Problemy w Bieszczadzkim Parku Narodowym
W dniu 16 października 2011 r. kończy się pięcioletnia kadencja Dyrektora Bieszczadzkiego Parku Narodowego – dr Tomasza Winnickiego – zatrudnionego w Parku od 1979 roku: na etacie naukowym do 1990, na etacie z-cy dyrektora do 2006 i przez ostatnie pięć lat na stanowisku dyrektora. W konkursie ogłoszonym na wiosnę bieżącego roku, Tomasz Winnicki uzyskał bardzo dobry wynik, wysoką punktację uzyskali również jego współpracownicy. Minister Środowiska nie powołał jednak dyrektora spośród kandydatów zaproponowanych przez Komisję konkursową i ponownie ogłosił nowy konkurs. Rodzi się pytanie – czy o wyborze dyrektorów parków narodowych powinny decydować kryteria merytoryczne, czy też oddolne naciski środowisk, których interesy niewiele mają wspólnego z ochroną przyrody parków narodowych? Czy samorządy przesądzające dziś o tworzeniu lub powiększaniu parków, powinny także decydować o obsadzie dyrektorów?
W pismach podpisanych z upoważnienia Ministra Środowiska przez Głównego Konserwatora Przyrody Pana Janusza Zaleskiego czytamy:
Warszawa, dnia 12 września 2011 r.
„Uprzejmie informuję, że w związku z przeprowadzonym konkursem na stanowisko dyrektora Bieszczadzkiego Parku Narodowego ogłoszonym w dniu 30 marca 2011 r. nie został wybrany dyrektor Parku. Tym samym postanowiłem o ponownym ogłoszeniu konkursu na powyższe stanowisko.”
Tej treści pisma otrzymali – dr Tomasz Winnicki (dyrektor BdPN – powołany do 16.10.2011 r.) oraz dr Stanisław Kucharzyk (kierownik działu badań naukowych i planowania ochrony w BdPN).
W dniu 7 września 2011 r.Tomasz Winnicki, a także Stanisław Kucharzyk zostali telefonicznie poinformowani, iż w dniu 8.09 2011 r.zostanie ponownie ogłoszony konkurs. W tej sprawie do Parku został również przysłany faks. Czyżby w trakcie konkursu naruszone zostały procedury?
Konkurs został przeprowadzony przez pięcioosobową Komisję powołaną przez Ministra Środowiska, w której skład zgodnie z ustawą o ochronie przyrody weszło: dwóch przedstawicieli Państwowej Rady Ochrony Przyrody (prof. dr hab. Andrzej Bereszyński, prof. dr hab. Stefan Skiba), dwóch przedstawicieli Ministerstwa Środowiska (Agnieszka Dalbiak – Dyrektor Departamentu Ochrony Przyrody, Wojciech Hurkała – Naczelnik Parków Narodowych, jeden przedstawiciel Marszałka Województwa (Andrzej Kulig – Dyrektor Departamentu Ochrony Środowiska). Rozporządzenie Ministra Środowiska w sprawie konkursu na stanowisko dyrektora parku narodowego, w art. 11 określa, kiedy ogłasza się ponowne przeprowadzenie konkursu. Następuje to w przypadku dopuszczenia przez komisję do prezentacji mniej niż trzech kandydatów, niewyłonienia przez komisję co najmniej dwóch kandydatów lub stwierdzenia naruszenia trybu przeprowadzenia konkursu. Dwa pierwsze warunki nie wystąpiły również nic nie wiadomo ażeby stwierdzono naruszenie trybu. Pierwsza procedura od ogłoszenia trwała ok. pięć miesięcy, drugi konkurs ogłoszony 8 września b.r. ma zakończyć się 14 października b.r..
