Archiwa
Kategorie
|
Oto jeszcze jeden kwiatek, pokazujący jak w Polsce można manipulować wyborami. Nie tylko ruskie serwery zaangażowano, aby obalić reprezentujący polskie interesy rząd. Tekst ukazał się jakiś czas temu, ale postawione pytania są nadal aktualne, a pytający nie otrzymali do dzisiaj odpowiedzi.
Fundacja Konrada Adenauera należy do najważniejszych zagranicznych instytucji wpływu działających w Polsce. W minionych kilkunastu latach silnie oddziaływała na polskich polityków, przyczyniając się pośrednio do powstania III Rzeczypospolitej w jej obecnym półkolonialnym kształcie. Określenie to nie jest przesadą, jeśli wziąć pod uwagę kolosalne zaangażowanie niemieckiego kapitału w polskiej bankowości, w biznesie i mediach.
Fundacja Konrada Adenauera nie lubi jawności – najchętniej działa zakulisowo i w cieniu. Na stronie internetowej FKAhttp://www.kas.de/proj/home/home/48/8/index.html daremnie szukać wymaganych przez prawo informacji o jej władzach, personelu i Polakach współpracujących z tą instytucją. Nie ma też informacji, ile pieniędzy wydaje rocznie FKA , co właściwie finansuje i jakie są jej związki z prominentami polskiego życia publicznego. Jedyną informacją jest wykaz kilkunastu instytucji, które FKA nazywa swymi partnerami. Na ostatnim miejscu wymieniono Forum für Bürgerschaftliche Entwicklung in Warschau [http://www.for.org.pl ] Kliknąłem z ciekawości – i tu zaczyna się naprawdę interesujący trop. Spróbuję zabawić się w dziennikarza śledczego.
Forum für Bürgerschaftliche Entwicklung in Warschau pod polskim adresem internetowym nosi nazwę Forum Obywatelskiego Rozwoju. Stronahttp://www.for.org.pl podaje, że FOR rozpoczęło swoją działalność we wrześniu 2007 r. (a więc na miesiąc przed wyborami do Sejmu) i jest rzekomo instytucją niezależną (do tej sprawy wrócimy za chwilę). Niestety, nie ma żadnej informacji o włożonym kapitale i o jego pochodzeniu – poza zdaniem, że „jego wyłącznym fundatorem jest prof. L. Balcerowicz”. L. Balcerowicz jest też przewodniczącym pięciosobowej Rady, w której skład wchodzi m.in. były minister i bankowiec Tadeusz Syryjczyk oraz Jan Wejchert współwłaściciel TVN, człowiek najbogatszy z wszystkich ludzi polskich mediów. W Komitecie Programowym FOR znajdujemy nazwiska Wł. Bartoszewskiego, Andrzeja Olechowskiego, Marka Safjana, Andrzeja Zolla, Jacka Fedorowicza i wielu innych postaci o powszechnie znanej orientacji politycznej. Po przeczytaniu listy kilkudziesięciu nazwisk członków komitetu w deklarację niezależności i apolityczności Forum uwierzyć może tylko polityczny analfabeta.
Na swojej stronie głównej Forum chwali się, że „FOR przystąpiło do szerokiej koalicji organizacji pozarządowych, które wsparły kampanię społeczną: Zmień kraj. Idź na wybory. Na stronie FOR zostały umieszczone filmy wykorzystywane w kampanii. FOR prowadziło również sekretariat kampanii.” Okazuje się więc, że krótko przed wyborami 2007 r. Balcerowicz wyjął z kieszeni swoje własne pieniądze (nie korzystał oczywiście z niczyjego wsparcia) i rozpoczął niezależną, bezpartyjną i apolityczną kampanię „Zmień kraj. Idź na wybory”.
Informacje ogłoszone na stronie FOR są, o ile mi wiadomo, pierwszą tak obszerną informacją o gigantycznej wyborczej manipulacji, która przyniosła zwycięstwo Platformie Obywatelskiej. Znajduje się tam sensacyjny Raport o przebiegu kampanii i rekomendacje na przyszłość.(www.for.org.pl/pl/zmien-kraj). Raport informuje, że dla obalenia rządu Kaczyńskiego powołano – cytuję: „koalicję «21października.pl». Organizatorami koalicji byli: Forum Obywatelskiego Rozwoju – FOR, Fundacja im. Stefana Batorego, Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych Lewiatan, Stowarzyszenie Agencji Reklamowych, Związek Firm Public Relations, Instytut Spraw Publicznych, Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, Fundacja dla Wolności, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Stowarzyszenie Szkoła Liderów, Forum Inicjatyw pozarządowych, Fundacja Projekt: Polska oraz Parlament Studentów RP. W skład koalicji weszło również około 150 innych organizacji pozarządowych z całej Polski.
W ramach kampanii – pisze dalej omawiany Raport – przygotowano reklamy telewizyjne, radiowe i prasowe, które bezpłatnie emitowały największe stacje telewizyjne (Telewizja Polska, TVN, TVN 24, Polsat) i telewizje adresowane do młodzieży (MTV, Viva), rozgłośnie radiowe (Polskie Radio, Radio Zet, Radiostacja, RMF, TOK FM), dzienniki (m.in. Dziennik, Fakt, Gazeta Wyborcza, Przegląd Sportowy),tygodniki (Newsweek, Gala, Angora), dzienniki regionalne (Dziennik Wschodni, Echo Dnia,Gazeta Współczesna, Gazeta Lubuska, Gazeta Pomorska, Głos Szczeciński, Głos Koszaliński,Kurier Poranny, Nowa Trybuna Opolska, Nowiny) oraz portale internetowe (Wirtualna Polska,Gazeta.pl, Onet.pl, O2, ngo.pl). Kampanię wspierały również media lokalne. Całkowity koszt cennikowy reklam, które ukazały się w mediach wyniósł ponad trzy miliony zł. W pozyskiwaniu bezpłatnych emisji i publikacji bardzo pomogły firmy zrzeszone w PKPP Lewiatan, domy mediowe – Universal McCann i CR Media oraz członkowie Związku Pracodawców Prywatnych Mediów. W przygotowaniu strategii uczestniczyły firmy DDB, Satchi&Satchi oraz MillwardBrown SMG/KRC. Hasła kampanii oraz wszystkie kreacje bezpłatnie zaprojektowała agencja reklamowa PZL.”
Strategicznym celem koordynowanej przez FOR kampanii było maksymalne zwiększenie frekwencji w grupie młodych wyborców, ustalono bowiem, że „dwudziestolatkowie wykazują się największą akceptacją liberalizmu” i są grupą najsilniej popierającą Platformę. Na pozornie neutralne politycznie mobilizowanie młodych wyborców wydatkowano olbrzymie sumy. Manipulowano też zachowaniami członków organizacji społecznych, którzy często nie zdawali sobie sprawy, że uczestniczą w kampanii wyborczej PO. Raport o kampanii podaje:„poparcie dla działań koalicji zgłosiło prawie 300 instytucji non-profit, mediów lokalnych, portali internetowych, szkół, oraz innych instytucji i nieformalnych grup. Wiele z nich czynnie zachęcało do udziału w wyborach z wykorzystaniem materiałów kampanii (…) Dla potrzeb kampanii wydrukowane zostały plakaty oraz naklejki, które wraz instrukcją jak głosować poza miejscem zamieszkania zostały rozesłane do ponad 700 szkół w całej Polsce. Plakaty i naklejki kampanii były rozpowszechniane lokalnie przez uczniów szkół (…)
Strategię rzekomo apolitycznej kampanii profrekwencyjnej opracowano na podstawie badań prowadzonych przy Instytucie Nauk Politycznych PAN, które gwałtownie przyspieszono w 2007 roku dzięki środkom różnych instytucji – m.in. Fundacji Batorego, Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan, ale także dzięki pomocy z Niemiec (Wissenschaftszentrum Berlin für Sozialforschung).
