maj 2025
P W Ś C P S N
 1234
567891011
12131415161718
19202122232425
262728293031  

Archiwa

Kategorie

Bądźmy solidarni

Arbuzy na sośnie, czyli ile koniczynki zmieści się w lesie

Kończą się wakacje, ”piarowcy” podsumowują okres wytężonej pracy w rozmywaniu i zaciemnianiu tego, co udało się naświetlić społeczeństwu. I mogą otwierać szampany, bo już prawie śladu nie ma w mediach po „Aferze taśmowej PSLu”. Co ciekawe, zainteresowanie mediów rodzinnymi koneksjami działaczy PSLu w obszarze funkcjonowania spółek, przedsiębiorstw czy agencji Skarbu Państwa, całkowicie ominęło obszar związany z Lasami Państwowymi, które przecież również zarządzają olbrzymim majątkiem w jego imieniu?

Czyżby wielka PSL-owska rodzina w ogóle tu nie dotarła? A jednak. Czy ktoś ma w ogóle jakieś wątpliwości w tej kwestii?

Chyba nie muszę w tym miejscu wymieniać nazwisk i stanowisk osób, aby powyższą tezę udowodnić. Mamy przecież w szeregach organizacji wybitnych członków, sympatyków, popleczników, czy choćby osoby mocno zaprzyjaźnione, bądź powiązane rodzinnie z szeroko pojętą „koniczynkową rodziną”. I tu nasuwa mi się kilka pytań.. Dlaczego o tym „cichosza” przy okazji taśmowo-aferowych prześwietleń innych wszelkich możliwych miejsc?

Czy PSL wpisując sobie na hasła sztandarów obronę suwerenności PGL LP, czyni to tak zupełnie bezinteresownie?

Czy wysoko umocowani politycy PSL promują lasy, czy raczej wykorzystują ich potencjał jako zaplecze do promowania i wspierania siebie samych i całej „koniczynowej rodziny”?

Czy z tego powodu tak ochoczo rozważają „opłacenie” się Lasów Państwowych naszemu szanownemu Ministrowi Finansów?

Czy dlatego taka cisza zapadła nad ich zawłaszczaniem, również stanowisk w lasach, że koalicjanci uzgodnili już cenę? (kasa z lasów za milczenie w tej kwestii?)

Pytań można stawiać wiele, ale nie zmieni to faktu, że koledzy z koalicji mocno już przymierzają się do grzebania w Ustawie o lasach.

W Głosie Lasu 7/8. 2012 pojawił się wywiad z wiceministrem środowiska Januszem Zalewskim (PSL), który jako kolejny polityk wpisuje się w zmiękczanie społeczeństwa i społeczności leśnej w kwestii konieczności ratowania budżetu poprzez pieniądze wypracowane przez LP.

Padają sformułowania „dla budżetu każda złotówka się liczy” w kwestii zasadności wprowadzenia podatku CIT.

Najciekawszym dla mnie wątkiem jest jednak omówienie szumnie zapowiadanej przez nowego Dyrektora Generalnego sprawy prywatyzacji lasów – „mniejszych skrawków, które nie są przydatne z ekonomicznego punktu widzenia”.

Temat, który został natychmiast oprotestowany, zaraz po jego nagłośnieniu przez wszystkich światłych leśników i naukowców i część mediów.

Lecz wracam tu do niego, ponieważ w wyżej wspomnianym wywiadzie, Pan Minister nawiązuje do Ustawy o lasach, która zawiera zapis o możliwości samodzielnej sprzedaży przez Nadleśniczych gruntów leśnych o powierzchni do 1 ha. I tu cytat: „nie trzeba zmieniać ustawy by sprzedać tak małe działki. I my tego robić nie zamierzamy” (zmieniać ustawy?, czy sprzedawać bez zmiany ustawy?)

I nie wiem, dlaczego w tym miejscu przypomniały mi się początki słynnej „Optymalizacji” (czytaj planu Baryły). Gdzie Nadleśniczowie dowiedzieli się od swoich przełożonych, że to oni sami są autorami Programów Optymalizacji, ale nie zawarcie wszystkich wytycznych, co do optymalizacji w planie, powodowało automatycznie jego nie przyjęcie przez Dyrektora i odesłanie do poprawki? Następnie zaś Nadleśniczy był rozliczany z jego realizacji.

Pamiętacie? To posłuchajcie. Kto nam zagwarantuje, że pewnego pięknego dnia przełożony nie poradzi Nadleśniczemu z całego serca, aby przyjrzał się możliwości sprzedaży części gruntów (oczywiście zgodnie z ustawą), a potem polecić to zawrzeć w planach finansowych, a następnie zacznie rozliczać w przypadku braku wykonania?. No i wtedy pozostaną jeszcze do wykonania dwa drobiazgi.

Wydzielenie geodezyjne działek do sprzedaży, (co w niektórych przypadkach może kosztować więcej niż przychód z ich sprzedaży – ale koszty zaewidencjonuje się w innych działach).

No i oczywiście zmiana w sposobach wydatkowania Funduszu Leśnego, gdzie trafią pieniądze ze sprzedaży tych gruntów – a to będzie wymagało zmiany ustawy.

Już wiecie, o czym radzi koalicja?

Ano właśnie – jak zmienić ustawę, aby wgryźć się w „fundusz leśny”.

Założymy się?

Widzimy wszyscy, że „koniczynka” zamiast bronić Lasy jak świętości, prowadzi swoją gierkę zmierzającą do unicestwienia naszych lasów, należących również do całego narodu Polskiego.

Polskie lasy znów w niebezpieczeństwie

Koalicja PO-PSL kolejny raz próbuje dobrać się do majątku Lasów Państwowych. Tym razem rząd Donalda Tuska chce sprzedawać grunty „zbędne” do prowadzenia gospodarki leśnej. Chodzi o tysiące hektarów niewielkich kompleksów leśnych, na terenie których ponoć nieopłacalne jest prowadzenie gospodarki leśnej. Problem w tym, że nikt nie jest w stanie precyzyjnie określić, które grunty leśne są zbędne. Czy będzie to kilka arów lasu, gdzie pozyskanie drewna może być nieopłacalne, czy może kilkadziesiąt zalesionych hektarów w obszarze atrakcyjnym turystycznie z dostępem do jeziora albo rzeki.

Jeżeli rządzący sugerują, że gospodarka leśna na niektórych obszarach jest nieopłacalna dla Lasów Państwowych, to rodzi się pytanie, komu będzie się opłacało ją prowadzić: rolnikom, przedsiębiorcom czy samorządom? Trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że w Lasach Państwowych funkcjonuje Fundusz Leśny przeznaczony na wyrównywanie niedoborów finansowych na terenach, na których gospodarka leśna może być nieopłacalna.

Sprzedaż majątku, w tym gruntów leśnych, to wstęp do prywatyzacji Lasów Państwowych. Biorąc pod uwagę, że w Ministerstwie Środowiska trwają intensywne prace nad nową ustawą o lasach, sytuacja staje się szczególnie niebezpieczna dla polskiego leśnictwa i przyszłości Lasów Państwowych.

Prawo i Sprawiedliwość kategorycznie sprzeciwia się jakimkolwiek próbom prywatyzacji czy sprzedaży majątku Lasów Państwowych. Narodowy skarb, którym niewątpliwie są Polskie Lasy, nie może być traktowany instrumentalnie przez rząd i służyć łataniu dziury budżetowej spowodowanej nieudolnymi działaniami koalicji PO-PSL.

źródło: www.skurkiewicz.blox.pl

Leśne dedykacje wszystkim uczciwym inaczej.

Ileż to upokorzeń ty mały, beznadziejny „brudzie” muszą znieść nasze Lasy, by „mierzwa” twojego pokroju, spłynęła jak szajs na wodzie ze stajni Augiasza, by znowu mogły być matką Lasy – ostoją naszą?.

Ileż jeszcze upodleń, afer i pośmiewiska muszą znieść nasze Lasy, by dla takiego „paniska”

jasną stało się prawdą, że nikt cię tu już nie kocha niemoralna kukło, do, której wszyscy mówią – wynocha?.

Ile jeszcze świństw (w tym tych na zamówienie) musi się zdarzyć w Lasach, by wtedy, gdy jesteś na scenie, grom nagły z jasnego nieba trafił cię z całej mocy byś z Lasów szybko „umykał” niczym wystrzelony z procy?.

Ile jeszcze ludzi musi od nas odejść, abyś swą żądzę władzy zechciał tak budować,

by na twoje mrugnięcie albo też twoje skinienie Leśników braci naszych gnojono całe pokolenie?

Nie znajdziesz jednak adresu w wierszu, który piszemy ująwszy w taką formę, bo tak sobie myślimy, że wiersz ten zapamiętasz i kiedy stojąc jeszcze na scenie bardzo mocno skopie cię Twoje sumienie o ile masz go jeszcze?.

Piotr Duda na Pielgrzymkę Ludzi Pracy


List Piotra Dudy na 30 pielgrzymkę Ludzi Pracy

Konkursy, czy świadoma polityka kadrowa?

Kto powinien pracować w biurach RDLP?.

