BŁOGOSŁAWIEŃSTWA BOŻEGO NA NOWY ROK
|
|||||
BŁOGOSŁAWIEŃSTWA BOŻEGO NA NOWY ROK
Z całego serca życzymy Wam Drodzy Czytelnicy Prawego Lasuby ten Nowy Rok był czasem wyrozumiałości dla siebie i innych,ciepła, szczerości, radości i odwagi by podążać za głosem Boga w sercu.
No nareszcie. To czego domyślaliśmy się a właściwie to o czym dobrze wiedzieliśmy jest już faktem. Na razie medialnym. Teraz wszystko zależy od potraktowania immunitetu tj. czy honorowo zrzeknie się jego ochrony ( tak jak senator Kogut) czy też będzie czekał na podszepty i wstawiennictwo własnej partii – chociaż przy obecnej arytmetyce sejmowej ochrona immunitetem nie ma wielkich szans. Jego buźka to twarz typowego cwaniaczka ( z filmiku „Mordo TY Moja” ) który większość dorosłego żywota spędził na DZIAŁANIU. Działał więc jako z-ca burmistrza Darłowa, działał w sejmiku, działał jako z-ca prezydenta Koszalina. Od r.2005 działa jako poseł Podczas tych wszystkich działań został ( na nasze nieszczęście) v-ce ministrem w resorcie środowiska. Chcąc okazać partyjne zdecydowanie podpisał lekką ręką ( r.2009) ROZPORZĄDZENIE które pozbawiło mieszkań służbowych z-ców nadleśniczych, inżynierów nadzoru, podleśniczych i strażników. 21 listopada 2010 r. reprezentując platformianych związkowców podpisał PROJEKT ustawy włączającej LP w obszar zabójczych pomysłów SZTUKMISTRZA z Londynu. Opowiadał się aktywnie za nowelizacją ustawy o lasach na mocy której LEŚNICY w latach 2014-2015 wpłacili do budżetu 1,6 mld. zł. Oczywiście ,że gorliwie krytykował ostatnio Min. Szyszko za brak ochrony nad Ipsem tpographusem. Pobierał nauki ( od licencjata do doktora ) wyłącznie na uczelniach prywatnych gdzie podejrzewa się GO teraz o plagiat pracy doktorskiej. Podejrzewany był też o współpracę z SB o czym pisał Głos Koszaliński. Potrafił wykwintnie przeklinać z dużą znajomością lumpiarskiego sznytu czym zyskiwał sobie poparcie podobnych mu cwaniaczków stołujących się w knajpie Sowa & Przyjaciele- za nasze pieniądze. Ujmując generalnie szedł coraz wyżej i spadł z wysoka – jako Sekretarz Generalny podejrzewany tym razem o łapownictwo. A już te święta miały być dla niego beztroskie i niezwykle radosne z okazji uruchomienia wobec Polski art.7. Razem z HGW staje się kolejnym dowodem na to by ta partia skończyła swój żywot polityczny w r.2019. Złośliwiec pospolity PS Pozdrawiam wszystkich z nadzieją na większa ilość podobnych wiadomości w r.2018. 17 grudnia 1970 r. w Gdyni wojsko otworzyło ogień do robotników idących do pracy. Było to najtragiczniejsze wydarzenie w czasie pacyfikacji robotniczych protestów na Wybrzeżu dokonanej przez władze komunistyczne – w jej wyniku zginęło 45 osób, a 1 165 odniosło rany. 12 grudnia 1970 r. Władysław Gomułka w przemówieniu radiowo-telewizyjnym poinformował Polaków o wprowadzanych zmianach cen towarów. Podwyżki objąć miały 45 grup artykułów, głównie spożywczych: mięsa – średnio o 18 proc., mąki – o 17 proc., makaronu – o 15 proc., dżemów – o proc., ryb – o 12 proc. Wzrosły również ceny węgla – o 10 proc., koksu – o 12 proc., materiałów budowlanych – od 20 do 37 proc. oraz wyrobów włókienniczych, obuwia skórzanego, mebli, motorowerów i motocykli. Drożały więc głównie artykuły codziennej konsumpcji, pogarszając przede wszystkim sytuację najuboższych.Władze komunistyczne liczyły na to, że niezadowolone z podwyżek społeczeństwo pogodzi się wkrótce z nowymi cenami. Stało się jednak inaczej. 14 grudnia 1970 r. zastrajkowali robotnicy gdańskiej Stoczni im. Lenina. Około 10-ej rano przed budynkiem dyrekcji rozpoczął się wiec, w którym udział wzięło 3 tys. robotników domagających się zniesienia podwyżek i zmian personalnych w kierownictwie partii. W związku z tym, że nikt z władz nie podjął rozmów ze strajkującymi, uformowali oni pochód i udali się pod gmach Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Sekretarz wojewódzki w Gdańsku Alojzy Karkoszka, który zastąpił na tym stanowisku w lipcu 1970 r. awansowanego Stanisława Kociołka, był w tym czasie nieobecny w Gdańsku, ponieważ uczestniczył w plenum KC w Warszawie.