Tomasz Winnicki i Stanisław Kucharzyk zostali pismami Komisji Konkursowej z dnia 05 lipca 2011 r. powiadomieni, iż na podstawie uchwały tej Komisji ich kandydatury na stanowisko dyrektora Bieszczadzkiego Parku Narodowego zostały przedstawione Ministrowi Środowiska. Na 125 możliwych do uzyskania punktów, pierwszy kandydat uzyskał 124, a drugi 108 punktów. W konkursie uczestniczyli również: dr Ryszard Prędki – kierownik działu udostępniania Parku do zwiedzania osiągając 100 punktów i inż. Leopold Bekier – z-ca dyrektora BdPN, który uzyskał 94 punkty. Wszyscy wymienieni pracownicy Parku zaprezentowali więc wysokie kwalifikacje. Mniej punktów otrzymał piąty kandydat Antoni Derwich – emerytowany pracownik Parku, deklarujący się jako kandydat opozycyjny w stosunku do aktualnego kierownictwa Parku, popierany przez część środowisk samorządowych i miejscowy dwutygodnik „Nasze Połoniny”. Pismo to uaktywnia się zwykle przed różnymi wyborami popierając na ogół osoby wywodzące się ze środowisk związanych z dawnym komunistycznym, lokalnym aparatem władzy. W sprawie konkursu w BdPN, już 4 września można było w dwutygodniku przeczytać:
„Do rywalizacji przystąpiła piątka kandydatów. Obecny dyrektor Tomasz Winnicki oraz jego podwładni, którzy mieli go podprowadzić do zwycięstwa czyli Ryszard Prędki, Stanisław Kucharzyk i Leopold Bekier. Przeciwnikiem faktycznym tej czwórki był Antoni Derwich. Jak się okazało eliminacji nie przeszedł Antoni Derwich oraz Ryszard Prędki i Leopold Bekier. Tak więc plan Tomasza Winnickiego się powiódł i on wraz z Stanisławem Kucharzykiem znalazł się w finale. Jak wieść niesie do funkcji dyrektora wytypowany został jednak Stanisław Kucharzyk. Ten skromnie odmówił zaszczytu, co wcześniej przewidzieliśmy. Ministrowi decyzja ta podobno nie przypadła do gustu i nie mianował Winnickiego, ma ponowić konkurs.”
Nie będziemy dochodzić skąd Redakcja „Naszych Połonin” wiedziała co myślał Minister i kogo zamierzał wytypować. Fakty są jednak inne – Stanisław Kucharzyk nie otrzymał propozycji powołania na stanowisko Dyrektora Parku od Ministra Środowiska, ani też od jego przedstawicieli, a swojej deklaracji załączonej w dokumentach do konkursu nie wycofał. Ponadto wystąpił pisemnie do „Naszych Połonin” o sprostowanie nieprawdziwych informacji, o czym również pisemnie powiadomił Ministra. Natomiast, przed zamieszczeniem w dwutygodniku plotki, miała miejsce rozmowa telefoniczna z Panem Stanisławem Kucharzykiem, przeprowadzona przez osobę z lokalnego środowiska samorządowego. Rozmowę można było zrozumieć jako sugestię, że decyzja w kwestii wyboru dyrektora zależy głównie od poparcia tychże środowisk, dlatego Stanisław Kucharzyk odciął się od niestosownych propozycji. Jest natomiast pewne, że gdyby otrzymał propozycję z Ministerstwa Środowiska nie odmówiłby podjęcia się pracy na stanowisku dyrektora Parku, a że takiej propozycji Ministra nie było świadczy pismo o ponownym ogłoszeniu konkursu.
Dyrektora i jego trzech kolegów z kierownictwa Parku, uczestniczących w konkursie, faktycznie łączy wzajemne zaufanie, dobra współpraca oraz zaangażowanie w pracę na rzecz Parku. Jest też prawdą, że bez względu na to, który z nich zostałby dyrektorem, efektywnie współpracowali by ze sobą wspierani przez większą grupą pracowników Parku, również rzetelnie pracujących na rzecz ochrony przyrody.
