maj 2025
P W Ś C P S N
 1234
567891011
12131415161718
19202122232425
262728293031  

Archiwa

Kategorie

Powołać Ruch Obrony Podatników

A słowo stało się ciałem. W kraju, który zdaniem rządu, Prezydenta – elekta, reżimowych mediów z Gazetą Wyborczą i TVN -em na czele, był miodem płynący, zieloną oazą dobrobytu na morzu kryzysu światowego, trzeba podnieść podatki, aby pokryć koszty trzyletnich, nieudolnych rządów Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego. Okazało się, nie pierwszy raz, że metoda nic nie robienia, jakoś to będzie, dobra jest na krótki czas. Potem nieróbstwo rządzących obróci się przeciwko społeczeństwu, które w efekcie końcowym musi zapłacić za tę nieudolność. Projektowana podwyżka jest pierwszą tak powszechną od czasów Gierka. Dodatkowym smaczkiem tej bezprecedensowej, powszechnej podwyżki cen jest fakt, że nie dotyczyć będzie ona sponsorów Platformy Obywatelskiej, a obejmie jedynie przeciętnego zjadacza chleba.

Apeluję, aby organizacje funkcjonujące poza Sejmem zawiązały Ruch Obrony Podatników, który będzie zdolny nie tylko do zwoływania konferencji prasowych i oświadczeń zamieszczanych w Internecie, ale zgromadzi przed siedzibą rządu, a także przed Ministerstwem Finansów i parlamentem, wiele tysięcy osób.

Podniesienia podatków przez rząd PO-PSL można było spodziewać się od dawna. Wypowiedzi różnych „reżimowych” dziennikarzy i autorytetów ekonomicznych o potrzebie podniesienia podatków ze względu na kryzys gospodarczy, kontrolowane przecieki do prasy o takich zamierzeniach rządu, przed wyborami prezydenckimi oficjalnie dementowane, miały przygotować społeczeństwo na tę podwyżkę.

Rząd musiał tylko wybrać najlepszy moment i stworzyć optymalną sytuację, by reakcja na oficjalną zapowiedź podniesienia podatków była ograniczona. Czy wakacje, gdy wielu wyborców PO jest na urlopach, a wszyscy chcą wreszcie odpocząć od trudnych spraw natury egzystencjalnej, to nie jest najlepszy moment?

Czy rozpętanie przez prezydenta-elekta awantury o krzyż smoleński, stojący przed Pałacem Prezydenckim, tuż przed ogłoszeniem zapowiedzi podniesienia podatków to nie jest uruchomienie „zasłony dymnej”, by maksymalnie odwrócić uwagę mediów i obywateli od sprawy kluczowej dla ich życia – od kwestii podniesienia podatków?

Reakcja na tę politykę rządu musi być zdecydowana i powszechna. Apeluję do całej prawicy o powołanie ponadpartyjnego Ruchu Obrony Podatników.

(patrz http://www.niezalezna.pl/article/show/id/37327)

Trójstronna fikcja

Przedstawiciele NSZZ „S” w Komisji Trójstronnej na czele z przewodniczącym Januszem Śniadkiem na znak protestu wyszli z plenarnego posiedzenia Komisji.

W ten sposób przedstawiciele Związku chcieli zaprotestować przeciwko lekceważeniu przez stronę rządową dialogu społecznego i partnerów społecznych. – Wbrew publicznym zapewnieniom premiera, strona rządowa robi fikcję z obowiązku negocjacji z partnerami społecznymi wysokości płacy minimalnej. Dlatego nie mogliśmy w tym dłużej brać udziału – komentuje Janusz Śniadek. – Biorąc pod uwagę zapowiedzi podwyżki podatku VAT, brak otwarcia ze strony rządu na postulaty strony pracowników oznacza, łatanie dziury budżetowej kosztem najmniej zarabiających – dodaje przewodniczący KK NSZZ „S”.

O lekceważącym podejściu do dialogu świadczy chociażby wbrew kilkakrotnym deklaracjom nieprzedstawienie przez rząd ścieżki dojścia płacy minimalnej do 50 proc. średniego wynagrodzenia.

Przed plenarnym posiedzeniem Komisji Trójstronnej odbyło się spotkanie prezydium. Partnerzy społeczni uzgodnili, że skierują do premiera Donalda Tuska protest przeciwko lekceważeniu ich przez rząd. W imieniu trzech central związkowych NSZZ „S” przekazało stronie rządowej protest przeciwko działaniom komisji „Przyjazne Państwo”, która prowadzi prace nad zmianami niektórych przepisów kodeksu pracy. Związkowcy zwrócili się do przewodniczącego Trójstronnej Komisji ds. S-G, Waldemara Pawlaka o spowodowanie, aby każdy zgłoszony projekt nowelizacji przepisów prawa pracy i ubezpieczeń społecznych stawał się automatycznie przedmiotem prac Komisji Trójstronnej.

Przedstawiciele NSZZ „S” zaprotestowali przeciwko zawarciu przez Minister Zdrowia bez wiedzy innych partnerów społecznych separatystycznego porozumienia z Ogólnopolskim Związkiem Zawodowym Pielęgniarek i Położnych.

