Archiwa
Kategorie
|
Prezydent Andrzej Duda efektownie rozpoczął swoje urzędowanie. To już pierwszy, – symboliczny – krok ku przywróceniu w Polsce normalności.
Najważniejsze jednak ciągle nas czeka – wybory parlamentarne. Wtedy dopiero stanie się jasne, czy możemy wreszcie ruszyć z odbudowa polskiej państwowości.
Nie chodzi przecież o to, aby PiS mechanicznie zastąpił skompromitowana koalicję PO – PSL.
Już na wstępie przestrzegam jednak przed myśleniem magicznym, przed życzeniowymi projekcjami, że teraz to przyjdą do władzy anioły i same wszystko za nas zmienią i to jeszcze w ciągu kilku miesięcy.
Chcemy realizacji mitu o magicznej przemianie, która nie kosztuje nas ani kropli potu, ani jednej dziurki w pasie.
Nic z tego nie będzie.
Jeśli zwycięży obóz odbudowy państwa, to czeka nas wiele szarych, trudnych miesięcy, a może i lat zanim z tej nieprzyzwoitej magmy – jaka stała się dzisiejsza Polska – zacznie się wyłaniać obraz normalnego i solidnego państwa Polaków.
Nie ma żartów, musimy nauczyć się cierpliwości, powściągnąć zupełnie naturalną żądzę rewanżu i partycypować – tak partycypować, z pozycji oceniających obserwatorów przejść do obywatelskiej aktywności.
Innej drogi nie ma! PiS nie jest magiczną miksturą, która – bez naszego udziału – uzdrowi wszystko i przyniesie dobrobyt wszystkim.
Pora porzucić sny. Być może zabrzmi to szowinistycznie, ale jak mawiał Vito Corleone:
– Kobiety i dzieci mogą być nieodpowiedzialne. My Michael nie!
Musimy skończyć z myśleniem w kategoriach plemiennych, w którym dominuje jedynie przekonanie, że dobrze jest tylko wtedy, gdy „nasi” rządzą, a tragedia, gdy do władzy dobierają się „oni”.
Polska nie jest – jak chciałby stary zrzęda Michnik – podzielona na „obozy”. Tak myślą jedynie Turanie i bolszewickie endemity.
Do remontu państwa potrzebni są zarówno ci, którzy głosowali na Andrzeja Dudę jak i ci, którzy wybierali Komorowskiego i innych kandydatów.
Interes państwa nie jest i nie może być interesem partii.
PO i PSL powinny ponieść klęskę, która będzie dla nich karą na prowincjonalizm, brak zasad, kompleksy wobec Europy i ciasnotę umysłową.
Ci ludzie, jak się okazało, intelektualnie i mentalnie nie byli zdolni do sprawowania władzy w Polsce.
Oczywiście trzeba będzie ukarać złodziei, rozliczyć najbardziej bezczelnych aferzystów.
Na szczęście po śmierci Wejcherta i Kulczyka i w gospodarce jakby nieco przejaśniało.
Najważniejsze pytanie ciągle jednak brzmi:
Po co chcecie przejąć władzę?!
Jaki plan towarzyszy temu, że wyrzucicie ze stołków prymitywnych potomków bolszewickiej szpicy Stalina?
Nie kłopoczmy się już żenującym staruszkiem Michnikiem, nie zwracajmy uwagi na żałosne kwilenie pseudodziennikarskich wychowanków Adama Pieczyńskiego w TVN. To już – oby – łabędzie śpiewy.
Najważniejsze jest, aby wyraźnie powiedzieć Polakom co ma się zmienić, jak naprawdę powinno funkcjonować niepodległe państwo polskie.
I tu nastąpi zwyczajowa litania Gadowskiego, subiektywny indeks spraw, które należy zmienić, odbudować, zreformować.
Diametralnie musi się mienić polska polityka zagraniczna.
W miejsce całkowitej rezygnacji z jej uprawiania należy podjąć próbę określenia jej kierunków i dobrania odpowiednich ludzi do konkretnej realizacji tych postulatów.
Nie chodzi przy tym wcale o to, aby konfliktować się z Niemcami i Rosją. Polska polityka zagraniczna powinna po prostu być nastawiona na szybkie wykorzystywanie nadarzających się okazji oraz na trwałe budowanie systemu wspierania interesów naszego państwa w świecie.
Natychmiastowych zmian wymagają polskie służby specjalne.
W miejsce skompromitowanych instytucji i jeszcze bardziej skompromitowanych niefachowością i brakiem rozeznania we współczesnym świecie szefów tych instytucji, muszą pojawić się postaci mające świadomość celu, dla którego polskie służby powinny funkcjonować.
Służby stanowią nerw funkcjonowania państwa i jego polityki, dlatego ich reforma powinna zacząć się już od jesieni.
Konieczny jest pomysł na zmiany w systemie ochrony zdrowia i ubezpieczeń społecznych.
To musi boleć, ale już od jesieni musi zacząć powstawać system, który będzie służył następnym pokoleniom.
Trzeba dokonać gruntownych zmian kadrowych na kierowniczych stanowiskach w systemie wymiaru sprawiedliwości. Likwidacji powinna ulec nieszczęśliwie funkcjonująca Prokuratoria Generalna.
Polska gospodarka wymaga mocnego wsparcia ze strony państwa i jego systemu podatkowego. Tu konieczna jest zmiana w stosunku państwa do zagranicznych banków i koncernów. Państwo musi wesprzeć rodzimą wytwórczość i generować powstawanie polskich zakładów przemysłowych.
Ludzie kreatywni i tworzący dobrze rokujące, wschodzące marki, muszą poczuć życzliwa atmosferę ze strony państwa.
Należy zatrzymać pochód osób o niebezpiecznie lewackich i oderwanych od życiowej praktyki pomysłach. Polska rodzina musi wreszcie odczuć poprawę traktowania ze strony instytucji państwa.
Kultura polska musi zostać wyzwolona spod władzy samozwańczych klik. Oddech jest tu potrzebny od zaraz.
Trzeba zreformować upadający obecnie system mediów publicznych.
Polskie Radio i TVP muszą zostać wyzwolone spod władzy ludzi z PRL – u i ich dzieci.
Należy radykalnie skończyć z wpływami PSL, SLD i PO na media publiczne, gdyż jak wykazała praktyka ten wpływ jest wybitnie dewastujący.
Nie znaczy to, że media publiczne powinny przejść teraz mechanicznie pod władzę PiS.
Ratunek dla mediów publicznych to zbudowanie realnych podstaw do ich niezależności i podniesienie standardów ich funkcjonowania
To oczywiście fragment większego zadania – należy bezwzględnie odbudować polski rynek medialny.
Radykalnej reformie musi zostać poddana administracja państwa – tu niestety potrzebna jest fala zwolnień, gdyż przez ostatnie osiem lat utworzono tak zabójczy dla urzędniczej rzetelności system partyjnych synekur.
Zbyt ambitnie? Ogólnikowo?
Po prostu – nieco bezczelnie, nie mając zbyt wielkich kompetencji w wielu dziedzinach – proponuje nowy styl myślenia o państwie.
Zamiast okładania się maczugami spróbujmy spokojnie dyskutować.
Taka inicjatywa leży zawsze po stronie zwycięzców.
Czytaj oryginalny artykuł na: http://www.stefczyk.info/blogi/dziennik-chuligana/remont-polski-felieton-nieco-bezczelny,14538572616#ixzz3iRpWXrxE
Na stronie internetowej Lasów Państwowych wydrukowano następującą notatkę ze spotkania Ministr Środowiska z samorządowcami i leśnikami z otoczenia Puszczy Białowieskiej. Mówiono o pieniądzach (oczywiście potencjalnych, nie rzeczywistych), które mają dostać samorządy i leśnicy, a których jak dotąd nie zobaczyli zainteresowani i pewnie nigdy nie zobaczą. Wszak przed wyborami Platforma Obywatelska szafuje obetnicami bez opamiętania.
