Na początek naukowe wyjaśnienie: Słownik Poprawnej Polszczyzny definiuje: Menda – wulgarnie, obelżywie o człowieku
2. gatunek maleńkiego owada z rzędu wszy; mendoweszka; wesz łonowa.
Pomny cech owego gatunku przejawianych także w życiu społecznym, o mendzie piszę w tym drugim znaczeniu, naturalnie.
W czasach PRL specjalistą od pisania rozmaitych, satyrycznych w założeniu, „Vademecum” był niejaki Jerzy Wittlin, piszę niejaki, bo satyryczny to najbardziej on miał życiorys – życiem stworzył istna satyrę z porządnego Polaka, członek Ogólnopolskiego (bolszewickiego naturalnie) Komitetu Grunwaldzkiego i agent, a jakże!, bezpieki o pseudonimie „Janusz”.
Tak więc Wittlin napisał dla uciechy spasionych politruków, ojców dzisiejszych gwiazd, kilkadziesiąt „Vademecum”, a Gadowski (o zgrozo nie ma satyrycznych kwalifikacji, jako ze kapusiem esbeckim nie był) napisze śledzioną serdeczną jedno jeno „Vademecum”, ale za to napisane dla licznego obecnie – zwłaszcza w kręgach mało piśmiennej żulnalistyki – gatunku twórców.
Do roboty zatem
– tram ta tam, tram ta tam, przed wami premiera „Vademecum Mendy”, przed wami – wybrańcami, tekst bezczelny, niemoralny i chamski.
Menda autocenzury nie zdążyła (się zaszczepić).
A – jak ambicje
Ambicją Mendy jest stawanie, w pierwszym szeregu naturalnie i na wysokości zadania.
Menda bezbłędnie odczytuje wiatry czasu, zwłaszcza gdy wydobywają się one z sempiterny władzy.
Władza bowiem jest ołtarzykiem Mendy, przedmiotem jej platonicznych westchnień.
Matkę opuścisz, ojca porzucisz, a władzy pokłonik i podlizik spełnić musisz! – oto pępek mendziego dekalogu.
Nie jest bowiem rasową Mendą ten, kto przed władzą na pysk plackiem nie pada i słów władzy pod jęzorem nie nosi. Kto miny durnej przed przełożonym nie stroi i wyniosłości swej słabszym nie okazuje.
Ambicją Mendy jest biec w forpoczcie, rozwierać przed władzą wszelkie zwieracze i bezlitośnie gnoić słabszych, mniejszych i tych co władzy ogólnie słabo pasują.
Ambitne Mendy wprawnym ruchem ścierają z twarzy plwociny i z niezmąconym uśmieszkiem prowadzą tu i tam swoje programy telewizyjne i radiowe.
Plerezy sobie stroszą na łbach, młodzianków w wieku balzakowskim udają i ogólnie dobrze się czują. Bywają także ambitne Mendy koloratkowe…
B – jak boskość
- Nie będziesz miał innych bogów niż twój rząd i prezydent, nie będziesz wierzył w nic innego niż to co wypreparuje ci w rzeczywistości TVN.
Menda prawdziwa, rasowa, ogląda jedynie TVN i to najlepiej TVN 24 – bo 24 godziny na dobę i nie przeszkadza w rytualnych wypróżnieniach i informacyjnych lewatywach, a jak przy tym się chleje…ho ho, jak mawia Żyrandol – słucha Tok FM i czyta „Gazetę Aborczą”.
To czego nie zrozumie w „Aborczej” wytłumaczą jej w TVN, a czego nie dosłyszy w TVN, rozwiną w FM. I tak w kółko, na okrągło, gwoździem w głowę…aż do kompletnego zdurnienia, czyli stanu, gdy dogmat o nieomylności i boskości władzy (Władzi naszej zaprzyjaźnionej) nie budzi już żadnych odruchów poza uwielbieniem, sakralnym zachwytem i uniesieniem bliskim samospełnieniu ludzkiej potencji tkwiącej w Mendzie immanentnie.
Uwaga praktyczna: Menda w takim stanie lubi nabrudzić…
C – jak cenzura
Czasem Mendzie zdarzy się sen nielekki, siadający duchem na płucach i rankiem nieświeży. Sen obrazobórczy, sen poza kontrolą. Menda budzi się potem zlana, bo Mendzie uśniło się, że jej ukochana, uwielbiona Władza, władzę straciła. Powracając do świadomosci Menda odchodzi od zmysłów ze strachu, groza jej mowę odejmuje i prostatę nadyma. Jak tu się z takiego snu wyspowiadać?! Kto wie, czy przez sen nie zdarzyło się gadać?
Posłyszał kto, wykorzysta, za dwa trzysta…. ujjjj męczy się wtedy Menda niewysłowienie.
Cenzor głęboki, cenzor zinternalizowany rżnie jej trzewia moralne tępym szpikulcem.
Jak tak można było?
Nie zaśnie potem Menda przez tydzień, do nosa świństw nawciąga, aż perystaltyka mózgu ukoi się, unurza…umendzi.
Niebezpiecznie jest sen powierzać na żywioł, a gdy jeszcze obok śpi druga Menda – horror metafizykus.
Dalsze odcinki „Vedemecum” następować będą w miarę postępów ogólnego wk…nia autora.
Oj tam oj tam, Pan Witold przejaskrawia a wiadomo, że życie w tamtych czasach nie było łatwe. Ciężko było. Co tu wypominać te kilka srebrników na kolegach zarobione. Trzeba było rodzinę utrzymać, często liczną, na rautach bywać, do Jugosławii na wczasy też się chciało pojechać, no to jak inaczej.
A dziś?Dziś jest im też ciężko i to jak. To oni niosą na swych plecach odpowiedzialność za najjaśniejszą Ojczyznę, bowiem powierzono im najtrudniejsze zadania, dyrektorów, nadleśniczych to w LP, a gdzie indziej też przecież muszą sprawować najwyższe stanowiska, ratować upadające przedsiębiorstwa przez ich przejęcie, oganiać się przed konkurencją oszołomów ze wsząd i wszędzie wietrzących spisek, a oni tacy kryształowi. Ciężko im jest.
Gratuluje!
Prozac przestał działać? Albo GP nie dotarła na czas (oczywiście to złowrogie agenturalne szatańskie dzieło co rządzi to spowodowało!)
Muszę sobie wpisać – Esej Pana G. jako typowa retoryka miłości PIS do ludzi.
😛
Warto-Pro publico bono
Coś w tym jest – wystarczy przyjrzeć się „twórczości” niejakiego Maxia z lasówpolskich.pl. Uwielbienie do POtęgi 😉
TWfurczość jest OK.
Dziś uczestniczyłem w stypie, na której włąściwie jedna menda twierdziła, że mendy są tylko w Olsztynie. Tylko wtajemniczeni wiedzą, kto to jest. Powyższy materiał w cudowny sposób opisuje te leśne, z zaledwie zaoczym wykształceniem, które są mendami wszystkich mend.
Zgadka, o kogo chodzi?
Tu jest napisane jak jest i …http://wgadowski.salon24.pl/401181,po-co-komu-takie-glodowanie