Archiwa
Kategorie
|
Przyroda nie znosi dyletanctwa. Niestety, rząd polski i większość sejmowa PO – PSL ochronę naszej ojczystej przyrody powierzyli dyletantom z Ministerstwa Środowiska i organizacji, które siebie nazywają ekologicznymi. Ile zła przyniosły zmiany w ustawie o ochronie przyrody, przepychane nocą kolanami posłów PO, do jakich absurdów doprowadziły te zmiany zaprezentowali w dniu 15 maja 2013 roku posłowie prof. Jan Szyszko i Dariusz Bąk . Ginąca Rospuda, w obronie której „ekolodzy” przywiązywali się do drzew, zamierająca Puszcza Białowieska ze zbutwiałymi milionami metrów sześciennych drewna, którego brakuje mieszkańcom, czy zanik susła, dla ochrony którego wycięto 150 ha lasu pod Świdnikiem to tylko niektóre skutki poddawaniu się dyktatowi tzw ekologów. Oglądaj konferencję prasową posłów Jana_Szyszko i Dariusza_Bąka lub http://www.sejm.gov.pl/Sejm7.nsf/transmisje_arch.xsp#D328429F890BCB4CC1257B6C002E602D
Załączamy również do zapoznania się dokumenty, o których posłowie mówili na konferencji.
Uchwała w sprawie ochrony przyrody
PKL Apel do Prezydenta
Prawy Las zamieszczał dwukrotnie informacje o udziale Lasów Państwowych w przetargu na Polskie Koleje Linowe, w tym na najsłynniejszą kolejkę na Kasprowy Wierch. Przeciętny leśny zjadacz chleba nie widzi związku Lasów z kolejkami. Wieść gminna niesie, że sfery rządowe użyły w tym przetargu Lasy, jako straszaka na oferentów które mają stanowić ostatnią deskę ratunku, gdyby organizatorzy przetargu nie uzyskali od oferentów zadowalających efektów. Prezydent Bronisław Komorowski nie został przez rząd dopuszczony do tajemnic negocjacyjnych i na Dniach Lasu w Niepołomicach nie omieszkał podzielić się ze zgromadzonymi swoją dezaprobatą dla takich poczynań. Wprawił tym w konsternację Dyrektora Generalnego i zaproszonych gości. O smaczkach tego spotkania pisze senator Wojciech Skurkiewicz na swoim blogu.
„Lasy Państwowe kolejny raz robią kampanię promocyjna Komorowskiemu (oprócz centralnej uroczystości w Niepołomicach, każda RDLP miała obowiązek organizacji regionalnego święta pod honorowym patronatem Prezydenta RP). Przypomnę tylko wydarzenie bez precedensu z 2010 roku, kiedy to po katastrofie smoleńskiej w ramach ówczesnej kampanii przed przedterminowymi wyborami prezydenckimi, Komorowski spotkał się z Leśnikami podczas Święta Lasu zorganizowanego na terenie Nadleśnictwa Jabłonna. Nieprzypadkowo nawiązuję do tamtego wydarzenia. W 2010 roku Komorowski deklarował się jako przeciwnikjakichkolwiek form prywatyzacji LP i wychwalał pod niebiosa Leśników oraz ich pracę. Po trzech latach Prezydent Komorowski już nie jest tak wyrozumiały dla leśników i ich działań, a wręcz otwarcie krytykuje działania Dyrektora Generalnego chociażby w sprawie planu zakupuPolskich Kolei Linowych. Prezydent nieźle się zagalopował mówiąc również o polityce kadrowej i wzroście zatrudnienia LP w ostatnich latach o 9 tysięcy osób. Jakoś o tym nikt nie mówi i nigdzie nie można przeczytać. Nigdzie nie można znaleźć informacji o sporej niezręczności a wręcz skandalu, który wydarzył się na polanie w leśnictwie Sitowiec tuż przed wizytą Prezydenta RP.” Cztaj więcej na http://skurkiewicz.blox.pl/html
Wyciągnął go Tusk niczym sztukmistrz królika z cylindra za uszy, choć miał do wyboru wielu uznanych także za granicą krajowych ekonomistów.
Nikt o nim za bardzo wcześniej nie słyszał, a jego wykształcenie odpowiada polskiemu magistrowi ekonomii, mimo że niektórzy w Platformie tytułują go profesorem.
– Minister Rostowski posiada stopień naukowy magistra ekonomii. Nie posiada tytułu naukowego ani stopnia naukowego doktora – przyznaje rzeczniczka Ministerstwa Finansów Magdalena Kobos.
Jan Antony Vincent-Rostowski (Jacek Rostowski) (ur. 30 kwietnia 1951 w Londynie) wnuk Jakuba Rothfelda-Rostowskiego (syna Mojżesza Rotfelda i Lei z domu Broder) w momencie otrzymania teki ministra finasów nie miał obywatelstwa polskiego i był obywatelem brytyjskim! Wyszło to przypadkiem, gdy się okazało, że nie posiada on ani numeru pesel, ani NIPu.
