerwonych gitar -Stara WIARA znów przygarnie CIĘ, szkoda słów-. A wokół nich wianuszek, a właściwie wieniec tych, od nich młodszych i im wdzięcznych (za wszystko) panów, tyle, że już nieco już wybrzuszonych i wyłysiałych. Jakby w wyraźnym oddaleniu od tego „wieńca” – dzieci niektórych wdzięcznych i wybrzuszonych. Osobą budzącą największe zainteresowanie był dziarski siedemdziesięciolatek, którego pełnione stanowiska trudno tu wymieniać, a który jak głosi fama jest obecnie leśnym ambasadorem III RP na cały – na szczęście też już były – wschodni Układ Warszawski. Czy ten Pan na imprezie zwanej uroczystością reprezentował DGLP – rozgryzam to do dziś i dlatego przez szacunek nie wymieniem jego inicjałów. Był też tam jeszcze jeden pan, który zwracał na siebie uwagę tym, że wkrótce ma dociągnąć do grupy emerytów i przejść w historię lasów jako główny architekt tzw. Planu B. Wielu z nas zachowa go we wdzięcznej pamięci. Zobaczyłem więc sztafetę pokolenia, które faktycznie cały czas trzyma władze i cały czas w odróżnieniu od „prawicowców” trzyma się RAZEM. Z pewną nostalgią słuchałem przemówienia jednego z czcigodnych weteranów. JEGO barokowe oracje dla wielu z obecnych były przypomnieniem stylu powszechnie używanego w czasach schyłkowego PRLu, który (tak jak dziś „zielona wyspa”?) był ponoć dziesiątą potęgą. Jak zrozumiałem zasadniczym przesłaniem tego wystąpienia było to, że My tu byliśmy i mimo, że Nas już nie ma to jednak nadal Jesteśmy. Nostalgia za rajem utraconym, refleksja nad przemijaniem, pozwoliła zrozumieć mi tragizm sytuacji szacownych weteranów. Można przecież – jak ktoś powiedział – oduczyć się palić, pić oraz jeszcze jednej czynności na „p” ale najtrudniej jest – oduczyć się sprawowania władzy. Nie wiedzieć czemu, ale nie dopisali jednak przedstawiciele Władzy Najwyższej Leśnej, co znacznie obniżyło rangę i notowania imprezy, powodując u organizatora zrozumiałą frustrację, a u opozycji skrywaną radość. Po barokowych przemówieniach o wiadomym przesłaniu nastąpiła część pt. „Poodznaczajmy się” czyli poprzypinajmy sobie medale i oznaki wszelakie oraz porozdawajmy sobie kordelasy różnej klasy. Nie znam zbyt dobrze wszystkich odznaczanych, ale chyba w 95 % byli to chłopaki z wiadomej paki czyli – Sami Swoi. Dopóki byłem, część nieoficjalna imprezy w porównaniu z imprezami minionymi zdawała się być nudna, gdyż żaden leśny, podleśny czy nadleśny nie dostał „z liścia” od swojej kobiety za zbyt „góralskie tańce” z inną taką, nie było też żadnej walki o kobietę pomiędzy tym już nieco starszym, a tym jeszcze w miarę młodym facetem, żadna też kobieta nie dostała napadu histerii widząc jak jej mężczyzna zbyt długo konwersuje na uboczu z inną. Jestem jednak pewien, że część nieoficjalna zdała się być sympatyczną. Dla wszystkich. Musiało więc być piwnie, winnie a może nawet nieco wódecznie. No cóż wszystko mija a my z Lasu powstaliśmy i w Las się obrócimy. Myśląc pragmatycznie a właś
ciwie myśląc pozytywnie to należy w wielu przypadkach zacząć się wzorować na pokoleniowej sztafecie Samych Swoich. Chociaż na pewno nie we wszystkim.