Około godz. 16-ej doszło do pierwszych starć z milicją. Rozpoczął się szturm gmachu KW, w którym wybito szyby i spalono drukarnię. W centrum Gdańska po południu w manifestacjach wzięło udział kilkanaście tysięcy osób. Do akcji ruszyły większe oddziały MO i wojska używając petard i gazów łzawiących. W tym czasie do Gdańska przylecieli Alojzy Karkoszka, Stanisław Kociołek oraz wiceminister spraw wewnętrznych gen. Franciszek Szlachcic i wiceminister obrony narodowej gen. Grzegorz Korczyński. Do Gdańska przybyli również Zenon Kliszko i Ignacy Loga-Sowiński, obaj członkowie Biura Politycznego, cieszący się pełnym zaufaniem Władysława Gomułki. Przedstawiciele władz partyjnych nie podjęli jednak żadnych rozmów z wyłonioną przez strajkujących reprezentacją. Siły porządkowe do późnych godzin nocnych brutalnie rozpraszały tłum. Do starć dochodziło głównie pod budynkiem KW, Dworcem Głównym i na Wałach Piastowskich. W niektórych miejscach podpalano samochody, kioski z gazetami, wybijano szyby wystawowe. Padły pierwsze strzały. Setki osób zostało pobitych i zatrzymanych. W rejon Trójmiasta ściągano jednostki milicyjne, zarządzono podwyższony stan gotowości bojowej lokalnych jednostek wojskowych, a oddziały wojsk wewnętrznych wprowadzono już do akcji. 15 grudnia strajki wybuchły w Gdyni, Elblągu, Słupsku i Szczecinie. Warszawie obradował najwyższy sztab kryzysowy pod przewodnictwem Władysława Gomułki. W jego skład obok I sekretarza wchodzili: przewodniczący Rady Państwa Marian Spychalski, premier Józef Cyrankiewicz, minister spraw wewnętrznych Kazimierz Świtała, minister obrony narodowej gen. Wojciech Jaruzelski, komendant główny MO gen. Tadeusz Pietrzak, kierownik Wydziału Administracyjnego KC Stanisław Kania oraz trzech sekretarzy KC, wśród nich Mieczysław Moczar. Po krótkiej dyskusji Władysław Gomułka podjął decyzję o zezwoleniu na użycie broni. Przekazana telefonicznie, potwierdzona została zarządzeniem (nr 108/70) MSW i formalnie weszła w życie o godz. 12-ej. Około godz. 14-ej zadecydowano o powołaniu Sztabu Lokalnego w Gdańsku, którego szefem został gen. Korczyński. Do Gdańska skierowany został również szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Bolesław Chocha. W rejon Gdańska, gdzie nasilały się walki uliczne, zaczęto ściągać jednostki pancerne i zmotoryzowane. Tego dnia w starciach z siłami porządkowymi wg oficjalnego komunikatu zginęło sześć osób, a 300 zostało rannych. Spalono budynki KW PZPR, Wojewódzkiej Rady Związków Zawodowych, Naczelnej Organizacji Technicznej i Dworca Głównego. O godz. 15-ej w stoczni zaczął się strajk okupacyjny. Władze wprowadziły godzinę milicyjną od 18-ej do 6-ej rano. W nocy z 15 na 16 grudnia wojsko obsadziło ważniejsze punkty w Gdańsku oraz zablokowało stocznię i port. W Gdyni aresztowano komitet strajkowy, z którym porozumienie zawarły wcześniej władze miejskie. Władze zdecydowały się zaprowadzić porządek siłą, bez względu na cenę. Zenon Kliszko na posiedzeniu Egzekutywy KW powiedział: „Mamy do czynienia z kontrrewolucją, a z kontrrewolucją trzeba walczyć przy pomocy siły. Jeżeli zginie nawet 300 robotników, to bunt zostanie zdławiony”. Gomułka oceniał strajki i manifestacje jako kontrrewolucję. I sekretarz KC miał w tych dniach wyrazić opinię, że tak jak szlachta polska swoim egoizmem, prywatą i tendencjami anarchistycznymi zgubiła Rzeczpospolitą, tak samo polska klasa robotnicza, wyposażona w te same cechy zgubi Polskę Ludową. Przez cały dzień 16 grudnia trwały demonstracje w Gdańsku. Na polecenie Zenona Kliszki zablokowano Stocznię im. Lenina, a do próbujących z niej wyjść na ulicę robotników, wojsko otworzyło ogień. Fala strajków rozlewała się na całe Wybrzeże, przybierając charakter powstania robotniczego. 17 grudnia doszło do masakry w Gdyni. Dzień wcześniej w wystąpieniu telewizyjnym wicepremier Kociołek nawoływał stoczniowców do powrotu do pracy. Około godz. 6-ej wojsko otworzyło ogień w stronę robotników idących z dworca do zablokowanej stoczni. Padli zabici i ranni. Starcia w Gdyni trwały do wieczora. Do demonstrantów strzelano z ziemi i powietrza. Milicja i służby więzienne z niezwykłą brutalnością traktowały zatrzymanych. Tego dnia strajki i demonstracje rozpoczęły się w Szczecinie. Po dwudniowych walkach w kilkudziesięciu przedsiębiorstwach kontynuowano strajk generalny, kierowany przez ogólnomiejski komitet strajkowy. Do starć demonstrantów z siłami porządkowymi dochodziło również w Elblągu i Słupsku. Wieczorem w telewizji wystąpił premier Józef Cyrankiewicz, który w pierwszej oficjalnej wypowiedzi na temat strajków na Wybrzeżu, podobnie jak w 1956 r. w Poznaniu, zwracając się do społeczeństwa jednocześnie uspokajał i groził. Według informacji napływających do KC przerwy w pracy i wiece miały miejsce w około 100 zakładach na terenie siedmiu województw. 