(Przeczytaj cały INFORMATOR 02.08.2010)

PO zielonej wyspie pozostanie ocean długów

Raport NIK z wykonania budżetu za rok 2009 opisuje techniki kreatywnej księgowości zastosowane przez rząd Tuska i jego ministra finansów. Na dodatek, uważna lektura raportu wskazuje na drugie i trzecie dno owej księgowości niedostrzeżone przez NIK. Tak czy inaczej państwowy dług publiczny przekroczył 50% PKB, a wysokość rzeczywistego deficytu budżetu państwa łamie ustawę budżetową na rok 2009.

Dług publiczny powyżej 50% PKB

W raporcie NIK czytamy: „Utrzymanie stanu zadłużenia poniżej 50% PKB było możliwe wskutek finansowania potrzeb pożyczkowych budżetu państwa środkami z zaliczek z Unii Europejskiej oraz przeniesieniu finansowania części inwestycji drogowych z budżetu państwa do Krajowego Funduszu Drogowego. Wykorzystane środki z zaliczek Unii Europejskiej, pomimo iż muszą być zwrócone na odpowiedni rachunek w celu wykorzystania zgodnie z przeznaczeniem, nie są traktowane jako dług Skarbu Państwa. Formalnie po przekazaniu ich w formie zaliczki stały się one własnością Skarbu Państwa i w momencie wykorzystania na finansowanie potrzeb pożyczkowych budżetu państwa nie powstało zobowiązanie wobec innego podmiotu, które należałoby ująć w ewidencji długu. Gdyby zamiast środków, które na koniec 2009 r. pozostawały do zwrotu, analogiczna kwota została pozyskana na rynku skarbowych papierów wartościowych, poziom PDP do PKB na koniec 2009 r. wyniósłby ok. 50,1%.” (strona 153, raport NIK)
I dalej: „Natomiast Krajowy Fundusz Drogowy nie został ujęty w katalogu jednostek sektora finansów publicznych i w związku z tym jego zadłużenie nie jest zaliczane do państwowego długu publicznego (PDP). Jest on natomiast zaliczany przez Eurostat do sektora instytucji rządowych i samorządowych, jego zobowiązania są zaliczane do długu według metodologii unijnej. Gdyby zadłużenie KFD było zaliczane do PDP, przekroczony zostałby pierwszy próg ostrożnościowy, określony w art. 79 ust. 1 pkt 1 ustawy o finansach publicznych.” (strona 153)
W grudniu 2009 roku Rostowski zorientował się, że mimo opisanych zabiegów kreatywnej księgowości dług publiczny (PDP) przekroczy ostrożnościowy próg 50 % PKB na koniec roku. A przecież zarzekał się wobec premiera, że nie będzie to miało miejsca. Mógł stracić swoje stanowisko. Zrządzeniem losu (oczywiście przy czynnym zaangażowaniu ministra) objawia się tzw. „Cud Rostowskiego” – deficyt budżetu państwa i dług publiczny nieoczekiwanie spadają w IV kwartale 2010. Jak to możliwe?
Uważnie przeanalizujmy ciąg wydarzeń. Ministerstwo Finansów ogłasza, że dług publiczny na koniec III kwartału 2009 wynosił 49,9 % PKB. Czy zatem możliwe jest by na koniec roku zmniejszył się do 49,8%, skoro rząd w IV kwartale najlepsze zaciąga pożyczki i sprzedaje papiery wartościowe na rynku finansowym? Wytłumaczenie znajduje się pośrednio w raporcie NIK. Czytamy tam: „Minister Finansów przeprowadził także transakcje na instrumentach pochodnych (FX SWAP), polegające na wymianie dwóch walut (1.500 mln euro i 200 mln USD) na złote (6.834 mln zł) w grudniu 2009 r. z przyrzeczeniem ich odkupu w styczniu 2010 r(po zaledwie miesiącu (?!) – wskazanie autora). Operacja ta mająca charakter pożyczki zabezpieczonej środkami walutowymi pozwoliła na tańsze pozyskanie środków, niż przez emisję skarbowych papierów wartościowych. Średnia rentowność transakcji, uwzględniająca utracone korzyści z tytułu oprocentowania środków walutowych wynosiła 2,45%, podczas gdy oprocentowanie bonów krótkich wynosiło w 2009 r. ok. 4,4%. Pozyskane tą drogą środki zostały przeznaczone przede wszystkim na udzielenie pożyczki dla FUS (5,5 mld zł). W strukturze przychodów zrealizowanych w 2009 r., z wyłączeniem przepływów na rachunku walutowym, 59% stanowiły wpływy z obligacji, 24,9% środki pochodzące z kredytów zaciągniętych w międzynarodowych instytucjach finansowych, a 15,7% środki pozyskane w ramach transakcji FX SWAP.” (strona 128, Raport NIK)
Otóż NIK w cytowanym fragmencie błędnie sugeruje, że operacja „transakcja na instrumentach pochodnych (FX SWAP)” miała charakter ”pożyczki zabezpieczonej”czyli zgodnie z podstawową logiką zaliczona zostałaby do długu publicznego. Już w marcu tego roku w domenie publicznej znajdowała się informacja świadcząca, że owa ”pożyczka zabezpieczona” nie została wliczona do długu publicznego. W notatce p/t „Cud Rostowskiego” informowałem za Naszym Dziennikiem (zgodnie z udzielonymi ND wyjaśnieniami Ministerstwa Finansów), że instrumenty pochodne nie są traktowane jako dług publiczny zgodnie ze standardami Unii Europejskiej. Z tej furtki skorzystał Rostowski, a wcześniej Grecy, którzy oskarżani są obecnie o stosowanie kreatywnej księgowości i sztuczne zaniżanie oficjalnych danych o wysokości długu publicznego.
NIK wychwala oszczędności poczynione jakoby przez budżet państwa w wyniku zastosowania FX SWAP przyrównując koszt tego instrumentu do kosztu emisji „bonów krótkich”. Nic bardziej błędnego. Zamiast kupować drogie FX SWAP, Rostowski mógł przecież po prostu upłynnić Euro i dolary w prostej transakcji sprzedaży do NBP.
Tak oto dobre samopoczucie Tuska, Rostowskiego i wyborców Platformy kosztowało budżet 167 milionów złotych.
Bowiem gdyby, zamiast przeprowadzenia transakcja FX SWAP na kwotę 6.834 mln zł w grudniu 2009 roku, wyemitowano papiery dłużne, zgodnie ze słuszną sugestią NIK, to dług publiczny przekroczyłby ustawowy próg i sięgnął 50,3% PKB.