Regionalna Dyrekcja LP dla wielu młodych ludzi – nie koniecznie samych leśników rozpoczynających pracę w lasach kojarzy się nie tylko jako jednostka nadrzędna sprawująca nadzór nad pracą nadleśnictw, ale także z zespołem samych doświadczonych, mądrych ludzi, ludzi, na których można liczyć w każdej sytuacji wynikającej z potrzeb wykonywanej pracy.

Ludzi, którzy zawsze chętnie pomogą, doradzą a tym samym w jakimś sensie są również nauczycielami uczącymi innych szczególnie młodych pracowników np. nadleśnictw.

Powinni to być na ogół ludzie w wieku dojrzałym, którzy w swojej karierze zawodowej przeszli przez wiele stanowisk w LP i np. ze względu na stan zdrowia, kondycję fizyczną, czy chęć u schyłku karier zawodowych stania się w końcowym okresie pracy typowymi urzędnikami leśnymi czekającymi do przejścia na zasłużone emerytury.

Innymi słowy to powinna być „elita” chcąca i umiejąca pracować zespołowo.

A jaki jest stan faktyczny?.

Spośród długoletnich pracowników RDLP są też tacy, którzy znaleźli się tu przypadkowo, lub z nadania kolesi, czy opcji rządzącej, którzy dawno już zapomnieli o otaczającej ich rzeczywistości. Żyją zupełnie w innym świecie, robiąc wręcz krzywdę lasom.

Bardzo często jest również tak, że do pracy w biurach RDLP są przyjmowani młodzi ludzie, beż żadnego doświadczenia terenowo- biurowego w nadleśnictwach. Często prosto po skończonych wyższych uczelniach leśnych, czy ekonomicznych mający tzw. „plecy” bądź koligacje rodzinne.

Bez nich przecież nie mieliby żadnych szans na zatrudnienie. Pewną grupę stanowią również tzw. „karierowicze”, którzy marzą w szybkim tempie usiąść na dobrych stołkach i czerpać z tego sam przysłowiowy miód (czytaj „kasę”, beż żadnej odpowiedzialności).

Czy takie rozwiązania są korzystne, dla LP?. Można oczywiście do zagadnienia podchodzić w różny sposób? Znajdą się pewnie tacy, którzy uważają, że jest to normalka, inni, powiedzą, że tak nie powinno być.

Ci młodzi ludzie zatrudniani są w różnych wydziałach merytorycznych i co?. I często nie wiedzą, o co chodzi. Tym samym poziom pracy takich zespołów (wydziałów) jest bardzo niski. Istnieje w naszej praktyce leśnej duże prawdopodobieństwo, że często dochodzi do różnych zawodowych pomyłek, które odbijają się na pracy nadleśnictw podległych poszczególnym dyrekcjom regionalnym.

Ale kto tym się w RDLP przejmuje?. Nikt. Wszystko jakoś się kręci, problemu nie ma a tym młodym ludziom robiona jest wielka krzywda, nie tylko zawodowa przecież. W swojej karierze zawodowej zawsze będzie im brakować tych podstawowych ogniw stanowiskowych, których nie da się niczym zastąpić, co jest równoznaczne z doświadczeniem zawodowym.

Dzieje się tak, dlatego, że lasy nie prowadzą żadnej polityki kadrowej.

Bolszewik 2012

Pokolenie Solidarności wychowało się na wydawanej w drugim obiegu lekturze Sergiusza Piaseckiego „Zapiski oficera Armii Czerwonej”. Obraz bolszewickiego żołnierza, który wylewa na śmierdzący mundur litry perfum, zakąsza wódkę bananem z pieprzem i solą, a po tym wymiotuje do fortepianu, utkwił jako portret mijających czasów.

Dzisiejsi bolszewicy myją się, noszą garnitury od Armaniego, wiedzą też, jak trzymać widelec i nóż. Czy to oznacza, że przeszli kilkupokoleniowy proces socjalizacji typowy dla prymitywnych kultur, które podbiły bardziej rozwinięte? Nie do końca. Kiedy Germanie zajęli Rzym, nauczyli się nie tylko rzymskiej obyczajowości, przejęli architekturę czy wreszcie podpatrzyli samą organizację państwa. Germanie przede wszystkim zaczęli się chrystianizować, uczyć prawa i cywilizowanego sposobu rozwiązywania problemów w biznesie, rodzinie czy polityce.

Nowi bolszewicy poprzestali na strojach i perfumach. Bolszewik nie ma satysfakcji, gdy ktoś razem z nim zarobi pieniądze. Cieszy się, gdy kogoś oszuka. Bolszewik nie goni za prawdą, tylko gromadzi haki. Bolszewik nie rozwiązuje problemów – tworzy ich tyle, by wyjście z trudnej sytuacji było możliwe wyłącznie z jego udziałem. Wartość bolszewika rośnie, gdy innych spada. Trzeba więc knuć i podgryzać. Bolszewik w firmie jest największym przyjacielem szefa i wrogiem jego podwładnych.

Przyjaźń z szefem kończy się, gdy może mu poderżnąć gardło. Picie wódki z bolszewikiem wydaje się przyjemne. Słucha chętnie i przytakuje. Potem doniesie, komu trzeba. Dla bolszewika nie ma rzeczy prostych i oczywistych. To zresztą ułatwia mu ukrycie niekompetencji. Bolszewik widzi u innych ludzi wyłącznie brudy. Dobre rzeczy na pewno są brudniejsze od tych złych, tylko perfidia ludzka nie pozwala mu wyjaśnić istoty zła. Do czasu. Zawsze dostrzeże na tyle ciemną stronę, by z chleba zrobić błoto.

Oczywiście te cechy spotykane są u ludzi, którzy żyli jeszcze przed bolszewikami. Jednak niezwykłe nagromadzenie takich wad w jednym typie osobowości charakterystyczne jest wyłącznie dla potomków partii Lenina.

Kiedy widzę osoby dobrze znane z ekranu, wielu przedstawicieli listy najbogatszych, a często też personel dworsko-urzędniczy, który rozlazł się po spółkach, partiach i instytucjach rządowych, mam ochotę podwinąć im mankiet i sprawdzić, czy gdzieś nie zawieruszył się na rączce drugi i trzeci zegarek. Jak mawiał Michał Zubow, bohater „Zapisków” Piaseckiego, chłopaki potrafią trzymać fason.

Tomasz Sakiewicz

Źródło: Gazeta Polska

Od Redakcji portalu Prawy Las:

Pewnie niektórzy czytelnicy Prawego Lasu zdziwią się, dlaczego na portalu poświęconym głównie sprawom leśnym zamieściliśmy ten artykuł. Jeśli tak Państwo pomyśleliście, to proszę rozejrzeć się dookoła siebie. Czy wśród  naszych przełożonych, którzy od sześciu lat rządzą Lasami Państwowymi nie dostrzegą Państwo Bolszewików 2012?

Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie – Cud nad Wisłą

15 sierpnia 1920 roku Wojsko Polskie ruszyło do uderzenia na Armię Czerwoną, już wtedy najpotężniejszą, najliczniejszą i najbardziej nieludzką armię świata. Jej dywizje pewne były już pokonania Polaków, zdobycia Warszawy oraz dalszego marszu na Berlin, Paryż i inne stolice Europy, według strategicznych planów podboju i dyrektyw rządu Rosji Sowieckiej.

Bitwa Warszawska 1920 roku, zwana też Cudem nad Wisłą, ocaliła nie tylko niedawno odzyskaną polską niepodległość. Była to jedna z trzech najważniejszych bitew XX wieku w dziejach świata, a zarazem jedna z decydującej w całej historii ludzkości. Wojsko Polskie na czele ze zwycięskim wodzem marszałkiem Józefem Piłsudskim zatrzymało i zwyciężyło milionową nawałę Armii Czerwonej i uratowało nie tylko Polskę, ale całą Europę przed niewolą oraz wprowadzeniem zbrodniczego sowieckiego totalitaryzmu i systemu komunistycznego na bagnetach żołnierzy z czerwoną gwiazdą. Było to nawiązanie do najwspanialszych tradycji Rzeczypospolitej, kiedy to w krajach Zachodu powszechnie nazywano Polskę „przedmurzem chrześcijaństwa” albo „przedmurzem Europy”, co było wówczas równoznaczne.

W sierpniowych dniach 1920 r. na stolicę zwrócone są oczy wszystkich: jeśli Warszawa zostanie zajęta przez hordy wschodnich barbarzyńców, będzie to koniec niepodległego państwa. „Po trupie Polski” płomień światowej rewolucji ogarnie całą Europę, niszcząc jej chrześcijański fundament i zasady życia społecznego. Dlatego tak dramatycznie zabrzmiało pytanie postawione przed Bitwą Warszawską przez Naczelnego Wodza Józefa Piłsudskiego: „Co wybieramy, niewolę czy zwycięstwo?”. Odpowiedź mogła być tylko jedna: „Zwycięstwo do ostatniej kropli krwi”.

I zwycięstwo przyszło. Uproszone przez gorącą modlitwę zanoszoną wspólnie przez władze i społeczeństwo. Okupione wielkim wysiłkiem i poświęceniem całego Narodu. Do szeregów obrońców Ojczyzny pospieszyły nawet dzieci – jak 11-letni harcerz Tadeusz Jeziorkowski z Płocka, odznaczony za męstwo Krzyżem Walecznych. Symboliczną ofiarą, która rozpaliła nadzieję na zwycięstwo, była śmierć ks. Ignacego Skorupki pod Ossowem 14 sierpnia. Na następny dzień bolszewicy zaplanowali zdobycie Warszawy i przejęcie władzy przez komitet rewolucyjny… Ale nie zajęli już ani piędzi polskiej ziemi. W uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny żołnierze polscy przełamują front pod Radzyminem i przechodzą do ataku. Na północy, pod Nasielskiem, armia gen. Władysława Sikorskiego gromi nieprzyjaciela. 16 sierpnia rusza uderzenie znad Wieprza. „Niezwyciężona” Armia Czerwona ucieka w panice.