Dzięki wielkiej pracy tych osób, Park w ostatnich pięciu latach zrealizował wyjątkowo dużo ważnych zadań z zakresu ochrony przyrody, edukacji ekologicznej i doskonalenia infrastruktury turystycznej oraz remontów budynków Skarbu Państwa. Park ściągnął na teren Bieszczadów poważne środki finansowe krajowe i unijne realizując w ostatnim pięcioleciu 83 umowy dotacyjne – to gigantyczna praca przy aktualnych, rozrośniętych do absurdu procedurach biurokratycznych.
W celu wyjaśnienia genezy problemów Parku, należy cofnąć się do lat wcześniejszych, kiedy to poprzedni dyrektor Parku Jan Komornicki, zachęcił pracowników i innych lokatorów zajmujących mieszkalnia w leśniczówkach i pozostałych budynkach Skarbu Państwa, do składania podań o zakup tych lokali na zasadach uprzywilejowanych. Trudno mieć ludziom za złe, iż zainteresowali się atrakcyjną dla nich wizją. Uwzględniając prezentowane przez niektóre środowiska koncepcje turystycznego zagospodarowania Bieszczadów, można przypuszczać, że nie chodzi o to by mieszkańcy stali się właścicielami lokali mieszkalnych, ale głównie o wyprowadzenie ze Skarbu Państwa do sektora prywatnego czterdziestu pięciu działek w takich miejscowościach jak: Wołosate, Ustrzyki Górne i Bereżki. Po okresie karencji, albo i szybciej, znajdą się one na rynku nieruchomości, gdzie będą osiągały bardzo wysokie ceny, a Park mający ustawowe prawo pierwokupu nie będzie w stanie ich odzyskać. Wtedy tylko kwestią czasu będzie wkroczenie w środek parku większego kapitału i rozbudowa infrastruktury turystycznej, w tym budowa wyciągów narciarskich na zboczach Szerokiego Wierchu (koncepcja lansowana przez Gminę Lutowiska i Jana Komornickiego na Radzie Naukowej w 2005 roku). Przyszli właściciele hoteli i pensjonatów, zrobią też wszystko, ażeby uruchomić przejście graniczne Wołosate – Łubnia – w środku Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Tylko niewielka część obecnych mieszkańców stanie się beneficjentami takich przemian. Natomiast przyroda Bieszczadów i Park utracą bezpowrotnie swoje najważniejsze atuty.
Na początku pięcioletniej kadencji dyrektora Tomasza Winnickiego, na zebraniu mieszkańców sołectwa Ustrzyki Górne, z udziałem Pani posłanki Elżbiety Łukacijewskiej, w obecności zaproszonego Dyrektora Parku i jego pracowników, publicznie padło stwierdzenie: „gdyby był inny dyrektor, to uznałby, iż mieszkania są mu zbędne i lokatorzy mogliby je kupić po symbolicznych cenach i mieszkać w prywatnych ładnie odremontowanych domach”. Od tego momentu współdziałanie grupy zainteresowanych lokatorów z Panią Elżbietą Łukacijewską oraz z Starostą Bieszczadzkim Panem Krzysztofem Gąsiorem miało regularny charakter. Do walki o prywatyzację mieszkań angażowany był Związek Leśników Polskich Parków Narodowych. Odbywały się spotkania z udziałem urzędników różnych szczebli.
Dyrektor T. Winnicki dbając o integralność przyrodniczą obszaru Parku, wspierany przez Radę Naukową, od kilku lat opierał się presji. Już wcześniej naciskano na Ministra Środowiska w sprawie odwołania Winnickiego, wyolbrzymiając spór GOPR-u z Parkiem dotyczący środków zarabianych przez Park za udostępniane ścieżek przyrodniczych. Dyrektor skutecznie i zgodnie z obowiązującym prawem, nie ulegając naciskom, dbał o interesy Parku i jego pracowników. W rozumieniu części lokalnych działaczy samorządowych i niektórych polityków, w tym kandydatów na posłów w aktualnych wyborach, walka z Bieszczadzkim PN i krytyka dyrektora BdPN to dobre tematy w czasie kampanii wyborczej.