Deficyt budżetowy przekracza ustawowy próg

Kiedy w lipcu 2009 roku Sejm RP przyjął nowelizację budżetu na rok 2009 tym samym rząd i minister Rostowski zostali zobowiązani prawem, by deficyt budżetowy nie przekroczył zakładanego progu wynoszącego wg znowelizowanej ustawy 27,2 miliarda złotych.

Oczywiście nie obyło się bez kreatywnej księgowości. Wracając do raportu NIK czytamy: „Zgodnie ze standardami unijnymi do kwoty deficytu wlicza się między innymi koszty reformy systemu ubezpieczeń społecznych, tzn. środki z budżetu państwa przeznaczane na refundację składek, przekazywanych z FUS do otwartych funduszy emerytalnych. W 2009 r. wyniosły one 21,1 mld zł. Po ich uwzględnieniu deficyt budżetu państwa wyniósłby 44,9 mld zł, czyli 3,3% PKB. Z pominięciem wydatków (a więc bez wpływu na deficyt przyp. autor) budżetu państwa udzielona została także pożyczka na wypłatę przez FUS gwarantowanych przez państwo świadczeń w kwocie 5,5 mld zł i pożyczka dla PKP w kwocie prawie 0,5 mld zł.” (str. 13, Raport NIK)

I dalej: „Największą pozycję rozchodów, zarówno na etapie planu, jak i wykonania, stanowiło finansowanie ubytku składki przekazywanej do ZUS, powstałe w związku z reformą systemu ubezpieczeń społecznych. Na ten cel z rozchodów budżetu państwa wydano kwotę 21.086,0 mln zł, (co stanowiło 82,5% rozchodów). Finansowanie reformy ubezpieczeń społecznych w formie przekazywania do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych kwot pokrywających ubytek przychodów FUS, jaki następuje w związku z przekazywaniem części składek ubezpieczonych do otwartych funduszy emerytalnych, nie jest powiązane z wysokością wpływów z prywatyzacji. Od kilku lat kwoty przekazywane do ZUS znacznie przewyższają przychody z prywatyzacji. Transfery w kwocie przewyższającej wpływy z prywatyzacji są finansowane z emisji skarbowych papierów wartościowych (powodując wzrost długu Skarbu Państwa). Jednak kwoty te są ewidencjonowane jako rozdysponowanie przychodów z prywatyzacji, gdyż dzięki temu, zgodnie z przepisami, są ujmowanie poza rachunkiem deficytu budżetu państwa.”(strona 130, Raport NIK)

Jak już pisałem w grudniu 2009 roku sytuacja w finansach publicznych wymyka się z pod kreatywnej kontroli Rostowskiego. Wysokość deficytu budżetowy przekracza na początku grudnia mimo cudotwórczych zabiegów ustawowy próg o około 3 miliardów złotych. Nic to wszak Platforma wraz z PSL posiada w Sejmie większość i może przegłosować każde pokrętne prawo, które na papierze – nie w rzeczywistości, pomniejszy deficyt budżetowy. Tak też się dzieje.