Tak sobie gadają, uśmiechają się od ucha do ucha (co widać na zdjęciu), tylko prastara puszcza umiera stojąc. Ale kto by się Puszczą Białowieską przejmował.
List intencyjny ws. Puszczy Białowieskiej
23 lipca w Nadleśnictwie Hajnówka, pod patronatem ministra środowiska Macieja Grabowskiego, podpisano list intencyjny dotyczący Programu Zintegrowanego Puszcza Białowieska – Leśne dziedzictwo Europy.
Sygnatariusze tego listu zwrócili uwagę na ścisły związek przyrody z historią oraz kulturą regionu Puszczy Białowieskiej i jej otoczenia, wyrażając wolę współpracy i współdziałania na rzecz realizacji Programu. List intencyjny został podpisany przez wiceprezesa Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, dyrektora generalnego Lasów Państwowych, dyrektora Białowieskiego Parku Narodowego, marszałka województwa podlaskiego, starostę hajnowskiego, wójta gminy Białowieża, wójta gminy Hajnówka, burmistrza miasta Hajnówka, wójta gminy Narewka oraz wójta gminy Dubicze Cerkiewne.
Zintegrowany Program Puszcza Białowieska – Leśne Dziedzictwo Europy zapewni stworzenie w latach 2015-2022 na obszarze Puszczy Białowieskiej zintegrowanej oferty turystycznej, rekreacyjnej i edukacyjnej, przy jednoczesnym zachowaniu walorów przyrodniczych Puszczy.
Jednym z celów Programu jest wypracowanie i wdrożenie na przykładzie Puszczy Białowieskiej, modelu zarządzania terenami cennymi przyrodniczo, uwzględniającego aktywne udostępniania lasów na terenach administrowanych przez Lasy Państwowe.
W ramach Programu Puszcza Białowieska – Leśne Dziedzictwo Europy, różne jednostki Lasów Państwowych zrealizują około 30 projektów szczegółowych. Najważniejszym źródłem finansowania będą środki zewnętrzne, w tym środki z Unii Europejskiej – w sumie około 100 mln PLN. Środki Lasów Państwowych zostaną przeznaczone na wykonanie działań priorytetowych, przygotowanie i współfinansowanie projektów planowanych do realizacji ze środków zewnętrznych. Zapotrzebowanie na te środki, w perspektywie lat 2015-2020, planuje się na kolejne ponad 100 mln PLN.
Do dziś w Programie Lasy Państwowe zrealizowały następujące projekty: budowa parkingu leśnego przy Rezerwacie Pokazowym Żubrów, budowa wiaty edukacyjnej wraz z towarzyszącą infrastrukturą na terenie Ośrodka Edukacji Leśnej „Jagiellońskie” w Nadleśnictwie Białowieża, modernizacja obiektu turystycznego „Pod Dębami” w Świnorojach, przebudowa placu postojowego w Nadleśnictwie Browsk, modernizacja torowiska kolejki leśnej wąskotorowej będącej w zarządzie nadleśnictwa, budowa parkingu wg standardów aktywnego udostępniania lasów w Nadleśnictwie Hajnówka.
Dnia 16 lipca 2015 roku w Sejmie Rzeczypospolitej Polskiej odbyła się konferencja naukowa pt. Zrównoważony rozwój i zmiany klimatyczne w świetle Encykliki Ojca Świętego Franciszka Laudato Si.
Konferencja ta stanowiła odpowiedź na wynikającą z Encykliki nadzieję Ojca Świętego, iż przesłanie to stanie się m.in. zaczynem bezzwłocznego dialogu między wszystkimi ludźmi w odniesieniu do „naszego wspólnego domu”, który poddawany jest globalnej degradacji.
W ślad za papieskim apelem pragnęliśmy z udziałem wybitnych specjalistów z zakresu etyki, polityki i gospodarki podjąć temat, który pomoże nam, za przykładem Ojca Świętego Franciszka i jego poprzedników, żyć na co dzień jeszcze bardziej „nawróceniem ekologicznym” i w sposób odpowiedzialny budować nasz wspólny dom.
Patronat nad konferencją objął Jego Eminencja Ksiądz Kardynał Zenon Grocholewski, były Prefekt Kongregacji Wychowania Katolickiego oraz Jego Ekscelencja Ksiądz Arcybiskup Stanisław Gądecki, Metropolita Poznański i Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski.
Konferencja zorganizowana została przez Wyższą Szkołę Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu przy ścisłej współpracy z Parlamentarnym Zespołem ds. Zrównoważonego Rozwoju Europy, Klubem Parlamentarnym Prawa i Sprawiedliwości, Stowarzyszeniem na Rzecz Zrównoważonego Rozwoju Polski, NSZZ Solidarność oraz z Samodzielną Pracownią Oceny i Wyceny Zasobów Przyrodniczych SGGW w Warszawie.
Referaty wygłosili:
1) Ks. prał. Tomasz Trafny – Papieska Rada Kultury, Watykan; „Chrześcijańskie podstawy ekologii”,
2) Ks. prof. dr hab. Tadeusz Guz – Katolicki Uniwersytet Lubelski; „Filozoficzne źródła kryzysu ekologicznego”,
3) Ks. prof. dr hab. Paweł Bortkiewicz – Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu, Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu; „Dialog polityki i ekonomii na rzecz ekologii rodziny”,
4) O. prof. dr hab. Zdzisław Kijas OFMConv – delator Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, Watykan; „Ekologia – wyzwania i edukacja”,
5) Poseł na Sejm RP Dariusz Bąk i prof. dr hab. Roman Niżnikowski – Szkoła Główna Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie; „Rolnictwo polskie i jego rola w zrównoważonym rozwoju kraju”,
6) Dr inż. Konrad Tomaszewski – Stowarzyszenie na Rzecz Zrównoważonego Rozwoju Polski; „Gospodarka leśna w Polsce wzorem zrównoważonego rozwoju”,
7) Prof. dr hab. Roman Dziedzic – Uniwersytet Przyrodniczy w Lublinie; „Gospodarka łowiecka i jej rola w ochronie przyrody”,
8) Prof. dr hab. Jan Szyszko – Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu i Stowarzyszenie na Rzecz Zrównoważonego Rozwoju Polski; „Polityka klimatyczna szansą dla zrównoważonego rozwoju jednoczącej się Europy”.
Po wysłuchaniu referatów i odbytej dyskusji – komisja wnioskowa, powołana z woli uczestników Konferencji spośród osób reprezentujących jej organizatorów w składzie:- Katarzyna Cegielska – Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu,- Prof. dr hab. inż. Janusz Kawecki – Politechnika Krakowska,- Dr inż. Konrad Tomaszewski – Stowarzyszenie na Rzecz Zrównoważonego Rozwoju Polski- zebrała i sformułowała następujące wnioski:
1. Encyklika Ojca Świętego Franciszka pt. „W trosce o wspólny dom; Laudato Si” jest pierwszą encykliką poświęconą całkowicie ekologii człowieka – jednemu z najważniejszych wyzwań naszych czasów. Za Ojcem Świętym podkreślamy wagę zrównoważonego rozwoju świata. W jego centrum jest człowiek i jego prawo do pracy, utrzymania rodziny i rozwoju gospodarczego państw, zgodnie z wprowadzonymi w życie w latach 90. ubiegłego wieku takimi konwencjami ONZ jak: Ramowa Konwencja w sprawie zmian klimatu z Protokółem z Kioto, Konwencja o różnorodności biologicznej oraz Konwencja w sprawie zwalczania pustynnienia. Wymienione akty prawne miały doprowadzić do poprawy jakości powietrza, jakości i ilości wody, zahamowania wymierania dziko żyjących gatunków, zahamowania procesu pustynnienia, wzrostu produkcyjności gleb, a w efekcie do poprawy warunków życia i likwidacji głodu w populacji ludzkiej.