Ogłoszony na stronie FOR raport zdradza, że elementem kampanii były także działania mające doprowadzić do wyłączenia lub zniechęcenia wyborców starszych wiekiem, wierzących i in. To właśnie w koalicji 21 października.pl, zrodził się haniebny pomysł ukrycia dowodu osobistego babci – raport stwierdza to wprost na s. 13: „Kampania koalicji 21października miała kilka odsłon: od 30 sekundowych filmów (Zmień kraj; Idź na wybory; parlament. Zrób to sam, Babcia) puszczanych zarówno w telewizji, jak i w internecie, poprzez reklamy prasowe i radiowe, aż po stronę internetową…
Wynik wyborów potwierdził założenia kampanii zaprojektowanej przez koalicję 21 października. W raporcie czytamy: „3 mln wyborców, którzy zagłosowali pod wpływem kampanii, pokrywają się prawie całkowicie z wielkością grupy docelowej kampanii.”
Strona Forum Obywatelskiego Rozwoju (a może raczej Forum für Bürgerschaftliche Entwicklung in Warschau?) ujawnia jeszcze jeden wstydliwy szczegół. Link do strony www.21pazdziernika.org.pl świadczy o tym, że brutalne „antykaczystowskie” hasła były produkowane centralnie w biurach koalicji i rozpowszechniane na cały kraj. Jeśli ktoś nie wierzy, może sprawdzić: Skończyliśmy kwakać ze wstydu przed całym światem, Wybory w Polsce, kraju kaczorów [http://www.21pazdziernika.org.pl/galeria_bannero… ]
[ http://www.21pazdziernika.org.pl/galeria_bannero… ]
Propagandziści ze sztabu Balcerowicza i Smolara, którym z pychy przewróciło się we łbie, mimowolnie zdradzili, czym były naprawdę wybory 21 października. Były medialnym zamachem stanu! Nie do wiary, ale sami tak to zdefiniowali (zob.http://www.21października.org.pl/galeria_bannerow.php?strona=3)
Rewelacje zawarte w „Raporcie o kampanii Zmień kraj. Idź na wybory” zmuszają do postawienia paru pytań. Myślę, że powinni się nimi zająć posłowie opozycji i przedstawiciele europejskich grup nadzorujących prawidłowy przebieg wyborów w krajach OSCE.
Po pierwsze – jakie konsekwencje prawne zostaną wyciągnięte w stosunku do organizatorów i wykonawców manipulatorskiej kampanii wyborczej koalicji 21 października?
Po drugie – kto i w jakim trybie dokona finansowego rozliczenia ukrytych wydatków na kampanię wyborczą 2007 roku?
Po trzecie – kto rozliczy organizacje pozarządowe – np. Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy – z wydatków i działań niezgodnych z ich statutem?
Po czwarte – jaka jest odpowiedzialność szkół za tolerowanie wykorzystywania niepełnoletnich w kampanii politycznej?
I wreszcie po piąte – czy Sejm zajmie się podejrzeniem zagranicznej ingerencji w przebieg procesu wyborczego w Polsce?
Nie chciałbym, aby ten artykuł był głosem wołającego na puszczy. Apeluję do wszystkich ludzi, którym zależy na przestrzeganiu w Polsce standardów demokracji, aby pomogli nagłośnić opisane w nim fakty.
Raport można ściągnąć zes stron:
http://www.fileshost.com/en/file/74696/Raport-o-…
http://www.sendspace.pl/file/3suPhHXy/
http://rapidshare.com/files/173297876/Raport_o_K…
Rekonstrukcja rządu stała się faktem. Zdaniem senatora Wojciecha Skurkiewicza „ze zmianą na stanowisku Ministra Środowiska wiąże się jedno olbrzymie zagrożenie. Jestem przekonany, że ta zmiana znacząco wpłynie na kondycję i przyszłość Lasów Państwowych. Osoba wiceministra finansów w resorcie środowiska nie wróży niczego dobrego. Minister Grabowski, który przez ostatnie lata odpowiadał za system podatkowy naszego kraju zapewne nie będzie miał najmniejszych skrupułów, aby wydrenować Lasy Państwowe z pieniędzy. Mam nieodparte wrażenie, że jego głównym celem nie będą łupki ale skok na kasę Lasów Państwowych. ” Całość wpisu czytaj na http://skurkiewicz.blox.pl/html
Kopulacja z inscenizacją tak jak flaga narodowa w psiej kupie …. sztuką nie jest.
Protest w Narodowym Teatrze Starym w Krakowie podczas spektaklu: „Do Damaszku” według Augusta Strindberga w reżyserii Jana Klaty dyrektora tego Teatru był pierwszym tak mocno wyrażonym sprzeciwem wobec prostackiego wulgaryzowania teatru.
Artyści poprzez sztukę są kreatorami sensu. Poszukują Go, odnajdują lub …… wskazują gdzie szukać.
Poszukiwania i innowacje nie mogą być zastąpione przez wygłup i banalne szokowanie, poprzez prostackie sceny i dialogi.
Ruchy frykcyjne (choćby udawane), kopulowanie krzesła i inscenizacji w każdej sytuacji … permanentnie eksponowane na scenie lub słowa „idź w ch…j.” nie niosą żadnej informacji, żadnej pozytywnej inspiracji, żadnego intelektualnego wzmocnienia oprócz chamstwa i prymitywnego wulgaryzmu,. bezczelnego drwienia z Teatru, Sztuki i Widzów.
Jakiego poglądu ?. jakiej wartości humanistycznej można się z tego nauczyć ?
Nie da się tego obronić.
Artyści jeżeli są producentami i akwizytorami bezsensu, kiczu, prostactwa i chamstwa, artyści którzy wciągają w to młodych – szukających sensu – ludzi nie zasługują na Scenę Teatru Narodowego.
W bardzo wielu sprawach i poglądach nie zgadzam się z Kazimierzem Kutzem jednak oceniając tę sytuację przyznaję Mu, że zachował umiar i rozsądek mówiąc:
„- Trzeba pamiętać, że Kraków jest miejscem szczególnym, o bardzo utrwalonych tradycjach nie tylko robienia teatru, ale chodzenia do niego. Teatr Stary wywindował się przecież na teatr narodowy i to jest druga scena w Polsce, która ma ten status. To zasługa wielkich dyrektorów, reżyserów i aktorów. Ludzie byli przyzwyczajeni do głęboko przetrawionej sztuki, do teatru repertuarowego, który oparty jest na literaturze. Tyle że kiedy wszedł tam Klata, który jest awangardowym reżyserem, nastąpiła kasacja klasycznej formuły, a za próg zostali odstawieni prawdziwi zwolennicy tej wspaniałej sceny – komentuje Kazimierz Kutz. Jak zauważa, forma protestu, jaki miał miejsce w krakowskim Starym Teatrze, jest normalna i całkowicie dopuszczalna.
– Nasz teatr idzie dokładnie w tym kierunku i wszystkie sceny zostały przejęty przez pokolenie, któremu blisko jest do stylu Klaty. Klasyczny teatr ulega demolce, bo nie mieści się w gustach współczesnych, młodych reżyserów. Jest też tak, że teatr repertuarowy oparty na literaturze zawsze wymagał większego wysiłku i kosztów – dodaje.”