Bieszczadzki Park Narodowy prowadzi od 2009 roku na drodze administracyjnej obronę swoich statutowych interesów angażując kancelarie prawne i poświęcając wiele czasu dyrektora i pracowników, mając przeciwko sobie niektórych urzędników, realizujących ukierunkowaną politykę, co łatwo zauważyć po zapoznaniu się z dość zasobnym pakietem dokumentów. Obrazują one sytuację i przebieg wydarzeń, związanych z działaniami Starosty Bieszczadzkiego oraz innych urzędów i osób , zmierzających do wygaszenia trwałego zarządu na działkach Skarbu Państwa w Parku, w celu sprzedaży 45 mieszkań ich lokatorom. W październiku wyznaczone są terminy kilku rozpraw w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym, których mogłoby nie być, gdyby np. nowy dyrektor Parku zgodził się na podział na wniosek Starosty działek na terenie Parku i wygaszenie zarządu trwałego w celu sprywatyzowania mieszkań i działek Skarbu Państwa w środku Parku.
Zarząd trwały powierzonym majątkiem Skarbu Państwa sprawowany z mocy art. 10 ust. 3 ustawy z dnia 16 kwietnia 2004 o ochronie przyrody (Dz. U. Nr 92, poz. 880 z późn. zm.) i ustawy z dnia 21 sierpnia 1997 r. o gospodarce nieruchomościami (Dz. U. z 2004 r. nr 261 poz. 2603 z póź. zm.), powinien służyć realizacji zadań ustawowych parku narodowego.
Wykonywanie obowiązków prawnych przez Dyrektora Parku jest dziś poważnie utrudniane przez działania Starosty Bieszczadzkiego, który prowadzi postępowania w sprawie wygaszenia zarządu trwałego na działkach Skarbu Państwa zabudowanych leśniczówkami i innymi budynkami mieszkalnymi, w celu sprzedaży tych mieszkań lokatorom (większość to pracownicy Parku). Starosta w swoich działaniach opiera się wyłączne o art. 10 ust. 2a ustawy z dnia 15 grudnia 2000 roku o zasadach zbywania mieszkań będących własnością przedsiębiorstw państwowych, niektórych spółek handlowych z udziałem Skarbu Państwa, państwowych osób prawnych oraz niektórych mieszkań będących własnością Skarbu Państwa (Dz. U. z 2001 r. nr. 4 poz. 24 z póź. zm.), pomijając wyżej wymienione ustawy – o ochronie przyrody i o gospodarce nieruchomościami. Naszym zdaniem, nie można pomijać Ustawy z dnia 16 kwietnia 2004 o ochronie przyrody, a w niej art. 10 ust. 3:
Art. 10 ust. 3 Nieruchomości Skarbu Państwa położone w granicach parku narodowego i służące realizacji jego celów zostają oddane w trwały zarząd parku narodowego, na zasadach określonych w rozdziale 5 działu II ustawy z dnia 21 sierpnia 1997 r. o gospodarce nieruchomościami.
Wszystkie nieruchomości Skarbu Państwa w BdPN, były przekazane z mocy wcześniejszej ustawy o ochronie przyrody z 1991 r. w zarząd na realizację zadań parku. Ustanowienie zarządu, a następnie trwałego zarządu nieruchomości Skarbu Państwa położonych w granicach parku narodowego, z wpisem do ksiąg wieczystych, nastąpiło w oparciu o przepisy obowiązujące przed utworzeniem powiatów.
Bieszczadzki Park Narodowy został utworzony w 1973 r. – rozporządzeniem Rady Ministrów z dnia 4 sierpnia 1973 r. w sprawie utworzenia Bieszczadzkiego Parku Narodowego, a następnie powiększany stosownymi rozporządzeniami, które przekazywały w zarząd Parkowi określone nieruchomości. Pojęcie zarządu trwałego wprowadziła ustawa z dnia 21 sierpnia 1997 r. o gospodarce nieruchomościami (Dz. U. z 2004 r. nr 261 poz. 2603). Zgodnie z art. 199 ust. 2 tej ustawy – zarząd nieruchomości stanowiących własność Skarbu Państwa sprawowany w dniu wejścia w życie tej ustawy przekształca się z tym dniem w trwały zarząd tych nieruchomości.