2. Mimo wprowadzenia w życie wymienionych powyżej konwencji nadal obserwowany jest wzrost koncentracji dwutlenku węgla w atmosferze ziemskiej, pogarszanie jakości powietrza, pogarszanie jakości wody, wymieranie dziko żyjących gatunków, szalejące bezrobocie, rozpad rodziny i panujący głód w wielu rejonach świata. Problemy te dotyczą szczególnie państw o „niższym” rozwoju gospodarczym, a winę za to ponoszą państwa wysoko rozwinięte gospodarczo. Nie tylko że nie wypełniają one swoich zobowiązań wynikających z ratyfikowanych dokumentów prawnych, to jeszcze w swych propozycjach sugerują działania nie mogące z zasady odnieść skutków pozytywnych.
3. Uczestnicy Konferencji serdecznie dziękują za postulaty zawarte w encyklice Ojca Świętego, które wskazują na to, że aby sprostać podstawowym problemom świata niezbędne jest zaplanowanie i realizowanie zrównoważonego i zróżnicowanego rolnictwa, odnawialnych i mało zanieczyszczających form pozyskania energii, promowanie większej efektywności energetycznej, krzewienie lepszego zarządzania zasobami leśnymi i morskimi, zapewnienie wszystkim dostępu do wody pitnej. Uczestnicy Konferencji zgadzają się także z tezą, że spełnienie tych postulatów wymaga odejścia od technokracji na rzecz kształcenia ekologicznego, co z kolei wymaga promowania łączenia dziedzictwa przyrodniczego, historycznego i kulturowego w aspekcie lokalnych społeczności. Uczestnicy Konferencji zgadzają się także z postulatem o konieczności zaprzestania promowania wielkich gospodarstw rolnych i zahamowania procesu pozbywania się ziemi przez drobnych właścicieli. Wiadomo bowiem, że małe systemy żywnościowe karmią większość światowej populacji, a wykorzystując niewielką część ziemi, wody i lasów, trudniąc się łowiectwem i rybołówstwem, wytwarzają również mniej odpadów.
4. Polska i jej dziedzictwo kulturowe to wspaniały przykład realizacji koncepcji zrównoważonego rozwoju, a typowym przykładem są tereny niezurbanizowane z tradycyjnym polskim rolnictwem, polskim leśnictwem i polskim modelem łowiectwa. W trzech tych działach gospodarczych współdziałających ze sobą, użytkowano zasoby przyrodnicze, które służyły człowiekowi i nie spowodowano ich destrukcji. Polskie gleby rolne, dzięki obronionemu dziedzictwu kulturowemu w okresie realnego socjalizmu, nie uległy kolektywizacji, nie pozbyły się swej bioróżnorodności i są gotowe do tego, aby produkować żywność o najwyższej jakości. Polskie Lasy Państwowe produkowały drewno, zapewniając systematyczny rozwój tej gałęzi gospodarki i dlatego obecnie jest go ponad dwukrotnie więcej niż było w latach 40. ubiegłego wieku. Zbierano w lasach grzyby, jagody, polowano i nie zaginął ani jeden z dziko występujących gatunków. Wręcz przeciwnie, w lasach polskich nastąpiła eksplozja gatunków, które dawno zniknęły już z mapy zachodniej Europy. Polskie łowiectwo przy ścisłej współpracy z polskim leśnictwem i polskim rolnictwem pozyskiwało i pozyskuje duże ilości zdrowej żywności, nie powodując spadku liczebności zwierząt łownych. Dzięki zaangażowaniu ponad stu tysięcy członków z Polskiego Związku Łowieckiego przyczyniło się natomiast do restytucji wielu gatunków zwierząt dziko żyjących na terenie kraju.
5. Polska i jej dziedzictwo kulturowe może być również wymownym przykładem jak technokracja powiązana z brakiem wiedzy ekologicznej, brakiem zrozumienia i poszanowania dziedzictwa kulturowego miejscowej ludności, realizowana przez ludzi niekompetentnych, choć być może z dobrymi chęciami – deklarujących ochronę gatunków, może doprowadzić do zniszczenia tych gatunków i całych zespołów przyrodniczych. a. Chcąc chronić stare drzewa przed wycięciem i wykorzystaniem ich do celów budowlanych, wymuszono decyzje zakazu ich wyrębu w lasach gospodarczych trzech nadleśnictw Puszczy Białowieskiej. Doprowadziło to do masowego występowania owadów żerujących na starych drzewach i zamarciu milionów sadzonych ponad 100 lat temu drzew o masie ponad 3.5 miliona metrów sześciennych, o wartości ponad 700 milionów złotych. Z równoczesnym zamieraniem starych drzew giną także całe chronione prawem siedliska z chronionymi także prawem występującymi tam gatunkami zwierząt i roślin. Podobną sytuację zaobserwowano w rejonie rzeki Rospudy, gdzie chcąc chronić występujące tam dziko żyjące gatunki, wymuszono zmianę przebiegu planowanej obwodnicy Augustowa, niszcząc tym samym układ pól, łąk i lasów, powodując w efekcie, zanik gatunków, które miały być chronione. b. Decyzją polityczną, nadinterpretującą zobowiązania wynikające z unijnego pakietu klimatyczno – energetycznego, polski rząd koalicji PO-PSL stworzył warunki dla burzliwego rozwoju OZE na bazie energetyki wiatrowej. Niszczy to polskie krajobrazy, ujemnie wpływa na żywe zasoby przyrodnicze i produkuje bardzo drogą energię elektryczną. Równocześnie blokowane są inwestycje geotermalne, mimo że zasoby wód geotermalnych w Polsce są przebogate. Uruchomiony jeden otwór wydobywczy Geotermii Toruńskiej to możliwość pozyskania w ciągu godziny ponad 700 m3 wody o temperaturze ponad 60 stopni. Uzyskane ciepło równoważne jest potrzebie ogrzania domów w okresie zimy dla 20 tysięcy mieszkańców, albo służące do ogrzania ciepłej wody przez cały rok dla 200 tys. mieszkańców. Trzeba też podkreślić, że pozyskana w ten sposób energia jest tańsza od z pozyskiwanej obecnie, a przy jej wytwarzaniu oszczędza się na emisji CO2 w wysokości 40 tys. ton w skali rocznej.c. Polska wieś to gleby o najwyższym potencjale biologicznym gwarantującym produkcję żywności o najwyższej jakości. Decyzjami politycznymi rząd PO-PSL od ośmiu lat konsekwentnie dąży do produkcji żywności na bazie GMO i do zaniechania tradycyjnej produkcji rolnej, zmuszając drobnych posiadaczy ziemi do jej sprzedania na rzecz dużych gospodarstw. Duże gospodarstwa wprowadzają wielkoobszarowe monokultury, których los uzależnia się od banków. W przypadku bankructwa właściciel traci swoją własność i podobnie jak drobny właściciel, po sprzedaży ziemi, jest zmuszony do emigracji ze wsi, zasilając najuboższe dzielnice dużych miast.
6. Zrównoważony rozwój nakreślony w encyklice Ojca Świętego Franciszka jest wielką szansą dla populacji ludzkiej, a polityka klimatyczna realizowana zgodnie z duchem Konwencji Klimatycznej ONZ może być świetnym narzędziem realizacji tego celu. Dokonując zmniejszenia, a w przyszłości stabilizacji koncentracji dwutlenku węgla w atmosferze, można rozwijać nowe technologie w zakresie produkcji energii z równoczesną rehabilitacją takich środowisk przyrodniczych jak lasy, środowiska błotno-torfowiskowe i gleby. Pochłanianie dwutlenku węgla z atmosfery przez żywe zespoły przyrodnicze to ochrona bioróżnorodności, to tworzenie lepszego dla człowieka powietrza, lepszej wody i wzrost produkcji biomasy, a więc tworzonego między innymi drewna i żywności. Taka działalność to tworzenie miejsc pracy w terenach wiejskich. Kluczem do tego winna być wiedza poparta rzetelnymi badaniami naukowymi z poszanowaniem takich podstawowych praw człowieka jak dostępna praca i podstawowe bezpieczeństwo zapewnione przez dobrze funkcjonującą rodzinę.
