I co teraz dalej…!.
Po tym co się stało, zaczynam się martwić o wszystkie telewizje, które hulają po naszych telewizorach. Najbardziej to martwię się o tą misyjną, czyli państwową, której dziennikarze już co najmniej rok przed rozpoczęcie akcji o kryptonimie EURO, najpierw uczyli, a potem -gdy stał się czerwiec – żądali by każdy prawdziwy Polak (nie znosi historii, tradycji małżeństwa, kościoła i religii) wysmarował sobie gębę farbami i trzymając chorągiewki we włosach bawił się w EURO. W taki sam sposób, albo może nawet jeszcze lepiej, działali dziennikarze w różnych TVN-nach i innych Polsatatach. Prawie każdy telewizor rozpoczynał wieczorne gadania do swych wyznawców od zdań, że już za rok, później że za pół roku. następnie, że za 3 miesiące, a na koniec wreszcie, że już za miesiąc będzie to EURO. Od maja liczono tylko w dniach, a od 8 czerwca wprowadzono inny nowy system rozliczania czasu 4-ro dniówki. Oprócz informacji nie ujawnianych, np ile razy Kuba B. lub .Robert L podchodzą do pisuaru – wiedziałem prawie wszystko o naszych piłkarzach, trenerach, asystentach trenerów. Każdego czerwcowego wieczoru o 18-tej, 19-tej czy 19.30 wiadomości rozpoczynały się od Euro, a informacje gospodarcze dozowano nam marginalnie z pewną nieśmiałością, jakby były one zupełnie nieważne. Gdy później przed informacjami o pogodzie pojawiali się w okienku dziennikarze od sportu na ich twarzach widać było wyraźne zażenowanie. Oni właściwie byli już zbędni. Oni nie mogli nas już niczym zadziwić i zaskoczyć. Bardzo też lubiłem rozmowy naszych fachowców przed rozpoczęciem lub w przerwie meczów. Oprócz świetnego Jacka Gmocha czy Włodzimierza Lubańskiego brali w nich udział faceci, którzy w piłce nie osiągnęli żadnego prawdziwie europejskiego sukcesu. Ale najbardziej zadziwiło mnie to, że oni zamiast wzorem ludzi popkultury przyjść do telewizora w dresie lub luzackim swetrze (a to przecież prawdziwie sportowe stroje) to poubierali się w markowe garnitury i krawaty. Z wielką uwagę patrzyłem jak pan Engel analizował wtedy wszelkie boiskowe sytuacje. Jak ten chłopina znał się na tym, jak on wszystko to wiedział i przewidział. Szkoda tylko, że nie znał się on tak dobrze na tych sytuacjach jak sam był trenerem kadry. Wydaje mi się, że w tym czasie każdy dziennikarz który ośmielił by się obwieścić, że 17 czerwca przegramy – następnego dnia został by – jak to się mówi – wylany na zbity pysk. Ale stało się. Pojechaliśmy więc sobie przez pewien czas na piłkarskim haju, ale co dalej. Bardzo boję się teraz o pracę tych dziennikarzy, co po pogodzie pokazywali nam się w okienku od sportu. Będzie mi bardzo brakowało okrzyków Pana Szpakowskiego, który w końcówce pożegnalnego meczu, w każdym kopnięciu piłki przez naszych wymęczonych chłopaków dopatrywał się początku cudu, ale zaraz potem asekurował się i histerycznie krzyczał do swego kolegi – czy to na pewno to… czy to na pewno to, gdy jednak do TEGO nie dochodziło, apelował – tak na wszelki wypadek – by wszyscy Polacy byli teraz razem i po meczu też. Bardzo ciekawe okrzyki wydobywali z siebie w radio redaktorzy Janisz i Zimoch. Ten ich cudowny „Gooooooooooooooooool” naprawdę intrygował. Nie mierzyłem, kto