Wygrana wojna z bolszewikami była pierwszym tak wielkim zwycięstwem oręża polskiego od czasu bitwy pod Wiedniem. Tryumf ten odnieśliśmy samodzielnie. Bez pomocy obojętnej Europy, sympatyzującej z ideologią komunistyczną, a nawet – jak Niemcy – otwarcie współdziałającej z bolszewikami przeciwko Polsce. Tym większa jest nasza duma z Cudu nad Wisłą i wdzięczność obrońcom Ojczyzny.

Bolszewicy po zawarciu w listopadzie 1918 tajnego porozumienia z dowództwem niemieckim o bezpośrednim przejmowaniu przez Armię Czerwoną terenów okupacji Ober Ostu od wojsk niemieckich stworzyli już 16 listopada 1918 Armię Zachodnią, która następnie przejęła z rąk niemieckich Mińsk (grudzień 1918) i Wilno (styczeń 1919). Trzonem Armii Zachodniej była Zachodnia Dywizja Strzelców z kadrą wojskową rekrutowaną z komunistów polskiego pochodzenia i Polaków,którzy znaleźli się w głębi Rosji w czasie I wojny światowej. Ponieważ w listopadzie 1918 w Niemczech wybuchła rewolucja, która proklamowała republikę, bolszewicy pragnęli uzyskać bezpośredni dostęp do granicy niemieckiej w Prusach Wschodnich, by czynnie wpływać na wydarzenia polityczne w zrewolucjonizowanych Niemczech. Marsz Armii Czerwonej na zachód i zajmowanie kolejnych miejscowości opuszczanych przez wojsko niemieckie odbywał się zanim jeszcze Wojsko Polskie po odzyskaniu niepodległości w listopadzie 1918 przez Polskę i objęciu władzy przez Józefa Piłsudskiego (jako Naczelnika Państwa i Naczelnego Wodza) zdążyło się sformować i podjąć jakiekolwiek działania. Na zajętych przez Armię Czerwoną terytoriach proklamowana została 1 stycznia 1919 r. w Smoleńsku marionetkowa Białoruska Socjalistyczna Republika Radziecka przekształcona 27 lutego 1919 w Litewsko-Białoruską Socjalistyczną Republikę Radziecką (tzw.Litbieł) – z władzami złożonymi w dużej części z komunistów polskiego pochodzenia. 12 stycznia 1919 sowieckie Naczelne Dowództwo wydało Armii Czerwonej rozkaz wykonania rozpoznania w głąb do rzek Niemna i Szczary, a następnie 12 lutego aż po Bug, w ten sposób rozpoczynając operację „Cel Wisła”.[2]

Pomiędzy odradzającą się po 123 latach niewoli niepodległą Polską a Rosją nie istniała żadna uznawana przez strony granica państwowa, rząd bolszewicki w Rosji nie był uznawany na arenie międzynarodowej, zaś kwestią sporną pozostawał status terytoriów położonych pomiędzy zwartym etnicznym obszarem polskim, a obszarem rosyjskim (przedrozbiorowego Wielkiego Księstwa Litewskiego i wchodzącej przed rozbiorami do Korony prawobrzeżnej Ukrainy). W konsekwencji starcie pomiędzy Polską a Rosją o wzajemne granice i sposób zorganizowania politycznego ziem pomiędzy wschodnią granicą Kongresówki a granicą Rzeczypospolitej Obojga Narodów sprzed rozbiorów (których Polacy jako zbiorowość nigdy za legalne nie uznali) było nieuniknione. Ponieważ niemiecka armia okupacyjna Ober-Ostu stanowiąca bufor bezpieczeństwa na tych terytoriach pomiędzy siłami polskimi a bolszewickimi wycofywała się po 11 listopada 1918 w szybkim tempie, musiało dojść do nieuniknionego bezpośredniego spotkania wojsk polskich i bolszewickich i do określenia statusu politycznego ziem przedrozbiorowej Rzeczypospolitej w drodze faktów dokonanych.

Długa linia oddzielająca stronę polską i bolszewicką była podzielona przez błota poleskie, które ze względu na podmokły teren nie nadawały się do prowadzenia działań zbrojnych. W związku z tym działania wojenne toczyły się na dwu osobnych terenach: froncie północnym i froncie południowym.

Wojska bolszewickie na froncie północnym (Front Zachodni Armii Czerwonej) były dowodzone przez Michaiła Tuchaczewskiego z Ivarem Smilgą jako komisarzem politycznym Frontu a na froncie południowym (Front Południowo-Zachodni Armii Czerwonej) przez Aleksandra Jegorowa z Józefem Stalinem jako komisarzem politycznym Frontu a Siemionem Budionnym jako dowódcą najbardziej znanej jednostki Frontu Południowo-Zachodniego – 1 Armii Konnej (Konarmii).

Głównodowodzącym Armii Czerwonej był Sergiej Kamieniew, podlegający bezpośrednio narkomwojenmorowi (komisarzowi wojny i marynarki) Lwu Trockiemu, jednocześnie (podobnie jak Stalin członkowi pięcioosobowego wówczas Politbiura partii bolszewików)[3]

Rozdział wojsk bolszewickich stwarzał korzystną dla Polski sytuację operacyjną, gdyż możliwy był manewr po liniach wewnętrznych, podobnie jak w bitwie pod Tannenbergiem, czyli pobicie najpierw jednej grupy wojsk przeciwnika a następnie przerzucenie sił przeciw drugiej grupie.

Doświadczenia właśnie zakończonej I wojny światowej zdawały się wskazywać, że współczesna wojna ma charakter wojny pozycyjnej. W przypadku wojny polsko-bolszewickiej długa linia frontu i stosunkowo niewielka liczebność armii biorących udział w konflikcie powodowały jednak, że niemożliwe było utworzenie linii obronnych odpowiednio obsadzonych przez wojska, musiały istnieć słabo obsadzone bądź w ogóle nie obsadzone przez wojsko odcinki frontu. To stwarzało możliwość obejścia silnie bronionych odcinków bądź ataku z najmniej spodziewanego kierunku. Wojna polsko-bolszewicka przybrała charakter wojny manewrowej.

Obie armie, zarówno Wojsko Polskie, jak i Armia Czerwona były armiami improwizowanymi, budowanymi od podstaw (w przypadku RKKA od lutego-lipca 1918, w przypadku Wojska Polskiego od listopada 1918). Składy obu armii pochodziły zarówno z poboru, jak i zaciągu ochotniczego. Kadra dowódcza obu armii składała się zarówno z oficerów zawodowych (armii carskiej w przypadku RKKA, armii trzech zaborców w przypadku Wojska Polskiego) jak i z oficerów wywodzących się z niepodległościowych (Wojsko Polskie – Legiony) lub rewolucyjnych (Armia Czerwona) formacji ochotniczych. Stanowiło to wyzwanie dla obu stron przede wszystkim dla dowódców zawodowych, którzy musieli zerwać z doświadczeniami wyniesionymi z I wojny światowej – doświadczeniami wojny pozycyjnej (wojny materiałowej) i przystosować się do warunków wojny manewrowej. Dla strony bolszewickiej było to o tyle mniejszym problemem, że cała kadra dowódcza RKKA (niezależnie od zróżnicowanego pochodzenia) nabyła doświadczenia w trakcie wojny domowej w Rosji – klasycznej wojny manewrowej. Wojna polsko-bolszewicka była w konsekwencji poligonem wojny manewrowej, przedmiotem studiów wojskowych w latach 1920-1939. Brak rutyny wojskowej owocował niekonwencjonalnymi rozwiązaniami (jak np. 1 Armia Konna, której taktyka przysporzyła stronie polskiej dużo trudności, zagon zmotoryzowany na Kowel pod dowództwem gen. Władysława Sikorskiego we wrześniu 1920 r. (w rozwinięciu bitwy pod Komarowem), czy wykorzystanie lotnictwa, służb radiowywiadowczych i kryptologicznych przez stronę polską).

Wojna rozpoczęła się 14 lutego 1919 starciem koło miasteczka Mosty na Białorusi, gdzie wysunięte poza wycofujące się jednostki niemieckie[4] oddziały wojska polskiego powstrzymały dalszy marsz na zachód w ramach operacji „Cel Wisła” oddziałów Frontu Zachodniego Armii Czerwonej. Szczupłe siły polskie, składające się z 12 batalionów piechoty, 12 szwadronów kawalerii i 3 baterii artylerii, działały tam na dwóch, dość równomiernie obsadzonych odcinkach frontu. Formacjami odcinka południowego (rzeka Prypeć – miasteczko Szczytno), czyli Grupy Podlaskiej, przemianowanej potem na Grupę Poleską, dowodził gen. Antoni Listowski. Jego oddziały prawym swym skrzydłem utrzymywały łączność z Grupą Wołyńską gen. Edwarda Rydza-Śmigłego i koncentrowały się głównie pod Antopolem na kierunku Brześć-Pińsk i koło Berezy Kartuskiej. Oddziały odcinka północnego (Szczytno-Skidel) należały do Dywizji Litewsko-Białoruskiej gen. Wacława Iwaszkiewicza-Rudoszańskiego, który swoje oddziały skupiał przede wszystkim w rejonie Wołkowyska. Na tych pozycjach wiązano niewielkie siły Armii Czerwonej, której wysiłek wojenny skupiony był jeszcze wówczas przede wszystkim na walce z oddziałami białych.