7. W obecnej sytuacji Polski warunkiem dla realizacji unikatowej polskiej drogi zrównoważonego rozwoju jest przeciwstawienie się prowadzonej polityce koalicji rządzącej PO-PSL. Powinno ono polegać na:a. Stanowczym sprzeciwie wobec prób mających na celu zmianę formy organizacyjno-prawnej Polskich Lasów Państwowych. Lasy państwowe mają służyć, jak dotychczas, społeczeństwu, a nie liberalnemu biznesowi zainteresowanemu nabyciem powierzchni polskich lasów państwowych w wymiarze ponad 7.5 miliona hektarów z myślą uwłaszczenia się na ogromnych zasobach energetycznych, znajdujących się pod tymi lasami. b. Konieczności renegocjacji pakietu klimatyczno-energetycznego w duchu Konwencji klimatycznej ONZ. Pakiet klimatyczno-energetyczny nie może być technokratyczną i utopijną wizją, i – o ile ma funkcjonować – musi uwzględnić pochłanianie dwutlenku węgla przez lasy. Polskie lasy państwowe, prowadząc trwale zrównoważoną gospodarkę leśną, są przygotowane do zwiększonego pochłaniania dwutlenku węgla. Zwiększone pochłanianie dwutlenku węgla wiąże się ze wzrostem różnorodności biologicznej w lasach i może być źródłem dodatkowych dochodów ludności na terenach niezurbanizowanych. W obecnym wydaniu pakiet klimatyczno-energetyczny jest wysoce niesprawiedliwy w stosunku do niektórych państw stowarzyszonych w UE. W odniesieniu do Polski skutkuje niebotycznym wzrostem cen energii, blokadą polskich zasobów energetycznych, uzależnianiem od obcych technologii i wzrostem bezrobocia. c. Obronie polskiej ziemi leśnej i rolnej przed niekontrolowaną spekulacją powodującą pozbawianie prawa własności rdzennych mieszkańców polskiej wsi. d. Tworzeniu miejsc pracy w terenach wiejskich poprzez produkcję unikatowej dobrej żywności i sprzedaż bezpośrednią produktów przetworzonych w gospodarstwach rodzinnych. e. Zdecydowanej eliminacji możliwości produkcji żywności na bazie genetycznie modyfikowanych organizmów.
8. Uczestnicy Konferencji mają nadzieję, że zestawione powyżej wnioski będą stanowić podstawę do dyskusji nad koncepcją zrównoważonego rozwoju opisaną w encyklice Ojca Świętego Franciszka „Laudato Si”.
Z tego też powodu rozsyłamy je do wszystkich znanych nam zainteresowanych osób jak też do wszystkich dostępnych nam środków społecznego przekazu.
W imieniu komitetu organizacyjnego konferencji naukowej „Zrównoważony rozwój i zmiany klimatyczne w świetle Encykliki Ojca Świętego Franciszka Laudato Si.”
Ojciec dr Zdzisław Klafka
Poseł Mariusz Błaszczak
Prof. dr hab. Jan Szyszko
Warszawa, dnia 20.06.2015.
Przyczyn współczesnego kryzysu ekologicznego należy upatrywać w promowaniu błędnej koncepcji człowieka – podkreślili wczoraj prelegenci konferencji naukowej pt. „Zrównoważony rozwój i zmiany klimatyczne w świetle encykliki Ojca Świętego Franciszka »Laudato si’«, która odbyła sie wczoraj w Sejmie. – Problemów ekologicznych nie można traktować wyłącznie w trójmianie: ekonomia – polityka – technika. Potrzebny jest czwarty wymiar – człowieka i rodziny – podkreślił etyk ks. prof. Paweł Bortkiewicz, jeden z prelegentów. Zwrócił uwagę, że nie można nadmiernie ufać logice rynku, trzeba ją uzupełniać logiką daru, czyli logiką solidarności. Z kolei ks. prof. Tadeusz Guz wskazywał, że problem współczesnego świata leży m.in. w tym, że mniejsza część rodziny ludzkiej, tzn. ateiści, wchodzi do wszystkich organizacji świata, narzucając swoją ideologię całej ludzkości.
Z prof. Janem Szyszko, posłem Prawa i Sprawiedliwości oraz byłym ministrem środowiska, rozmawia Rafał Stefaniuk.
W Sejmie odbyła się wczoraj konferencja naukowa pt. „Zrównoważony rozwój i zmiany klimatyczne w świetle encykliki Ojca Świętego Franciszka >Laudato Si'<”. Jakie refleksje towarzyszą Panu w związku z jej przebiegiem?
– Jestem bardzo zadowolony z tego, że się odbyła. Po pierwsze dlatego, że ten temat podjęto w Sejmie. Po drugie, mogliśmy usłyszeć wyśmienitych prelegentów. Wśród nich było dwóch księży profesorów z Watykanu. A po trzecie, frekwencja była nadspodziewanie duża. Mogliśmy przyjąć tylko niecałe 400 osób, a zgłosiło się ponad 2,5 tys. Widzimy więc, jak duże było zainteresowanie. Chciałbym, korzystając z portalu NaszDziennik.pl, jeszcze raz przeprosić tych, którzy nie mogli się dostać na salę. Zapewniam przy tym, że materiały z konferencji będą opracowane i opublikowane. Będzie można je znaleźć w publikacjach Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. Nie mogę pominąć samej encykliki „Laudato si’”. Organizatorzy wyślą list z podziękowaniem Ojcu Świętemu za encyklikę, bo jest to wielkie dzieło, przemyślane i przepełnione humanizmem. Również realnie patrzy na ten świat, który musi rozwijać się gospodarczo.
Dlaczego encyklika zrobiła na Panu aż tak duże wrażenie?
– Jest kompleksowym podejściem do spraw związanych z naszą planetą – Ziemią. Z jednej strony identyfikowane są podstawowe zagrożenia w stosunku do człowieka, który jest traktowany jako podmiot zrównoważonego rozwoju. Ojciec Święty w encyklice wprost wskazuje na to, że tym zagrożeniom trzeba przeciwdziałać. A tymi zagrożeniami jest chociażby zły stan wody, lub jej brak, zanieczyszczone powietrze czy też lawinowy zanik gatunków. Encyklika wytycza kierunek, w którym świat może się rozwijać, zapewniając wzrost gospodarczy. Dzięki pracy − będącej prawem każdego − i dobrze funkcjonującej rodzinie równolegle do wzrostu gospodarczego może poprawiać się środowisko.
Czy nasza planeta jest tak bardzo zdewastowana, że aż Ojciec Święty postanowił się o nią upomnieć w encyklice?
– Według mnie, Ojciec Święty dostrzega to, że ludziom brakuje niektórych dóbr. Państwa rozwinięte uzyskały swoją pozycję kosztem państw biedniejszych, rozwijających się. Państwa rozwijające się ponoszą konsekwencję tego, co obecnie dzieje się na świecie, i na to zwraca uwagę Franciszek. Śmiem twierdzić, że ta encyklika jest optymistyczna. Ona mówi, że człowiek jest w stanie odpowiednio kreować rozwój, a polityka klimatyczna być jednym z narzędzi do tego. Możemy sprawić, że populacja ludzka będzie się zwiększać, a przy tym osiągniemy większe dochody. Konferencja powstała we współpracy z WSKSiM w Toruniu. Podjęcie tej sprawy przez uczelnię wyższą pokazuje, że ekologia powinna być obecna na każdym etapie kształcenia? – To jest niezwykle istotne, ponieważ ekologia jest poważną nauką, która mówi, w jaki sposób użytkować zasoby przyrodnicze, również dla dobra człowieka. Niestety, w jednoczącej się Europie ekologia została wyeliminowana z programów szkolnych i uniwersyteckich. Przyszedł taki czas, żeby do niej powrócić. W Polsce ekologia teoretyczna i praktyczna występuje na wysokim poziomie. To jest nasza domena. Zwróćmy uwagę na nasze tradycyjne rolnictwo, leśnictwo i łowiectwo. One stanowią typowy przykład zrównoważonego rozwoju. Posłużę się więc przykładem. Produkujemy drewno, sadzimy lasy. Wchodzimy do lasów i zbieramy jagody. Przetwarzamy je. To tworzy miejsca pracy i służy człowiekowi. A mamy tego dobra coraz więcej. Podobnie jest z łowiectwem. Odpowiednio urządzamy przestrzeń, żeby zwierzyna występowała. Ona później służy jako pokarm. Równocześnie zauważmy, że nie straciliśmy ani jednego gatunku występującego w tej strefie klimatycznej. To dzięki rolnictwu, leśnictwu i łowiectwu mamy tak bogatą bioróżnorodność. Polską misją jest więc edukacja, która została zniszczona na Zachodzie, a u nas jest i się rozwija.