dłużej krzyczał, ale wskazuję na Zimocha, bo on siedział pod uszytą specjalnie dla niego najdłuższą flagą i mógł tam zasłabnąć. Chyba tak jak ci redaktorzy mogą tylko krzyczeć kobiety w czasie…no wiadomo w jakim czasie. Za tym od niedzieli w telewizorach smuta po Smudzie, a propagowany nachalnie radosny ubaw skończył się. Są jednak dwa osiągnięcia, które nie wszyscy dostrzegamy. Bracia słowianie pogodzili się na pewno z rzeczywistością przegranej i chyba nie będą się już tłuc między sobą po ogródkach kawiarnianych lub strefach kibica. Mamy też wreszcie prawdziwy, nie oszlifowany brylant, prawdziwy kawałek 24 karatowego złota. Nasz PREMIER jest niewątpliwie najlepszym piłkarzem pośród wszystkich premierów w Europie. I to jest to mistrzostwo, które mamy i z tego powinniśmy się cieszyć chociaż ten sukces przypomina mi trochę rozmowę między Generałem Wieniawą Długoszewskim a Fryderykiem Jarosym (znakomity konferansjer z kabaretu Qui Pro Quo ). Pan Generał po zakończonym kabarecie powiedział do Jarosego – jesteś pan teraz najlepszym szwoleżerem kabaretu Qui Pro Quo na co Jarosy, a pan generał jest największe Qui Pro Quo wśród szwoleżerów. Na koniec proponuje jednak kontynuację pewnych działań. Moim zdaniem przed naszą polską słonicą typującą wyniki meczów powinno się teraz ustawić przynajmniej 4 banany z napisami: 5-10 %, 20-30 %, 40-50% i 60-70 % Te napisy mogły by dotyczyć np, przypuszczalnych zysków jakie osiągniemy z gazu łupkowego lub z grafenu (taka substancja o grubości atomu, którą można rozsmarować na całe boisko piłkarskie ). Niech zwierzątko sobie polosuje – a Premier Pawlak niech wypowie się o tych wróżbach, chociaż jego wypowiedź jak każde objawienie powinna być przełożona na język bardziej zrozumiały.
Złośliwiec pospolity
PS. Zastanawiam się kto jest winien przegranej. Odpowiedź jest prosta. Temu wszystkiemu wini są dziennikarze ale przede wszystkim PIS, Kaczor i Tomaszewski. Dlaczego nie siedzieli oni razem obok Prezydenta i Prezesa Laty. Oni na pewno w tym czasie wbijali w ukryciu szpileczki w woskowe figurki zamawiając klęskę. Proponuję tu, by red M.O. wezwała do swojego telewizora (przepraszam zaprosiła) posłów Brudzińskiego i Błaszczaka i rozpytała ich na okoliczność miejsca pobytu Prezesa podczas gry naszej reprezentacji.
Nie zareagowałbym na palikotową (wojewódzko-figurską)poetykę betuli gdyby ten człowiek ograniczał sie w swych wypowiedziach do tradycyjnego bluzgania na oponentów.
Jednakże urbanowy zwrot parafrazujący imię Matki Bożej skłania mnie do prośby pod adresem moderatora o usunięcie tego wpisu.
Powołam się na III część Dziadów i protest Konrada:
„Nie mieszam się do wszystkich świętych z litanii
lecz nie dozwolę bluźnić imienia Maryi.”
Piłka nożna to wspaniała gra. Euro 2012 rozciągnięte od Doniecka po Gdańsk – imprezą nie mającą sobie dotąd równych, w tej części Europy.
I tylko żal i ból, że tylu ludzi próbuje zdyskredytować takie wydarzenie, podciągając każdy jego aspekt pod politykę.
Leśniki:)
Popieram Osadnika!Jeden z niewielu normalnych w tym kraju.
Dla mnie obrazą jest nazywanie imieniem Matki Bożej radia z Torunia. Stąd była to parafraza radia a nie obraza majestatu Matki Przenajświętszej!