NIK w swoim raporcie relacjonuje to wydarzenie w następujący sposób: „Pożyczka (5,5 miliarda dla FUS przyp. autor) została udzielona na podstawie ustawy z dnia 3 grudnia 2009 r. o zmianie ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych, która weszła w życie z dniem 22 grudnia 2009 r. W przypadku, gdyby została ona umorzona byłaby to kolejna operacja dokonywana poza rachunkiem deficytu. Bezzwrotne przekazanie środków do FUS na wypłaty świadczeń gwarantowanych nie byłoby wówczas, ujęte w wydatkach budżetu państwa, tak jak to ma miejsce, gdy przekazywane środki są ewidencjonowane jako dotacje.”(str. 123, Raport NIK).
Jeszcze raz NIK niepotrzebnie usprawiedliwia działania rządu: „Pożyczka dla FUS została sfinansowana ze środków na rachunku walutowym, czasowo zamienionych na złote, co spowodowało utrzymanie wysokiego stanu środków złotowych na rachunku budżetu państwa.” (str. 123, Raport NIK). Cóż w tym miejscu wypada przypomnieć, że wg tego samego raportu NIK, pożyczkę dla FUS sfinansowano ze środków pochodzących z transakcji FX SWAP.

Zdanie podsumowania:

„Gdyby nie grudniowe transakcja typu FX SWAP i ustawa o zmianie ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych dług publiczny przekroczyłby ustawowy próg ostrożnościowy osiągając 50,3%, a rzeczywisty deficyt publiczny wbrew prawu byłby większy od zakładanych 27,2 miliarda złotych o kwotę 2,6 miliarda. Szkoda, że wniosek ten został pominięty w skądinąd rzeczowym raporcie NIK. Czy jednak rząd zasługuje na skwitowanie NIK z wykonania budżetu za rok 2009?”

Budżetowi naciągacze w Sejmie RP

Treść raportu, pomimo, że NIK unika jak może otwartej krytyki rządu, po prostu poraża. Wystawia też złą ocenę całej klasie politycznej. Gdzie okrzyki „rety gwałcą”, ostrzeżenia „pójdziemy z torbami” czy deklaracje „nie pozwalam”. Przeciwnie przedstawiciele narodu w Sejm przegłosowują pokornie ustawy, które mają wbić nam do głowy rojenia Tuska o „zielonej wyspie”, podczas gdy kreatywne zmiany w sposobie obliczania PKB dodały około 5% do wzrostu gospodarczego w ostatnich latach (temat na osobny artykuł).

Często jestem pytany jak to jest, że dług publiczny przyrasta rocznie wielokrotnie więcej niż wynosi deficyt budżetowy. By ta gorzka prawda zapadła głęboko w naszą świadomość warto poświęcić kilka godzin na uważną lekturę raportu NIK. Znajdziesz tam drogi czytelniku nie tylko drugie i trzecie dno, ale czwarte, piąte…, albowiem arogancja rządzącej ekipy i brak poszanowania dla interesu ogólnego nie znają granic. A na zachętę przytaczam jeszcze jeden kwiatek z dokumentu NIK: „Finansowanie reformy ubezpieczeń społecznych w formie przekazywania do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych kwot pokrywających ubytek przychodów FUS, jaki następuje w związku z przekazywaniem części składek ubezpieczonych do otwartych funduszy emerytalnych, nie jest powiązane z wysokością wpływów z prywatyzacji. Od kilku lat kwoty przekazywane do ZUS znacznie przewyższają przychody z prywatyzacji. Transfery w kwocie przewyższającej wpływy z prywatyzacji są finansowane z emisji skarbowych papierów wartościowych (powodując wzrost długu Skarbu Państwa).
Jednak kwoty te są ewidencjonowane jako rozdysponowanie przychodów z prywatyzacji, gdyż dzięki temu, zgodnie z przepisami, są ujmowanie poza rachunkiem deficytu budżetu państwa (podkreślenie autora).”

Ocean długu i dream team Bieleckiego

Wielokrotnie w minionym okresie wskazywałem, że obecny rząd powinien zostać odsunięty od władzy. Przytaczałem generalnie dwie przyczyny: brak dbałości o interes Państwa oraz aferalne zapędy głównych graczy z zespołu Tuska. Od lat moim ulubieńcem na scenie publicznej pozostaje były prezes Banku Pekao SA, a obecnie szef Rady Gospodarczej przy Premierze Rządu, Pan Jan Krzysztof Bielecki. Przed pół rokiem pisałem o planach Bieleckiego związanych z PKO BP, BZ WBK i PZU. Jak słyszymy i ten walec toczy się z nieubłaganie wbrew interesowi publicznemu. Przed czterema laty wpadłem na trop i opisałem tzw. Projektu Chopin – przekręt i drenaż Banku Pekao SA na wiele miliardów złotych z korzyścią dla włoskiego Unicredit. Sprawa trafiła do sądu i prokuratury. Warto też pamiętać, że Rostowski pochodzi z tej samej stajni co Bielecki. Przez kilka lat pełnił funkcję dorady Bieleckiego w Pekao. Dopóki do finansów Państwa dopuszczamy osoby za nic mające dobro obywateli i stabilność finansów publicznych oraz traktujące nas jako źródło nieuprawnionych zarobków, dopóty skazani będziemy na czytanie dokumentów w rodzaju Raportu NIK.
I na koniec proroctwo, które mam ciągle nadzieję nie spełni się nigdy:
„Jeśli ekipa Tuska dotrwa do końca kadencji zielona wyspa zmienni się w ocean długów przekraczający rozmiarem 1 bilion (1000 miliardów) złotych. A Państwo Polskie czeka krach porównywalny do zapaści w Grecji i na Węgrzech wziętych razem.”