Na początku marca formacje zgrupowań polskich przeszły do akcji zaczepnej, opanowały na wschodzie Słonim (2 marca) i Pińsk (5 marca), a na północy dotarły pod Lidę, gdzie zatrzymały się na kilka tygodni. Dalsze decyzje w sprawie działań na wschodzie zostały podjęte w pierwszej dekadzie kwietnia, zgodnie z wolą Józefa Piłsudskiego, który uznał konieczność przejęcia inicjatywy na północno-wschodnim teatrze wydarzeń wojennych.

16 kwietnia 1919 wojska polskie rozpoczęły ofensywę. Główne zadanie, jakim było zajęcie Wilna, realizowała grupa jazdy pułkownika Władysława Beliny-Prażmowskiego (9 szwadronów kawalerii i pluton artylerii konnej) oraz grupa piechoty generała Rydza-Śmigłego (3 bataliony piechoty).

Na Lidę uderzyły oddziały generała Zygmunta Lasockiego, na Baranowicze i Nowogródek grupa generała Stefana Mokrzeckiego, a na Łuniniec generała Antoniego Listowskiego.

17 kwietnia opanowano Lidę, 18 kwietnia Nowogródek, 19 kwietnia Baranowicze i Wilno. Po zajęciu Wilna Józef Piłsudski wydał 22 kwietnia 1919 odezwę do mieszkańców byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego deklarując samostanowienie wszystkich narodowości przedrozbiorowej Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

Dalsze operacje na tym froncie prowadzone przez generała Stanisława Szeptyckiego, przy współudziale wojsk wielkopolskich (m.in. 15 Pułk Ułanów pod dowództwem ppłk. Władysława Andersa) i części „błękitnej armii” generała Hallera doprowadziły do zdobycia Mińska, Bobrujska i Borysowa.

Szeptycki, stając na czele nowo utworzonego Frontu Litewsko–Białoruskiego miał do dyspozycji następujące grupy operacyjne:

gen. Mokrzeckiego (rejon Baranowicz)

gen. Lasockiego (rejon Nowogródka),

płk. Ferdynanda Zarzyckiego (na wschód od Lidy)

gen. Rydza-Śmigłego (rejon Wilna)

Na północnym skrzydle wojska polskie nawiązały łączność z wojskami łotewskimi. W styczniu 1920 Wojsko Polskie zdobyło Dyneburg, który przekazano Łotwie.

W końcu 1919 front wschodni na całej swej długości przebiegał w sposób następujący: Uszyca (lewy dopływ Dniestru) – Płoskirów – Słucz (prawy dopływ Prypeci) – Uborć (prawy dopływ Prypeci) – Ptycz (lewy dopływ Prypeci), a dalej na północ przez Bobrujsk, wzdłuż Berezyny, a następnie przez Lepel i Połock do Dyneburga.

We wrześniu 1919 kody szyfrowe zarówno Armii Ochotniczej gen. Antona Denikina jak i przede wszystkim kody szyfrowe Armii Czerwonej zostały złamane przez polski radiowywiad pod kierownictwem por. Jana Kowalewskiego. Miało to rozstrzygające znaczenie dla podejmowania decyzji przez Naczelnego Wodza Józefa Piłsudskiego.

U schyłku 1919 siły polskie liczyły 21 dywizji piechoty, 7 brygad jazdy, 600 000 żołnierzy.

W pierwszych miesiącach 1920 wcielono nowe roczniki rekruta, mające podnieść znacznie stany liczebne. Jednocześnie jednak przeprowadzono demobilizację części starych żołnierzy „armii błękitnej” (stare roczniki, ochotnicy amerykańscy).

Na kampanię 1920 r. Polska wystawiła przeszło 700 000 żołnierzy. Przed rozpoczęciem wielkich operacji Wojsko Polskie uszykowano w sposób następujący:

front na odcinku od Dniepru do Prypeci obsadziły trzy armie polskie

6 Armia gen. Wacława Iwaszkiewicza

2 Armia gen. Antoniego Listowskiego

3 Armia gen. Edwarda Rydza-Śmigłego

Siły polskie na tym kierunku liczyły około 10 dywizji piechoty, dywizji kawalerii i 2 brygad kawalerii i przygotowywały się do działań przeciw armiom radzieckim:

12 Armii Sergiusza Mieżeninowa

14 Armii Hieronima Uborewicza

Na północnym odcinku frontu, między Prypecią a Dźwiną, zostały rozmieszczone

4 Armia (Polesie i nad Berezyną)

grupy operacyjna generała Leonarda Skierskiego (rejon Borysowa)

1 Armia (nad Dźwiną).

Armia Rezerwowa generała Kazimierza Sosnkowskiego – osłona od Litwy i jednocześnie odwód strategiczny na lewym skrzydle.

Siły wydzielone na północny odcinek frontu składały się łącznie z 12 dywizji piechoty i 2 brygad kawalerii. Miały one prowadzić działania obronne, skierowane przeciw wojskom Frontu Zachodniego Armii Czerwonej pod dowództwem Tuchaczewskiego (15 i 16 armie RKKA).

Piłsudski przewidział, że po pokonaniu „Białych” bolszewicy będą mogli skoncentrować wszystkie siły na jednym froncie – froncie z Polską, wykorzystując również zdobyty na białych sprzęt wojskowy. Celem politycznym Piłsudskiego było stworzenie federacji państw narodowych w Międzymorzu Bałtycko-Czarnomorskim od Estonii po Ukrainę oddzielających etniczną Polskę od Rosji i uniemożliwiających ekspansję terytorialną Rosji na Zachód. Motywem Piłsudskiego jako Naczelnika Państwa było przekonanie, że istnienie Polski pomiędzy Niemcami a Rosją jest uzależnione od stworzenia systemu silnych sojuszy lokalnych uniemożliwiających ponowny rozbiór terytorium przedrozbiorowej Rzeczypospolitej Obojga Narodów pomiędzy dwóch silnych sąsiadów – Niemcy i Rosję, bowiem Polska samotnie jest zbyt słaba, by oprzeć się naciskowi niemiecko-rosyjskiemu, niezależnie od form ustrojowych w jakich te narody się znajdują.

Warunkiem działania było osiągnięcie porozumienia z Ukraińską Republiką Ludową – Ukraina była bowiem geostrategicznym kluczem rozwiązania federacyjnego. 21 IV 1920, Piłsudski zawarł z przewodniczącym Dyrektoriatu URL Symonem Petlurą sojusz polityczny i wojskowy. Polska uznawała w nim suwerenność Ukraińskiej Republiki Ludowej, zrzekała się terytoriów Rzeczypospolitej przedrozbiorowej na wschód od ustalonej linii granicy z Ukrainą i zobowiązywała się do wspólnej walki z bolszewikami. Konsekwencją umowy było np. nie przekraczanie przez Wojsko Polskie przedrozbiorowej granicy Polski.

Operacja przeciw bolszewikom była większa niż inne w roku poprzednim. Wojskami od Mozyrza do Olewska dowodził gen. Rybak, od Olewska do Połonnego dowodził gen. Rydz-Śmigły, od Połonnego do Płoskirowa gen. Listowski a od Płoskirowa do granicy z Rumunią gen. Iwaszkiewicz. Wojska były rozmieszczone wzdłuż granicy sowieckiej Ukrainy.

Ofensywę na Ukrainie Piłsudski rozpoczął 25 kwietnia 1920. Już 26 kwietnia wojska polskie zajęły Żytomierz, a następnego dnia opanowały Berdyczów i węzeł kolejowy Koziatyn. Na południu oddziały 6 Armii generała Iwaszkiewicza opanowały Winnicę, Bar i Żmerynkę. Na północy wojska polskie zdobyły Czarnobyl i zbliżyły się do Dniepru w rejonie ujścia Prypeci. W wyniku tych operacji 12 Armia (RKKA) utraciła w dużej mierze zdolność prowadzenia działań bojowych.

28 kwietnia wojska polskie stanęły na linii: Czarnobyl – Koziatyn – Winnica – granica rumuńska. Wojska polskie przeszły w ciągu 24 godzin 90 km.

Po tygodniowym odpoczynku wojska polskie stanęły u bram Kijowa i nie napotykając większego oporu nieprzyjaciela 7 maja 1920 oddziały 3 Armii gen. Rydza Śmigłego zajęły miasto. Mieżninow nie zdecydował się na walną bitwę.

Doszło do starć na moście spinającym Dniepr, lecz po krótkiej wymianie ognia 1 DPLeg przeszła przez rzekę i zajęła lewobrzeżny przyczółek sięgający 15km w głąb terytorium nieprzyjaciela. Prawobrzeżna Ukraina została wzięta kosztem 150 zabitych i 300 rannych.