Zdaniem Parku bez porozumienia z Dyrektorem BdPN (art.19 ust. 1 pkt 2 ustawy z dnia 21 sierpnia o gospodarce nieruchomościami) oraz bez zgody Ministra Środowiska, nie można przyjąć, iż mieszkania stały się dla Parku zbędne i należy je sprzedać. Ustawa z dnia 15 grudnia 2000 roku o zasadach zbywania mieszkań będących własnością przedsiębiorstw państwowych, niektórych spółek handlowych z udziałem Skarbu Państwa, państwowych osób prawnych oraz niektórych mieszkań będących własnością Skarbu Państwa (Dz. U. z 2001 r. nr. 4 poz. 24 z póź. zm.), nie ma charakteru obligatoryjnego, jak to wykazały opinie prawne przygotowane dla BdPN i stanowisko Ministra Środowiska, a także opinia biura legislacyjnego Sejmu.
W trakcie kontroli prowadzonej w Parku przez Najwyższą Izbę Kontroli na przełomie 2009 i 2010 roku, analizie podlegało postępowanie Starosty w sprawie wygaszenia zarządu trwałego w odniesieniu do nieruchomości Skarbu Państwa w Bereżkach i wzbudziło onozastrzeżenia. Wojewódzki Sąd Administracyjny uchylił decyzje Starosty Bieszczadzkiego i Wojewody Podkarpackiego ze względów proceduralnych, nie rozpatrywał jednak całościowo problemu. Dzisiaj sprawa rozrosła się i dotyczy aż 45 mieszkań.
W dniu 05.11.2010 odbyło się w Lutowiskach posiedzenie Rady Naukowej Bieszczadzkiego Parku Narodowego, z udziałem Głównego Konserwatora Przyrody Ministra Janusza Zaleskiego, Dyrektora Wydziału Nieruchomości UW w Rzeszowie reprezentującego Wojewodę Podkarpackiego, Starosty Bieszczadzkiego Krzysztofa Gąsiora. Członkowie Rady dysponowali materiałem opracowanym przez Park z dnia 23.10.2010 r. pt. „Informacja o zagrożeniach spowodowanych próbą kompleksowej prywatyzacji budynków mieszkalnych w Bieszczadzkim Parku Narodowym”, mapą usytuowania nieruchomości Skarbu Państwa w trwałym zarządzie BdPN, informacją o nakładach poniesionych na budynki mieszkalne w latach 2007 – 2010. Wizja terenowa pozwoliła naocznie ocenić stan techniczny budynków i duży zakres prac i nakładów powodujący, iż tylko kilka obiektów jest w gorszym stanie, zaś większość w dobrym lub bardzo dobrym stanie. Sytuację prawną przeanalizowała Pani Mecenas Elżbieta Surowiecka przedstawiając opinię prawną wykonaną dla BdPN. Między innymi opinia ta nawiązywała do ustawy z dnia 6 lipca 2001 r. o zachowaniu narodowego charakteru strategicznych zasobów naturalnych kraju (Dz. U. Nr 97 poz. 1051 z późn. zm.) zgodnie z którą do strategicznych zasobów naturalnych kraju zalicza się zasoby przyrodnicze parków narodowych. Gospodarowanie strategicznymi zasobami naturalnymi powinno być prowadzone zgodnie z zasadą zrównoważonego rozwoju w interesie dobra ogólnego a ponadto – właściwe organy administracji publicznej oraz inne podmioty, sprawujące na podstawie odrębnych przepisów zarząd nad zasobami naturalnymi mają obowiązek utrzymać, powiększać i doskonalić zasoby odnawialne.