Nasuwa się pytanie – jeżeli Polskim Ministrem może być osoba posiadająca inne obywatelstwo (tak jak obecnie w przypadku Rostowskiego), to czyje interesy on reprezentuje? Posiada mnóstwo mieszkań na wynajem, ale próżno szukać tam jakiegoś polskiego adresu, jakby szykował się z góry do desantu, Taki pojawiam się i znikam.
Rostowski ponadto będąc po “uszy zadłużonym” w niepolskich instytucjach finansowych znajduje się stale w “konflikcie interesów” ! Wyśmiewany jest jako ekonomista, który tymże ekonomistą został jedynie dzięki G. Sorosowi, który raczył go zatrudnić na Węgrzech w szkole założonej przez swoją fundację (Brytyjczycy wykpiwają fundację Sorosa).
Trzeba przyznać, że odkąd został ministrem Finansów w Polsce nie mamy problemów z pozyskaniem kolejnych kredytów z NFW. Jeśli jednak przeczytamy choćby tu:
na jakich warunkach te pożyczki są udzielane i widzimy, że w Polsce te warunki są skrupulatnie wypełniane, to możemy sie domyślać, że ministra Rostowskiego dostaliśmy niejako w pakiecie od międzynarodowej finansjery.
To nie polski rząd zdecydował, że Polacy mają pracować dłużej, a najlepiej do śmierci (biorąc pod uwagę, że najkrócej żyjemy w Europie), o tym zdecydowali bogaci bankierzy, aby mogli być jeszcze bogatsi.
Za czasów ministra V. Rostowskiego:
– dwukrotnie wyprowadzono z Polski nawet setki miliardów złotych poprzez spekulacyjna grę na polskim złotym prowadzona m.in. przez Goldman Sachs oraz dodatkowo “wyssano” polskie finanse za pomocą tzw. asymetrycznych opcji walutowych
– dług publiczny Polski wzrósł do 800 mld zł (różne szacunki mówią nawet 3 bilionów?), deficyt do 100 mld zł a zadłużenie zagraniczne do 250 mld USD – obecny stan finansów Polski jest stanem “przedzawałowym”, “przedupadłościowym”, a minister finansów zyskuje miano “mistrza kreatywnej księgowości”
– finalizuje się być może ostateczną destabilizację i grabież prywatyzacyjną Polski.
Nie wiemy także, jak wygląda sprawa obietnicy złożonej przez Donalda Tuska zwrotu środowiskom żydowskim 60 miliardów złotych, można tylko wyciągać wnioski z tego, że nasze zadłużenie rośnie dramatycznie, a Żydzi jakby przestali ostatnio upominać się o pieniądze
Niedawno ( w sierpniu tego roku) odbyło się spotkanie tajemniczej i wpływowej Grupy Bilderberg. Na liście uczestników tegorocznego spotkania jest polski minister finansów Jan Antony Vincent-Rostowski. Grupa Bilderberg jest uważana przez niektórych za ponadnarodową organizację próbującą tworzyć rząd światowy.
Jest to nieformalne międzynarodowe stowarzyszenie wpływowych ludzi wywodzących się ze świata wielkiego biznesu, globalnych korporacji i polityki. Jej spotkania odbywają się raz do roku, począwszy od 1954 r. Podczas nich omawiane są najważniejsze sprawy dotyczące bezpieczeństwa, polityki i gospodarki, oraz dlugofalowe plany działania.
Uczestnicy spotkań są zobowiązani do całkowitej dyskrecji.
Nazwiska związane z Bilderberg to m.in. prezes Banku Światowego James Wolfensohn, żona byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych Hillary Rodham Clinton, były premier Wielkiej Brytanii Tony Blair, żona Billa Gatesa – Melinda Gates. Rotshild, Rockefeller i inni.
Jedynym znanym Polakiem, który dotychczas brał udział w spotkaniach jest jeden z założycieli Platformy Obywatelskiej, współpracownik komunistycznego wywiadu Andrzej Olechowski.
Chociaż obradującym towarzyszą dziennikarze to jest to starannie wyselekcjonowana grupa zobowiązana do dyskrecji. Tym samym media nie relacjonują ani przebiegu, ani treści rozmów.
Niejawność spotkań i ogromne wpływy posiadane przez zaproszone osoby spowodowały, że niektórzy komentatorzy przypisują członkom Grupy Bilderberga tworzenie nieformalnego rządu światowego, a w konsekwencji zamiar wprowadzania rozwiązań ekonomiczno- politycznych sprzecznych z wolą społeczeństwa.
Czy “nasz” minister finansów jest na pewno nasz i w czyim imieniu zarządza on polskim majątkiem?