W Krakowie parę lat temu na ul. Floriańskiej stała grupa ładnie wyglądających zbirów i zachęcała do gry w trzy kubki i kulkę gąbkową. Zawsze otaczał ich wianuszek ludzi ( duża frekwencja ! ) nie tylko z tej bandy ale zwykłych przechodniów, przyjeżdżających na zakupy i często mających przy sobie pokaźną gotówkę.
Gra polegała na tym żeby wskazać pod którym kubkiem ukryta jest gąbkowa kulka.
Oczywiście zręczny operator ukrywał kulkę i na wszelki wypadek nie było jej pod żadnym kubkiem. Wspierająca żonglera ferajna niby pod nieuwagę obsługującego kubki podnosiła dwa z nich pokazując, że pod nimi nie ma kulki. Grający przechodzień pewny, ze ma sojuszników obstawiał trzeci kubek często wszystkimi posiadanymi przy sobie pieniędzmi przywiezionymi na zakupy. Rzecz w tym że pod trzecim kubkiem też nie było kulki.
Artyści tak też zrobili z sensem. Ferajna zagaduje, wskazuje że tam i ówdzie go nie ma, więc sugeruje ze musi być właśnie tu !
A Tu, na scenie Narodowego Teatru Starego w Krakowie na przestawieniu „Do Damaszku” 14 listopada 2013 r. ……. też go nie było !
Nie wystarczy subwencjonować artystów z publicznych pieniędzy gdyż Ci niefrasobliwi rozbisurmanieni, zmanierowani przerobią każdy grosz degradując Teatr, Publiczność i Sztukę.
Uczestnictwo w Teatrze Narodowym wymaga od artystów odpowiedniej formacji nie tylko warsztatowej ale intelektualnej i moralnej poprzez samokontrolę i autokrytycyzm a jeżeli to zawodzi powinno być egzekwowane poprzez stosowne zachowanie publiczności i społeczeństwa.
Teatr w wielu momentach naszych dziejów przejmował kontrolę nad umysłami zwłaszcza młodych i bogacił ich intelekt a dzisiaj może kreować zbyt często deformacje intelektualne i zwyczajowe.
Brak reakcji publiczności i społeczeństwa groziłby eutanazją Kultury Narodowej przez zaniechanie.
Dla Społeczeństwa przydatność rynkowa prostackiego spektaklu Klaty jest tak samo nie trafiona jak gra w trzy kubki i kulkę.
Niby obrót i frekwencja jest, a straty społeczne duże.
Zastanawia, że stan profesorski w znacznej części od dłuższego czasu nie zabiera głosu w istotnych sprawach życia publicznego w naszym kraju a to Profesorowie są szczególnie powołani do troski o Kulturę Narodową i Dobro Narodowe.
Dziennikarze w przemożnej rzeszy oszołomieni nowymi czasami z dziennikarstwa informacyjnego przeszli jawnie na uprawianie dziennikarstwa propagandowego więc nie dziwi, że nie zauważyli wulgarnego spektaklu Klaty.
Pracą i wysiłkiem wielu, artyści wypracowali w Polsce teatr o „głęboko przetrawionej sztuce opartej na literaturze” uzyskali przez to w kraju władzę wręcz kapłańską i co …. i teraz kopulują na scenie z rekwizytami inscenizacji ?
Kontrast, deformacja czy zwykłe prostactwo ?
Do czego to może inspirować ?… Do kopulowania latarni ulicznych, ławek w parku, powtarzania przy głośniku ruchów frykcyjnych na imprezach przez pogubioną młodzież? …
Teatr Narodowy ma spełniać jednak inne funkcje niż nocny lokal „dla dorosłych”.
Brakuje Klapie wrażliwości stosownej do czasu i miejsca – Teatru Narodowego w Krakowie.
Artysta, reżyser, a przede wszystkim dyrektor Teatru Narodowego powinien wysłuchać mądrze zademonstrowanego i uargumentowanego protestu, a Klacie zabrakło empatii i jedynie stać go było na wypowiedzenie: „Wynoście się stąd!”.
Tym bardziej powinien wysłuchać ponieważ protestowali znani ludzie z ogromnym dorobkiem artystycznym, zawodowym i społecznym obdarzeni powszechnym szacunkiem za działalność na rzecz dobra publicznego.
Stanisław Markowski wykładowca w Krakowskiej Szkole Teatralnej, twórca muzyki do oficjalnego hymnu „Solidarności” – „Solidarni”, członek Rady Programowej Radia Kraków, artysta, fotografik, dokumentalista, członek Zarządu „Centrum Dokumentacji Czynu Niepodległościowego”, autor fotografii „Polska Pieta”, wieloletni współpracownik Teatru Starego mający jeszcze wiele innych zasług, powszechnie szanowany i uznawany w jasnym oświadczeniu informował aktorów i pana Klatę, dlaczego podjęty został protest.
„Wynoście się stąd” wypowiedziane do Stanisława Markowskiego i protestujących jest tak samo niestosowne jak permanentnie powtarzająca się kopulacja rekwizytów inscenizacji na scenie.
Być może Klata zamknął się w klatce doznaniowej i poznawczej, w klatce w której wszystko kopuluje ze wszystkim.
Awangardą nie jest pic, wulgarny kicz i prostactwo.
Wydukane butnie: „Wynoście się stąd” tym bardziej dziwi, bo przecież Klata wiedział o przygotowanym proteście i prawie znał wszystkie istotne szczegóły, gdyż informował o tym redaktor Dziennika Polskiego.
W geście ”Wynoście się stąd” Klata prezentuje się jako biurokrata, rygorysta, a całkowicie zagubił się Klata artysta.
Tak wybrał.
A może zamiast wyganiać publiczność Klata sam powinien się wynieść z Narodowego Teatru Starego w Krakowie, bo tak myśli i tego oczekuje wielu.
Trzy kubki i gąbkowa kulka, która ginie jak sens u Klaty !
Klapa panie Klata, klapa !
Jan Stanisław Kosiorowski
Las Strojecki pod Praszką jest szczególnym miejscem w historii tego miasta. Tu w 1882 r. zginął od postrzału podczas polowania hrabia Stanisław Jan Potocki. Upamiętnia to obelisk i tablica, zamontowana przez władze gminy w 2009 r.
Po katastrofie smoleńskiej 10 kwietnia 2010 r. kilkanaście metrów za obeliskiem pojawił się drugi pomnik. Jak podaje portal nto.pl, jego autor to mieszkający pod lasem Bogdan B., pseudonim Generał, w rzeczywistości major w stanie spoczynku.Mężczyzna przybił do starego dębu, mającego trzy pnie – godło Polski, dwa krzyże, fragment brzozy, tabliczki z napisami i zdjęcia pięciorga z 96 ofiar katastrofy samolotu, który rozbił się w Smoleńsku.
Na zdjęciach są: prezydent Lech Kaczyński, jego żona Maria, ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, pilot Arkadiusz Protasiuk oraz generał Kazimierz Gilarski, dowódca Garnizonu Warszawa.
Nadleśnictwo Wieluń, do którego należy las, zawiadomiło prokuraturę, by ta sprawdziła, czy nie doszło do znieważenia symboli państwowych zamontowanych na drzewach. Ten wątek prokuratura umorzyła. Wszczęto natomiast dochodzenie w sprawie zniszczenia mienia. Ostatecznie sąd oszacował straty leśnictwa na 950 zł. Razem z grzywną ikosztami sądowymi Bogdan B. musi zapłacić 1600 zł.