Przewodniczący przedstawił przysłane opinie organizacji ekologicznych – sprzeciwiające się poczynaniom Starosty. Przebieg dyskusji przedstawia protokół z posiedzenia Rady Naukowej. Rada Naukowa BdPN przy jednym głosie wstrzymującym (przedstawiciela samorządu Gminy Cisna) przyjęła uchwałę z uzasadnieniem. Uchwała Rady broniła integralności głównego kompleksu Parku a więc zdecydowanie sprzeciwiała się uwłaszczeniu nieruchomości w Wołosatym, Ustrzykach Górnych, Bereżkach, Brzegach Górnych i Wetlinie, zwracała się też do Ministra Środowiska o pisemne stanowisko w sprawie prób wygaszania trwałego zarządu w Parku.
Stanowisko Ministra Środowiska podpisane w dniu 15.11.2010 r. i skierowane do Przewodniczącego RN BdPN prof. dr hab. Bogdana Zemanka oraz do wiadomości Dyrektora BdPN, Starosty Bieszczadzkiego i Wojewody Podkarpackiego, było przeciwne wygaszaniu zarządu trwałego przez Starostę z pominięciem Dyrektora Parku i bez akceptacji Ministra Środowiska.
Stanowisko Dyrektora BdPN jest zgodne z wyżej wymienioną opinią prawną i stanowiskiem Ministra Środowiska, jest również tożsame z uchwaloną w dniu 05.11.2010 „opinią Rady Naukowej Bieszczadzkiego Parku Narodowego w sprawie wygaszenia zarządu trwałego na nieruchomościach Skarbu Państwa w BdPN, w celu zbycia ich na rzecz obecnych lokatorów”.
Wymiana stanowisk nie zatrzymała postępowania Starosty Bieszczadzkiego. Bez zgody Dyrektora na terenie Parku, z dużych działek Parku, wydzielił geodezyjnie mniejsze działki pod lokalami mieszkalnymi. W księgach wieczystych właścicielem działek jest Skarb Państwa – Bieszczadzki Park Narodowy, a pomimo tego Park był pomijany jako strona i nie zostaliśmy poinformowani o planowanych lub wykonywanych pracach. Podziału na wniosek Starosty dokonał decyzjami Wójt Gminy Lutowiska. Kolegium Samorządowe, do którego Park odwołał się uznało, iż Park nie jest stroną w sprawie. Park zaskarżył te decyzje do WSA.
Obecnie ma miejsce sukcesywne wygaszanie zarządu trwałego na kolejnych działkach, Park składa odwołania do Wojewody i zaskarża niekorzystne decyzje do WSA.
Aktualnie w zarządzie trwałym BdPN znajduje się 66 mieszkań, w tym 52 mieszkania położone wewnątrz głównego kompleksu Parku, zaś 14 mieszkań na działkach Parku w większej lub mniejszej odległości od głównego obszaru. Z zasobów tych pracownicy czynni parku zajmują 34 mieszkania, renciści parku – 1 mieszkanie, emeryci parku – 6 mieszkań – razem 41 mieszkań. 25 mieszkań zajmują osoby obce. Są to lokatorzy, którzy znaleźli się w Parku w trakcie jego powiększania i przejmowania budynków z Lasów Państwowych i z IGLOOPOL-u lub osoby, które przerwały pracę w Parku. Z tej grupy mieszkań, gdy przestają być użytkowane przez uprawnionych lokatorów, Park mieszkania odzyskuje i powinien odzyskiwać, co jest bardzo ważne ze względu na znaczną liczbę pracowników oczekujących na mieszkania służbowe.
Liczba pracowników uprawnionych do bezpłatnych mieszkań, przy obecnie zaniżonym stanie zatrudnienia wynosi 37, przy normalnym zatrudnieniu osiągnąć może 45. Z tej grupy pracowników, z mieszkań Parku korzysta 20 pracowników, a więc potencjalnie brakuje od 17 do 25 mieszkań, ażeby wypełnić obowiązek ustawowy wynikający z art. 104 ust.1 pkt 2 i ust. 3 ustawy z dnia 16 kwietnia 2004 o ochronie przyrody (Dz. U. Nr 92, poz. 880 z późn. zm.). Oczywiście kilku pracowników będzie korzystać z ekwiwalentów, mieszkając poza Parkiem w mieszkaniach prywatnych, ale większość jest zainteresowana uzyskaniem mieszkań służbowych.