żródło: interia.pl
Nie takie rzeczy robiło się w składzie sędziowskim pod przewodnictwem sędziego Pawła Rysińskiego, jak ta ostania z płaczącą degustatorską lodów w roli głównej. Gdy tylko spojrzałem na siwy włos sędziego i wysłuchałem mowy trawy, byłem pewien, że to ani pierwszy numer, ani ostatni numer towarzysza, który staż zaczynał w czasach Jaruzelskiego i ma się świetnie w czasach Komorowskiego i póki co Tuska.Właściwie nie wiadomo od czego zacząć, tak bogaty dorobek ma sędzia Rysiński, przy którym Sawicka jest zaledwie rozgrzewką. Może zacznijmy od afery FOZZ i wyroku sądu apelacyjnego, który nie mógł pójść na całość i uniewinnić, ale wspaniałomyślnie zmniejszył kary: Grzegorzowi Żemkowi, Janinie Chim, Dariuszowi Przywieczerskiemu, Zbigniewi Olawie oraz Irene Ebbinghaus. W uzasadnieniu Rysiński wygłosił następującą homilię: „Sąd zdecydował o przedawnieniu części zarzutów, bo uznał, że sędzia Andrzej Kryże, który orzekał w sprawie, nie był bezstronny co do zarzutów zagrożonych przedawnieniem.” Teraz się zastanawiam, czy przypadkiem nie palnąłem głupstwa ustawiając w ten sposób hierarchię wyczynów, wszak równie znana jest sprawa „Doktora G.”, a mało znana rola w tej sprawie sędziego Pawła Rysińskiego. Kto zgadł o jaką rolę chodzi? Brawo, chociaż to nie było trudne, sędzia wydał decyzję w sprawie kaucji i aresztu, w obu przypadkach nakazał odstąpić od represji i wypuścić pana „chirurga”.
Dorobek sędziego dziwnym trafem nie idzie w parze ze sławą medialną, pomimo tego, że do wspomnianych hitów trzeba dołożyć wyrok uniewinniający „Bolka”, który też jest dziełem Pawła Rysińskiego, nawet arcydziełem biorąc pod uwagę uzasadnienie: „Nie ma żadnego dowodu, który potwierdzałby fakt współpracy Lecha Wałęsy z byłą SB jako tajnego współpracownika o pseudonimie „Bolek”, lub też podawał by w wątpliwość prawdziwość złożonego przez pana Lecha Wałęsę oświadczenia lustracyjnego. Materiał dowodowy, który został przez sąd w tej sprawie zgromadzony, pozwala na graniczące z pewnością stwierdzenie, że najprawdopodobniej materiały oryginalne nigdy nie istniały.” Wałęsa został szczególnie obdarowany przez Rysińskiego, bo przed uniewinnieniem „Bolka”, dostał Lech od tego samego sędziego status pokrzywdzonego. Trofea sędziego wyglądały imponująco, nim się ktokolwiek dowiedział o najnowszym osiągnięciu, które dla porządku trzeba przytoczyć: „Notatki operacyjne, nagrania obrazu i dźwięku i zeznania osób zaangażowanych w tę sprawę czynności operacyjnych, są dowodami skażonymi pierwotnie. Te czynności stosowane przez CBA wobec Sawickiej do 16 czerwca wykonywane były wbrew prawu i nie mogą stanowić podstawy faktycznej i prawnej dla kontynuacji działań operacyjnych i legalizacji uzyskanych w ich wyniku już po 16 czerwca materiałów operacyjnych”.
Podsumujmy, żeby żaden szlagier nie uszedł: FOZZ, Doktor G, „Bolek”, Sawicka. Robi wrażenie? A jak powiem, że to dopiero połowa, którą roboczo nazywam „sędzia surowy dla prokuratury, wyrozumiały dla przestępców”, to nie zostanę uznany za oszołoma? Trudno, zaryzykuje, ponieważ uważam, że warto poznać pełen profil sędziego. Pan Paweł Rysiński nie zawsze miał tak surowe podejście do prokuratury i tak łagodne do oskarżonych. Powyższe przypadki sędzia uznał za karygodne zaniedbania oskarżycieli, natomiast… i tu aż się boję, bo znów hit muszę wymienić… w sprawie Olewnika, sędzia Paweł Rysiński nie dopatrzył się żadnych uchybień prokuratury i utrzymał wyrok dożywocia dla samobójcy Olewnika, niejakiego Pazika i utrzymał wyroki dla pozostałych 8 „zabójców”. Byłby koniec, jednak przed końcem będzie zwieńczenie, taka klamra spinająca decyzje surowe z decyzjami łagodnymi. Wstańcie i wysłuchajcie wyroku w sprawie Olewnika, który „idealnie koresponduje” z wyrokami w sprawie „Bolka, FOZZ, Doktor G., Sawickiej: „Sąd przypomniał, że apelacja nie służy do ponownego rozpatrzenia winy, a jedynie do kontroli wyroku. Ocenił, iż sąd pierwszej instancji uznał oskarżonych za winnych na podstawie całego zgromadzonego materiału dowodowego.” Jak podejrzewam sąd pierwszej instancji, który urobił się jak durny, by wykazać, że złodziejka jest złodziejką, powiesi sobie nad łóżkiem to motto. Oby nam się! Przepraszam. Oby im się! A tam w ogóle, to czym my się nieboracy podniecamy, to nie wymiar sprawiedliwości i nie „Układ zamknięty”, to jest zakład pogrzebowy, o którym się wspomina tylko przy okazji bardziej znanego trupa, wyciągniętego z szafy.