Ofensywa polska na Kijów wywołała oburzenie we Francji ze względu na to, że Piłsudski mógł zaatakować Ukrainę z lepszym skutkiem militarnym razem z Denikinem. Gen. Anton Denikin był jednak przeciwny zarówno istnieniu państwa ukraińskiego jak i suwerenności Polski na wschód od linii Bugu. Wielomiesięczne rokowania polsko-rosyjskie w Taganrogu prowadzone przez misję z gen. Aleksandrem Karnickim skierowaną do kwatery Denikina przez Naczelnika Państwa zakończyły się fiaskiem wobec nieustępliwości strony rosyjskiej w kwestii samostanowienia narodów wchodzących przed 1917 r. w skład Imperium Rosyjskiego i granic polsko-rosyjskich. W tej sytuacji Rzeczpospolita Polska nie miała interesu państwowego w sukcesie Białych Rosjan i w konsekwencji uchyliła się od wsparcia Denikina (pomimo nacisków Francji i Wielkiej Brytanii w tej sprawie). Równolegle były prowadzone w Mikaszewiczach rokowania polsko-bolszewickie, gdzie warunki strony polskiej były analogiczne do warunków stawianych Denikinowi. Rozmowy te z uwagi na kategoryczne żądanie Polski uznania przez RFSRR niepodległości Ukrainy i nieatakowanie wojsk Petlury przez Armię Czerwoną również zakończyły się bezowocnie.

Armia Czerwona planowała generalną ofensywę przeciw Polsce na wiosnę 1920 na kierunku białoruskim, gdzie od marca odbywała się zmasowana koncentracja wojsk sowieckich w Bramie Smoleńskiej. Pokonanie w połowie listopada 1919 przez bolszewików armii białych (zarówno na Syberii, jak i ofensyw generałów Denikina i Judenicza i likwidacja w marcu 1920 republiki murmańsko – archangielskiej z wojskami gen. Millera) spowodowało, że wszystkie siły Armii Czerwonej mogły być od marca 1920 r. skoncentrowane przeciwko Polsce i jej planom stworzenia federacji Międzymorza Bałtycko-Czarnomorskiego. Polska ofensywa na Ukrainie była zaskoczeniem dla dowództwa RKKA i spowodowała jedynie przyśpieszenie przygotowywanej ofensywy przeciw siłom Wojska Polskiego siłami wojsk Frontów : Zachodniego i Południowo-Zachodniego.

Według danych polskiego radiowywiadu wzrost sił sowieckich na froncie polskim przedstawiał się następująco:

1 stycznia 1920 – 4 dywizje piechoty, 1 brygada jazdy;

1 lutego 1920 – 5 dywizji piechoty, 5 brygad jazdy

1 marca 1920 – 8 dywizji piechoty, 4 brygady jazdy

1 kwietnia 1920 – 14 dywizji piechoty, 3 brygady jazdy

25 kwietnia 1920 – w chwili rozpoczęcia polskiej ofensywy – 20 dywizji piechoty 5 brygad jazdy[7]

Front Zachodni rozmieszczono na obszarze od Dźwiny po Prypeć. Jego dowódcą był Michaił Tuchaczewski, (ówcześnie dwudziestosiedmioletni), porucznik armii carskiej, absolwent Aleksandryjskiej Szkoły Wojennej w Moskwie.

W składał frontu wchodziły cztery armie, jeden samodzielny korpus kawalerii i jedna Grupa Operacyjna.

Od północy, nad samą Dźwiną, umieszczony został 3 Korpus Kawalerii w składzie dwóch dywizji. Dowódcą tego korpusu był Gaj-Chan (Gajk Bżiszkian). Jedna dywizja korpusu składała się z robotników uralskich, druga z Kozaków.

Obok 3 Korpusu Kawalerii, nieco bardziej na południe, rozwinięta została 4 Armia Jewgienija Siergiejewa, podpułkownika armii carskiej, absolwenta Akademii Sztabu Generalnego. Poniżej stanęła 15 Armia Augusta Korka, podpułkownika armii carskiej, absolwenta Akademii Sztabu Generalnego.

Dalej ku południowi, rozwinęła się 3 Armia Władimira Łazariewicza, podpułkownika armii carskiej, absolwenta Akademii Sztabu Generalnego.

Poniżej 3 Armii stanęła 16 Armia Nikołaja Sołłohuba, podpułkownika armii carskiej, absolwenta Akademii Sztabu Generalnego. Na samym południu tego frontu działała Grupa Mozyrska, składająca się z dwóch dywizji i oddziału partyzanckiego, dowodzona przez Tichona Chwiesina – robotnika, lat 26. To był jedyny robotnik wśród dowódców wyższego szczebla.

Główne uderzenie miały wykonać związki taktyczne XV Armii z pozycji wyjściowych na odcinku połocko-witebskim.

14 maja na Białorusi wyprowadzone zostało uderzenie sowieckie, nieskoncentrowanymi jeszcze w pełni siłami Frontu Zachodniego, które miało zachwiać trzonem sił polskich na Ukrainie. Natarcie nie przyniosło spodziewanych rezultatów. 1 i 4 Armie Wojska Polskiego podjęły kontratak i odparły uderzenie przywracając linię frontu ze skróceniem jej przez bagna rzeki Auty. Zapanował kilkunastodniowy bezruch na całym froncie polsko-sowieckim, zaś blisko dwumiesięczny na froncie na Białorusi. Zaimprowizowane natarcie sowieckie wyprzedziło jednak o dwa dni planowane uderzenie polskie z południa na tyły sowieckiego zgrupowania uderzeniowego (na kierunek Homel, Żłobin, Mohylew) – w tym sensie spełniło swoje zadanie operacyjne, zmuszając jednocześnie stronę polską do zaangażowania odwodów (grupa gen Kazimierza Sosnkowskiego) w pierwszej linii. Miało to znaczenie przy ponownej sowieckiej próbie przełamania podjętej 4 lipca 1920.

Jeszcze 10 marca 1920 r. na odprawie w Smoleńsku dowództwo Armii Czerwonej podjęło decyzję o przerzuceniu na front polski z Kaukazu 1 Armii Konnej pod dowództwem Siemiona Budionnego. Armia ruszyła z Majkopu w szyku konnym 3 kwietnia 1920 r. Po rozbiciu po drodze części wojsk Nestora Machno w Hulajpolu, 6 maja na północ od Jekaterynosławia rozpoczęła przeprawę przez Dniepr i po koncentracji pod Humaniem, 27 maja jej oddziały rozpoczęły atak na pozycje polskie. Po kilku nieudanych natarciach Budionny znalazł lukę w ugrupowaniu wojska polskiego i 5 czerwca 1920 r przełamał polską obronę 13 Dywizji Piechoty pod Samhorodkiem, rozpoczynając działania na tyłach wojska polskiego przeciwko jego zapleczu.

Sposób prowadzenia walk przez Armię Konną był niesłychanie brutalny.[8] 7 czerwca jedna z jej dywizji zajęła Żytomierz, wycinając do nogi polski garnizon, druga opanowała Berdyczów paląc m.in. doszczętnie szpital z sześciuset rannymi i siostrami Czerwonego Krzyża. 10 czerwca zagon Budionnego zajął już Równe. Za 1 Armią Konną podjęła działania zaczepne 12 Armia znad Dniepru i 14 Armia na południu.

Rozpoczął się wielki odwrót Wojska Polskiego. W pierwszych dniach lipca, Polacy cofnęli się ok. 250-350 km na zachód. Wojsko Polskie utrzymywało front na wysokości Równe – Tarnopol. Przed Lwowem zatrzymane zostały działania Frontu Południowo-Zachodniego pod dowództwem Aleksandra Jegorowa.

Gdy sowiecki Front Zachodni pod dowództwem Michaiła Tuchaczewskiego uderzał na Warszawę, sowiecki Front Południowo-Zachodni pod dowództwem Aleksandra Jegorowa (z Józefem Stalinem jako komisarzem politycznym Frontu)[9] uderzał na Lwów. 1 Armia Konna pod dowództwem Siemiona Budionnego nacierała po bitwach pod Brodami i Krasnem na Lwów, broniony przed równoległym natarciem XII i XIV Armii sowieckich przez trzy dywizje 6 Armii (18 DP, 12 DP i 13 DP) i armię ukraińską gen.Mychajło Omelianowicza-Pawlenki broniącą przed bolszewikami linii Strypy i Dniestru na skrajnej prawej flance Wojska Polskiego (tworzące wspólnie Front Południowy pod dowództwem gen. Wacława Iwaszkiewicza). Społeczeństwo Lwowa również stanęło do obrony swego miasta.

W bitwie pod Zadwórzem (stacją kolejową na przedpolu Lwowa), w której 17 sierpnia 1920 batalion lwowskich ochotników stawił czoło bezpośredniemu natarciu 6 Dywizji Konnej Budionnego na Lwów, zginęło 318 z 330 walczących powstrzymując skutecznie przez cały dzień atak wojsk bolszewickich. Jedenastogodzinna bitwa garstki obrońców z oddziałami bolszewickimi nazwana została później Polskimi Termopilami. Po dalszych dwóch dniach ataków na przedpolach Lwowa, 20 sierpnia 1920 Budionny wykonał wreszcie ponawiany wielokrotnie rozkaz głównodowodzącego Armią Czerwoną Sergieja Kamieniewa, nakazujący przerwanie szturmu Lwowa i wsparcie wojsk Tuchaczewskiego na froncie pod Warszawą[10], i przez Sokal i Zamość uderzył w kierunku Lublina. Kontrofensywa Wojska Polskiego rozbiła już jednak w tym czasie (16-18 sierpnia) Front Zachodni Tuchaczewskiego, działania 1 Armii Konnej były więc z punktu widzenia sowieckiego spóźnione, a każdy dzień związania Armii Konnej w walkach pod Lwowem był niezbędny dla zwycięstwa polskiego nad Wieprzem, Wisłą i Wkrą.