Wspomniał Pan o leśnikach, rolnikach i myśliwych, którzy stanowią grupy zawodowe. A jak w kwestii ekologii wypada ogół społeczeństwa?
– Społeczeństwo jest coraz mniej edukowane w obszarze ekologii. Zastępuje ją kształcenie z kultury współżycia ze środowiskiem pod względem odpadów i utylizacji. Oczywiście jest to bardzo ważne, jednakże to nie najważniejszy wyznacznik. Mówi się o czystej wodzie i czystym powietrzu. Coś takiego występuje tylko w środowisku laboratoryjnym. Trzeba kłaść akcent na zdrową wodę i zdrowe powietrze. Te są produkowane przez zespoły przyrodnicze. Jedynym wskaźnikiem stanu środowiska są dziko występujące gatunki. Podkreślę więc jeszcze raz znaczenie ekologii, ale tej prawdziwej, opartej o proces fotosyntezy. To dzięki niej występują gatunki, a człowiek żyje. To znika z pola widzenia społeczeństwa przez złą edukację. Wmawia się, że kluczem do wszystkiego są oczyszczalnie. Tak, one są dobrą rzeczą, ale bez zrozumienia, w jaki sposób funkcjonują w układach przyrodniczych, staje się podejściem czysto technokratycznym.
Dziękuję za rozmowę.
Artykuł opublikowany na stronie: http://www.naszdziennik.pl
Krzysztof Wojciechowski
Kto jest patronem leśników? Pewien niemal jestem, że mało kto zna właściwą odpowiedź na to pytanie. Zapewne wymieniano by postaci św. Franciszka, św. Huberta. A tymczasem już od ponad pół wieku patronem tym jest św. Jan Gwalbert, o czym – przekonany jestem, nawet wielu leśników nie wie. Bo czy widział ktoś kiedyś w lesie, czy gdziekolwiek indziej jego figurkę, obraz itd.? Szczerze wątpię.
Urodził się w 995 r. (wg innej wersji w 1000 r.) w arystokratycznej rodzinie we Florencji. Podczas wojny między miastami został zabity jego brat Ugo. Zgodnie z panującym wówczas zwyczajem Jan winien pomścić śmierć brata. I rzeczywiście chwycił za miecz i tropił mordercę. Dopadł go przy gospodzie w Wielki Piątek. Ten jednak błagał go o przebaczenie, żałując swego czynu i zaklinając Jana, by go oszczędził. Rozłożył ręce jak Chrystus na krzyżu. Jan opuścił miecz i powiedział: „Idź w pokoju, gdzie chcesz; niech ci Bóg przebaczy i ja ci przebaczam” (według innej wersji wziął go nawet do swego domu w miejsce zabitego brata). Kiedy modlił się w pobliskim kościółku przemówił do niego Chrystus słowami: „Ponieważ przebaczyłeś swojemu wrogowi, pójdź za Mną”. Mimo protestów rodziny, zwłaszcza swojego ojca, wstąpił do klasztoru benedyktynów. Nie zagrzał tu jednak długo miejsca. Podjął walkę z symonią, co nie spodobało się jego przełożonym. Wystąpił z klasztoru i usunął się na ubocze. Osiadł w lasach w Vallombrosa (Vallis Umbrosae – Cienista Dolina) zbudował tam klasztor i założył zakon, którego członkowie są nazywani wallombrozjanami. Mnisi ci, wierni przesłaniu „ora et labora”, żyli bardzo skromnie, modląc się i sadząc las. Poznawali prawa rządzące życiem lasu, troszczyli się o drzewa, ptaki i zwierzęta leśne. Las dla św. Jana Gwalberta był przebogatą księgą, rozczytywał się w niej, w każdym drzewie, zwierzęciu, ptaku, roślinie widział ukrytą mądrość Boga Stwórcy i Jego dobroć. Jan Gwalbert zmarł 12 lipca 1073 r. w Passigniano pod Florencją. Kanonizowany został w 1193 r. przez papieża Celestyna III, a w 1951 r. ogłoszony przez papieża Piusa XII patronem ludzi lasu. Historia nadała mu także tytuł „bohater przebaczenia” ze względu na wielkie miłosierdzie, jakim się wykazał. Założony przez niego zakon istnieje do dzisiaj. Według jego zasad żyje około 100 zakonników w ośmiu klasztorach we Włoszech, Brazylii oraz Indiach.
Sługa Boży Jana Paweł II przypominał postać Jana Gwalberta. W 1987 r. w Dolomitach odprawił Mszę św. dla leśników przed kościółkiem Matki Bożej Śnieżnej. Mówił wówczas: „Jan Gwalbert (…) wraz ze swymi współbraćmi poświęcił się w leśnym zaciszu Apeninów Toskańskich modlitwie i sadzeniu lasów. Oddając się tej pracy, uczniowie św. Jana Gwalberta poznawali prawa rządzące życiem i wzrostem lasu. W czasach, kiedy nie istniała jeszcze żadna norma dotycząca leśnictwa, zakonnicy z Vallombrosa, pracując cierpliwie i wytrwale, odnajdywali właściwe metody pomnażania leśnych bogactw”. Papież Polak wspominał św. Jana także w 1999 r. przy okazji obchodów 1000-lecia urodzin świętego. Mimo to jego postać zdaje się nie być powszechnie znana. Warto to zmienić.
Emerytowany profesor Uniwersytetu Przyrodniczego im. Augusta Cieszkowskiego w Poznaniu, leśnik i autor wspaniałych książek na temat kulturotwórczej roli lasu, Jerzy Wiśniewski, od wielu już lat apeluje i do leśników i do Episkopatu o godne uczczenie tego właściwego patrona ludzi lasu. Solidaryzując się z apelem zacnego profesora przytoczę jego słowa: „Warto by na rozstajach dróg, w rodzimych borach i lasach stawiano nie tylko kapliczki poświęcone patronowi myśliwych, ale także nieznanemu patronowi leśników. Będą to miejsca należnego kultu, a także podziękowania za pracę w lesie, który jest boskim dziełem stworzenia. A kiedy nadejdą ciemne chmury związane z pracą codzienną, reorganizacjami, bezrobociem, będzie można zawsze prosić o pomoc i wsparcie św. Jana Gwalberta, któremu losy leśników nie są obce”.
źródło: Tygodnik Katolicki Niedziela
Zamieszczamy wnioski zgłoszone przez uczestników warsztatów organizowanych przez Parlamentarny Zespół ds. Zrównoważonego Rozwoju Europy, Klubu Parlamentarnego Prawo i Sprawiedliwość, Stowarzyszenia na Rzecz Zrównoważonego Rozwoju Polski, NSZZ Solidarność, Grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów Parlamentu Europejskiego, Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu oraz Samodzielnej Pracowni Oceny i Wyceny Zasobów Przyrodniczych SGGW w Warszawie, na temat „Co należy wiedzieć o Konwencji Klimatycznej ONZ, Protokole z Kioto i pakiecie klimatyczno-energetycznym aby skutecznie reprezentować Polskę na COP 21 w Paryżu i przeciwstawić się procesowi dekarbonizacji Polski”, które odbyły się w dn. 1-3 lipca 2015 r. na terenie Stacji Badawczej”D&B” w Tucznie.
Wnioski z obrad
Polska podpisała i ratyfikowała konwencje: klimatyczną, o różnorodności biologicznej oraz upustynnieniu i, zgodnie z zasadą pacta sunt servanda, powinna ją realizować i z obowiązku tego nie zwalnia jej nawet przynależność do Wspólnoty Europejskiej.