Johny Walker

 

Dość lekceważenia społeczeństwa

 

 

Apel na wrzesień_1Apel na wrzesień_12

Fala pogaństwa jak walec przetacza się przez Polskę

2608-jasnagora_4Fala pogaństwa jak walec idzie przez naszą ojczyznę i Europę – stwierdził abp Józef Michalik w Kalwarii Pacławskiej k. Przemyśla. Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski przewodniczył tam Mszy św. w Wigilię Wniebowzięcia Matki Bożej podczas trwającego od niedzieli Wielkiego Odpustu Kalwaryjskiego.

Metropolita przemyski przestrzegał przed „pochodem pogaństwa”, który przetacza się przez Polskę. – Chrześcijaństwo pomagało nam wejść w historię, scalić naród, wydobywać siły, przebaczać wrogom, pomagać obcym. I to za najwyższą cenę. A dzisiaj widzimy jak pogaństwo idzie, często i my prości ludzie temu pogaństwu ulegamy. Ale ono idzie przez instytucje państwowe, przez środki przekazu – mówił abp Józef Michalik.

Aborcję i małżeństwa jednopłciowe uznał za prawa przeciwne naturze. Dramatem nazwał rosnącą liczbę rozbitych rodzin. Stwierdził, że przesunięcie katechezy z zajęć obowiązkowych na dodatkowe nie jest ostatnim etapem walki z religią. Odniósł się również do usunięcia krzyża ze ściany w budynku Komendy Miejskiej Policji w Radomiu. – A krzyż? Dzisiaj mamy przykład, to jest Radom – powiedział. – Na szczęście są i głosy pozytywne: posłów i ludzi, którzy sprzeciwiają się temu, którzy domagają się prawa do manifestowania tego, co czujemy jako naród chrześcijański – mówił.

Abp Michalik stwierdził, że Polsce nie zagrażają okupanci z zewnątrz, bo „sami z siebie wyprodukowaliśmy cwaniaków i karierowiczów, którzy dostali się do elit”. – Próbują karierę robić na hańbie walki z tym, co najważniejsze w naszym narodzie, walki z wiarą, Chrystusem, z moralnością – mówił.

Zaznaczył, że każdy Polak jest odpowiedzialny za życie codzienne Polski i rządzące elity. Ale – jak zastrzegł – Kościół nie będzie wskazywał żadnej partii i kandydata.

Skrytykował również artykuły prasowe atakujące księży. Wziął w obronę abp. Henryka Hosera, który – jak podkreślił przewodniczący KEP – został zaatakowany, za „odwagę mówienia, że nie wolno przekraczać Bożego prawa w eksperymentach biomedycznych”.

Metropolita przemyski pytał obecnych, „czy i jak słuchają Słowa Bożego” i czy zasłużyliby na pochwałę Jezusa za wsłuchiwanie się w Jego słowa. Mówił, że wiara w świętych obcowanie i życie wieczne pomaga zrozumieć trudności i doświadczenia życia ziemskiego. – Stając na Kalwarii razem z Maryją pod krzyżem Pana, miejmy odwagę podziękować dzisiaj Panu Bogu za nasze krzyże, że przetrwaliśmy tyle cierpienia, możemy rosnąć wewnętrznie jako ludzie bliscy Chrystusowi i Maryi w cierpieniu – powiedział abp Michalik

Wskazywał, że na cierpienie należy patrzeć wiarą, bo do cierpienia wraz z Jezusem została powołana również Maryja. – Kto przychodzi na Kalwarię powinien sobie uświadomić, że przychodzi uczyć się krzyża, stać pod krzyżem z Maryją, prosić o pomoc w wytrwaniu w woli Bożej, jaka by nie była – mówił przewodniczący KEP.

Po raz kolejny proponuje się nam wolność od Chrystusa i Jego Krzyża, poprzez spychanie religii chrześcijańskiej do spraw prywatnych, a rzekomo Konstytucja, zapewniając neutralność światopoglądową państwa, zabrania uzewnętrzniać przekonania religijne w życiu publicznym – mówił dziś metropolita częstochowski abp Wacław Depo podczas Sumy odpustowej odprawionej na jasnogórskim szczycie w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny.

Na uroczystej Eucharystii pod przewodnictwem nuncjusza apostolskiego w Polsce abp. Celestino Migliore zgromadziło się ponad 100 tys. wiernych.