Jerzy Bielewicz

Za Stowarzyszenie Przejrzysty Rynek

PS Mam nadzieję, że niniejszy raport do raportu NIK roztrząsający jedynie wybrane aspekty wykonania budżetu za rok 2009 trafi na stół Marszałka, Prezydenta, posłów na Sejm RP polityków opozycji i jak najszerszego grona wyborców Platformy Obywatelskiej.

Podwyżki płac nareszcie realne

Do jednostek organizacyjnych Lasów Państwowych dotarł nareszcie aneks do Ponadzakładowego Układu Zbiorowego Pracy podwyższający stawkę wyjściową do wynagrodzenia pracowników objętych układem, o 50 zł, tj. do wysokości 1120 ,zł. podpisany w dniu 30 czerwca br. Wynagrodzenia i wszelkie pochodne związane z podwyżką punktu obowiązują od 1 maja.
Zgodnie z wytycznymi Dyrektora Generalnego wyrównanie wynagrodzenia nastąpi w miesiącu lipcu w jednostkach wypłacających wynagrodzenia w sierpniu (za lipiec), a w sierpniu w jednostkach dokonujących wypłaty za lipiec pod koniec lipca. Podwyższone też powinny być wynagrodzenia za dyżury ppoż.

Minister środowiska pozwoli na wycinanie lasów

Ostry konflikt na linii Ministerstwo Środowiska – Lasy Państwowe. Resort chce przekazać samorządom tysiące hektarów terenów leśnych i zmusić Lasy do wycinania większej liczby drzew.

Nowelizacji ustawy proponowanej przez resort środowiska sprzeciwiają się opozycja, koalicyjne PSL oraz mianowany przez obecną ekipę dyrektor Lasów Państwowych Marian Pigan. Wczoraj minister środowiska Andrzej Kraszewski powołał nawet specjalny zespół, który ma zażegnać narastający konflikt.

Najwięcej wątpliwości budzi pomysł przekazania miastom terenów leśnych znajdujących się w ich granicach, a zarządzanych dziś przez Lasy Państwowe. – To świetny pomysł, bo przecież gmina wie lepiej, jak zarządzać gruntem znajdującym się na jej terenie – mówi Tomasz Kulesza z PO, członek sejmowej komisji ochrony środowiska.

Przeczytaj INFORMATOR 23_07_2010

Złoty las

Oprócz drzew wyciętych przy drodze w puszczy są jeszcze całe połacie suchego lasu. Józef Sawicki, z wykształcenia technik drzewny, syn przedwojennego leśniczego, zwraca uwagę na bardzo niepokojące zjawisko postępującego wyniszczania Puszczy Białowieskiej przez insekty i choroby. Zatroskany o los puszczy, która żywi już co najmniej czwarte pokolenie tej rodziny, potrafi pokazać liczne drzewa, a nawet całe ich skupiska, które już uschły. – Puszcza niszczeje, przeradza się powoli w tzw. złoty las. Nazwa ta bierze się od koloru uschłych drzew. Dzieje się tak dlatego, że leśnicy mają zakaz prowadzenia normalnych zabiegów pielęgnacyjnych w puszczy, a ona sama się nie obroni, co zresztą widać – mówi Sawicki.
Rzeczywiście, widok całych połaci suchego lasu jest przejmujący. – Tu nigdy takiej dewastacji puszczy nie było. Najstarsi mieszkańcy tego rejonu nie pamiętają takiego wandalizmu, a przecież widzieli, co z puszczą robili za okupacji Rosjanie czy Niemcy. To, co robi teraz resort środowiska za namową tzw. ekologów, nie służy puszczy, ale ją zabija. A nas, których rodziny żyją tu od bardzo dawna, serce boli, gdy na to patrzymy, bo zawsze dbaliśmy i dbamy o ten pradawny las. I to dzięki naszym przodkom, a nie skrajnym ekologom, dzisiejsze pokolenia mogą się nim cieszyć – uważa Józef Sawicki.

Czytaj cały artykuł w Naszym Dzienniku „Drzewa gniją w puszczy”

źródło: Nasz Dziennik

Rostowski politykuje, a finanse państwa trzeszczą w szwach

1. Przypominacie sobie Państwo ostatnie 2 tygodnie prezydenckiej kampanii wyborczej, Marszałkowi Komorowskiemu nieustannie towarzyszył Minister Finansów Jan Vincent Rostowski. Szczególnie upodobał sobie konferencje prasowe, podczas których zajmował wspólną polityką rolną , poglądami brytyjskich torysów na najważniejsze polityki unijne, rabatem brytyjskim itp.

Dopiero wykazanie mu niekompetencji w sprawie problemu wyrównania dopłat bezpośrednich przez wiceprzewodniczącego Komisji Rolnictwa Parlamentu Europejskiego europosła Janusza Wojciechowskiego spowodowało, że zamilkł i przestał występować u boku Komorowskiego.