– Chciałem upamiętnić dla przyszłych pokoleń dwie ogromne polskie tragedie. Tą leśną ścieżką wielu mieszkańców całej gminy chodzi na spacery i biega – mówi Bogdan B. – Nie jestem nawiedzony, nie uważam, że w Smoleńsku doszło do zamachu, tylko do katastrofy lotniczej. Lotnisko było polowe, widoczność żadna, samolot zszedł za nisko i rozbił się. Pomnikiem chciałem tylko przypomnieć, że w tym miejscu wydarzyły się dwa wielkie nieszczęścia narodu polskiego – mówi autor.
Od Redakcji:
Widać niektórym nadleśniczym władza tak mocno uderzyła do głowy, że wypchnęła rozum i pozostał im tylko czerep rubaszny.
Lasy Państwowe to przecież bardzo poważna instytucja państwowa obejmująca swoim działaniem 1/3 terytorium naszego kraju, zatrudniająca 26 tys. pracowników, nie wymieniając ilości różnych ludzi pracujących dla i na rzecz leśnictwa, które daje wokół tak dużo miejsc pracy głównie w obszarach wiejskich, ale nie tylko.
Jak w każdej organizacji na jej czele stoi kierownictwo wyznaczające cele, zadania i realizujące je w imię naszej tożsamości narodowej, zawodowej, przyczyniając się do rozwoju naszej ojczyzny.
Jednak XXI wiek i czasy w których przyszło nam żyć i pracować niosą wiele różnych dziwnych dążeń, pragnień, oczekiwań często mijających się z kompetencjami, umiejętnościami, dojrzałością życiową i zawodową.
Coraz więcej młodych leśników „chce tu i teraz, zaraz i od razu” nie patrząc na nic, czyli po trupach i do celu.
Nie mając często dobrego praktycznego przygotowania do zawodu, doświadczenia, nie mówiąc już o ciężkiej pracy twórczej, żądają stanowisk, pieniędzy, sławy.
Jednym z ich sposobów na życie jest między innymi chęć stworzenia jakiś dziwnych związków zawodowych na terenie gdzie ich nigdy nie było – po co i dlaczego?.
Być może oczekują szybkich awansów, pieniędzy, a może chcą w ten sposób szantażować swoich pracodawców w imię burzenia wszystkiego aby dojść do celu. Być może w ten sposób i w ich mniemaniu poczują się bardziej dowartościowani, ważni, wpływowi?.
Ale przecież to nie jest tak? Są po prostu manipulowani przez innych tzw „drobnych nieliczących się cwaniaczków” niespełnionych, mających wysokie mniemanie o sobie, mających parcie na władzę, nie reprezentujących sobą nic, dążących za wszelką cenę do „władzy”, stanowisk, kasy.
Na ich czele zapewne stoi ktoś – jakiś mały człowieczek, niespełniony, butny, beznadziejny, małostkowy, człowiek, który niczym w tej trudnej pracy nie wykazał się, nic nie osiągnął a wręcz przeciwnie swoją postawą pokazał jak nie należy pracować, postępować, żyć, po prostu żałosny koleś, który kiedyś pracował również w DGLP w Warszawie. I to jest w tym wszystkim najbardziej żałosne i smutne. Żałosne jest również to, że takim ludziom daje się „doktoraty” z leśnictwa.
A najbardziej wielu boli, że trafił on tak wysoko i reprezentował brać leśną przez jakiś czas – dobrze ,że tak bardzo krótko?.
Reasumując ten krótki tekst należy zaapelować do wszystkich tych decydentów, którzy mają realny wpływ teraz i w przyszłości o to, żeby w środowisku leśnym nastąpił czas opamiętania się, o zdrowy rozsądek, wykazanie się odwagą, budowaniem bardzo dobrych kadr leśnych na przyszłość, nieuwikłanych w żadne układy towarzysko- kolesiosko- polityczne, o szukanie ludzi bezinteresownych, kochających ten zawód i chcących ciężko pracować na rzecz i dla dobra LP.
Kiedy czyta się artykuł Stanisława Michalkiewicza „Państwo jako nowotwór złośliwy” opublikowany w Naszym Dzienniku, nie sposób opisane sytuacje z dalekich krajów nie odnieść do naszej codzienności w Lasach Państwowych.
Dobiegają końca prace nad prowizorium planu finansowo – gospodarczego na 2014 rok i jak co roku następuje apogeum cięć kosztów. Jeszcze niedawno mówiliśmy o nadmiernych zapasach finansowych w funduszu leśnym sięgającym, jak charakteryzował to miłościwie nam panujący minister finansów, rzędu 4 mld zł. A dziś tnie się nakłady na ochronę lasu czy udostępnianie lasu. Czyżbyśmy w ciągu trzech lat przejedli tak olbrzymią kasę. Wprawdzie Dyrekcja Generalna zafundowała sobie „inteligentny budynek” za kwotę sięgającą z wyposażeniem pewnie 100 mln zł, odkładaliśmy kasę na kupno wyciągu na Kasprowy Wierch, ale to i tak nie kosztowało 4 mld zł. Na co więc gromadzimy pieniądze, skoro zaciskanie pasa w przyszłym roku spowoduje w niektórych nadleśnictwach odruch wymiotny?
Nasi nadleśniczowie tak przyzwyczaili się do wygodnego życia, że nawet do głowy im nie przychodzi protestować i przypominać swoim zwierzchnikom, że to oni w konsekwencji odpowiadają za stan lasu, nie dyrektorzy regionalni czy generalny. No, ale skoro podleśniczych nie są w stanie sami zatrudnić i czekają na wskazówki dyrektorów regionalnych, to cóż dziwić się, że nie są w stanie wyobrazić sobie skutków niedoinwestowania w ochronę lasu. Swoją drogą, patrząc na nakłady organizacyjne przy naborze, to najważniejszym stanowiskiem w Lasach Państwowych jest stanowisko podleśniczego, skoro nie organizuje się konkursów na stanowiska dyrektorskie, na stanowiska nadleśniczych, a powszechnie organizowane sa castingi na podleśniczego. I jak to w castingach bywa, ku „zaskoczeniu” obserwatorów, absolwent technikum rolniczego pokonuje abiturientów wydziałów leśnych państwowych wyższych uczelni w Warszawie, Krakowie czy Poznaniu, nie licząc inżynierów leśnictwa innych uczelni. Wyboru dokonują chyba zwolennicy kandydatów poprzez głosowanie SMS-owe, bo nie wierzymy w tak ordynarne pomyłki profesjonalnych komisji konkursowych. Ma rację Stanisław Michalkiewicz pisząc „Dlatego też prawdziwa reforma współczesnych państw powinna zmierzać w kierunku przywrócenia obywatelom władzy nad bogactwem, jakie swoją pracą wytwarzają i z jakiej zostali podstępnie wyzuci przez Umiłowanych Przywódców. Trudno oczekiwać, że właśnie oni to zrobią, skoro z tego rabunku przecież żyją, więc obawiam się, że obywatele będą musieli wydrzeć im tę władzę własnymi rękami.”