W homilii abp Wacław Depo zastanawiał się, jaka jest najgłębsza treść uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. – Jest nią wiara Maryi i miłość Chrystusa, potężniejsza od zła i śmierci – odpowiadał. – Jaką odwagą wykazała się młoda dziewczyna z Nazaretu, kiedy odpowiedziała posłuszeństwem wiary wobec Boga, który objawił swój tajemniczy, a zarazem trudny do zrozumienia, w wymiarach kobiecej natury, plan zbawienia ludzi przez jej Boże macierzyństwo – mówił dalej kaznodzieja.

„Nie zapominamy, że Maryja jest również obrazem Kościoła, który na ziemi rodzi wierzących w Chrystusa i staje do bezlitosnej walki przeciwko siłom kłamstwa, zła i śmierci” – tłumaczył metropolita częstochowski.

Dalej zaznaczył, że nie wolno wątpić w przyszłe zmartwychwstanie w Chrystusie, bo wówczas „dar zbawienia w Jezusie Chrystusie staje się złudnym i niepotrzebnym”. „Czyż nie doświadczamy tej rzeczywistości, skoro po raz kolejny proponuje się nam na ziemi polskiej wolność od Chrystusa i Jego Krzyża, poprzez spychanie religii chrześcijańskiej do spraw prywatnych, a rzekomo Konstytucja Rzeczpospolitej Polskiej, zapewniając neutralność światopoglądową państwa, zabrania uzewnętrzniać przekonania religijne w życiu publicznym?” – pytał abp Depo.

Jak dodał, „problem ten jest aktualny we wszystkich dziedzinach życia, ale zwłaszcza w obronie życia pod sercem matki i edukacji publicznej”.

Dalejj abp Depo przypomniał, że to Maryja wskazuje na radość płynącą z wiary. – Maryja wszystko przenosi na Boga, a Chrystus czyni ją z wysokości Krzyża matką Jego Kościoła, matką ludzi wiary i radości – mówił.

Kaznodzieja przypomniał ostatnie wyniki badań CBOS, według których „90 proc. Polaków wobec tajemnicy ukrywanej zapłodnienia in vitro mówi swoje nie, a 75 proc. Polaków uznaje aborcję za zbrodnię”. – Ten wynik jest o 6 proc. większy niż w ostatnich latach. Dziękujemy dzisiaj Bogu przez Maryję, że będąc kuszeni przez różne samowystarczalne smoki, za bł. Janem Pawłem II opowiadamy się przeciwko kulturze i cywilizacji śmierci – zaznaczył.

Metropolita częstochowski przypomniał także, że ogłaszając 1 listopada 1950 r. dogmat Wniebowzięcia Maryi papież Pius XII „zdecydowanie bronił wartości życia ludzkiego, deptanej przez materializm, który – odrzucając nieśmiertelność człowieka – oddawał ciało śmierci poprzez wojnę i przemoc”.

Abp Depo podkreślił także, że „tajemnica Wniebowzięcia Maryi stanowi Bożą odpowiedź na ludzkie cierpienie, ponieważ zakończenie Jej życia niebieskim wyniesieniem to niewątpliwy znak, że historia ludzka nie zmierza do jakiegoś absurdu ani katastroficznego końca, ale do wiekuistych przeznaczeń, które Bóg przygotował każdemu z nas”.

„Wniebowzięcie to już nie tylko przywilej Maryi, ale znak stylu Boga, który wywyższa pokornych”, to także „znak przeznaczenia człowieka, które nie jest zatraceniem w nicości”, tylko „pełnią życia w Bogu” – dodał hierarcha.

„Wniebowzięcie to nie jest porzucenie ziemi przez Maryję i ucieczka od rzeczywistości wartości życia ludzkiego; to jej nowa obecność pośród wiernych Chrystusowego Kościoła” – wyjaśnił abp Depo.