18 grudnia większość Biura Politycznego opowiedziała się za politycznym rozwiązaniem konfliktu. Decyzja ta była zgodna z sugestią przekazaną premierowi Cyrankiewiczowi przez sekretarza generalnego KC KPZR Leonida Breżniewa i oznaczała klęskę Władysława Gomułki. W tym czasie w Trójmieście w zasadzie panował już spokój. Protesty trwały jeszcze w Elblągu oraz w Szczecinie, gdzie ostatecznie 22 grudnia przerwano strajk. Krwawa pacyfikacja robotniczego protestu na Wybrzeżu w grudniu 1970 r. spowodowała wg oficjalnych danych śmierć 45 osób. 1 165 osób odniosło rany, około 3 tys. zostało najpierw bestialsko pobitych, a następnie aresztowanych. Nigdy dotąd, nawet w czerwcu 1956 r. w Poznaniu, władze komunistyczne nie użyły na taką skalę wojska przeciwko ludności. Na samym tylko Wybrzeżu do akcji wprowadzono około 27 tys. żołnierzy, 550 czołgów, 750 transporterów opancerzonych i około 100 śmigłowców i samolotów. W kierownictwie PZPR zdano sobie sprawę, że Władysław Gomułka i jego najbliżsi współpracownicy w zaistniałej sytuacji powinni odejść, ażeby można było ich obarczyć winą za „błędy i wypaczenia władzy”, uspokajając w ten sposób nastroje społeczne. Stanowisko to było zgodne z opinią Moskwy, która zachęcała polskich towarzyszy do szybkich zmian personalnych na najwyższych szczeblach władzy. 20 grudnia 1970 r. na VII plenum KC PZPR przyjęto rezygnację Władysława Gomułki z funkcji I sekretarza i członka Biura Politycznego KC. Nowym I sekretarzem, mającym poparcie Moskwy, został Edward Gierek, dotychczasowy I sekretarz KW PZPR w Katowicach i członek Biura Politycznego KC.
Z Biura usunięto: Bolesława Jaszczuka, Zenona Kliszkę, Mariana Spychalskiego i Ryszarda Strzeleckiego. Na ich miejsce powołano: Edwarda Babiucha, Piotra Jaroszewicza, Mieczysława Moczara, Stefana Olszowskiego i Jana Szydlaka. Tego dnia Edward Gierek wygłosił przemówienie nadane przez radio i telewizję, w którym proponował powrót do pracy i wspólne wyciągnięcie wniosków z „bolesnych wydarzeń ostatnich tygodni”. Dzień później ukazał się komunikat o stanie zdrowia Gomułki, informujący, iż leczenie „zaburzeń w układzie krążenia” wymaga długiego czasu. 23 grudnia Sejm dokonał zmian na najwyższych stanowiskach państwowych. Dotychczasowy premier Józef Cyrankiewicz został powołany na zwolnione przez Mariana Spychalskiego stanowisko przewodniczącego Rady Państwa. Nowym szefem rządu został Piotr Jaroszewicz. źródło: dzieje.pl Tegoroczna jesień nie pokazywała nam zbyt często swych ciepłych kolorów. Była i nadal jest szara, deszczowa i wyraźnie depresyjna. Nie oznacza to jednak, że przemija w rozleniwiającej nudzie. Wręcz przeciwnie. Jesień roku Pańskiego 2017 cały czas jest niezwykle frapująca. Dotyczy to szczególnie korespondentów zagranicznych i wszelkiego rodzaju OBYWATELI TOTALNYCH wyczekujących pospołu pierwszych, wyraźnych oznak początku końca pisowskiego rządu. Jesienne akcje (protesty, strajki, marsze „pod”, przemarsze „do” ) miały tworzyć wrażenie, że już wkrótce, nastąpi polityczne przesilenie, po którym tzw. „WSZYSCY POLACY” urządzą w Warszawie kijowski majdan. Niestety z wielu powodów sny o polskim MAJDANIE, czyli powszechnym narodowym buncie nie spełniają się, a nadzieja na konny wjazd do URMu premiera zwanego Schetyną przypominają marzenia o głównej wygranej w EuroJackpota. Jednym z takich powodów to dobre wyniki ekonomiczne czyli np. zwiększony wpływ podatków z VATu, CiTu, znaczące wpływy ze sprzedaży paliw, zwiększona rentowność spółek Skarbu Państwa, dobre notowania agencji ratingowych, dobre opinie funduszów walutowych i dobre wyniki eksportowe zaczynają w sposób odczuwalny przekładać się na poprawę warunków bytowania ludzi w kraju nad Wisłą. Należy przypomnieć, iż ustalona w r. 2013 na 60 proc PKB granica długu publicznego jest przez Polskę przestrzegana i w ciągu ostatnich 2ch lat, mimo znacznych wydatków socjalnych, nie została przekroczona. Niestety ciągle jednak jest do niej dość blisko. Trzeba wiedzieć, że np. we Francji zadłużenie to z 68 proc wzrosło do ponad 100 proc. PKB, we Włoszech z 99.8 proc. wzrosło do 131.9 proc. w Hiszpanii z 39,4 proc wzrosło do 99.8 proc,w Portugalii z 69,2 proc. z 129,0. I co ? I nic. Dlaczego Unia nie reaguje. Przypuszczalnie dlatego, że państwa te należą do strefy euro i traktowane