W BdPN znacznie oddalonym od większych miejscowości konieczne jest również zabezpieczenie puli od 15 do 20 mieszkań dla innych (nie wymienionych w ustawie) niezbędnych do zatrudnienia pracowników, którym będą przydzielane odpłatne mieszkania na zasadach lokatorskich.
Z powyższej analizy wynika, iż dla normalnego zarządzania Bieszczadzkim Parkiem Narodowym, w zarządzie trwałym Parku powinno znajdować się ok. 55 – 60 mieszkań. W planie gospodarowania mieszkaniami Park wytypował kilka (ok. 7) zbędnych mieszkań do ewentualnej sprzedaży, położonych poza głównym kompleksem Parku.
Prywatyzacja 45 mieszkań, gdyby została zrealizowana, poważnie utrudniłaby funkcjonowanie Parku dziś i w przyszłości. W nieodległej perspektywie, Park byłby zmuszony do budowy nowych budynków lub odzyskiwania niektórych nieruchomości korzystając z prawa pierwokupu (art. 10 ust. 5 ustawy z dnia 16 kwietnia 2004 o ochronie przyrody (Dz. U. Nr 92, poz. 880 z późn. zm.).
Negatywne aktualne i potencjalne skutki dotychczasowych działań zmierzających do wygaszenia zarządu trwałego i prywatyzacji nieruchomości są następujące:
1. Próbuje się wprowadzić rozwiązanie, które zdegraduje dobro wspólne, osłabiając system ochrony Parku, zniweczy dotychczasowy wysiłek finansowy państwa oraz wysiłek intelektualny i pracę licznych specjalistów z kręgów ludzi nauki i administracji, angażujących się przez lata na rzecz umocnienia ochrony przyrody w Bieszczadach, poprzez stworzenie dużego, nie podzielonego barierami ekologicznymi obszaru chroniącego dziką przyrodę.
2. Rozbudza się emocje ludzi – lokatorów, obiecując wykup mienia Skarbu Państwa na preferencyjnych zasadach.
3. Tworząc przysłowiową „kość niezgody” dezorganizuje się relacje pomiędzy kierownictwem Parku a jego pracownikami, ponieważ chęć indywidualnego wzbogacenia, a nie służba dla ochrony przyrody, staje się dla wielu osób nadrzędnym celem.
4. Utrudnia się zdobywanie dotacji na termomodernizacje budynków z funduszy celowych. W umowach dotacyjnych z NFOŚiGW znajdują się zapisy o trwałości przedsięwzięcia. Park jest zobowiązany potwierdzać przez 5 kolejnych lat oświadczeniem o pozostawaniu obiektów w trwałym zarządzie. Dziś dwie poważne umowy są zagrożone ewentualnym wygaszeniem zarządu trwałego.
Niejednoznaczne zapisy prawne umożliwiły działania niebezpieczne dla trwałości Bieszczadzkiego Parku Narodowego i innych parków narodowych w Kraju. Interpretacje prawne uwzględniające systemowy i logiczny wymiar prawa są odrzucane, a działania urzędu podejmowane są w oparciu o wyrwany z szerszego kontekstu prawnego – zapis art.10 ust. 2a ustawy z dnia 15 grudnia 2000 roku o zasadach zbywania mieszkań będących własnością przedsiębiorstw państwowych, niektórych spółek handlowych z udziałem Skarbu Państwa, państwowych osób prawnych oraz niektórych mieszkań będących własnością Skarbu Państwa (Dz. U. z 2001 r. nr. 4 poz. 24 z póź. zm.). Nie bez znaczenia dla całej sprawy jest też silna presja, zdeterminowanych lokatorów mieszkań, podejmujących różne spotkania i rozmowy dla załatwienia swoich interesów. Są oni nieoficjalnie wspierani przez niektórych polityków, którzy mają mocny wpływ na urzędników samorządowych. Wydaje się, że opisana sytuacja może mieć wpływ na przebieg wyboru dyrektora Parku.