„Dosłownie za pięć dwunasta, to znaczy w przeddzień osiągnięcia przez Stany Zjednoczone dopuszczalnego limitu zadłużenia państwa, ustalonego na poziomie 16,7 biliona dolarów, senatorowie przegłosowali uzgodniony między Demokratami i Republikanami kompromis. Polega on na tym, że dopuszczalny limit zadłużenia państwa został podwyższony do 7 lutego przyszłego roku, a kryteria przyznawania dotacji budżetowych do wprowadzonego przez prezydenta Obamę powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego mają zostać zaostrzone.
Co to znaczy – dokładnie nie wiadomo, podobnie jak w momencie, gdy piszę ten felieton nie wiadomo jeszcze, czy republikańska większość w Izbie Reprezentantów ten kompromis poprze. Ale tak czy owak, sytuacja ta pokazuje, że socjalizm potrafi wykończyć nawet najbogatszy kraj na świecie.
Socjalizm bowiem polega m.in. na tym, że Umiłowani Przywódcy, pod pretekstem otaczania obywateli różnymi formami opieki, odbierają im coraz większą część bogactwa, jaką ci wytwarzają swoją pracą.
Ponieważ w miarę rozszerzania form tej „opieki” rośnie armia pasożytujących na współobywatelach „opiekunów”, którzy przecież byle czego nie zjedzą, podatki, mimo że nieustannie rosną, przestają wystarczać i coraz ważniejszym sposobem bilansowania wydatków państwowych staje się powiększanie długu publicznego, to znaczy – przerzucanie kosztów na przyszłe pokolenia.
Gdyby tak robił ojciec rodziny, to znaczy – gdyby przejadał i przepijał majątek swoich dzieci, byłby uznany za łajdaka i bojkotowany przez wszystkich przyzwoitych ludzi. Tymczasem Umiłowani Przywódcy z pomocą skorumpowanych intelektualistów, konfidentów i łajdaków, a niekiedy również wariatów w sensie medycznym, którzy decydują o kształcie państwowej edukacji, przekazie medialnym i przemyśle rozrywkowym, duraczą całe pokolenia obywateli, którzy nie tylko pozwalają im się rabować, ale w dodatku uważają ten rabunek za swój radosny przywilej.
W ten sposób współczesne państwo opiekuńcze, a zwłaszcza tworząca aparat państwowy pasożytnicza klasa próżniacza, staje się coraz większym problemem dla narodowej gospodarki, rodzajem złośliwego nowotworu, który wysysa z gospodarki wszystkie siły żywotne, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Pół biedy, gdy tylko wysysa, chociaż i to musi doprowadzić do dramatycznych konsekwencji.
Gorzej, gdy pasożytnicza klasa próżniacza, która w gruncie rzeczy nie potrafi nic innego, jak tylko wyszukiwać sobie synekury, a więc dobrze płatne posady bez jakiejkolwiek odpowiedzialności, uzurpuje sobie prawo zarządzania narodową gospodarką.
Prowadzi to do sytuacji głęboko patologicznej, gdy kto inny podejmuje decyzje, a kto inny ponosi ich ekonomiczne konsekwencje.
Skutki nie dają na siebie długo czekać; konieczność korumpowania obywateli ochłapami bogactwa uprzednio im zrabowanego, by w ten sposób zyskiwać popularność i wygrywać kolejne wybory, powoduje, że nie tylko zwiększają się rozmiary rabunku obywatelskich dochodów, ale również dług publiczny obciążający następne pokolenia.
Kreatywna księgowość zalecana przez kierownictwo Eurokołchozu i praktykowana w naszym nieszczęśliwym kraju przez sprytnego ministra Rostowskiego pozwala tylko do czasu ukrywać prawdę przed obywatelami, ale prędzej czy później da ona o sobie znać – jak to się stało w przypadku USA.
Dlatego też prawdziwa reforma współczesnych państw powinna zmierzać w kierunku przywrócenia obywatelom władzy nad bogactwem, jakie swoją pracą wytwarzają i z jakiej zostali podstępnie wyzuci przez Umiłowanych Przywódców. Trudno oczekiwać, że właśnie oni to zrobią, skoro z tego rabunku przecież żyją, więc obawiam się, że obywatele będą musieli wydrzeć im tę władzę własnymi rękami.”
Stanisław Michalkiewicz
źródło: Nasz Dziennik
Jak skolonizowano Węgry i inne kraje.
Z Istvánem Vargą, węgierskim przedsiębiorcą i ekonomistą, członkiem Rady Nadzorczej Węgierskiego Banku Narodowego, rozmawia Beata Falkowska
Beata Falkowska – Stawia Pan tezę, że Węgry zostały jakoś wytypowane przez instytucje unijne i Międzynarodowy Fundusz Walutowy jako przedmiot pewnego eksperymentu. Na czym miałby on polegać?
Istvan Varga – Na przełomie 2008 i 2009 roku sztucznie wywołano wrażenie kryzysu długu publicznego Węgier. Na Węgrzech faktycznie nie było wówczas żadnych dramatycznych problemów finansowych. Kiedy władze odpowiedzialne za obsługę długu publicznego wstrzymały jedną aukcję obligacji skarbowych, media podniosły wielki krzyk: nie będzie się już więcej sprzedawać na rynku węgierskich obligacji. Wówczas Komisja Europejska i Międzynarodowy Fundusz Walutowy zaproponowały władzom w Budapeszcie wzięcie kredytu na 20 mld euro, wierzycielem były KE i MFW.
Pieniądze przekazane Węgrom pochodziły z kredytu zaciągniętego przez Europejski Bank Centralny na rynku finansowym. Środki z tej transzy pomocy trafiły jako wsparcie dla banków na Węgrzech, które zapewne niejednokrotnie były filiami placówek, które udzieliły kredytu EBC. Powstał zamknięty obieg.
Jaki był cel tego posunięcia Komisji Europejskiej i Międzynarodowego Funduszu Walutowego, które powtórzono potem m.in. w Portugalii i Grecji?
Duże banki europejskie były przeciążone ogromnymi długami przejętymi z rynku parabanków, następnie otrzymywały pomoc od rządów, polegającą w istocie na przenoszeniu pieniędzy z jednej kieszeni do drugiej. Ale kredyt zaciągnięty przez rząd Węgier, obciążony wieloma prowizjami pośredników, spłacać mieli obywatele, a na jego zabezpieczenie zastawiono prawie cały majątek państwowy.
Węgrzy płacą zatem za bezpieczeństwo międzynarodowych banków?
– Zmiany systemu w państwach Europy Środkowo-Wschodniej dały wielkie możliwości funduszom spekulacyjnym, nie tylko na Węgrzech. Parabanki, fundusze hedgingowe, firmy inwestujące na rynku długów w dolarach i euro wytworzyły ogromne wzajemne zobowiązania. To pieniądz syntetyczny, jak żetony w kasynie.
Na przykład sam wolumen instrumentów CDS (przenoszenia ryzyka kredytowego) jest większy niż roczny PKB całego świata, a wszystkie instrumenty pochodne mają wartość światowego PKB w ciągu 10-15 lat. Instytucje rynku inwestycji mogą wymieniać środki finansowe dowolnie z korzyścią lub stratą. Są zainteresowane tylko własnym zyskiem, przeniesionym do rzeczywistej gospodarki. To jest wymiana żetonów na prawdziwe pieniądze. Systemy finansowe byłych państw socjalistycznych zostały stopniowo zmarginalizowane: forint, złoty, korona itd.
Pieniądze banków emisyjnych i przepływy kapitałowe zostały skierowane do ich syntetycznych pieniędzy. Za te pieniądze wykupili majątek, obligacje, ziemię i jeszcze te państwa zadłużyli. W ten sposób pozbyliśmy się własnych aktywów, a nasze długi pomogły spekulantom wejść do prawdziwej gospodarki z prawdziwymi pieniędzmi.