są jako wyższe byty państwowe. Inny powód to docierające coraz częściej do prasy zachodniej (co należy zawdzięczać naszej Polonii) informacje o aferach kompromitujących ELYT rządzących w latach 2007-2015 czyli o Amber Gold, warszawskiej reprywatyzacji a’la HGW oraz o udziałach w tych geszeftach wszelakich prawniczych kast, poza tym (na razie ze wstydliwą nieśmiałością) coraz częściej mówi się TAM o korupcyjnych skandalach w sądach Apelacyjnych w Krakowie, Wrocławiu i w Sądzie Okręgowym w Kielcach, oraz o dziwnych kradzieżach sądowych kast -czego elity zachodnie nie są w stanie ogarnąć. Kolejny powód – to dość wstydliwie ukrywane przez tzw. ELYTY, a coraz częściej pojawiające się – opnie ekonomistów o fatalnych skutkach wyprzedaży – (zwanej prywatyzacją) polskiego przemysłu, polskich banków itp. W wielu przypadkach PRYWATYZACJA ta miała cechy przestępstwa. Jak podaje np. Krzysztof Losz z Naszego Dziennika – Zakłady Papiernicze w Kostrzynie sprzedano za 80(! ) złotych, zakład papierniczy w Kwidzynie wyceniany na 600 mln. dolarów sprzedano za 120 mln dolarów. Coraz śmielej wielu ekonomistów uważa więc, że Prywatyzacja a’la Jeffry Sachs przeprowadzona przez tow. prof. Leszka B, Janusza L i tow. Wiesława K. uczyniła z Polski kraj kolonialny. Najbardziej znanym w kraju prywatyzatorem jest Pan Janusz. Pan Janusz wywiódł ongiś proroczą myśl, że cytuję: „ w NASZYM POKOLENIU ŹRÓDŁEM POPRAWY LOSU POLSKICH RODZIN BĘDĄ DOCHODY z PRACY, DOCHODY ze ŚWIADCZEŃ SPOŁECZNYCH, a nie…(!!!) DOCHODY z WŁASNOŚCI.” Za tym rodacy Pana Janusza zgodnie z jego projekcją nie powinni mieć WŁASNOŚCI. Oglądałem niedawno program „w Tyle-wizji” gdzie pokazywano przykłady radosnych działań pana Janusza w podwarszawskim Piasecznie. Dotyczyło to upadłych zakładów POLKOLOR produkujących kineskopy. Co mówili mieszkańcy Piaseczna na temat pana Janusza – najlepiej by ON sam oraz inni wielcy prywatyzatorzy usłyszeli to osobiście. Uważam, że TVP powinna zrobić cykl sentymentalnych programów zatytułowanych ŚLADAMI pana JANUSZA Kilkumilionowa oglądalność zapewniona. Przywołane przykłady bulwersuje znaczną część społeczeństwa, które nie zrozumie dlaczego tego rodzaju działalność nie została ukarana- a wręcz wyraźnie widzą , jak po okrągłostołowe ELYTY nadają sprawcom wyprzedaży majątku narodowego cechy nieomylnej, ekonomicznej boskości. Większość społeczeństwa nie może też pojąć dlaczego Pan Janusz po takich wyczynach został komisarzem unijnym i, że od wielu lat wygłasza w Brukseli swe polityczne objawienia o Polsce. Jesienią r. 1981 przeżywaliśmy dylemat WEJDĄ czy NIE WEJDĄ. Od jesieni Anno Domini 2015 zasadniczym dylematem TOTALNYCH było i jest to, czy UDA – czy nie UDA się (teraz z pomocą sfrustrowanych esbeków ) obalić pisowskie rządy. Mimo zerowej skuteczności w prowadzanych akcjach przypominających często żałosne happeningi oraz mimo utrzymującej się przewagi PiS w sondażach każdy OBYWATEL TOTALNY nadal uporczywie wierzy (jak Żydzi na nadejście Mesjasza) w rządu OBALENIE. Gdyby jednak proroctwa te nie spełniły się OBYWATELE TOTALNI mają czekać z biblijną „nabożnością” na nałożenie na Polskę kar za łamanie praworządności i obywatelskich wolności ( zgodnych wyłącznie z lewackimi standardami) oraz na nałożenie kary za prześladowanie kornika w Białowieskiej Puszczy. OBYWATEL TOTALNY nie może dostrzegać w dobrych wynikach ekonomicznych -wzrostu zamożności rodaków, nie powinien też wierzyć, że wyniki te stanowią gwarancję dalszej pomocy dla tych z nas, którym się nie powiodło. Dobre wyniki ekonomiczne tego rządu tłumaczone są więc jako oznaka nadciągających klęsk i efekt manipulacji ministra Morawieckiego, którego Ryś Swetru nazwał w telewizorze hochsztaplerem. Pan Janusz jako polski europoseł stale pogłębia swe internalistyczne pojmowanie patriotyzmu. I tak np.14 grudnia 2016 r. na jednym z forum w Brukseli objawił, że: “świat zamiast patrzyć na bombardowane Aleppo powinien patrzeć na ulice Warszawy„, gdyż TAM panuje (to już moje) faszyzm. Oczywiście, że następnego dnia wyjaśniał, że Jego objawienie zostało źle zrozumiane. 