Przez ostatnie osiem lat stanowisko rządu w dziedzinie polityki klimatycznej sprowadzało się do bezrefleksyjnej/bezkrytycznej akceptacji większości propozycji KE. Skutkiem tego Polska ponosi niewspółmiernie wysokie koszty jej wdrożenia. Z drugiej strony nie podjęto żadnej próby zdyskontowania wysokiego wkładu Polski w redukcję emisji w ramach porozumienia światowego z Kioto.
Mając powyższe na uwadze my uczestnicy warsztatów nt. Co należy wiedzieć o Konwencji Klimatycznej ONZ, Protokole z Kioto i pakiecie klimatyczno – energetycznym aby skutecznie reprezentować Polskę na CO 21 w Paryżu i przeciwstawiać się procesowi dekarboniacji Polski wnosimy o:
Uznanie polityki klimatycznej jako jednego z podstawowych celów działań nowego rządu. Przejęcie przez rząd inicjatywy i aktywnego zaangażowania w negocjacje nowej umowy klimatycznej z pozycji państwa, jako suwerennego sygnatariusza globalnych umów.
Racja stanu wymaga:
Aby, w ramach zapewnienia skutecznej realizacji Konwencji Klimatycznej, rząd RP uwzględnił istotne interesy Polski:
- Rozliczenie zobowiązań w Kioto, pojedynczo przez wszystkich sygnatariuszy protokołu i w jednolity sposób tak, aby uniknąć kompensowania braków kosztem wyników redukcji osiągniętych przez RP.
- Zachowanie roku bazowego 1988, przyjętego dla Polski do obliczania wysokości emisji,
- Uznanie rzeczywistych wyników redukcji emisji w wysokości faktycznie osiągniętej przez Państwa – sygnatariuszy protokołu z Kioto, aby uniknąć utraty rezultatów głębokiej restrukturyzacji gospodarek dokonanej w ostatnim 25-leciu.
- Ustalenie stanu prawnego w zakresie uwzględniania pochłaniania CO2 przez lasy i tereny rolne w I okresie rozliczeniowym protokołu z Kioto.
- Podjęcie inicjatywy mającej na celu uwzględnienie pochłaniania CO2 przez lasy i tereny rolne do rozliczeń celu redukcyjnego w II okresie rozliczeniowym.
Zdecydowanie popieramy wszystkie działania rządu mające na celu realizację zobowiązań wynikających z podpisanych konwencji, a przede wszystkim działania mające na celu odbudowę silnej pozycji negocjacyjnej.
żródło: www.ekorozwoj.pl
W XVI wieku Wielkie Księstwo Litewskie straciło na rzecz państwa moskiewskiego wiele terytoriów. Należała do nich Smoleńszczyzna wraz z potężnie ufortyfikowanym Smoleńskiem. Leży on w przesmyku między Dźwiną a Dnieprem, dzięki czemu miał on ogromne znaczenie strategiczne – kontrola nad nim pozwalała z jednej strony bezpośrednio zagrozić centralnym ziemiom litewskim, z drugiej zaś otwierała drogę na Moskwę. Z tego powodu współcześni historycy wojskowości nazywają Smoleńsk „bramą wschodnią”, podobnie jak Kamieniec Podolski określa się jako „bramę południową” skąd nieprzyjaciel mógł skierować swoje siły w głąb Korony.
Tło polityczne
Po śmierci Dymitra Samozwańca i rzezi towarzyszących mu Polaków w 1606 roku, zorganizowano komisję, która doprowadziła do podpisania prawie czteroletniego rozejmu między obydwoma państwami. Strona Moskiewska zobowiązała się do nie zawierania sojuszy z wrogami Rzeczypospolitej oraz uznania wszystkich tytułów królewskich (w tym szwedzkiego) Zygmunta III. Polski król nie zaakceptował jednak tego traktatu, zalecił bowiem, aby rozejm został podpisany na nie więcej niż dwa lata.
Tymczasem na scenie politycznej Rosji pojawił się człowiek, który podawał się za cudownie ocalałego Dymitra i uzurpował sobie prawo do tronu. Przez współczesnych sobie nazywany był pogardliwie „łżedymitrem” bowiem wiadomym było, że jego pretensje to czysta farsa. Mimo to jego wojska coraz bardziej rosły w siłę, a Szujski czuł się zagrożony i szukał sojusznika. Znalazł go w Szwecji. W układzie podpisanym w Wyborgu na początku 1609 roku strona moskiewska zobowiązała się do prowadzenia ze Szwecją wspólnej polityki wobec Rzeczypospolitej, zaś car ponownie ogłosił się księciem połockim (Połock został odbity z rąk moskiewskich jeszcze przez Stefana Batorego), co jawnie naruszało rozejm z państwem polsko-litewskim.
Wokół wypowiedzenia wojny przez Zygmunta III w 1609 roku narosło wiele mitów. Starsza historiografia zarzucała mu, że zrobił to bez zgody sejmu i wbrew racji stanu państwa. Współcześni historycy podkreślają jednak, że prawo nie zabraniało monarsze rozpoczynać wojny ofensywnej bez zgody sejmu, dopiero konstytucja z 1616 roku wprowadziła taki zakaz. Po drugie wskazują, iż rozbicie sojuszu moskiewsko-szwedzkiego, jak również możliwość odzyskania Smoleńska, leżały w interesie Rzeczypospolitej. Prawdą jest jednak, że Zygmunt III widział w podporządkowaniu sobie Moskwy szansę na odzyskanie tronu w Sztokholmie.
Sojusz polityczno-militarny Szujskiego i Karola IX był skutkiem istniejącego w regionie stosunku sił. Zarówno Szwecja, jak i Moskwa, były zbyt słabe, aby mierzyć się w pojedynkę z Rzeczpospolitą, jednak połączone mogły stać się dla niej poważnym problemem.
Zygmunt III postanowił w związku z tym podjąć interwencję zbrojną. Możliwe, że pomysł taki narodził się w umyśle monarchy już w 1606 roku. Król doskonale zdawał sobie sprawę ze słabości państwa moskiewskiego i widział w tym dogodną okazję do działania, jednak ze względu na wybuch rokoszu Zebrzydowskiego wszelkie plany należało odłożyć na bok. Pragnę podkreślić, że nie ma bezpośrednich dowodów na to, iż Zygmunt III już wówczas chciał konfliktu, tak jedynie przypuszczają historycy.
W 1609 roku pretekstu do wojny nie trzeba było szukać (dostarczył go sam Wasyl Szujski), monarcha uzyskał na atak zgodę senatu, a na sejmikach poprzedzających sejm z początku 1609 roku również szlachta przychylnie wyrażała się na temat planowanej wyprawy. Szczególnie Litwini liczyli na odzyskanie Smoleńszczyzny, zaś koroniarze na korzyści płynące z podporządkowania sobie Moskwy. Król podkreślał, że uderzając na Smoleńsk realizuje pacta conventa, bowiem zobowiązał się w nich odzyskać utracone niegdyś terytoria. Swój interes miało w tym również papiestwo, licząc na możliwość nawrócenia schizmatyków. Polska dyplomacja głosiła na Zachodzie konieczność podjęcie „krucjaty”, ale propaganda ta nastawiona była na uzyskanie subsydiów pieniężnych – w pismach kolportowanych wśród szlachty nie głoszono takich intencji. Na samym sejmie 1609 roku nie omawiano kwestii wypowiedzenia Moskwie wojny.
Podejmując decyzję uderzeniu na Smoleńsk, król wybrał odpowiedni moment, bowiem granica z Turcją nie była wówczas zagrożona, w Inflantach zaś hetman Chodkiewicz wyparł Szwedów daleko za Rygę. Całą uwagę można było skupić na kierunku wschodnim.
Działania zbrojne przed bitwą pod Kłuszynem
21 września Zygmunt III przekroczył na czele armii koronnej granicę Rzeczypospolitej i już 1 października znalazł się pod Smoleńskiem. Działania przeciwko twierdzy nie szły sprawnie, brakowało bowiem piechoty oraz dział burzących. Czas działał na niekorzyść strony polskiej. Wojska szwedzkie koncentrujące się na północy państwa moskiewskiego pod dowództwem Jocoba de la Gardie dążyły do szybkiego połączenia się z siłami cara.