Polityka finansowa UE jest poza kontrolą i znajduje się pod wpływem globalnych funduszy i systemów bankowych z rajów podatkowych?
– Traktat o Unii Europejskiej szczegółowo reguluje działanie banków centralnych – system monetarny jest niezależny od rządów i instytucji unijnych, a wszelki wpływ z ich strony jest zakazany. Bez wątpienia system finansowy, a raczej siły, które nim kierują, funkcjonuje ponad władzami narodowymi i unijnymi. Jednocześnie rządy sprawują pewien nadzór nad bankami, ale bardzo słabą ręką.
UE chce teraz tę słabą kontrolę zmienić w ten sposób, że zadanie to powierzy się Europejskiemu Bankowi Centralnemu, który jest niezależny od rządów. Jest to pierwszy krok do centralizacji, którą nazywa się też unią bankową. To oznacza, że w przyszłości europejski system bankowy będzie się sam regulował i kontrolował, a obywatele nie będą mieli na to żadnego wpływu. Z drugiej strony te banki do tego stopnia są połączone z parabankami i inwestorami z rajów podatkowych, że ich aktywa bardziej służą spekulacji niż gospodarce.
Oczywiście są one zależne od rozgrywek na tak zwanych rynkach finansowych – znowu tu pasuje analogia kasyna – same będąc największymi graczami. Na przykład, rząd brytyjski uzyskał 13 października 2008 roku zezwolenie komisarza ds. konkurencji, by wydać 22 mld euro na wykup strat spekulacyjnych Królewskiego Banku Szkocji przez podwyższenie jego kapitału, ponieważ te straty stały się problemem dla państwa. Kilka miesięcy później stwierdzono cały szereg dalszych strat, tak że pod koniec 2009 roku doszło do ich przejęcia przez rząd na sumę 309 mld euro, ponadto musiało nastąpić podwyższenie kapitału o 29 mld euro, o co złożono wniosek i na co uzyskano zgodę. W ten sposób każdy Brytyjczyk wziął kredyt na 6 tys. euro, przy czym nie dostał żadnych pieniędzy, nie prosił też o nie. A to był tylko jeden bank.
Wielka Brytania wydała na ratowanie banków 873,3 mld euro, to jest 14,4 tys. euro na głowę. Ten pakiet został sfabrykowany przez spółki z rajów podatkowych. Gdy w Europie wprowadzono swobodny przepływ kapitału, to oznacza to także swobodny przepływ kapitału ujemnego, w tym długu. Do końca 2012 roku rządy przejęły 5 bln 86 mld euro długów europejskich banków, które przeważnie przyszły ze świata globalnej spekulacji syntetycznym pieniądzem.
Węgry są wyjątkowo atakowane i karane przez unijne instytucje i MFW.
– W Unii Europejskiej nic nie dzieje się przypadkowo. Raz jeden kraj, a raz inny staje się celem prasy. Jedna przyczyna jest dobrze znana – spekulanci zamawiają obrazy smutne albo radosne, tak żeby mieć dobrą pozycję do przyszłych transakcji. Media i politycy nigdy nie wiedzą, że są czyjąś piłką w grze. Pamiętajmy, że gdy dochodzi do finansowych zawirowań, bankructwo tego kasyna, jakim dziś jest system finansowy państw Europy, puka do drzwi. Zawsze łatwiej jest przerzucić punkt ciężkości na politykę, znaleźć temat zastępczy lub chłopca do bicia.
Przykład – przewodniczący Komisji Europejskiej José Manuel Barroso we wrześniu 2012 roku opisał kamienie milowe drogi do Stanów Zjednoczonych Europy. Jako punkt wyjścia motywujący do centralizacji Barroso wysuwa kryzys finansowy, polityczny, społeczny, zaufania i kilka innego rodzaju.
Zapomniał jednak dodać, że do tej sytuacji doszło podczas sprawowania przez niego kierownictwa, ale wcale go to nie zmotywowało do rezygnacji, lecz zachęciło, by doprowadzić do jeszcze większej monetarnej centralizacji, z finałem w postaci zatwierdzania budżetów krajowych przez Brukselę.
Węgry są dziś skolonizowane przez zagraniczny kapitał?
– Kolonizacja Węgier jest bardziej intensywna niż innych państw Europy Środkowo-Wschodniej. Poprzednie rządy sprzedały w obce ręce wszystkie strategiczne branże przemysłu, usługi komunalne, sektor energetyczny, instytucje finansowe, poza tym zagraniczny kapitał przejął przeważającą większość małego handlu, sieci domów handlowych, mediów i telekomunikacji – wszystko, co w naszym życiu odgrywa jakąś rolę.
Węgry jeszcze nigdy w swojej historii nie były do tego stopnia zdane na innych jak teraz. Na przykład nasz kraj wyróżnia się warunkami dla rolnictwa wysokiej jakości. Tymczasem przemysł spożywczy został wyprzedany obcokrajowcom, a następnie rozmontowany. Dzisiaj importujemy wszystko, co moglibyśmy sami wytwarzać w najwyższej jakości i taniej. Na Węgrzech zlikwidowano fabryki wytwarzające ze zboża paszę dla zwierząt, teraz importujemy soję z Ameryki, żeby nią karmić zwierzęta. To leży w interesie zagranicznych firm handlowych, a my hodujemy zaledwie połowę albo jedną trzecią zwierząt w porównaniu z poprzednimi latami. Produkowane u nas rośliny oleiste są bardzo tanio eksportowane do dalekich krajów. Wyprzedaliśmy nawet sieć kolejowego transportu towarowego, wagony itd., barki towarowe – wszystko w obce ręce. Wszystko zależy od zagranicznego kapitału.
W systemie pieniężnym banki-córki banków zagranicznych utrzymywały wysokie stopy procentowe we wzajemnych rozliczeniach międzybankowych, obligacje rządowe przynosiły wielkie zyski, a węgierska gospodarka była finansowo niewydolna. Zatem kredyty bankowe zaczęły być wyliczane w oparciu o franka szwajcarskiego. Ten rodzaj kredytów rozpowszechniano z ogromną energią. Po czym frank zdrożał o 50 proc. i setki tysięcy Węgrów zostało doprowadzonych do ruiny, tysiące zostało wyrzuconych ze swoich mieszkań. To jest prawdziwa kolonizacja – nie ma na to lepszego słowa.
Czy działania rządu Orbána mogą skutecznie odwrócić trend kolonizacji?
– Napięcie w społeczeństwie jest wysokie. Rząd Orbána próbuje wiele naprawić, ale nie wiadomo, czy te działania będą wystarczające. Polityka pieniężna banku centralnego znacznie się poprawiła – nie podąża już za stopami rozliczeń międzybankowych, ale redukuje stopę podstawową. Pojawiły się tanie kredyty, jakich nie było u nas od 20 lat. Rząd próbuje odkupić monopolistyczne przedsiębiorstwa komunalne, także firmy z branży energetycznej, co pozwoli zmniejszyć koszty ich usług. Rząd szuka rozwiązania, jak przekonwertować dewizowe stopy procentowe na forinty. To jest proste, bo wszystkie zagraniczne kredyty są w pewnych punktach niemalże nielegalne, działające na granicy prawa. Można się tu spodziewać wielkiej wojny. Obce banki bardzo niechętnie przyznają, że działają, opierając się na kruczkach prawnych, ale nacisk społeczny wzrasta, dochodzi do demonstracji. Rząd Orbána ma poparcie narodu.