Okazuje się jednak, że kiedy minister finansów zajmuje się polityką, stan finansów państwa ulega systematycznemu pogorszeniu, choć jeszcze niedawno słyszeliśmy, że sytuacja budżetu państwa jest coraz lepsza i na koniec roku wielkość deficytu budżetowego będzie wyraźnie niższa o tej zapisanej w ustawie budżetowej czyli kwoty 52 mld zł.

2. Deficyt budżetu państwa na dzień 30 czerwca wyniósł blisko 37 mld zł, a więc aż 71% tego co zapisano w ustawie budżetowej, w sytuacji kiedy upływ czasu wynosi tylko 50%. Ale jeszcze bardziej niepokojące są informacje o niższych aż o 2 mld zł niż planowano dochodach budżetowych w szczególności z obydwu podatków dochodowych.

Wpływy z podatku PIT są niższe o 1 mld zł niż w analogicznym okresie roku ubiegłego, a wpływy z CIT są niższe aż o 3,5 mld zł. Przy tym trzeba wziąć pod uwagę, że w roku 2009 gospodarka rozwijała się w tempie zaledwie 1,8% PKB ( w I półroczu nawet poniżej 1%) , a w tym roku rozwija się w tempie przynajmniej 3% PKB ( taki wzrost PKB miał miejsce w I kwartale tego roku i podobny jest spodziewany w II kwartale), co powinno oznaczać znacznie wyższe wpływy z podatków dochodowych niż w roku ubiegłym.

Minister Rostowski jednak nie potrafi wyjaśnić tego swoistego fenomenu charakterystycznego chyba tylko dla gospodarki polskiej, że mimo wyraźnie szybszego rozwoju, wpływy z podatków dochodowych są wyraźnie niższe niż w roku ubiegłym.

3. Deficyt budżetowy byłby jeszcze wyższy gdyby wykonywano wydatki zgodnie z harmonogramem. Minister jednak w związku z brakiem pieniędzy spowalnia dokonywanie wydatków budżetowych i w połowie roku były one niższe aż o 6,5 mld zł od zaplanowanych. Gdyby one zostały wykonane deficyt budżetowy w połowie roku wynosił by już blisko 85% deficytu całorocznego.

Zresztą , w związku z wyrzuceniem części wydatków budżetowych poza budżet państwa (np. wydatków na drogi do Krajowego Funduszu Drogowego, którego zobowiązań wynoszących już kilkanaście miliardów złotych minister finansów nie zalicza corocznie do wydatków budżetowych a tym samym i deficytu budżetowego) , tak naprawdę mimo podawania comiesięcznych informacji z wykonania budżetu państwa, trudno się zorientować jaka jest prawdziwa sytuacja finansów publicznych.

4. Nawet Rada Polityki Pieniężnej, w której przewagę mają przecież członkowie delegowani tam przez Platformę, dostrzega ten problem a jej członkowie mówią wprost o poważnych rozbieżnościach pomiędzy tym co się dzieje w finansach publicznych w rzeczywistości i tym co publikuje minister finansów.

W opublikowanym właśnie na stronach NBP opisie dyskusji na ostatnim posiedzeniu Rady w dniu 30 czerwca wprost mówi się konieczności zaostrzenia polityki pieniężnej banku centralnego w sytuacji kiedy minister finansów „prowadzi podwójną księgowość” i nierzetelnie informuje o stanie finansów publicznych.

5. Widać więc, że intensywne uczestniczenie w polityce nie tylko nie służy samemu ministrowi finansów (naraził się na zarzut niekompetencji) ale także wyraźnie nie służy polskim finansom publicznym.

Znacznie lepiej byłoby i dla ministra i dla finansów publicznych gdyby wyjął z szuflad te dawno już zapowiadane projekty ustaw mające uzdrawiać finanse publiczne, których do tej pory nie składał tylko z tego powodu, ze miał je wetować Prezydent Lech Kaczyński.

Istnieje jednak poważna obawa, że tych projektów zwyczajnie nie ma, bo Minister Rostowski bardziej do tej pory zajmował się polityką, kampanią wyborczą, atakowaniem opozycji, niż merytoryczną pracą w swym resorcie. Napisany przez Zbigniew Kuźmiuk, z 20-07-2010 10:46

Przeczytaj INFORMATOR 20.07.2020

Bo Krzyż szatana wniwecz kruszy … w obronie Krzyża stanę

żródło: Nasz Dziennik

Nie zdejmę Krzyża z mojej ściany

1. Nie zdejmę Krzyża z mojej ściany
Za żadne skarby świata,
Bo na nim Jezus ukochany
Grzeszników z niebem brata.

Ref.: Nie zdejmę Krzyża z mego serca,
Choćby mi umrzeć trzeba,
Choćby mi groził kat, morderca,
Bo Krzyż to klucz do nieba.

2. Nie zdejmę Krzyża z mojej duszy,
Nie wyrwę go z sumienia,
Bo Krzyż szatana wniwecz kruszy,
Bo Krzyż to znak zbawienia.