Już pod koniec maja 1610 roku dotarła do polsko-litewskiego dowództwa informacja, że siły rosyjsko-szwedzkie koncentrują się pod Kaługą, około 300 kilometrów na wschód od Smoleńska, a ich głównym wodzem jest brat cara Dymitr Szujski. 6 czerwca Stanisław Żółkiewski wyruszył spod Smoleńska na czele wydzielonych sił, by spotkać się ze skoncentrowaną armią nieprzyjaciela. Źródła są sprzeczne co do liczebności wojska zabranego przez hetmana. Radosław Sikora, autor najnowszej monografii dotyczącej bitwy pod Kłuszynem, przyjmuje, że było to około 3 000 żołnierzy, w tym 1 800 jazdy.
Pierwotnie Żółkiewski zamierzał skierować się na Wiaźmę, jednak plan ten został zmieniony i polskie chorągwie udały się pod twierdzę Biała. Wynikało to z wieści, że wróg chce odbić miasto, jednak kiedy Szujski dowiedział się o marszu wojsk hetmana polnego, zrezygnował z tego zamiaru. Gdy Żółkiewski opuszczał Białą, miał pod komendą niecałe 2 000 żołnierzy, bowiem resztę pozostawił w fortecy, aby wzmocnić tamtejszą załogę. Te nieliczne siły powiększyły się pod Szujskiem, gdzie połączyły się z pułkami Ludwika Weihera, Aleksandra Zbaraskiego oraz Marcina Kazanowskiego. Liczyły one 3 600 jazdy (głównie husarii), 400 piechoty oraz 3 000–4 000 Kozaków zaporoskich.
Z tymi siłami Żółkiewski skierował się na Carowe Zajmiszcze. Po drodze doszło do starcia z przednią strażą wojsk moskiewskich, które zamknęły się w warownym obozie. Polski hetman stanął przed bardzo trudną decyzją. Miał przed sobą ufortyfikowanych Rosjan, ale niedaleko znajdowało się główne zgrupowanie wojsk nieprzyjaciela. Postanowił w związku z tym podzielić swoją armię. Wydzielił 700 jazdy, 200 piechoty oraz wszystkich Kozaków do blokowania obozu, tak aby znajdujący się w nim żołnierze nie weszli na tyły wojsk polskich. Z resztą armii podążył polski wódz pod Kłuszyn, gdzie spodziewał się stoczyć bitwę z Szujskim.
Liczebność armii
Żółkiewski wiele ryzykował, bowiem zdawał sobie sprawę, że Szujski ma nad nim dużą przewagę liczebną. Armia polska, która dotarła pod Kłuszyn, składała się z najlepszych jednostek, ale ich dokładną liczebność trudno jest ustalić. W historiografii przyjęto, że oddziały te liczyły 7 000 żołnierzy, jednak według Radoslawa Sikory jest to błąd. Przeprowadziwszy analizę liczebności walczących stron, stwierdził on, że w rzeczywistości armia koronna liczyła 4 200 stawek żołdu, zaś jej rzeczywisty stan osobowy wynosił 2 700 ludzi. Skąd tak wielka różnica? Dziesięć procent z pierwszej liczby stanowiły tak zwane ślepe porcje (puste etaty, z których finansowano żołd oficerski), a ponadto Sikora wyjaśnia (idąc za uczestnikiem bitwy Samuelem Maskiewiczem), że stany chorągwi nie były pełne. Myślę, że można przyjąć, iż armia polska liczyła 2 500 lub nieco więcej kawalerii oraz 200 piechoty wraz z dwoma działkami małego kalibru (falkonetami).
Jak widać były to siły nad wyraz szczupłe, choć elitarne, bowiem Żółkiewski, dowództwo średniego szczebla oraz sami żołnierze odznaczali się dużym doświadczeniem – dość będzie wspomnieć, że niektórzy z nich walczyli również pod Kircholmem. Nie protestowali również, idąc na pole bitwy, a przecież zdawali sobie sprawę, że wróg ma znaczną przewagę. Możemy zatem powiedzieć, że cechowała ich wiara we własne możliwości.
W armii przeciwnika najbardziej wartościowe były siły szwedzkie. Były one złożone z oddziałów piechoty pikiniersko-muszkieterskiej oraz rajtarii zwerbowanych na zachodzie Europy wśród najemników niemieckich, francuskich, angielskich czy szkockich. Źródła różnie oceniają ich liczebność, na 4 000 do 8 000, ale wydaje się, że bliższa prawdzie jest ta pierwsza wartość, druga zaś może uwzględniać również towarzyszącą żołnierzom czeladź.
Jeszcze większe rozbieżności dotyczą armii moskiewskiej. Tu liczby wahają się od 15 000 do nawet 40 000. Tak jak poprzednio należy mieć na uwadze, że armii tej towarzyszyła czeladź, a istotne jest, ile liczyła armia regularna. Wydaje się, że nie mniej niż 15 000, a nie więcej niż 20 000 ludzi.
Łącznie zatem na siły nieprzyjaciela składało się nie mniej niż 19 000 żołnierzy oraz kilkanaście dział. Przewaga ta ograniczała się jednak w praktyce do liczb, bowiem żołnierzom najemnym nie wypłacano od jakiegoś czasu żołdu i nie mogli być oni zbytnio zmotywowani, natomiast Moskale prezentowali niewielkie walory wojskowe.
Bitwa
Polskie chorągwie poruszały się bardzo szybko pomimo niesprzyjającego terenu. Zmierzały w stronę Kłuszyna całą noc z 3 na 4 lipca i nad ranem znajdowały się już w pobliżu nieprzyjaciela. Niewątpliwie dowództwo szwedzkie i moskiewskie nie przywiązało należytej uwagi do rozpoznania, przez co dowodzone przez nich wojsko dało się zaskoczyć dosłownie w samych gaciach, bowiem wszyscy jeszcze spali. Żółkiewski nie mógł jednak od razu ruszyć do ataku, gdyż potrzebował czasu na rozwinięcie szyku, a poza tym na pole bitwy nie dotarła jeszcze piechota wraz z działkami.
Nieprzyjaciel w alarmowym tempie wyszedł z obozów (były dwa: szwedzki i moskiewski): pierwsze najemne wojska szwedzkie, za nimi jazda moskiewska. To z kolei sprawiało, że to przeciwko Szwedom musiało zostać skierowane pierwsze polskie uderzenie.
Dzięki temu, że pole bitwy nie przekraczało półtora kilometra szerokości i otoczone było przez dwie rzeki oraz las, Szwedzi i Rosjanie nie mogli w pełni rozwinąć swych oddziałów. Na ich korzyść działały natomiast przygotowane przez nich drewniane płoty oraz liczne kobylice, które miały ranić konie i uniemożliwić husarii skuteczne natarcie. Polacy starali się jeszcze w nocy zniszczyć chociaż część płotów, niestety poczynione wyrwy nie przekraczały kilkunastu metrów. Nietrudno zauważyć, że przedarcie się przez te przeszkody wymagało od polskich kawalerzystów wzniesienia się na wyżyny umiejętności.
Na początku batalii oddziały szwedzkie uszykowały się w cztery rzuty. W pierwszym stanęły cztery kompanie piechoty, a za nimi trzy rzuty kawalerii – łącznie około 1 600. żołnierzy wspartych prawdopodobnie przez kilka dodatkowych kompanii. Wojska moskiewskie zachowywały się pasywnie.
W czasie pierwszych starć padło kilkudziesięciu piechurów. Husaria przedzierała się przez luki w płocie i próbowała uczynić wyłom w szeregach przeciwnika. Rażona ze wszystkich stron z broni palnej, zarówno przez muszkieterów jak i rajtarów, wykazywała dużą odporność na ogień. Nie mogąc rozbić nieprzyjaciela, zawracała i ponawiała szarżę. Według źródeł niektóre chorągwie atakowały w ten sposób nawet dziesięć razy.