15 listopada 2017 r. Pan Janusz w płomiennym wystąpieniu w parlamencie UE objaśniał, że pisowskie rządy polegają na rozdawnictwie pieniędzy i tolerowaniu przejawów rasizmu, ksenofobii i neofaszyzmu. Oczywiście, że Pan Janusz jako wyjątkowy ekspert od hodowli i ochrony lasu nie nie omieszkał też stwierdzić, że pisowski rząd wycina ostatnią istniejącą puszczę Europy. Należy przypuszczać, iż ledwo pociagajacy nogami Junker i Timmermans JUŻ wierzą (również za podszeptami naszego Króla Europy), że w Białowieskiej Puszczy kaczyści mordują bezbronne korniki. Z tego powodu pisowski rząd zmuszony został dostarczyć ministra Szyszko przed oblicze trybunału w Norym..! (pardon takie skojarzenia)…do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, gdzie zacny profesor usiłuje wywieźć tezę (całkiem niezrozumiała dla lewackich elit) o wyższości rosnących drzew nad niszczących ich owadem. Jak wiadomo Pan Janusz po swej mowie z 15 listopada br. nie zagłosował nad oficjalnym potępieniem swego kraju. Głos potępiający Polskę oddało 5 pań i jeden Pan (TW „Znak”) znany ostatnio z tego, że dostał w dziób od Korwina za kłamstwo lustracyjne, Warto przypomnieć małe „co nie co” tych 5-ciu pań, które głosując za ukaraniem Polski mimo woli stworzyły Panu Januszowi na brukselskiej estradzie żałosny chórek. I tak Pani nr.1 ( lat 63) – rozpoznawana głównie z dodatków do nazwiska („und” i „von”) i z tego, że dostaje szału na wieść, iż Rząd Polski (pardon! pisowski) będzie się domagał od Niemiec odszkodowań. W sierpniu 2016 r tygodnik SĄDECZANIN ujawnił (powołując się na wycieki mejlów z Vikikeaks), iż pani ta jest na liście 226 eurodeputowanych popierających ideę miliardera Sorosa- polegającą na ubogaceniu Europy islamskimi uchodźcami oraz tłumaczących że pojęcia: naród, narodowy oznaczają teraz faszyzm i nazizm. Pani ta ukończyła anglistykę pisząc o dramatach Oskara Wilda. Pisarz ten kokieteryjnie wyznał (co bardzo do Niej pasuje) „…lubię mówić o niczym bo jest to jedyna rzecz na której się znam..”. Bronisław Wildstein wyznał …” iż jest Ona przykładem osoby, która nie jest zupełnie przygotowana do stanowisk, które zajmuje. Jeżeli myśmy ją kochali, to z pewnością nie za jej inteligencję……”. Jej inteligencję w skali Scheuringa (od 1 do 10) ocenia się na 0,5 wielgusa . Pani nr.2 (lat 61) była minister od nauki. Mimo naukowych tyłów oraz licznych naukowych rozpraw dotyczących prawa administracyjnego – zasłynęła głównie z nasłania kontroli na Wydział Historii UJ-tu w związku z pracą magisterską Pawła Zyzaka o Wałęsie Lechu. Pomysł ten można wytłumaczyć czujnością partyjną nabytą w trakcie przynależności do organizacji zwanej PZPR oraz lojalnością w służbie PO, co nie ma nic wspólnego z lojalnością wobec kraju, z którego pochodzi Pani nr.3 (lat 69) posiada również na swym koncie tytuły naukowe (docent habilitowany, profesor nauk ekonomicznych ) oraz znaczące stanowiska i liczne publikacje. Na rok przed ukończeniem studiów wstąpiła do organizacji o nazwie PZPR. Do organizacji tej należeli również dziadziuś i tatuś, którzy byli wzorowymi funkcjonariuszami SB i którzy ( co wynika z przynależności od obu tych organów) dzielnie zwalczali leśne Ak-wskie bandy. Będąc ministrem (r. 2002) pod wpływem patriotycznego wychowania wyznała internacjonalistycznie, że: „polski interes narodowy jest trudny do zdefiniowania”. Pani nr.4 (lat 64 ) kojarzona jest najczęściej z wytropieniem afery dorszowej (Min. Rybołówstwa M. Grubarczyk kupił na kartę służbową dorsza za 8.16 zł) Jako osoba inteligentna przyswoiła sobie w trakcie członkostwa w PO umiejętność nabywania tanich mieszkań kupując za 14.947 zł mieszkanie w centrum Warszawy o pow. 65 m2. Jej mąż był tajnym współpracownikiem SB. Pani nr.5 ( lat 60) nie posiada jeszcze w przestrzeni publicznej, aż tak dużej popularności jak panie panie o nr: 1,2,3 ,4. Dopiero głosowanie za ukaraniem własnego kraju przybliżyło ją do sfery telewizyjnych celebrytów tropiących w Polsce faszyzm i ksenofobię. Jak więc można ocenić postawę polskich posłów, którzy publicznie, na forum Parlamentu Europejskiego domagają się ukarania własnego kraju w którym ( wg,NICH) łamane są prawa których demokratyczność tylko ONI mogą (wyłącznie wg własnych kryteriów) akceptować i zmieniać. Czy można uznać, że esbeccy frustraci oraz ich rodziny „robiący” pospołu z nadzwyczajną kastą i chłopakami ze WSI za tzw. WIĘKSZOŚĆ POLAKÓW mogą być realnym zagrożeniem dla rządów: Szydło- Morawiecki i wreszcie jaką postawę w sytuacji zagrożenia przymnie 25 tys. pracowników a.l.p, którzy ( wg dyskusji na tym forum) są niezbyt zadowoleni z przeprowadzonych zmian. Złośliwiec pospolity Szanowny Panie Redaktorze, Z oburzeniem przeczytałem artykuł sygnowany inicjałami „AKA” pt. „Kuzyn Kaczyńskiego dał sobie 70 tys. zł nagród”, opublikowany 30 października br. w nr 253 „Super Expressu” na str. 3 oraz na stronie internetowej se.pl: (http://www.se.pl/wiadomosci/polityka/kuzyn-kaczynskiego-da-sobie-70-tys-zl-nagrod_1025090.html). Niemalże dwa lata temu – w końcu listopada 