źródło: Kontrowersje.net
Szanowni Państwo!
Gdyby ktoś nie znał tego starego dowcipu, to go przypomnę. Lekko zawiany mężczyzna szuka czegoś pod latarnia. Przechodzień pyta: – Zgubił pan coś? – Pieniądze. – Tu? – Nie tam, ale tam jest ciemno, więc szukam tutaj.
Jako żywo przypomina to działania rządu PO. W ramach walki z biurokracją zatrudniono 100 tys. nowych urzędników, z czego pokaźna liczba zajmuje się sprawdzaniem PIT-ów. Niekiedy udaje się znaleźć jakiś błąd rachunkowy i pociągnąć delikwenta do odpowiedzialności. Jeśli jest to jakiś drobny przedsiębiorca, który akurat podpadł komuś z „naszych” można go nawet w ten sposób wykończyć finansowo, ale taka strategia nie jest w stanie poprawić finansów państwa. Podniesienie akcyzy na papierosy i alkohol wydawać by się mogło słusznym pociągnięciem. Jednak wpływy zamiast rosnąć spadły! Przemyt wzrósł lawinowo, ale tym już rzesza urzędników się nie zajmuje, bo a nóż naraziłaby się jakimś gangsterom powiązanym z rządem. W ten sposób dziura budżetowa rośnie razem z kadrą urzędników, których jedynym zadaniem jest wyszukiwani dziur w całym.
Pozdrawiam
Małgorzata Todd
Teatrzyk Zielony Śledź
ma zaszczyt przedstawić sztukę pt.
Rzetelne dziennikarstwo
Występują: Mentor, Adept.
Mentor – Najważniejszy jest tytuł. Proponuję: „Zmarł po wypiciu coca-coli”.
Adept – Dobre, ale z tego co wiemy ostatnią szklaneczkę opróżnił jakiś czas przed przybyciem do szpitala, a w szpitalu przebywał miesiąc.
Mentor – Nie szkodzi. Jak długo truł się tym paskudztwem?
Adept – Trudno powiedzieć, przypuszczalnie całe życie.
Mentor – A konkretnie? Ile hektolitrów wypił w ciągu życia?
Adept – To można wyliczyć tylko w przybliżeniu. Myślę, że w sumie, jakieś z pięćset litrów wypił.
Mentor – Sam widzisz! Taka dawka zabiłaby każdego. A jak długo żył?
Adept – Dziewięćdziesiąt osiem lat.
Pierwszy rezerwat przyrody, założony na ziemiach polskich po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku, powstał w puszczy białowieskiej w 1926 roku i obejmował ok 100 ha ostatniej, nienaruszonej puszczy Europy. Celem powstania rezerwatu było zachowanie dla przyszłych pokoleń naturalnego lasu dębowo – świerkowego. Nie dziwi więc obecność, od początku powstania rezerwatu, naukowców z różnych dziedzin przyrodniczych, którzy obserwują zachodzące zmiany w drzewostanie i przyrodzie. Obserwacje i dokładne opisy przyrody rezerwatu skłaniają do refleksji, że to, co było podstawą ochrony, drzewostan dębowo – świerkowy, po 85 latach ochrony całkowitej – zanika. Lipa, grab i inne gatunki domieszkowe wypierają dęby i świerki. To, co miało być zachowane dla przyszłych pokoleń w białowieskim rezerwacie – ginie. Naukowcy mówią już coraz bardziej otwarcie: jeśli chcemy zachować piękno polskich lasów niezbędna jest ingerencja człowieka. Nie przetrwałyby kilkusetletnie dęby, gdyby użytkujący lasy leśnicy patrzyli na las, jak na skład surowca. Te wielowiekowe drzewostany byłyby dawno wycięte. A fakt, że zachowały sie do dziś świadczy o mądrości gospodarzy lasu – leśników. Zdecydowana większość społeczeństwa posiada taką wiedzę i umiejętnie z niej korzysta. Ale po 1990 roku powstała w Polsce nieliczna, ale bardzo hałaśliwa i wpływowa grupa, nazywająca siebie ekologami, która ma za nic zdobycze polskiej i światowej nauki leśnej. Oni, powołując się na swoją miłość do przyrody, nic nie wiedząc, wiedzą lepiej. To pod wpływem tej bardzo medialnej, bo finansowanej przez zachodnie grupy polityczne zwane zielonymi, grupy, Ministerstwo Środowisko, z którego w ramach walki z PiS-em wyrzucono fachowców, utworzyło z całej Puszczy Białowieskiej rezerwat. Jacek Liziniewicz w Gazecie Polskiej Codziennie opisuje protest mieszkańców Puszczy Białowieskiej, jaki odbył się w sobotę 27 kwietnia 2013 roku w obronie puszczy przed niszczącymi ją ekologami.