Ref.: A gdy zobaczę w poniewierce
Jezusa Krzyż i ranę,
Która otwiera Jego Serce,
W obronie Krzyża stanę.

Jest zezwolenia na nagrody – podwyżki na razie wirtualne

To jest wynik waszej zbrodniczej polityki – nie kupiliście nowych samolotów

Poznałem brata po bliźnie
„Później zadzwonił o 8.20. Myślałem, że już wylądował i dzwoni ze Smoleńska. Bardzo rzadko dzwonił z telefonu satelitarnego z samolotu. Powiedział mi, że z Mamą wszystko w porządku i poradził, bym się przespał. Pamiętam doskonale, że użył określenia: 'bo się rozpadniesz’. (…) Tak wyglądała ta bardzo krótka rozmowa” – w ten sposób Jarosław Kaczyński mówi o swojej ostatniej rozmowie ze śp. prezydentem Lechem Kaczyńskim. Jarosław Kaczyński zadeklarował, że najważniejsze dla niego „osobiście i politycznie” jest uczynienie wszystkiego, aby wyjaśnić przyczyny katastrofy rządowego samolotu.

O okolicznościach przygotowywania wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu, pościgu, jaki drogami Białorusi i Rosji urządził za nim premier Donald Tusk, oraz o kondolencjach od premiera Rosji Władimira Putina Jarosław Kaczyński mówi w wywiadzie dla „Gazety Polskiej”.
Kaczyński podkreślił, że wyjazd środowisk katyńskich na uroczystości do Katynia nie był, jak to się próbuje teraz przedstawiać, wymysłem i zachcianką prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Wyjazd na uroczystości organizowano co roku, i to wcale nie 7 kwietnia, gdy premier Donald Tusk poleciał, aby na cmentarzu katyńskim spotkać się z premierem Rosji Władimirem Putinem, lecz właśnie 10 kwietnia. Organizatorem corocznego wyjazdu był rząd. Kaczyński stwierdził, że nie zdziwił go atak rządu Tuska na prezydenta, podważanie jego prawa do udziału w uroczystościach i stwierdzenie, że do Katynia „nikt prezydenta nie zaprasza”. Refleksję prezesa Prawa i Sprawiedliwości budziło jednak co innego: „Niepokoiło, że tym razem wprost grają [ekipa Tuska – przyp. red.] z Rosjanami”.
Jarosław Kaczyński zaznaczył, że jednak jego brat ani przez chwilę nie wahał się, czy do Katynia jechać. Przyznał, że sam też miał być na pokładzie rządowego tupolewa. „Nie poleciałem z powodu stanu zdrowia Mamy. Było dla nas oczywiste, że przynajmniej jeden z nas musi przy niej być. Wcześniej nawet nocami razem czuwaliśmy w szpitalu. Z natury rzeczy to ja, a nie mój brat, musiałem zrezygnować z lotu do Smoleńska” – wyjaśniał Kaczyński.

Telefon od Sikorskiego

Ostatni raz widział brata w przeddzień tragicznego lotu, późnym wieczorem w piątek „w szpitalu u Mamy”. Do ostatniej rozmowy doszło natomiast wtedy, kiedy samolot z prezydentem był jeszcze w powietrzu. Lech Kaczyński zadzwonił do brata przez telefon satelitarny o godzinie 8.20. Krótką rozmowę wówczas zerwało.
O katastrofie dowiedział się od ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego. „Powiedziałem mu: 'To jest wynik waszej zbrodniczej polityki – nie kupiliście nowych samolotów’. Na tym rozmowa się skończyła” – relacjonował Kaczyński.
Kwadrans później Sikorski miał zadzwonić ponownie. Już wtedy szef MSZ „wiedział”, co było przyczyną katastrofy. Sikorski, który w czasach swojego ministrowania w MON bardzo lubił pozować do zdjęć z pilotami, od razu wskazał na winę pilota. „Kategorycznie stwierdził, że katastrofa była wynikiem błędu pilota. Pamiętam jego słowa: 'to był błąd pilota'”. (…) Oznajmił mi to zdecydowanie i jednoznacznie. Teraz myślę, że zarówno Sikorski, jak i sam Tusk bali się, że publicznie powtórzę to, co powiedziałem Sikorskiemu podczas pierwszej rozmowy telefonicznej” – mówił Kaczyński.