2015 r. – „Super Express” prostował już nieprawdziwe informacje o rzekomych więzach rodzinnych łączących mnie z Panem Jarosławem Kaczyńskim, a dziś powiela kłamstwo. Dokłada do tego kolejne, pisząc, jakobym „dał sobie” 70 tys. zł nagród. O przyznaniu albo nie nagrody dyrektorowi generalnemu Lasów Państwowych oraz o jej wysokości decyduje nie on sam, lecz Minister Środowiska! Nie znajduję słów, by określić podłość autora tego tekstu, który otrzymawszy niezwłocznie wszystkie dane, jakich żądał od Dyrekcji Generalnej Lasów Państwowych, wykorzystał je w sposób urągający nie tylko rzetelności dziennikarskiej, ale zwykłej ludzkiej przyzwoitości. Wystarczy spojrzeć już na sam tytuł:
Nawet starając się zrozumieć „poetykę tabloidu” i szukanie na siłę sensacji, nie mogę pojąć nieuczciwości autora ww. tekstu, który nie daje Czytelnikom żadnego racjonalnego punktu odniesienia. PGL Lasy Państwowe to podmiot samofinansujący się, nie korzystający z dotacji z budżetu państwa (a więc pieniędzy podatników), za to sam odprowadzający co roku do budżetu państwa oraz budżetów samorządów 1,4 mld zł różnych podatków i innych danin publicznych. Lasy Państwowe mają ponad 8 mld zł przychodów, zatrudniają 26 tys. pracowników, zarządzają niemal 80 proc. lasów w Polsce, dostarczają ponad 90 proc. drewna zużywanego przez polskie rodziny i przedsiębiorstwa, są najważniejszym wykonawcą polityki leśnej państwa, zarówno pod kątem ekologicznych, społecznych jak i produkcyjnych funkcji lasu. Należą do największych pracodawców i podmiotów gospodarczych w Polsce, lokując się w różnych tego typu zestawieniach w pierwszej „dwudziestce” lub „trzydziestce”. Są w pełni porównywalne z doskonale znanymi wielkimi spółkami Skarbu Państwa, liderami w branżach bankowej, energetycznej, paliwowej, ubezpieczeniowej itp. Tymczasem dyrektor generalny kierujący obecnie LP zarabia, jak piszecie, 18 tys. zł miesięcznie, czyli – czego już nie piszecie – od 4 do 14 razy mniej niż prezesi porównywalnych spółek Skarbu Państwa. O zarobkach na podobnych stanowiskach w porównywalnej wielkości podmiotach w sektorze prywatnym nie ma nawet co mówić – to przepaść. Nie potrafię wskazać nikogo kierującego podmiotem o tej skali – czy to w sektorze publicznym, czy prywatnym, kto zarabiałby tyle samo albo mniej niż obecny dyrektor generalny LP. Już sama wielkość Lasów Państwowych, ich rola w zapewnianiu dla bezpieczeństwa ekologicznego i gospodarczego kraju oraz zakres odpowiedzialności za zarządzanie w imieniu Skarbu Państwa tak ogromnym majątkiem, a także porównanie do podobnych wielkością i znaczeniem podmiotów, wskazują, że pisanie w kontekście zarobków w wysokości 18 tys. zł miesięcznie oraz 70 tys. zł nagród otrzymanych w ciągu dwóch lat o tym, że „pomyliłem las z Las Vegas”, jest skrajną nieuczciwością. Tym bardziej jest nią biorąc pod uwagę to, co i ile działo i dzieje się w Lasach Państwowych od końca roku 2015. Gruntowna modernizacja całego systemu i zasad sprzedaży drewna; sprawne uporanie się z likwidacją skutków m.in. wielkich wiatrołomów z czerwca 2016 r. oraz najbardziej niszczycielskiego w historii Lasów Państwowych huraganu z sierpnia br. (leśnicy w ciągu dwóch tygodni zdołali oczyścić i udrożnić drogi na obszarze kataklizmu, a do dziś uprzątnęli już znaczącą część zniszczonych lasów); bezprecedensowa co do skali, dokładności i ogromu uzyskanych danych inwentaryzacja całej Puszczy Białowieskiej, łącznie z parkiem narodowym; wdrożenie innowacyjnego programu Leśnych Gospodarstw Węglowych o kapitalnym znaczeniu dla polityki klimatycznej Polski oraz globalnej; uruchomienie programów promujących budownictwo drewniane oraz zdrową żywność z polskich lasów – dziedzin niesłusznie wcześniej zaniedbanych; rozwinięcie współpracy z samorządami w zakresie wspólnych przedsięwzięć infrastrukturalnych (w br. LP przeznaczą ok. 100 mln zł na budowę i remonty lokalnych dróg wspólnie z samorządami); ogromne zwiększenie wsparcia dla parków narodowych (LP w br. zarezerwowały do ich dyspozycji 70 mln zł) – to tylko część wielkiej pracy, jaka została wykonana w Lasach Państwowych w okresie dwóch lat Dobrej Zmiany. W tej sytuacji tego rodzaju artykuł jest wyjątkową niesprawiedliwością, nie tylko w odniesieniu do mnie jako dyrektora generalnego, ale też wszystkich pracowników Lasów Państwowych. Naprawdę, dość populistycznych sloganów o rzekomo wielkich zarobkach leśników! Po pierwsze, jak wspomniałem wyżej, LP nie są częścią sektora budżetowego ani sektora finansów publicznych. Same się utrzymują, pokrywając koszty z własnych