„Kilkaset osób wzięło udział w proteście przeciwko działaniu ekologów w Puszczy Białowieskiej, które doprowadza do degradacji rezerwatu. – To, co tutaj się dzieje, jest nieracjonalne. Mam nadzieję, że dojdzie do merytorycznej dyskusji na temat polskiej przyrody – mówi „Codziennej” prof. Jan Szyszko, leśnik, były minister środowiska.
W sobotę, jadąc przez tereny Puszczy Białowieskiej, nie dało się nie zauważyć, że trwa protest. Uwagę kierowców przykuwały drogowskazy z napisem „sabotaż”, wskazujące połamane i gnijące w pobliżu drogi drzewa. Główny protest odbywał się przy Rezerwacie Pokazowym Żubrów. Zgromadzeni mieli ze sobą transparenty, m.in. „Pseudoekolog = szkodnik”, „Sabotaż gospodarczy – pod sąd winowajców!!!”. Głos zabrał prof. Jan Szyszko, związany z Wydziałem Leśnictwa na SGGW w Warszawie. Według byłego ministra środowiska sytuacja w Puszczy Białowieskiej jest niedopuszczalna, a wynika z braku dialogu pomiędzy ekologami, leśnikami i rządem. – Mam nadzieję, że w końcu rozsądek zwycięży. Mamy tu do czynienia z trzema stronami. Jedną z nich są mieszkańcy, którzy znają historię tej ziemi – mówił prof. Jan Szyszko. – Z drugiej strony mamy ludzi, którzy uważają, że człowiek niszczy przyrodę. Ci ludzie często mają wielkie i otwarte serce, za wszelką cenę chcą chronić przyrodę. Niestety są niewyedukowani i obrażają miejscowych, zarzucając im niszczenie środowiska. Natomiast trzecia strona to obecny układ rządzący, który stoi po stronie niewiedzy – twierdzi prof. Jan Szyszko.
Leśnicy, lokalni działacze i przedstawiciele stowarzyszeń zwracali uwagę na to, że dyskusja na temat przyszłości Puszczy Białowieskiej odbywa się na argumenty ideologiczne, a nie merytoryczne. Przypominali, że fachowcy z zakresu gospodarki leśnej przygotowali plany, z których wynika, że z korzyścią dla środowiska można na terenie puszczy wyciąć ok. 200 tys. m sześc. drzew. Pod naciskiem organizacji ekologicznych obecny minister środowiska Andrzej Kraszewski zmniejszył ilość pozyskiwanego drewna do 48 tys. m sześc. To nie wystarcza na pokrycie zapotrzebowania lokalnego społeczeństwa, które patrząc na gnijące w lesie drzewa, używa węgla przywożonego ze Śląska. – To absurd. Czy tak ma wyglądać ekologia? – skarży się Michał Kojło. Podobnie jest z lokalnym przemysłem stolarskim, który materiał do pracy pozyskuje z nadleśnictw oddalonych nawet o 600 km.
Tymczasem ilość połamanych i suchych drzew, które leżą na terenie rezerwatu, szacuje się na 2 mln m sześc., wartych co najmniej kilkaset milionów złotych. Nie są one usuwane w trosce o populację dzięciołów i chrząszcza zgniotka cynobrowego. Próchniejące w takiej ilości drzewa mają stać się miejscem lęgowym dla sów: puszczyka, sóweczki i włochatki. Nie wiadomo, jak stan lasu przekłada się na liczebność tych gatunków, gdyż nikt na poważnie nie zajął się badaniami na ten temat. – To bezprawie. Pozostawia się drewno i ono nikomu nie służy. Nawet nauce – mówi „Codziennej” prof. Jan Szyszko. Co ciekawe, z danych statystycznych wynika, że Puszcza Białowieska traci również na znaczeniu turystycznym. W ubiegłym roku puszczę odwiedziło mniej turystów, niż w 1970 r., gdy w Hajnówce działał drugi co do wielkości tartak w Europie.