2 lipca 1920 roku Tuchaczewski wydał sławną dyrektywę 1896 do rozpoczęcia ofensywy przez Front Zachodni – „(…) po trupie Polski wiedzie droga do. ogólnego wszechświatowego pożaru. Na Wilno, Mińsk, Warszawę — marsz”.

4 lipca o świcie ruszył Front Zachodni, który w swoim składzie posiadał około 270 tys. żołnierzy.

Uderzenie Armii Czerwonej pod względem taktycznym i operacyjnym polegało na koncentracji dużych sił ruchomych na prawym, północnym skrzydle Frontu Zachodniego, systematycznym przeskrzydlaniu wojska polskiego przez znajdujący się na skrajnej prawej flance sowieckiej korpus kawalerii Gaj-Chana i ciągłym odpychaniu polskiego Frontu Północnego od granicy polsko-litewskiej, a następnie polsko- niemieckiej, wychodzeniu 3 Korpusu 4 Armii na skrzydło Wojska Polskiego i spychaniu go na południe, na błota poleskie.

Taktyka ta dała nadspodziewanie dobre rezultaty. Nastąpił szybki odwrót wojsk polskich, najpierw na linię starych okopów niemieckich (wojny pozycyjnej niemiecko-rosyjskiej z roku 1916), a po kolejnych manewrach oskrzydlających kawalerii Gaj Chana, w końcu lipca wojska rosyjskie stanęły na linii Bugu. Armia Czerwona pokonała w krótkim czasie ponad 400 kilometrów. Wbrew rozkazowi Piłsudskiego Wojsko Polskie oddało bez poważniejszego oporu twierdzę Brześć.

10 sierpnia linia frontu znalazła się na wysokości Przasnysza, Wyszkowa, Siedlec, a 3 Korpus Kawalerii bił się w Mławie, docierając ostatecznie do Działdowa. Tego dnia Tuchaczewski wydał dyrektywę do opanowania Warszawy. Pragnął on sforsować Wisłę na północ od miasta, odciąć zaopatrzenie z Gdańska, a następnie uderzyć na Warszawę od północy i zachodu.

Nie chciał popełnić błędu Dybicza z lutego 1831. Przerzucił więc siły na północ od Bugu, by powtórzyć udany manewr Paskiewicza.

Do tej chwili sukces Armii Czerwonej był całkowity. Powodzeniu militarnemu armii towarzyszyły także sukcesy polityczne na arenie międzynarodowej. W trakcie ofensywy odbywał się w Piotrogrodzie i Moskwie II Kongres Kominternu (zakończony 10 sierpnia). Delegaci rozjechali się w przekonaniu o rychłym upadku Warszawy i połączeniu Armii Czerwonej z planowaną rewolucją komunistyczną w Niemczech.

W lipcu 1920 cała Europa strajkowała przeciwko wojnie w Polsce. Robotnicy w Anglii, we Francji, w Czechosłowacji, w Niemczech wierzyli, że w Rosji zrodziła się prawdziwa władza robotnicza, że zaczęły się realizować idea sprawiedliwości społecznej – sprawiedliwy socjalizm. Przez Europę biegło hasło: Ręce precz od Rosji. Robotnicy krajów zachodnich byli przekonani że Polska dobija „robotniczą sprawę”.

Rządy krajów zachodnich również nie były w stosunku do Polski zbyt pozytywnie nastawione. Na konferencji w Spa, nieprzychylnie ustosunkowany do Polaków, przekonany o nieuchronnym zwycięstwie radzieckim i korzyściach gospodarczych płynących ze współpracy Wielkiej Brytanii z Rosją Sowiecką[11], premier brytyjski David Lloyd George wymusił na premierze Władysławie Grabskim zgodę na przyjęcie tzw. linii Curzona jako linii polsko-sowieckiego zawieszenia broni oraz zgodę na rozstrzygnięcie przez Radę Ambasadorów (bez udziału Polski): podziału Śląska Cieszyńskiego (bez zarządzonego uprzednio plebiscytu), kwestii przynależności państwowej Wilna, Galicji Wschodniej, konstytucji Wolnego Miasta Gdańska i traktatu polsko-gdańskiego.

Jednostronne ustępstwa rządu polskiego nie spowodowały faktycznej interwencji mocarstw Ententy na rzecz Polski, zostały jednak w pełni wykorzystane na niekorzyść Polski w kwestiach rozstrzygnięć dotyczących polskiej granicy z Czechosłowacją i statusu Wolnego Miasta Gdańska. Deklaracja podpisana przez Grabskiego w Spa spowodowała w konsekwencji dymisję rządu Grabskiego i powołanie 24 lipca 1920 Rządu Obrony Narodowej z premierem Wincentym Witosem i wicepremierem Ignacym Daszyńskim.

RFSRR po próbach przewlekania rozmów odrzuciła 11 sierpnia 1920 ostatecznie pośrednictwo brytyjskie deklarując uprzednio gotowość bezpośrednich pertraktacji z rządem polskim. Strona polska w odpowiedzi na propozycję sowiecką wysłała delegację na rozmowy w Mińsku. Delegacji polskiej ( odizolowanej od świata i łączności) strona sowiecka przedstawiła w Mińsku 19 sierpnia 1920 następujące warunki zawarcia traktatu pokojowego :

ustalenie granicy polsko-sowieckiej na linii Curzona,

redukcja armii polskiej do poziomu 60 tys. żołnierzy,

wydanie Armii Czerwonej wszystkich zapasów broni,

wydzielenie części polskich zapasów broni na uzbrojenie „milicji ludowej” w Polsce,

swobodny tranzyt przez Polskę oddziałów Armii Czerwonej,

eksterytorialna linia kolejowa Białystok – Grajewo (do Prus Wschodnich),

odszkodowania wojenne dla „odbudowania zniszczonych miast na wschodzie”.

Były to dla Polski warunki podważające suwerenność państwową i zostały one odrzucone w całości, Wyrażały stanowisko polityczne strony sowieckiej wobec Polski przed bitwą warszawską, choć zostały wysunięte już w jej trakcie.

23 lipca 1920 r. w Smoleńsku został utworzony z przekształcenia Biura Polskiego przy KC partii bolszewickiej Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski (Polrewkom) jako rząd marionetkowy dla planowanej Polskiej Republiki Rad. 30 lipca 1920 w Białymstoku, pierwszym większym mieście na zachód od Linii Curzona,zajętym 28 lipca 1920 przez Armię Czerwoną Polrewkom ogłosił odezwę o przejęciu władzy w Polsce i utworzeniu Polskiej Republiki Rad. Oznaczało to chęć narzucenia przez interwencję militarną Armii Czerwonej rządów sowieckich w okrojonej terytorialnie Polsce. Członkowie Polrewkomu ( Feliks Dzierżyński, Julian Marchlewski, Józef Unszlicht, Feliks Kon) pociągiem specjalnym posuwali się tuż za nacierającymi na Warszawę oddziałami sowieckimi, docierając ostatecznie do Wyszkowa i przygotowując się do objęcia władzy po zdobyciu przez Armię Czerwoną stolicy Polski.

Ostateczna konfrontacja militarna była nieunikniona.

W jej przebiegu zarysowały się wyraźnie trzy kompleksy wydarzeń:

bój na przedmościu warszawskim

walki nad Wkrą

manewr znad Wieprza

13 sierpnia, w pierwszym dniu bitwy, nastąpiło gwałtowne natarcie dwóch radzieckich związków taktycznych, jednej dywizji z 3. Armii Łazarewicza i jednej z 16. Armii Sołłohuba. Nacierały one na Warszawę z kierunku północno-wschodniego Dwie rosyjskie dywizje, które miały w nogach przeszło 600 kilometrów marszu, uderzyły pod Radzyminem, przełamały obronę 11 Dywizji pułkownika Bolesława Jaźwińskiego i zdobyły Radzymin. Następnie jedna z nich ruszyła na Pragę, a druga skręciła w prawo – na Nieporęt i Jabłonnę. Rozpoczęła się dramatyczna walka pod Radzyminem, która w polskiej legendzie mylnie uznawana jest niekiedy za „bitwę warszawską”. Niepowodzenie to skłoniło dowódcę polskiego Frontu Północnego do wydania dyspozycji wcześniejszego rozpoczęcia działań zaczepnych przez 5. Armię generała Sikorskiego z obszaru Modlina, by tym samym odciążyć 1. Armię osłaniającą Warszawę.

W dniu następnym, to jest 14 sierpnia, zacięte walki wywiązały się już wzdłuż wschodnich i południowo-wschodnich umocnień przedmościa warszawskiego – na odcinku od Wiązowny po rejon Radzymina. Siły polskie stawiały wszędzie twardy opór i nacierające wojska rosyjskie nie uzyskały poważniejszych sukcesów.