Węgrzy, podobnie jak Polacy, na własnej skórze przekonali się, że kapitał jednak ma narodowość i obywatelstwo.
– W należącym do zagranicy przemyśle Węgrzy są tylko pracobiorcami za niską płacę. Wytwarzany PKB opuszcza kraj, a dochód narodowy spada. Trzeba zauważyć, że kiedy ktoś pracuje dla obcego kapitału, to jego praca nie przynosi korzyści ani jemu, ani krajowi, ponieważ pozostaje tu tylko pensja i związane z nią koszty. I to nie zawsze, gdyż podatek od dochodów kapitałowych jest mniejszy od udzielonego wsparcia. Pomoc unijna idzie na autostrady, stadiony, przedsiębiorstwa budowlane, które są również zdominowane przez zagraniczne podmioty z niewielkim udziałem miejscowej siły roboczej. Można tylko mieć nadzieję, że powoli kredyty zostaną spłacone, a miejscowe firmy otrzymają zamówienia i kontrakty, żeby odbudować rynek wewnętrzny.
Globalny system finansowy to broń przeciwko naturalnym wspólnotom jak rodzina i naród?
– Międzynarodowy system finansowy zachowuje się jak narkoman. Łatwo osiąga zadowolenie, ale jednocześnie jego biologiczna, kulturowa i duchowa egzystencja ulega zniszczeniu. Upraszczając, można powiedzieć, że polityka euroatlantycka jest oparta na władzy kapitału. To zaś oznacza, że w niewielu rękach znajduje się zcentralizowana władza podejmowania decyzji gospodarczych, a rzesze ludzi są z kapitału wyzute. Tę polaryzację można łatwo zaobserwować. Tam, gdzie władza ma charakter polityczny, kapitał jest rozproszony w społeczeństwie, jest większa aktywność i społeczeństwo znajdujące się pod władzą kapitału przegrywa w takiej konkurencji ze zdrowym społeczeństwem. Obecnie obserwujemy, że siła USA słabnie, a były Trzeci Świat nabiera znaczenia. Niektórzy ekonomiści w centrum swoich teorii stawiają harmonię pomiędzy różnymi sferami ludzkiej aktywności. Brak poszanowania dla ludzkich potrzeb, dla odmienności regionalnych, musi prowadzić do katastrofy.
Dziękuję za rozmowę.
Beata Falkowska
Sobota, 28 września 2013
Źródło: Klub Inteligencji Polskiej
Platforma nomenklatury – 5 typowych obrazków
Kiedy demokracja staje się fasadowa? Kiedy zaczyna być karykaturą swoich idei?
Ano wtedy gdy w jakimś państwie mamy do czynienia z jednoczesnym wystąpieniem trzech zjawisk: zdominowaniem mediów przez jedną grupę wpływu, ukierunkowaniem służb specjalnych na kontrolowanie własnego społeczeństwa oraz z praktycznym funkcjonowaniem zjawiska tzw „nomenklatury” czyli zablokowania dostępu zwykłych obywateli do coraz większej liczby stanowisk i miejsc pracy w kraju. Te stanowiska i pieniądze zarezerwowane są wtedy tylko dla ludzi powiązanych z partią lub układem rządzącym.
W Trzeciej Rzeczpospolitej mamy dziś do czynienia ze wszystkimi tymi patologiami naraz. W czasie rządów Donalda Tuska Polska została opleciona gęstą siecią nieformalnych układów i powiązań, praktyka otwierania dostępu do coraz większej liczby posad i stanowisk tylko dla ludzi rodzinnie, biznesowo lub organizacyjnie powiązanych z PO i PSL sprawiła, że przeciętny Polak może dziś co najwyżej pomarzyć o zarabianiu w urzędach, biznesach i spółkach powiązanych z budżetem państwa.
Władza traktuje budżet państwa jak swój partyjny rezerwuar i posługuje się nim do kupowania sobie bezwzględnie podporządkowanych zwolenników.
PO uczyniła sobie więc z państwowego budżetu dojną krowę, która pozwala kupować posłuszeństwo tysięcy ludzi.
Tym razem sportretuje zjawisko rozrastającej się peowskiej nomenklatury posługując się kilkoma zaledwie, bardzo typowymi, obrazkami.
Obrazek I – Łapy sięgają już do gminy
Kilka dni temu „Gazeta Wyborcza” doniosła o tym, że w gminie Łuków Anna Tymińska, fachowiec, który z sukcesami przepracował 32 lata w miejscowym Gminnym Domu Kultury, została nagle zwolniona, tylko po to, aby jej miejsce zajęła krewna posła PO Cezarego Kucharskiego, osoba ze średnim wykształceniem. Skoro nawet „GW” zauważa już takie praktyki, to znak, że dłużej nie da się już tego zatupywać. Są gminy, gdzie nawet posady sprzątaczki nie można otrzymać, jeśli nie pozostaje się w układzie z PO lub PSL. Po czym poznać takie urzędy?
No, może są słabiej wysprzątane, ale za to o ile słuszniej…
Obrazek II – Zaczęło się, jak zwykle, od służb.
O pochodzeniu PO zwykło się złośliwie przypominać, mówiąc, że jedną z jej „położnych” był generał Gromosław Czempiński. Rzeczywiście w kręgach PO i do niej zbliżonych roi się od byłych i obecnych funkcjonariuszy służb specjalnych. Warto więc przypomnieć jak do dziś działa mechanizm zajmowania synekur przez panów oficerów.
Kilka przykładów? Służę uprzejmie.
Byli agenci i oficerowie szczególnie upodobali sobie państwowe firmy związane z telekomunikacją. Pułkownik Jerzy Nóżka – należący do rządzącej do dziś służbami grupy krakowskiej – szef UOP w latach 1997 – 98, natychmiast po odejściu z UOP, został dyrektorem Biura Bezpieczeństwa Telekomunikacji Polskiej S.A, szybko doszlusowali do niego pułkownik Janusz Wojciechowski i podpułkownik Wojciech Dylewski. Potem oficerowie obsiedli już wszelkie możliwe firmy telekomunikacyjne (dlaczego?) – tu szczególnie widoczny do dziś jest były esbek generał Wiktor Fonfara (nadzorował m.in. śledztwa w sprawie FOZZ i „Olina”), to właśnie dzięki jego staraniom zarząd KGHM wydal prawie osiem milionów złotych na sprzęt mający rzekomo chronić przed szpiegostwem. (m.in. system „Guliwer” umożliwiający podsłuchiwanie rozmów wewnątrz samochodów należących do przedsiębiorstwa).
W państwowym PZU ogromne pensje pobierał m.in. kontradmirał Kazimierz Głowacki (współpracownik generała Konstantego Malejczyka w kontraktach handlu bronią), w PZU pracował także były prokurator Janusz Regulski, który wcześniej umarzał śledztwa przeciwko Leszkowi Millerowi i Mieczysławowi Rakowskiemu. W Orlenie przytułek znalazł generał Andrzej Anklewicz, w państwowym wówczas PKO S.A. lukratywna posadę znalazł pułkownik Andrzej Sadłowski, były zastępca dyrektora kontrwywiadu UOP.