– Puszcza została zniszczona przez pseudoekologów, którzy zachowują się jak sekta – mówi ks. Tomasz Duszkiewicz, który zwrócił również uwagę na zastraszanie miejscowych leśników. – Dziś w Polsce prześladuje się każdego, kto mówi prawdę – stwierdził. Tymczasem leśnicy z całej Polski biją na alarm i zwracają uwagę na to, że prawo o tworzeniu rezerwatów i gospodarowaniu nimi nie odnosi się do rzeczywistości. Według nich ochrona bierna (wykluczająca działanie człowieka), doprowadza do degradacji lasów. Nieusuwane spróchniałe i chore drzewa zarażają kolejne.
Obecną sytuację chwalą ekolodzy. – Puszcza Białowieska jest ostatnim naturalnym lasem niżu środkowoeuropejskiego. Przyjeżdżają tam naukowcy z całego świata, bo rezerwat jest tym czym dla astronomów teleskop Hubble’a. Jest unikatowym punktem odniesienia i dlatego należy go chronić. Chroniąc, należy pamiętać o lokalnych mieszkańcach. Nie można zabronić im oczywiście korzystania z lasu – mówi nam Jacek Winiarski z Greenpeace’u.
Mój 2 kwietnia 8 lat temu- czyli było
minęło a jest jak jest
2 kwietnia Anno Domini 2005. Wczesne słoneczne przedpołudnie. Jestem w wypełnionej po brzegi Kryształowej Auli SGGW. Na sali ci skrzywdzeni i poniżani i ci którzy ich wtedy krzywdzili i poniżali. Pomiędzy tymi grupami duszpasterz leśników biskup Edward Janiak i kilku innych księży. W pierwszych rzędach zasiadł po niewielkim spóźnieniu Jarosław Kaczyński a obok lub w dyskretnej odległości od niego powszechnie uznane Wysokie Autorytety Leśne. Na podwyższenie wchodzi organizator (przepraszam ale nie pamiętam już kto to był ) i wita wszystkich starając się zachować hierarchię ważności. Padają słowa które rzadko już funkcjonują w naszej rzeczywistości: ekscelencja ,eminencja, magnificencja. Gdy wymieniane są nazwiska rządzących (wtedy) lasami słychać buczenie i gwizdy. Ta manifestacja niezadowolenia wobec trzymających w lasach władzę jest dobitna ale jednocześnie daleka od stadionowego chamstwa. Potem modlimy się za Naszego Papieża. Modlitwa jest żarliwa. Bardzo autentyczna. Modlą się razem i wierzący i ci którzy często woleli nie pamiętać o katolickim rodowodzie swych ojców. W tej południowej godzinie Nasz Papież jest jeszcze z nami. Po modlitwie swoje przemyślenia wygłosił ksiądz biskup Janiak. Mam wrażenie że, nasz duszpasterz znał istniejący podział .Mówił dowcipnie , inteligentnie, pojednawczo. Może nawet zbyt pojednawczo. Nie jestem jednak pewien czy wtedy wszyscy tak to odebrali. Potem wystąpił profesor Jan Szyszko który zaprezentował ideę Koncepcji Zrównoważonego Rozwoju .Zasadniczym celem tej koncepcji jest wyrównanie poziomu życia pomiędzy dużymi a małymi ośrodkami poprzez tworzenie miejsc pracy które ze względu na swą specyfikę bez lasów, bez chronionej przyrody nie mogą funkcjonować. Jednak podstawowym warunkiem tych działań jest zasada nie naruszania równowagi przyrodniczej. Dowiadujemy się, że nasza ziemia jest żyzna i że w porównaniu z przeżartą przez chemię ziemią Francji, Holandii, Belgii – ta nasza rodzi żywność o wiele zdrowszą, mniej szkodliwą. Polski rolnik nadal jeszcze hoduje świnie, pszenicę, ziemniaki a farmer francuski czy holenderski od dawna wszystko to produkuje. Taśmowo. Dla Niemców, Francuzów, Anglików przebywających w Warszawie niesamowite wrażenie robi widok szybującego nad Wisłą Orła Bielika. Prof. Szyszko wyraźnie akcentuje fakt, że w Polsce w odróżnieniu od innych zachodnich krajów nie zaginął żaden z dziko żyjących gatunków. I właśnie chyba na tym polega to nasze pokoleniowe trwanie w lasach, w przyrodzie bez względu na zabory, okupację, sowieckie zniewolenie i ekonomię wolnego rynku . Byliśmy zawsze dobrymi rzemieślnikami w swej robocie i dlatego nasza przyroda przetrwała i wywołuje teraz pośród „wysoko scywilizowanych” zdziwienie, zaskoczenie, podziw. Ale czy to przetrwa ? Później swój autorski pomysł na funkcjonowanie Lasów Państwowych przedstawia –dr Konrad Tomaszewski. Jego referat powala na łopatki osławiony raport