15 sierpnia koncentryczne natarcie odwodowych dywizji polskich (10 Dywizji generała Żeligowskiego i 1. Dywizji Litewsko-Białoruskiej generała Jana Rządkowskiego), po całodziennych zażartych bojach przyniosło duży sukces. Odzyskany został Radzymin i polskie oddziały wróciły na pozycje utracone przed dwoma dniami.

16 sierpnia na liniach bojowych przedmościa warszawskiego toczyły się nadal intensywne walki, ale sytuacja wojsk polskich ulegała częściowej poprawie.

W strefie Modlina działania zbrojne początkowa nie dawały również wyraźnego rozstrzygnięcia.

5 Armia generała Sikorskiego, która na rozkaz dowódcy Frontu Północnego przeszła 14 sierpnia do natarcia w kierunku Nasielska, czyniła postępy. Były to jednak sukcesy o znaczeniu lokalnym.

Dopiero w dwa dni później, czyli 16 sierpnia, koncentryczne uderzenie armii Sikorskiego, wyprowadzone z południowo-wschodnich fortów Modlina i znad Wkry, doprowadziło do opanowania Nasielska. Dało możliwość kontynuowania pomyślnych działań na Serock i Pułtusk.

Na lewym skrzydle frontu polskiego natomiast sytuacja układała się niepomyślnie. 4 Armia Siergiejewa i Korpus Kawalerii Gaja, parły na Płock, Włocławek i Brodnicę, a w rejonie Nieszawy rozpoczęły już forsowanie Wisły. W Płocku ludność miasta broniła się w dniach 18-19 sierpnia 1920 na barykadach wraz z wojskiem. Miasto zostało w r. 1921 odznaczone przez Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego Krzyżem Walecznych.

Pod wpływem trwożnych wiadomości, które napływały z rejonu Warszawy oraz Włocławka i Brodnicy, naczelny wódz Wojska Polskiego zdecydował się rozpocząć manewr zaczepny znad dolnego Wieprza.

16 sierpnia 1920 rozpoczęło się kontruderzenie. Dywizje grupy uderzeniowej, mające ogromną przewagę nad słabą radziecką grupą mozyrską, ruszyły szerokim frontem, by już w drugim dniu natarcia dotrzeć do szosy Warszawa-Brześć. Rokowało to wyjście na tyły wojsk radzieckich pod Warszawą. Prawe skrzydło natarcia osłaniała 3 Dywizja Piechoty Legionów maszerująca na Włodawę i Brześć. Pod Warszawą wojska radzieckie zostały związane energicznym zwrotem zaczepnym sił polskich przedmościa, wspartych czołgami i atakującymi w kierunku na Mińsk Mazowiecki.

Postępy uzyskane już w pierwszym dniu natarcia były znaczne. 3 Dywizja Piechoty Legionów zajęła Włodawę. 1 Dywizja Piechoty Legionów odcinek Wisznice – Wohyń, a dywizje wielkopolskie 21. 16 i 14 osiągnęły rubież rzeki Wilgi, zajęły Garwolin i wysunęły patrole pod Wiązowną. 2 Dywizja Piechoty, przerzucona z zachodniego brzegu Wisły, przejęła rolę odwodu grupy uderzeniowej.

17 sierpnia siły polskie osiągnęły linię Biała Podlaska – Międzyrzec – Siedlce – Kałuszyn – Mińsk Mazowiecki.

W tym samym czasie reszta wojsk polskich przeszła do kontrofensywy na całej długości frontu. 5. Armia znad Wkry uderzyła na XV i III Armie bolszewickie. Wskutek wspomnianego wyżej braku łączności z dowództwem i zmęczenia żołnierzy, większa część wojsk sowieckich przeszła do nieskoordynowanego odwrotu. Część sił sowieckich, 3. korpus kawalerii Gaj-Chana (dwie dywizje) oraz część 4. i 15. armii (6 dywizji) nie mogąc się przebić na wschód 24 sierpnia 1920 roku przekroczyła granicę niemiecką i została internowana na terytorium Prus Wschodnich.

Dalszą częścią kampanii były już tylko polskie zwycięstwa. Budionny wykonał wreszcie (20 sierpnia) ponawiany wielokrotnie i ignorowany rozkaz Sergieja Kamieniewa zaprzestania szturmu Lwowa i wsparcia natarcia Tuchaczewskiego na Warszawę. Armia Konna uderzyła poprzez Busk, Sokal na Hrubieszów i Zamość, by dalej, przez Lublin, wyjść na tyły nacierającej na północ grupy uderzeniowej Wojska Polskiego.

Kontrofensywa polska znad Wieprza rozbiła już jednak w dniach 16-18 sierpnia główne ugrupowanie sowieckiego Frontu Zachodniego. Z punktu strategii sowieckiej natarcie Budionnego było znacznie spóźnione – wojska polskiej grupy uderzeniowej Frontu Środkowego pod osobistym dowództwem Józefa Piłsudskiego znajdowały się już 20 sierpnia (w chwili rozpoczęcia manewru Budionnego spod Lwowa na północny zachód) na północ od Bugu w pościgu za armiami sowieckimi, wykonując manewr okrążający północnej grupy wojsk sowieckiego Frontu Zachodniego (IV Armia, XV Armia i Korpus Gaj-Chana).

Pod Zamość maszerowały już przeciw Budionnemu zwolnione odwody polskie (z przedmościa warszawskiego), do dowodzenia siłami polskimi na tym obszarze został odkomenderowany gen. Władysław Sikorski a w ślad za Budionnym ruszył z Rawy Ruskiej na Zamość generał Stanisław Haller z 13 Dywizją Piechoty stanowiącą do tej pory część garnizonu miasta Lwowa i 1 Dywizją Jazdy pod dowództwem płk. Juliusza Rómmla.

Budionny został pobity pod Komarowem i Zamościem w ostatniej historycznie odnotowanej bitwie dużych związków kawaleryjskich (1 Armia Konna Armii Czerwonej przeciw 1 Dywizji Jazdy Wojska Polskiego).

Zdołał się on co prawda przedrzeć przez zastępujące mu drogę odwrotu siły polskie i ukraińskie, ale nie wykonywał już zwrotów zaczepnych, pozbawiony taborów, zapasów, jednostek zmotoryzowanych.

Od 12 do 21 września gen. Rozwadowski, dowodząc operacjami na południu, armiami generała Sikorskiego na Wołyniu i generała Hallera w Galicji Wschodniej pobił wszystkie trzy armie radzieckiego Frontu Południowo –Zachodniego.

Armia ukraińska – jedyny faktyczny sojusznik Rzeczypospolitej w wojnie, pod dowództwem generała Mychajło Omelianowicza-Pawlenki brała udział w tych operacjach, broniąc linii Dniestru a następnie uderzając na tyły 14 Armii bolszewickiej. 6 Siczowa Dywizja Strzelców armii URL w składzie 3 Armii Wojska Polskiego broniła Zamościa i uczestniczyła w operacji okrążającej w czasie bitwy pod Komarowem.

Po bitwie warszawskiej i bitwie z 1 Armią Konną rozstrzygające znaczenie dla ostatecznego wyniku wojny miała ofensywa polska nad Niemnem we wrześniu 1920 r.

Piłsudski przegrupował na kierunek niemeński 2 Armię generała Rydza-Śmigłego i 4. generała Skierskiego i użył jej przeciw Frontowi Zachodniemu Tuchaczewskiego.

Od 20 do 28 września wojska sowieckie związane były walkami na całym froncie. Toczyły się boje pod Grodnem, Brzostowicami, Wołkowyskiem. Jednocześnie na tyły frontu przez Druskienniki wyszła 1 Dywizja Piechoty Legionów i 1 Dywizja Litewsko Białoruska z Brygadą Jazdy

Po zwycięskiej dla strony polskiej bitwie niemeńskiej (12 października 1920 Wojsko Polskie wkroczyło ponownie do Mińska), 18 października 1920 weszło w życie zawieszenie broni (zawarte 12 października pomiędzy delegacjami Sejmu i rządu RP i rządu RFSRR w Rydze), a 18 marca 1921 również w Rydze podpisany został traktat pokojowy, który wytyczył granicę polsko-sowiecką i do agresji ZSRR na Polskę 17.09.1939 regulował stosunki pomiędzy II Rzecząpospolitą a RFSRR, a później ZSRR.

O przynależności państwowej Wilna i Litwy Środkowej rozstrzygnął natomiast ostatecznie tzw. bunt Żeligowskiego.

źródło: www.bitwawarszawska.pl

Straż leśna czy Policja leśna?

Straż leśna – czy jest potrzebna?

Pytając leśników o ich ocenę funkcjonowania Straży Leśnej, możemy spodziewać się całego spektrum odpowiedzi. Od jednoznacznie przychylnych, po kategorycznie negatywne.

Jednak w przypadku uśrednienia zebranych głosów, okaże się, że całość zagadnień „strażackich”, przeciętny rozmówca traktował będzie z lekkim przymrużeniem oka, zwłaszcza w zakresie oceny nakładów na wykonywaną pracę, a ogólna tendencja oceny pracy Straży Leśnej będzie raczej nieprzychylna.