przychodów – to nie podatnicy finansują wynagrodzenia leśników. LP prowadzą odpowiedzialną politykę finansową, ich sytuacja ekonomiczna jest stabilna i bezpieczna, nie biorą żadnych kredytów, inwestycje finansują z własnych środków, wszystkie zadania realizują należycie – wynagrodzenia leśników są do tej sytuacji adekwatne. Nie jest to w żaden sposób porównywalne do sytuacji innych podmiotów, jakie przywoływane są często w mediach – znajdujących się w złej kondycji, gdzie wzrosty wynagrodzeń oderwane są od wyników finansowych, które korzystają z pomocy podatników itp. Po drugie, kadry LP tworzą pracownicy niemal wyłącznie z wykształceniem wyższym, pełniący funkcje zarządcze. Na 26 tys. zatrudnionych liczba stanowisk robotniczych w LP jest znikoma (stanowią one 8 proc. wszystkich), bowiem tego rodzaju zadania wykonują wybierane w przetargach prywatne przedsiębiorstwa usług leśnych. Taka struktura zatrudnienia ma oczywisty wpływ na poziom wynagrodzeń. Leśnicy to dziś ludzie, którzy muszą posiadać wszechstronną wiedzę (nie tylko z zakresu leśnictwa, ale też często geodezji, hydrologii, inżynierii lądowej, budownictwa, rachunkowości), którzy przede wszystkim planują co, gdzie, kiedy, w jakim rozmiarze i za ile powinno zostać w lesie wykonane oraz koordynują i nadzorują realizację prac, ponosząc odpowiedzialność za ogromny majątek Skarbu Państwa. Chcemy uczciwie wynagradzać ludzi, stosownie do ich kompetencji, rozmiaru zadań i ponoszonej odpowiedzialności. Z powodów, jakie przytoczyłem wyżej, oraz wielu innych, dzisiejszy artykuł w „Super Expressie” jest wyjątkowo krzywdzący dla leśników, także dla mnie osobiście. Dlatego, działając na podstawie art. 31a i 32 ustawy z dnia 26 stycznia 1984r. – Prawo prasowe, domagam się niezwłocznego zamieszczenia w dzienniku „Super Express”, najdalej na str. 3, oraz w głównym panelu wiadomości na stronie internetowej se.pl (jednocześnie ze zmianą kłamliwego tytułu obecnego artykułu w wersji internetowej) sprostowania nieprawdziwych lub nieścisłych informacji w wyżej wspomnianym artykule o następującej treści: „Nieprawdą jest, że dyrektor generalny Lasów Państwowych Konrad Tomaszewski jest kuzynem Pana Jarosława Kaczyńskiego. Nieprawdą jest, że dyrektor generalny Lasów Państwowych Konrad Tomaszewski przyznał sobie jakiekolwiek nagrody – takie decyzje podejmuje nie on, lecz Minister Środowiska. Dyrektor generalny Lasów Państwowych Konrad Tomaszewski otrzymuje miesięczne wynagrodzenie w wysokości co najmniej kilkakrotnie niższej niż menedżerowie zarządzający porównywalnymi co do wielkości, znaczenia i skali działania przedsiębiorstwami z sektora publicznego i prywatnego. Z tytułu nagród przyznanych mu przez Ministra Środowiska otrzymał 70 tys. zł od początku 2016 r., czyli w ciągu 22 miesięcy”. Niestety, w przypadku niezamieszczenia przez redakcję sprostowania o powyższej treści, będę zmuszony skierować sprawę na drogę sądową, nie mogąc pozwolić na tak niesprawiedliwe podważanie w oczach opinii publicznej zaufania do mnie i do zawodu leśnika w ogóle. Podkreślam też, że jestem zawsze otwarty na dyskusję i gotowy wszystko wyjaśnić; chętnie przedstawię swoje racje na łamach „Super Expressu” w ramach polemiki, a może wywiadu, jeśli Redakcja byłaby takowym zainteresowana.
Z poważaniem, Dyrektor Generalny Lasów Państwowych
https://www.youtube.com/watch?v=vz4aUrntg-c https://www.youtube.com/watch?v=hTO7orwnlVI A gdyby przyszedł w te wakacje?W czym tkwi najważniejsza pułapka współczesności zastawiona na nas, ludzi z początku dwudziestego pierwszego wieku – nauczonych niewiary i braku pewności sądzenia? Ta pułapka – kiedyś, prostodusznie nazywano ją: „sidłami szatańskimi” tkwi we wpojeniu w nas, od dzieciństwa, intuicji, że nie istnieje prawda jedyna, niewzruszona i niezmienna. Ukradziono nam pewność sądzenia, wynikające z niej męstwo i honor. Pozbawiono nas instrumentu etyki, która płynie wprost od Boga Jedynego. Nic pewnego – zdaje się mówić nasza współczesność. Staliśmy niewolnikami całego słownika wyrazów ukradzionych, którym podstępnie odebrano znaczenia i zastąpiono je sprytnymi symulacjami. Metafizykę udają dziś hollywoodzkie filmy, o eschatologii mówią plastikowe horrory. Poezję zastąpiły zdjęcia rozebranych celebrytów, a zagadki istnienia znakomicie wypełniają nam portale randkowe. Dziś nie wypada komuś po prostu dać w gębę z powodu rażącego naruszenia naszego poczucia honoru i sprawiedliwości. Teraz trzeba włóczyć się po sądach, wzywać policje i ogólnie zachowywać się jak wystraszona kura, którą coś nagle spłoszyło. Kura