To, co wyrabiał Tusk, nie mieści się w głowie

Do Smoleńska, by zidentyfikować ciało brata, Jarosław Kaczyński udał się z przyjaciółmi, choć był namawiany, aby polecieć z premierem Tuskiem. „Miałem wrażenie, że Donald Tusk zdecydował się polecieć do Smoleńska wtedy, gdy dowiedział się, że ja tam lecę. Być może się mylę, ale tak to zapamiętałem” – mówił. Wylądowali w Witebsku na Białorusi, jeszcze zanim dotarł tam samolot z premierem. Stamtąd już lądem wyruszyli do Smoleńska. Kaczyński stwierdził, że w pewnym momencie zorientował się, iż jazda jest spowalniana. „Dziś wiem, że nasze postoje i powolne tempo jazdy były wymuszone przez ścigającą nas delegację z premierem Tuskiem, który koniecznie chciał dotrzeć do Smoleńska przed nami. W pewnym momencie limuzyna z Donaldem Tuskiem minęła nas i dopiero wtedy pozwolono nam normalnie jechać. To była zresztą jakaś kompletna paranoja. Bo jeśli premier polskiego rządu ścigał się ze mną, kto pierwszy dojedzie do miejsca katastrofy, to widocznie szczególnie zależało mu, by się tam pokazać. Państwo wybaczą, ale nie jestem w stanie nawet zrozumieć takiej mentalności. Ja jechałem do ciał moich najbliższych – do Leszka, Marylki, Przyjaciół. To, co wyrabiał wówczas pan Tusk, po prostu nie mieści mi się w głowie” – mówi Jarosław Kaczyński.
Dopiero po dotarciu na miejsce katastrofy po raz pierwszy zaproponowano mu, aby zgodził się przyjąć kondolencje od premiera Tuska. „Odmówiłem” – tłumaczy. Nie chciał także wtedy przyjąć kondolencji od premiera Putina. „Dla mnie rola premiera Tuska i premiera Putina była w tym wypadku niejasna. W mojej ocenie, obaj nie potraktowali wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego z należytym szacunkiem i starannością” – powiedział Kaczyński.

Nie wiedziałem, że ręka jest oderwana

Mimo namów, by ciała brata nie oglądał, zdecydował się przeprowadzić identyfikację. Choć ciało było w bardzo złym stanie, to nie miał kłopotów z jego rozpoznaniem. „Pytali, po czym rozpoznaję. Odpowiedziałem, że choćby po bliźnie, którą Leszek miał na ramieniu. To była duża blizna po operacji po wypadku samochodowym. Sprawdzili to i chyba uwierzyli. Nie wiedziałem wtedy, że ręka jest oderwana” – relacjonuje Kaczyński.
Zapamiętał, iż wówczas pozostawały tam jeszcze dwa ciała – prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego i wicemarszałka Krzysztofa Putry.
Mimo nalegań Rosjanie nie zgodzili się, by wtedy Jarosław Kaczyński zabrał ciało prezydenta do Polski. W rozmowie z Pawłem Kowalem premier Putin miał stwierdzić, że „musi zorganizować pożegnanie” ciała prezydenta Polski.
Od Rosjan Kaczyński usłyszał o rzekomych „przyczynach” katastrofy. „Usłyszeliśmy, że samolot cztery razy podchodził do lądowania. Miało to wyglądać tak: podejmował próbę lądowania, nie udawała się, a załoga znowu zawracała i znowu starała się wylądować” – relacjonuje Kaczyński.
„Państwo polskie nie może przejść do porządku nad tą niespotykaną wprost tragedią” – stwierdził Jarosław Kaczyński. Zadeklarował, że uczyni wszystko, aby wyjaśnić przyczyny katastrofy samolotu rządowego i będzie zabiegał o wyciągnięcie konsekwencji „nie tylko prawnych wobec tych, którzy mogli przyczynić się do tego zdarzenia, ale także politycznych i moralnych”. Według Kaczyńskiego, ustalenie osób odpowiedzialnych politycznie za katastrofę smoleńską nie wymaga śledztwa, „ale to trzeba powiedzieć w odpowiednim momencie tak, by usłyszała o tym cała Polska i cały świat”.

Ciało prezydenta „w ruskiej trumnie na deszczu”

Trumna z ciałem prezydenta mokła na deszczu, w czasie gdy Tusk z Putinem wymieniali uściski w namiocie – taką relację na temat tego, co działo się w Smoleńsku w pierwszych godzinach po katastrofie, przedstawił wczoraj w TVN24 poseł Joachim Brudziński, który towarzyszył tego dnia Jarosławowi Kaczyńskiemu.
Parlamentarzysta zacytował rozmowę, którą prowadzili niewymienieni przez niego z nazwiska współpracownicy Donalda Tuska po przybyciu na miejsce. „Którym wejściem będzie wchodził Kaczor? (…) Tym? To my spie…”.
– Premier ścigał się z nami w drodze na miejsce tragedii, a potem, pod namiotem, osłonięty przed deszczem ściskał się z Putinem, a ciało prezydenta zostawił w ruskiej trumnie na deszczu – powiedział Brudziński. W jego przekonaniu, postawa Donalda Tuska skompromitowała go jako człowieka. – Żeby nie zażądać od Putina, żeby rozpostarł namiot nad ciałem Lecha Kaczyńskiego, żeby nie było kompanii reprezentacyjnej Wojska Polskiego – taki premier nie zasługuje na mój szacunek – skwitował wzburzony poseł.
Artur Kowalski


źródło: www.naszdziennik.pl

Wywiad z Jarosławem Kaczyńskim o katastrofie pod Katyniem można przeczytać w Gazecie Polskiej, a jej fragmenty na http://www.niezalezna.pl/article/show/id/36553/articlePage/1
Zachęcamy do czytania systematycznego Gazety Polskiej.