Majchrzaka . Nie powinno być żadnych zwolnień w terenie oraz większych zmian w istniejących strukturach bo wszyscy jesteśmy potrzebni. Nie wiem czy się przesłyszałem ale chyba wobec raportu Majchrzaka wtedy padło dość znamienne słowo – serwilizm. Wreszcie nikt nas nie straszy zwolnieniami które wtedy dla zmylenia rzeczywistych intencji nazywano restrukturyzacją a później optymalizacją. A więc może być dobrze. W tym wszystkim co usłyszeliśmy jest nadzieja. Na pracę, na nasze dalsze trwanie. Duże oklaski. Później przemawia Jarosław Kaczyński. Nareszcie słyszymy od kogoś kto jest z zewnątrz ,od kogoś kto nie poluje i kogo nie można więc w takich „okolicznościach przyrody” omotać liberalnymi nowinkami –że od 80-ciu lat pełnimy SŁUŻBĘ dla NARODU , że struktura organizacyjna w której funkcjonujemy jest dobra sprawdzona i że nie powinna być zmieniana. Dowiadujemy się, że PIS absolutnie nie zgadza się z pomysłem prywatyzacji lasu. Lider PISu – prawie po każdej wypowiedzi otrzymuje olbrzymie brawa. Na twarzach rządzących zdziwienie i strach. I to nam wystarcza. Warto tu przypomnieć, że w roku 2004 pewien skromny polujący poseł ( oczywiście z PO) a dziś polujący rzadziej -Najważniejszy Myśliwy w kraju tak uwielbiał państwowość w lasach, że na Forum Leśnym w SGGW promował (jako wyraz postępu) utworzenie z PGLu Spółki Akcyjnej. Nikt jednak wtedy nie „łyknął” tego pomysłu i tak jest jeszcze do dziś. Ale wracam do wspomnień. Później jak zawsze w takich okazjach doszło do kuluarowych , koleżeńskich rozmów z buziakami i poklepywaniem się na misia. Poznajemy się lub udajemy, że się nie poznaliśmy. Unikamy siebie lub wpadamy na siebie. Rozmawiamy szybko, streszczając swoje zawodowe życiorysy, osiągnięcia. Czasem rozmowa gaśnie i nastaje pustka, no chyba, że rysuje się perspektywa własnego interesu lub innej korzyści bądź, że nagle prowadzona rozmowa staje się konspiracyjnym dialogiem o tym co się wtedy działo wokół nas. Wówczas wyraźnie się ożywiamy a dialogi na ten temat zdają się być rozmowami nie dokończonymi. Jest już późne popołudnie. Musimy wracać. Po drodze do domów zatrzymujemy się w małej knajpce gdzie czeka rosół ze schabowym. Spotkanie dwóch leśnych grup z dwóch pobliskich województw. Grupowa terapia przykładami doznawanych krzywd i licytacja przykładów o bezczelnych fuchach i bezkarności tych którzy rządzą dzięki trwającemu układowi. Rozmawiamy nieskończenie interesująco i pompujemy się nadzieją jesiennych wyborów. Ale trzeba wracać. Jadąc mijamy kościoły do których ciągle wchodzą lub wychodzą ludzie w małych sąsiedzkich grupach. Nie jest zbyt ciepło ale słońce ciągle daje jasność i nadzieję. Jedziemy nie za szybko obserwując nastający zmierzch. Gdy wchodzę do domu w telewizji „idzie” Pan Tadeusz. Muszę jednak wyjść do stacji benzynowej po papierosy, gdy przechodzę przez szosę odzywają się dzwony które wszyscy słyszą. W całej Polsce .Była godzina 21.37.Każdy Polak wiedział wtedy co się stało i co go spotkało w tej godzinie. Przypominając sobie dzień 2 kwietnia Anno Domini 2005 roku nie sposób dostrzec paradoksu. Śmierć a jednocześnie nadzieja na trwanie każdego z nas w codziennej żmudnej pracy. Tego dnia w Kryształowej Auli na kilka godzin przed odejściem Naszego Papieża otrzymaliśmy od duetu Szyszko – Tomaszewski taką właśnie nadzieję którą potem roznoszono po wszystkich dyrekcjach i nadleśnictwach. Chyba teraz wielu z nas patrząc wstecz zdaje się o roku 2005 mówić „ O roku ów” bo przecież rok ten trwał nam (oczywiście umownie) aż dwa lata i zakończył się w październiku 2007.Warto pamiętać, iż w tym czasie opracowano m.in. przepisy dotyczące emisji gazów które czyniły Lasy Państwowe beneficjentem korzyści z handlu tymi emisjami. Jak to się skończyło po październiku 2007- wszyscy dobrze wiemy. W tych latach pracowało się lepiej bo nie powracano do planów Majchrzaka, nie wymyślano planu Baryły. Nikomu z rządzących nie przyszło wówczas do głowy by próbować przeznaczyć fundusz leśny na rekompensatę za kiedyś odebrane mienie, lub by włączyć PGL do sektora finansów publicznych. Nikt też nie wymyślił projektu zmian w ustawie o lasach które pozwalają cudzoziemcowi zarządzać skarbem państwa i nikt nie wpadł na pomysł by do planowanego budżetu państwa „zaksięgować” kwoty pochodzące z (fatycznie przymusowej) wyprzedaży składników majątkowych LP. Niestety ale tego rodzaju szkodliwe pomysły dla przyszłości lasów nie były przedmiotem należytego zainteresowaniu czołowych dziennikarzy TVP lub TVN i