 

Tak jak stanowiska leśniczych, są traktowane przez decydentów leśnych jako prestiżowe (filarowe), tak ze świecą szukać chętnych do objęcia pracy w posterunkach Straży Leśnej (obraz ten jest obecnie mocno zniekształcony przez trudności na rynku pracy w LP, ale proponuje dać wybór osobie starającej się o pracę i z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, ze praca Strażnika znajdzie się na końcu preferowanych stanowisk).

Nietrudno dotrzeć do panujących przekonań i stereotypów na temat charakteru pracy strażnika.

Powszechny jest, (choć zapewne krzywdzący) pogląd o nie przeciążaniu zbytnim się pracą.

Prawdą jest jednak fakt, że rozkład obciążeń poszczególnych posterunków SL jest różny w skali kraju. Jak również, że często przez wspominane już wyżej trudności w zdobyciu pracy do Straży Leśnej trafiają ludzie przypadkowi, nieposiadający w ogóle predyspozycji, które powinny cechować dobrego strażnika leśnego?

Nie ułatwia odpowiedzi na postawione na wstępie pytanie sposób oceny pracy posterunków, polegający na porównaniu legendarnej już w środowisku „strażackim” wykrywalności, czyli stosunku spraw z wykrytymi sprawcami w stosunku do ilości spraw w zakresie szkodnictwa leśnego zarejestrowanych w danym nadleśnictwie w ciągu roku.

Polecam lekturę takiego zestawienia, generowanego corocznie w każdym Nadleśnictwie w pocie czoła przez komendanta posterunku, a następnie zestawianego w i na poziomie RDLP.

Takie zestawienie to również powód do solidnego drapania się w głowę komendantów i ich przełożonych.

Znajdziemy tam Posterunki SL z wykrywalnością prawie 100% przy średniej ilości kilku (kilkunastu) spraw w roku, jak również te gdzie procent wykrywalności jest niewielki, a spraw kilkaset (kilkadziesiąt).

I z oburzeniem odrzucam fakt krążących w środowisku plotek, że w tych pierwszych posterunkach komendanci doszli do wysokiej biegłości w posługiwaniu się niszczarkami do których trafiają meldunki leśniczych.

Oczywiście, rasowy komendant wie, że nie można przesadzać. Przecież, jeśli w ogóle nie będzie wykrytych kradzieży, to ktoś może stwierdzić, że Straż Leśna nie jest potrzebna. Zwłaszcza, jeśli zestawi się koszty ponoszone na jej utrzymanie i efekty finansowe jej działalności.

Brak przypadków szkodnictwa leśnego w nadleśnictwach może wynikać przecież ze świetnie organizowanej i przeprowadzanej pracy prewencyjnej strażników i pozostałych pracowników Służby Leśnej w Nadleśnictwie, jak również z celowego nie pokazywania stanu faktycznego przez nadleśniczych z różnych względów.

Jednak mimo przewrotnego z pozoru pytania na wstępie uważam, że Straż Leśna jest niezbędna w prawidłowym gospodarowaniu mieniem Skarbu Państwa.

Wystarczy przeanalizować tylko sprawy szkodnictwa leśnego w lasach niepaństwowych, którymi mają okazję zająć się koledzy Policjanci, aby dojść do wniosku, że uchowaj nas Boże, aby Policja zajęła się szkodnictwem leśnym w Lasach Państwowych.

Natomiast pozostają wątpliwości, co do schematu organizacyjnego samego Posterunku SL w Nadleśnictwie.

Decydenci leśni różnych szczebli spowodowali, że większość posterunków stała się dwuosobowa (czyli nijaka). O tym, że takie obsady są za małe, niech świadczy ilość podleśniczych i leśniczych przeszkalanych dodatkowo na kursach podstawowych Straży Leśnej, po to, aby Nadleśniczy mógł „wypełniać” wakaty powstałe z powodów naturalnych i czysto technicznych, jak urlopy, choroby, odbiory nadpracowanych godzin.

 

Wydaje się, więc, że zamiast przesuwać pracowników ze stanowiska na stanowisko, należy dążyć, do co najmniej 3 osobowych obsad Posterunków SL, z ewentualnym możliwym rozszerzeniem zakresu ich działania.

Znane są przykłady Nadleśnictw, gdzie np. Straż Leśna prowadzi edukację, sprawy BHP, czy też prowadzi inne działania niezwiązane bezpośrednio ze zwalczaniem szkodnictwa leśnego, co jest oczywiście rzeczą naganną, a takie sytuacje nie powinny mieć w ogóle miejsca.

 

Miarą potrzeb w zakresie ochrony lasu przed szkodnictwem jest wartość majątku Skarbu Państwa, który chronimy my leśnicy dla całego społeczeństwa. Porównanie nakładów na działanie Straży Leśnej w stosunku do tej wartości majątku wykaże, że robimy to za kwoty wielokrotnie niższe, niż inne wyspecjalizowane służby, uzyskując lepsze efekty.

Zachęcam do dyskusji.

Darz Bór.

 

Nadleśniczy na strażnika – strażnik na nadleśniczego

Kolejna wspaniała decyzja kadrowa w Łodzi.

Szanowni czytelnicy tego portalu naszą intencją nie jest robienie nikomu reklamy a informowanie wszystkich czytającym tą stronę, co naprawdę się dzieje w PGL LP, w sposób jak najbardziej obiektywny i prawdziwy.

Czy to już jakieś szaleństwo, czy norma, która nie daj Boże ma obowiązywać w LP?.

Chodzi o odwołanego nadleśniczego Nadleśnictwa Piotrków Pana Sławomira Nowickiego.

Jako przyczynę odwołania, którą podał ówczesny Pan Dyrektor A. Gapiński było stwierdzenie, że jest za uczciwy, dosłownie tak. Ale to było jego wilcze prawo – póki co (kłania się sposób zatrudniania nadleśniczych w LP).

Pan Nowicki nie ma, czego się wstydzić, w swoim rozwoju i przebiegu kariery zawodowej.

W telegraficznym skrócie przedstawimy ją poniżej:

Od 1989 roku – Nadleśnictwo Chojna – stażysta, adiunkt technolog, Nadleśnictwo Gorlice – kolejno: instruktor, leśniczy leśnictwa Stróże, Nadleśnictwo Przedbórz – kolejno: leśniczy leśnictwa Kluczewsko, Inżynier Nadzoru, Inżynier Nadzoru obrębu Przedbórz, Specjalista Służby Leśnej ds. Użytkowania Lasu, Specjalista Służby Leśnej ds. stanu posiadania lasu, Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Łodzi, Wydział Kontroli i BHP, Starszy Specjalista ds. Kontroli Terenowej (w wyniku rozstrzygnięcia konkursu) p/o nadleśniczego Nadleśnictwa Piotrków, zaraz potem Nadleśniczy tegoż nadleśnictwa przez okres prawie dwóch i pół roku.

Od 13 marca 2012 roku odwołany ze stanowiska nadleśniczego.

Absolwent Akademii Rolniczej im. Hugona Kołłątaja w Krakowie, Wydział Leśny, studia magisterskie dzienne, ukończone z wynikiem dobrym, Wyższa Szkoła Biznesu – National Louis University w Nowym Sączu – dwusemestralne studia podyplomowe na kierunku Zarządzanie Firmą ukończone z oceną bardzo dobrą, praca dyplomowa: „Analiza SWOT organizacji Państwowe Gospodarstwo Leśne Lasy Państwowe”, Europejski Instytut kształcenia Podyplomowego EIPOS – Kielce, Stowarzyszenie naukowe przy Akademii Świętokrzyskiej, Systemy zarządzania środowiskowego w gospodarstwie leśnym – EUSPO LAS, Szkoła Główna Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie i Szkoła Głowna Handlowa w Warszawie – Międzyuczelniane Studium Podyplomowe Oceny i Wyceny zasobów przyrodniczych za zgodą Dyrektora Generalnego Lasów Państwowych – w trakcie.

Dodatkowo 22 kursy i szkolenia specjalistyczne potrzebne w wykonywaniu tego zawodu i pełnionych funkcji. Również działacz społeczny w swoim środowisku stałego zamieszkania.

Od 1.07.2012 roku otrzymał propozycję pracy w Nadleśnictwie Radomsko na stanowisku Starszego Strażnika Leśnego.

Wobec tego pytamy: Kto znowu podsunął taki pomysł dyrektorowi?. Czy to nie ten aby na szczęście były już wspaniały kadrowiec vel oficer prowadzący RDLP?

Co się w tych lasach dzieje?. Czy naprawdę stać je na to, żeby ludzi kompetentnych, dobrze przygotowanych do pracy, doświadczonych, w sile wieku, a przede wszystkim uczciwych można takimi decyzjami kadrowymi tak poniżać?.

To przecież tacy ludzie mają uczyć innych młodszych kolegów, czy koleżanki tego „Fechtunku Leśnego”, to z takich ludzi inni powinni brać przykład, bo takich przykładów zaczyna brakować nie tylko w Lasach Państwowych.

Panowie Dyrektorzy Generalny i Regionalny LP, co się dzieje?.

PS. Z dniem 1 sierpnia po uzgodnieniu z dyrektorem RDLP nadleśniczy powoła na stanowisko z-cy nadleśniczego dotychczasowego strażnika leśnego Pana Piotra Szymochę.

 

Byli pracownicy i współpracownicy Pana Nadleśniczego