nigdy nie poznała działania Siły Wyższej, my – poniekąd z własnego wyboru i konformistycznego milczenia – staliśmy się kurami dzisiejszego świata. Teraz nadchodzi jeszcze gorsza epoka – ludzi, którzy pomimo zbiorowych halucynacji przetrwali ze swoim zdrowym rozsądkiem i pewnym oparciem w wartościach, teraz będzie się zwalczać w majestacie prawa. Jako dewiantów współczesnej miazgi Zastanówmy się jaki los spotkałby dziś Naszego Pana – Jezusa Chrystusa? Dopóki nauczałby jedynie o obowiązku miłości bliźniego i nieprzyjaciół, jeszcze nie spotykałyby go żadne represje. Ot najwyżej młodzieńcy, którzy pokazali się już pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu, wydrwiwaliby go i sugerowali, że należy go zamknąć w szpitalu dla obłąkanych. Kiedy jednak Jezus wyrzuciłby przekupniów ze Świątyni i objawiłby prawdziwy radykalizm Ewangelii – o to wtedy do akcji przystąpiłyby zgodne chóry państwowych służb, autorytetów i…biskupów także. Tego po prostu już by mu nie wybaczono. W dzisiejszej Europie – po odbyciu kilku lat więzienia – zostałby zamknięty w przytułku dla niebezpiecznych i obłąkanych. Nikt nawet nie miałby cierpliwości, aby do końca wysłuchać tego co On ma do powiedzenia. A jak skończyłby w dzisiejszej Polsce? Mamy ten przywilej, że na naszej ziemi mieszka jeszcze Bóg. Tak więc przez malownicze polskie pola ruszyłaby za nim pielgrzymka wielu ludzi, którzy właśnie na Niego czekali. Powstałoby wielkie poruszenie i wielkie antagonizmy. Przez wsie i przysiółki szliby spokojnie, w nabożnym skupieniu, w uniesieniu, że oto dzieje się coś najważniejszego w ich życiu. Kiedy jednak weszliby do miast…do Warszawy, do Krakowa, do Częstochowy. Najpierw przywitałoby ich wzruszenie ramion ludzi, którzy właśnie spieszyliby się do pracy, którzy akurat mieliby coś ważniejszego do zrobienia. Potem pojawiłby się wokół nich tłum gapiów, samochody zatrzymałyby się i zaczęły nękać ciszę swoimi klaksonami, zjawiłby się konwój policji, aż wreszcie przyszedłby ważny urzędnik i zapytał Go, czy posiada pozwolenie na zorganizowanie masowej demonstracji. – Tak posiadam – brzmiałaby odpowiedź. – Od kogo, przez kogo wydane? – służbista nawet nie podniósłby spojrzenia znad swojego bardzo ważnego notesu. – Mój Ojciec nakazał mi zgromadzić tu mój lud. – Imię i nazwisko ojca! – Pan Bóg Wszechmogący. Pan Wszelkiego Stworzenia Rzeczy Widzialnych i Niewidzialnych. – Pesel ojca, bo nie mogę znaleźć w bazie! – Pan i Poruszyciel Wszystkiego. – A… więc rozumiem, że żadnego pozwolenia nie macie. Uprzedzam, że takie działanie jest wykroczeniem. – Nie popełnia nic złego ten, kto głosi prawdę. – Tak prywatnie to panu doradzę, aby pan dał sobie spokój. Zaraz policja pana zatrzyma. – Niech przybędą, im też należy się słowo i prawda. – Proszę pana takie rzeczy mówi się w kościołach, ulice są od zupełnie innych rzeczy. – Tam gdzie jest Syn, tam też jest i Ojciec. – Proszę pana ja też jestem wierzący, ale nie róbmy tu przedstawień. To niczemu nie służy. – Ja mam słowa życia, kto we mnie wierzy, nie umrze na wieki. – To przykre, ze jest pan tak nieustępliwy. … Nie będę kontynuował tego dialogu boć każdy z nas może sobie wyobrazić jego przebieg i konsekwencje. Dziś, kiedy słowom odbiera się ich prawdziwą moc, kiedy słowa są jedynie opakowaniem marketingowej pustki, nikt nie chce pojawienia się proroka. Cóż zatem spotkałoby Pana? Nie wierzymy, bo pozbawiono nas przekonania, że jednak istnieje Prawda. Dążąc do niej stajemy się odporni na omamy współczesności, stajemy się impregnowani na depresję przesytu i pustki, jaka nieuchronnie czeka każdego kto pędzi trajektoriami współczesności. Czasem zastanawiam się ilu jeszcze – w naszej współczesnej Polsce – jest ludzi, którzy tak prostodusznie jak rybacy przyjęliby słowa Pana. Czy my wszyscy nie jesteśmy już przekarmieni, przerasowani współczesnym relatywizmem dla ubogich, sylogizmami dla panien kuchennych? Gdzie nam , w naszym myśleniu, do przepychu umysłowych podróży średniowiecznych zakonów? Bóg Prawdziwy – w odróżnieniu od innych złudnych wierzeń – pozwolił nam Siebie poznawać, pozwolił nam wnikać w Swoją Naturę. Czy korzystamy z tego przywileju? Ile minut dziennie poświęcamy na dociekanie istoty Prawdy Najwyższej i Jedynej? Pewnie w ustach dziennikarza, reportera zanurzonego w brudzie codzienności, takie słowa brzmią egzotycznie. Jednak wakacje są czasem, kiedy nawet reporterzy mają chwilę na to, aby przystanąć i wpatrzyć się w nieodgadnione…szukając tam odpowiedzi na problemy, których dotąd nie udało się rozwikłać. |
Najnowsze komentarze