Obrazek III – interesy z państwem
Wzorem biznesmena z bezpieczniacką przeszłością jest generał Gromoslaw Czempiński, był m.in. członkiem Rady Nadzorczej BRE Banku i doradcą firmy Deloitte and Touch, doradzał Janowi Kulczykowi aż do ich słynnej kłótni przy okazji afery Orlenu. Asystentem Ryszarda Krauzego, przez pewien czas, był Marcin Dukaczewski, syn generała Marka Dukaczewskiego.
Sporo kontraktów na styku z budżetem państwa zawiera firma „Konsalnet” firmy w której działali m.in. oficerowie służb PRL Tomasz Banaszkiewicz i Wiesław Bednarz oraz były szef UOP w rządzie Włodzimierza Cimoszewicza – profesor Jerzy Konieczny.
Obrazek IV – na przykład dyplomacja
Do sieci biznesowej – naszkicowanej jedynie cieniutką kreską – j dochodzi jeszcze sieć dyplomatyczna, gdzie zostali rozlokowani byli oficerowie WSI, tacy jak generał Marian Sobolewski, pułkownik Krzysztof Łada, pułkownik Cezary Lipert, pułkownik Roman Oziębała, pułkownik Waldemar Żak, skompromitowany generał Bolesław Izydorczyk czy Andrzej Derlatka. To tylko niektóre przykłady błyskotliwych cywilnych karier byłych oficerów WSI.
Obrazek V – Zwykła nomenklatura
Jeśli za nomenklaturowe powiązania uznamy członków rodzin działaczy i ludzi wpływowych w kręgach rządzących partii, którzy czerpią z tego profity, to miejsca by zabrakło , aby wymienić ilu członków rodzin znanych polityków odnosi korzyści z dojenia publicznego budżetu.
Znamy przygody syna premiera z Portem Lotniczym im. Lecha Walęsy, pamiętamy łzawe wyjaśnienia wicepremiera Piechocińskiego na temat zatrudnienia jego córki na państwowej posadzie, ale to tylko wierzchołek góry, wisienka na nomenklaturowym torcie.
Dla klarowności opisu skupmy się więc na południu Polski, a szczególnie na Małopolsce i Śląsku.
Oto marszałkiem Województwa Małopolskiego jest Marek Sowa, brat wpływowego w kręgach PO i zakumplowanego z Pawłem Grasiem księdza Kazimierza Sowy. Sowa ani lotnością umysłu ani przesadnymi kwalifikacjami nie pokazal, że sprężyną jego awansu było coś innego niż braterska pomoc. Nieformalny kapelan PO ksiądz Kazimierz Sowa posiada w Platformie wpływy, które na pewno przewyższają ambicje lokalnego lidera posła Ireneusza Rasia.
Inne, tym razem wojskowe kwiatki : Kraków jeszcze niedawno był miastem garnizonowym i posiada mnóstwo budynków i nieruchomości zajmowanych dotychczas przez wojsko.
Szefem Garnizonowej Administracji Mieszkaniowej w Krakowie jest Grzegorz Lipiec, sekretarz krakowskich struktur PO i mąż posłanki PO Katarzyny Lipiec. Szefem Agencji Mienia Wojskowego w Krakowie jest radny miejski z ramienia PO Grzegorz Stawowy, człowiek który całą swoja karierę oparł wyłącznie na działaniach w swojej partii, a z wojskiem miał tyle do czynienia, że Dobry Wojak Szwejk mógłby być dla niego niedościgłym wzorem wojskowych kompetencji.
PO oficjalnie odcina się od działań prezydenta Krakowa Jacka Majchrowskiego, jednak po cichu wytargowała swoje miejsca na górnych piętrach hierarchii w Urzędzie Miasta Krakowa . Wiceprezydentem miasta jest popierany przez PO Tadeusz Matusz.
Na Śląsku do niedawna szefem Funduszu Górnośląskiego był Jacek Matusiewicz, brat marszałka województwa śląskiego Adama Matusiewicza, po odejściu z FG Matusiewicz został prezesem Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Robót Drogowych w Katowicach.
Rzecznikiem prasowym firmy „Koleje Śląskie” był Adam Warzecha, działacz PO, wiceprzewodniczący Rady Miasta Katowice, z poręczenia PO Warzecha jest także wiceprzewodniczącym Rady Programowej TVP Katowice.
Śląskim senatorem PO jest Adam Zdziebło, jego żona Grażyna jest skarbnikiem śląskiego miasta Żory, jednym z najbliższych współpracowników Zdziebły jest wiceprezydent Żor Wojciech Kałuża.
Prezesem Parku Śląskiego w Chorzowie jest Arkadiusz Godlewski. Godlewski wcześniej bez powodzenia kandydował, z ramienia PO, na funkcję prezydenta Katowic. Z chwilą objęcia przez niego funkcji dyrektora parku ruszyła tam lawina zwolnień, robionych tylko po to, aby stworzyć miejsca pracy dla wypróbowanych działaczy PO takich jak np. radna PO z Gliwic Janina Karweta.
Inny działacz PO Andrzej Kotala tak sprawnie przeprowadził przetarg na zakup mebli do gabinetów prezydenckich w Urzędzie Miasta Chorzów, że wygrała go spółka Mirand, w której udział – kilka lat wcześniej – posiadał właśnie …Andrzej Kotala. Akcje Miranda przejęła jego córka.
***
Kilka chaotycznie namalowanych obrazków, niewyraźne jeszcze kształty, ale przecież wszyscy czujemy o co chodzi. Macki nomenklaturowej pajęczyny, która zawłaszcza państwo i niweczy nasz codzienny wysiłek, rozrosły się już do tego stopnia, że w Polsce istnieją dziś obywatele pierwszej kategorii – związani z władzą – i ci gorsi, obywatele drugiej kategorii. Ci z drugiej kategorii krążą, ze swoimi cv, od jednego urzędu do drugiego, od jednego, kooperującego z budżetem, przedsiębiorstwa do drugiego. Wszędzie są odprawiani z kwitkiem, aż w końcu wyjeżdżają za granicę.
Ci z pierwszej kategorii, choćby mieli kwalifikacje na poziomie ministra transportu pana Sławomira Nowaka, to i tak wszędzie znajdą zajęcie, a jak nie ma stanowiska pracy, zgodnego z ich kwalifikacjami, to się je stworzy. Rządy Tuska miały mieć europejski, szykowny, polor, niestety coraz wyraźniej, zza pleców premiera, wyziera twarz Ferdynanda Kiepskiego.
W ciągu siedmiu lat rządów Donalda Tuska wyrosła nam nowa arystokracja, ci bardziej równi.
Gdybyście pytali jak to nazwać, to odpowiadam: nomenklatura, lub bardziej poetycznie – różowa nomenklatura.
Witold Gadowski
10 tysięcy uczestników, leśników, ich rodziny i pracowników organizacji związanych z ochroną środowiska uczestniczyło w 17 pielgrzymce na Jasną Górę. Po raz pierwszy od 14 lat w pielgrzymce nie uczestniczył Minister Środowiska, ani żaden jego przedstawiciel. Zabrakło też parlamentarzystów Platformy Obywatelskiej i rzekomo sprzyjających leśnikom Polskiego Stronnictwa Ludowego. Obecni byli , jak co roku Senatorowie i Posłowie Prawa i Sprawiedliwości. Wśród uczestników pielgrzymki, nieobecność władz ministerstwa komentowana była jako zapowiedź kolejnej próby skoku na finanse Lasów Państwowych.


http://www.radiomaryja.pl/kosciol/lesnicy-u-krolowej-polski/
Fotografie: Radio Plus
|
Najnowsze komentarze
Ostatnie wpisy
|