Duże znaczenie miało pojawienie się na polu bitwy polskiej piechoty z dwoma działkami. Po oddaniu pierwszej salwy rzuciła się ona na wroga i chociaż nie spowodowała większych strat, jego oddziały zaczęły uciekać. W pościg ruszyła także husaria, na jej drodze stanęli jednak rajtarzy osłaniający odwrót własnej piechoty. Ta zatrzymała się, ale nie podjęła już dalszej walki. Rajtarzy stawiali zacięty opór, jednak i oni nie wytrzymali natarcia – husaria uderzyła na nich od czoła i z boku, co spowodowało całkowite rozbicie ich formacji.
W tym samym czasie chorągwie koronne starły się również z jazdą moskiewską, która momentalnie rzuciła się do ucieczki. Jak notował Maskiewicz: „Straciwszy serce Moskwa pierzchać i uciekać w obóz pospołu z Niemcami poczęli, a my na grzbietach ich jadąc […] wpadliśmy do obozu ich” (Samuel Maskiewicz, Dyariusz, [w:] Moskwa w rękach Polaków…, s. 168–169)
Piechota szwedzka, która wcześniej pierzchła pod las, skierowała się teraz do własnego obozu. Wielu najemnych żołnierzy było skłonnych przejść na polska stronę, a niektórzy nawet już to zrobili.
Tymczasem polska kawaleria zapuściła się daleko w pogoni za Moskalami i wracając na pole bitwy musiała być już wyczerpana, bitwa zaś nadal nie była rozstrzygnęła. Żółkiewski planował uderzyć na obóz szwedzki. Przegrupował swoje siły i rozkazał, aby bardziej wypoczęte chorągwie przystąpiły do ataku. Kilka za nich przeskoczyło kobylice i przełamało opór pikinierów. Wyczyn ten zasługuje na najwyższe uznanie, jednak uderzenie nie zostało dostatecznie wsparte przez pozostałe polskie jednostki i z tego powodu nie było decydujące. Atak ponowiono większymi siłami. Widząc to, cudzoziemcy zaczęli się masowo poddawać i podjęli pertraktacje. Żółkiewski oczywiście skorzystał z takiego obrotu sytuacji. Na stronę Rzeczypospolitej przeszło około 2 500 żołnierzy, chociaż trudno wskazać na dokładną liczbę. Zdając sobie sprawę z konsekwencji tych wydarzeń, Szujski uciekł z pola bitwy. Część wojsk polskich rzuciła się do rabowania moskiewskiego obozu, inne zaś chorągwie ścigały z rozkazu Żółkiewskiego wroga. Tak zakończyła się bitwa pod Kłuszynem.
Straty
W odniesieniu do strat poniesionych przez wojska polskie dysponujemy dość szczegółowymi danymi: zginęło od 80 do 100 żołnierzy, drugie tyle zostało rannych, zabito zostało też 200 koni, a 200 raniono. Zwierzęta ucierpiały zatem najbardziej, co nie dziwi z uwagi na zastosowane przez nieprzyjaciela płoty i kobylice. Również ogień muszkietowy raził głównie konie, za których grzbietami chowali się jeźdźcy.
Inaczej jest w przypadku sił moskiewsko-szwedzkich – nie dysponujemy precyzyjnymi informacjami na temat ich strat. Najprawdopodobniej szwedzkie wynosiły 700 lub 800 ludzi, moskiewskie zaś około 1 000 lub 2 000. Z pewnością największe straty ponieśli Moskale podczas ucieczki. W ręce polskie dostał się cały obóz wojsk rosyjskich, a w nim między innymi pieniądze oraz wiele sztandarów.
Podsumowanie
Bitwa pod Kłuszynem pokazała, że żołnierza polskiego cechuje wytrzymałość, wysokie umiejętności oraz żelazne nerwy. Od zmierzchu 3 lipca do końca bitwy niektóre chorągwie przebyły łącznie ponad 100 kilometrów. Żółkiewski wspiął się na wyżyny swoich możliwości i zdecydowanie był to jego największy triumf w życiu. Należy zwrócić uwagę, że hetman polny w pełni wykorzystał armię, jaką dysponował, czego nie można powiedzieć o jego przeciwnikach.
Spośród żołnierzy najemnych na wysokie noty zasługuje kawaleria, która wielokrotnie stawiła husarii zaciekły opór. Również piechota zadała Polakom pewne straty. Negatywna ocena należy się za to Jacobowi de la Gardie, który dowodził po prostu źle. Nie tylko zaniedbał rozpoznanie, ale też rzucił się do ucieczki w momencie przełamania szyków własnej kawalerii, choć miał jeszcze w odwodzie ponad 1 000 koni.
Najgorzej wypadły siły moskiewskie, które nie wspomogły należycie sojusznika, a w momencie natarcia Polaków nie stawiły im praktycznie żadnego oporu. Wynikało to z zupełnego braku wiary w zwycięstwo oraz ogólnej niechęci do walki, które zderzyły się z wielką determinacją armii koronnej. Wojsko moskiewskie demoralizowało jedynie swoją postawą najemników i przyczyniło się do ich przejścia na stronę polską.
Konsekwencje
W wyniku bitwy pod Kłuszynem armia polska wkroczyła do Moskwy. Bojarzy podpisali traktat, na mocy którego obrali na tron carski królewicza Władysława. Załoga Kremla utrzymała się na nim do końca 1612 roku, a po kapitulacji opuściła miasto. Można w związku z tym powiedzieć, że bitwa została wykorzystana politycznie.
Powodów, dla których królewicz Władysław nie objął ostatecznie władzy w Moskwie jest wiele i jest to temat na oddzielny artykuł. Pragnę jedynie zwrócić uwagę, że współczesna historiografia nie obwinia o to Zygmunta III. Historycy wskazują także, że pomimo późniejszych konfederacji wojskowych, jakie zawiązały się w Rzeczypospolitej z powodu nie wypłacenia wielu żołnierzom żołdu, wojna wcale nie osłabiła państwa polsko-litewskiego. Dodatkowo interwencja zbrojna w państwie moskiewskim opóźniła wzrost jego potęgi o kilkadziesiąt lat. Rosja nie pogodziła się jednak z hegemonią Rzeczypospolitej w tej części Europy i dążyła w późniejszych latach do odzyskania utraconych ziem.
W miesiącu lutym br. jak grom z jasnego nieba gruchneła wiadomość „leśniczy z nadleśnictwa Brzeziny wszedł na teren prywatnej posesji w biały dzień i zastrzelił psa, następnie zapakował go do bagażnika i ukrył ten osobliwy dowód dokonanego przestępstwa gdzieś w lesie” . Sprawa nabrała rozgłosu dzięki mediom . W tym bardzo gorącym okresie miejscowy nadleśniczy złożył przed kamerami telewizyjnymi publiczną deklarację, że leśniczy za to, co uczynił straci stanowisko. W tym czasie leśniczy nagle zachorował i udał się na długotrwałe chorobowe. Moment pozbawienia go zajmowanego stanowiska musiał ulec przesunięciu w czasie.
Zgodnie z zapowiedzią pana nadleśniczego, fakt rozwiązania umowy o pracę z panem leśniczym miał nastapić tuż po zakończeniu zwolnienia lekarskiego . W tym tygodniu uzyskaliśmy informację , że poczynając od dnia 22 czerwca br. pan leśniczy Krzysztof O. pomimo toczącego się przeciwko niemu postępowaniu w sądzie w Brzezinach, dotyczącego bezprawnego zabicia psa, ale też użycia broni z naruszeniem obowiązujacych przepisów prawa, decyzją pana nadleśniczego nadleśnictwa Brzeziny, wraca na wcześniej zajmowane stanowisko. Zadajemy pytanie czy działanie nadleśniczego nadlesnictwa Brzeziny można uznać za właściwe i jakie to czynniki spowodowały tę niezrozumiałą zmianę zdania .
CDN
|
Najnowsze komentarze
Ostatnie wpisy
|