nie docierały do opinii publicznej tak jak historie zabójstw, zamachów czy komicznych rozłamów partyjnych które przedstawiane są prawie każdego dnia. I to z zadziwiającym natręctwem. Jak oceniam 6 z 8-miu minionych lat które w komunikacji pomiędzy rządzonymi a rządzącymi powinny zbliżyć III RP do standardów europejskich demokracji. Czy w czasie tych 6-ciu lat rząd bez żadnych manipulacji licząc się z opinia publiczną rozmawiał z Nami. Jaki jest koń każdy widzi. Nieudolny minister od budowy dróg żelaznych i asfaltowych mimo licznych wpadek świadczących o braku kompetencji i mimo tolerowania cwaniackich spółek nadal obdarzony jest zaufaniem premiera. Podobne sprawy dotyczą ministra zdrowia, skarbu, sportu. Niedawno postanowiono posłać w „ambasadory” ministra Kancelarii Premiera mimo, iż ma on na sumieniu fatalną organizację lotu do Smoleńska zakończoną narodową tragedią i kompromitacją Polski. Należy też przypomnieć o zaskakującej wizji federalizacji Europy jakiej ( niespodzianie ??) uległ w Berlinie nasz Pan Minister od Spraw Zagranicznych. Chyba każdy wie, że wizja tego pana przemieniona w unijny przepis pozbawi Polskę znacznej części niedawno wywalczonej suwerenności. O ile pamiętam (chociaż jak mówi klasyk mogę być tu w mylnym błędzie) to żaden z ministrów państw UE nie wyprzedził z takim pomysłem tego naszego. POLSKIEGO. Co ten Pan jeszcze wymyśli i z czym wyskoczy w polityczną przestrzeń – aż strach pomyśleć. Kilkanaście dni temu kompromitującym brakiem wiedzy wykazali się premier i ministrowie w sprawie memorandum na budowę gazociągu, również w tym czasie wyszło na jaw ,że prywatyzacja emerytur czyli OFE funkcjonuje na pograniczu oszustwa. Dlaczego Wenezuela, Korea czy ..Słowenia zrezygnowały z tego systemu a nasze ekonomiczne elity wprowadziły go w tzw. życie. Użyłem określenia „tzw. życie” bo wyliczane w tym systemie emerytury przewidują dla obywateli III RP beztroskie życie – dopiero po życiu. Ciekaw jestem czy Pani MO wezwie na przesłuchanie (przepraszam zaprosi na wywiad) do swego studia znanych już powszechnie lobbystów OFFe. Czy takie tematy TVP lub TVN pokażą nam w telewizorach. Mam wątpliwości bo to przecież zbyt niebezpieczne sprawy z tłem BŚu i MFW. Kto chce bliżej zapoznać się z intencjami OFE niech przeczyta książkę prof. Mitchella Orensteina pt. „Prywatyzacja emerytur”. Kończąc wspominki i zadumę na tym czym naprawdę żyjemy w dniu powszednim a czym nakazują nam żyć telewizory – zastanawiam się czy w Anglii, Francji, Niemczech opinia publiczna zniosła by tyle wpadek świadczących o nieudolności rządu i o tym , że ICH rząd nie zabiega o ICH interesy. Odpowiedź może być tylko jedna. W tych państwach opinia publiczna w najbliższych wyborach wypowiedziała by znaną formułę -My tym PANOM już dziękujemy, bądź też Panowie Ministrowie i Panie Ministry sami by odeszli. I to nie czekając na dymisję. Jak więc w kraju nad Wisłą przestrzegane są europejskie standardy w komunikacji pomiędzy rządzonymi a rządzącymi i jak traktowany jest interes narodu czyli inaczej jaki jest ten Koń Polski – każdy widzi.
„Mocherowicz”
PS. Wiemy już wszyscy o odwołaniu skąd znikąd sympatycznego archeologa który zajmował się skarbem państwa . No cóż! archeolog w porównaniu z grabarzami dróg żelaznych i asfaltowych nie miał żadnego zaplecza „towarzyskiego” i chyba nie haratał w gałę. Podobno ten błąd wychwycił już jego następca który kupił sobie nowe majtki, koszulkę i trampki.
|
Najnowsze komentarze
Ostatnie wpisy
|