Na zakończenie homilii przypomniał o obchodzonej dzisiaj 93. rocznicy Bitwy Warszawskiej, „zatajanej przez długie dziesiątki lat”. Przyznał, że na maturze zadano mu pytanie o sens takiego określenia. Pytano go, „czy to nie jest dewocja polskiego narodu” i „czy miała sens wojna polsko-bolszewicka”. „Ta wojna nie zaczęła się na polskiej ziemi. Trzeba było bronić Ojczyzny, wiary i Kościoła” – podkreślił abp Depo. I przypomniał, że „wówczas w stolicy pozostał tylko nuncjusz apostolski Achilles Ratti, późniejszy papież Pius XI, i przedstawiciel Turcji”.

źródło: Niedziela

Kundlizm – wprowadzenie do definicji

Felieton jest jak potrawa. Jedni wolą mdłe, nie poruszające podniebienia leguminy, inni gustują w ostrych, otwierających oczy z wrażenia, sosach.

Są wielbiciele dietetycznych brej i miłośnicy krwistego mięsiwa.

Z reguły staram się swoje potrawy doprawiać, choć wiem, że takie praktyki zawężają krąg odbiorców, kurczą go do tych, którzy nie polegają na opinii innych i sami gotowi są smakować prawdę, choćby najostrzejszym sosem oblaną.

***

Tak więc drogie (dosłownie) ślimaki postępu i wy – lampucery totalnej urawniłowki – poczytajcie dziś mój felietonik, nic bowiem nie sprawi mi większej frajdy niż ujrzenie jadowitych wypieków na waszych przyklapłych policzkach.

***

Stworzyliście cały kod, podle którego się rozpoznajecie i porozumiewacie. Naczelnymi konstruktami tego kodu są takie pojęcia jak: „język nienawiści”, „homo (czytaj – ludzko) fobia”, „przesąd”, „faszyzm”, „szowinizm”, „samcza przemoc”, „niezrozumienie etapu historii”, „nietolerancja”, „ciasny nacjonalizm”, „antysemityzm” i tym podobne nowotwory konstytuujące nowy język.

***

Zauważyłem, że w dzisiejszej Polsce postępuje proces, z którym w sposób naturalny, mamy do czynienia w Serbii i Chorwacji. Tam na siłę rozdzielono jeden język – serbochorwacki i stworzono dwa, odseparowane od siebie, narzecza.

Dziś na to co Serbowie ciągle nazywają: „chlieb”, Chorwaci mówią już „kruh”…

W Polsce także następuje rozwarstwienie naturalnego, ojczystego narzecza. Zakazuje się używania pewnych pojęć, a innym kompletnie zmienia się znaczenia. Niektóre pojęcia, mające sporą tradycję i dużą soczystość, zostały wręcz zakazane i spenalizowane.

Spróbujcie dziś publicznie używać tak staropolskich określeń jak „zboczeniec”, „pedał” czy „sodomita”, sekutnica, latawica, spróbujcie nazwać profesor Środę „białogłową”, lub przepuścić, w drzwiach, przodem Kazimierę Szczukę do pary z Wandą Nowicką, albo – w przypływie totalnej brawury – nazwać pewną panią poseł – facetem bez jaj!

Oj policja poprawności szybko da wam tak w kość, że Łoże Madejowe wspomnicie jako rozkoszną miejscówkę.

***

Pojęcia i ich dokładne rozumienie są podstawą dyskusji. Jeśli więc oderwiemy je od ich pierwotnych znaczeń, a potem chytrze jedne z nich aresztujemy i wycofamy z obiegu, a innym nadamy zupełnie nieprzewidywalne konotacje, to zbiorowość (na której takie sztuczki przeprowadzimy) mamy już niemal w kieszeni, a raczej swoją łapkę mamy w ich – powszechnej – kieszeni.

***

Użycie „nowego języka” służy do kształtowania „nowej świadomości”. Okazuje się zatem, że Insurekcja Kościuszkowska nosiła w sobie jedynie jeden pozytywny pierwiastek – poruszenie chłopstwa ku obronie swoich praw, Powstanie Listopadowe – było przejawem głębokiej nieodpowiedzialności młodych podchorążych i ostatecznie, zgubną prowokacją. Powstanie Styczniowe było nieodpowiedzialnym traceniem sił, Józef Piłsudski i jego współpracownicy, byli gnębicielami własnego narodu i zazdrosnymi, małostkowymi ludźmi, którzy przeprowadzili zbrodniczy „Zamach Majowy”. Powstanie Warszawskie było nieodpowiedzialnym wiedzeniem młodych ludzi na rzeź.

Przypadkowo wszystkie te działania wymierzone były przeciwko dwóm państwom, których nazw, w tym kontekście absolutnie nie wolno wymieniać. Nieodpowiedzialnie walczyliśmy bowiem o niepodległość z niewymienialnymi ciemiężcami, no w najlepszym razie ze „stalinowcami” i „nazistami”. AK wyglądała jak banda obleśnych durni z pewnego niemieckiego serialu, którego scenariusza na pewno nie powstydziłaby się para autorska: Jerzy Urban – Jozef Goebbels

***

Z tymi nazistami, to w ogóle wszystko nie jest takie pewne, jako że naziści przeważnie swoje mleko ssali, z piersi nazistowskich matek, nad Wisłą. Gromiliśmy zatem Żydów w Kielcach, mordowaliśmy ich w Jedwabnem, nieodpowiedzialnie stawialiśmy nasze ciała pod upowskie piły i topory na Wołyniu, blokując tym samym słuszne tendencje narodu ukraińskiego do samostanowienia – szczególnie na trupach stu trzydziestu tysięcy wyciętych (w czystce etnicznej o znamionach ludobójstwa) w pień Polaków – i niepodległości.

***

W dzisiejszej Polsce każdy – kto jako tako potrafi zadbać o swoje interesy – ma rację!

Racja, w relacjach społecznych, ma jednak to do siebie, że przeważnie jest kosztem kogoś.

Wszyscy mają więc w dzisiejszej Polsce rację…kosztem Polaków. Tam, gdzie Polacy mogą się bić w piersi za winy obce – tam po prostu muszą to czynić.

***

Nowy język, ten coraz mocniej abstrahujący już od klasycznej polsczyzny, nie znosi „bohaterszczyzny”, „cierpiętnictwa”, „narodowej mitomanii”, on nie znosi „narodu” w ogóle, a przy okazji za nic ma Mickiewicza, Słowackiego i Sienkiewicza.

***

Narodem mogą zatem być Niemcy, Ukraińcy, Rosjanie, tej cechy nie należy jednak zbyt podkreślać w odniesieniu do Polaków. Jeśli już operujemy pojęciem „Naród Polski”, to zawsze w odniesieniu do wad, zbrodni (popełnionych, bądź wyimaginowanych). Za wszystkie musimy szczerze i nieprzerwanie żałować i przyrzekać – najlepiej ustami Adama Michnika i Mariusza Waltera – poprawę.

Biczowanie narodu ma trwać, aż do momentu jego ostatecznego wytresowania, albo – co byłoby chyba o wiele bardziej pożądane, jego ostatecznego – językowego i myślowego – rozbrojenia i ustawienia w pozycji na kolanach.

***

Być może jestem zacofańcem ostatecznym i zoologicznym nienawistnikiem, ale obiecuje, że nie mam zamiaru przejmować się Dzidziami Piernik, które oburzają się na moją Polszczyznę. W nosie mam fochy eterycznych „proroczków nowoczesności w domu i zagrodzie”. Już takich widziałem, jak ganiali z czerwonymi wypiekami i chustami, a teraz chodzą w uniwersyteckich gronostajach.

Wokół siebie mam strefę wolną od – serwowanych za ruble i euromarki – wyziewów. Nie obchodzą mnie ideologie „małych ojczyzn” (Heimatów) i plewienie własnego języka z jego najpiękniejszych kwiatów. Spluwam na takie wersje historii mojego kraju, w których nie ma miejsca na Husarię, lanie Moskali, czyny heroiczne i szacunek dla Powstańców. Patriotyzmu nie będzie mnie uczył stetryczały Angol, któremu zdarzyło się napisać książczynę o Polsce

***

To się od lat nie zmienia, drwię sobie z poprawnościowych reguł. Nikt mi nie wmówi, że słowo „Polska” jest najbardziej nienawistnym terminem, który powinniśmy wyeliminować z naszego publicznego słownika.

W jednym tylko – te pawie, fircyki i pomady – mają rację: jeśli poprawnościowe cioty twierdzą, że pojęcie „Polska” dzieli, to trafiają w samo sedno sporu.

Tak dzieli! Nas od nich. Separuje Polaków od kundli.

Witold Gadowski

źródło: stefczyk.info.pl

A jednak myślą o prywatyzacji Lasów

Ministerstwo środowiska planuje zasilenie budżetu środkami z Lasów Państwowych. Według informacji PAP rozważa się prywatyzację części lasów. Możliwe zyski – 1,3 mld zł. W grę wchodzi też opodatkowanie transakcji drzewem.

„Prace nad zmianą dwudziestoletniej już ustawy o lasach są w toku, na etapie wewnątrzresortowym. Wśród rozważanych zmian jest m.in. kwestia zwiększenia udziału Lasów Państwowych w przychodach budżetu państwa” – potwierdza rzeczniczka ministerstwa środowiska Magdalena Sikorska. Prace toczą się „z przychylnością” resortu finansów.

Według źródeł PAP zbliżonych do rządu rozważane są dwie koncepcje: dodatkowy podatek, albo sprzedaż części lasów.

O tym pomyśle czytaj na:  http://wpolityce.pl/wydarzenia/31883-skok-na-nasze-lasy-pap-rozwaza-sie-prywatyzacje-czesci-lasow-mozliwe-zyski-13-mld-zl-zaczna-sprzedawac-sprzedadza-wszystko

Powstanie Warszawskie – 69 lat historii

Ruiny WarszawyTo miasto ma całkowicie zniknąć z powierzchni ziemi. Kamień na kamieniu nie powinien zostać – rozkazał w 1944 r. Heinrich Himmler, minister spraw wewnętrznych III Rzeszy. Rozkaz wykonano. Zamordowano przy tym 200 tys. Polaków. 60 lat później, na polecenie śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego oszacowano, na jaką kwotę należy wystawić Niemcom rachunek za obrócenie Warszawy w pył. Wówczas, w 2004 r., opiewał on na 45,3 mld dol – ujawnia „Gazeta Polska Codziennie”.

20 mln m sześc. gruzu, który pogrzebał 200 tys. Polaków – to bilans tego, co zostawili po sobie w Warszawie Niemcy, wycofując się z Polski w 1945 r. Życie odebrano nie tylko mieszkańcom stolicy, lecz także samemu miastu, zamieniając je w stertę gruzu.

Większość zniszczeń to efekt dwóch powstańczych miesięcy – od 1 sierpnia do 3 października 1944 r., a następnie ponad studniowej, planowej dewastacji stolicy.

Warszawę niemal całkowicie splądrowano, wywożąc nasz majątek w głąb Niemiec w 26 319 wagonach. Następnie wysadzano, wyburzano i palono budynek po budynku. W proch obrócono m.in. 100 proc. mostów i 90 proc. szpitali, szkół, fabryk, węzłów kolejowych, a nawet latarń. Wyniszczono też populację zwierząt w ogrodzie zoologicznym. Jednak z największą pasją wysadzano bezcenne zabytki: kościoły, pałace, pomniki, archiwa i biblioteki, realizując hasło, w myśl którego „naród żyje tak długo, jak długo żyją jego dzieła kultury”.

W 2004 r. na polecenie prezydenta Lecha Kaczyńskiego oszacowano, że poniesione przez Warszawę straty wynoszą ok. 45,3 mld dol. – Jeśli zawisną w sądach sprawy dotyczące odszkodowań wobec Polaków w ramach powiernictwa pruskiego, to my rozpoczniemy operacje związane z podobnymi roszczeniami wobec Niemców – oświadczył wówczas Lech Kaczyński.