Władza, władza, władza…szkalowanie jedynego oponenta…a wszystko podparte zwykłą chęcią trzymania za mordy pracowników parku i kogokolwiek się da.
Ten artykuł zawiera taką ilość szczegółów i takie szczegóły, że mógł go napisać wyłącznie Winnicki – oczywiście razem z „kolegami”. Nikt inny nie ma w parku takiej wiedzy i nie jest dopuszczany nawet do najmniejszych jej okruchów.
Od wielu lat jestem pracownicą parku i przyglądam się Winnickiemu i jego tzw. kolegom. Od wielu lat ta sama ręka kieruje parkiem. Początkowo tylko w muzeum, gdzie wykosiła wszystkich co lepszych fachowców, a teraz w całym parku, gdzie w okresie ostatnich 5 lat owa ręka zrobiła dokładnie to samo. Leśnicy, inżynierowie, specjaliści – traktowani są jak szmaty. Większość leśniczych nie wie co się dzieje w ich leśnictwach, bo pierwszeństwo mają tzw. „naukowcy” i robią co im się podoba w terenie. Leśniczy może najwyżej po nich pozamiatać i trzymać pysk na kłódkę. Na kluczowych stanowiskach obsadzeni ludzie bez polotu, często bez kwalifikacji do tego co robią. Został jeden robotnik do obsługi majątku trwałego parku w tym budynków mieszkalnych, obsługujący cały park – a nad nim 3 kierowników, z których ten najwyższy nie posiada do tego kwalifikacji. Brak remontów, majątek dążący w ruinę, brak kompetentnych przeglądów obiektów – z wyjątkiem tych sporządzonych na zlecenie Winnickiego przez członka jego rodziny (klanu). Brak pieniędzy i koncepcji utrzymania majątku. Brak realnej możliwości utrzymania stanu posiadania. Pracownicy mieszkający w obiektach parkowych trzymani za mordy włącznie z groźbami odebrania im mieszkań, jeżeli nie będą posłuszni i nie będą wyznawali oficjalnej linii dyr. Winnickiego. Od lat jesteśmy jawnym pośmiewiskiem organizacji samorządowych oraz Lasów Państwowych. Na słowo – Winnicki – u większości ludzi, również w Regionalnej Dyrekcji LP otwiera się scyzoryk w kieszeni. To jest tzw. „tajemnica poliszynela” czyli dokładnie wszyscy o tym wiedzą. Większość wniosków, dzięki którym zdobyliśmy fundusze mija się z właściwym celem ochrony przyrody, prawidłową techniką wykonania i właściwym czasem wykonania. Tak naprawdę większość z nich służy do dodatkowego zarobku dla „kolegów dyrektora” za działania przeprowadzane w godzinach pracy oraz do zarobków reszty z jego znajomych spoza parku. Przytoczone przykładowo wnioski dotyczące termomodernizacji to zasługa poprzedniej ekipy, której członkowie zostali wykoszeni z parku, również i dyscyplinarnie – co jak się okazało było zupełnie bezzasadne ale lansowane w ówczesnym czasie przez członków ekipy obecnie przyssanej do stołków. Oba związki zawodowe przekupione – jeden z przewodniczących to kopia samego dyrektora, nieco mniej dopracowana i bardziej chamska, drugi – na stanowisku leśniczego, bez najmniejszej znajomości sztuki leśnictwa – coś za coś. Okresowo przeprowadzane „sabaty czarownic” na nieposłusznych pracownikach polegające na obstawieniu kandydata zausznikami dyrektora i sztorcowaniu go przez dyrektora bez najmniejszej możliwości obrony. Pracownicy wychodzący z płaczem z gabinetu dyrektora. Te zachowania są charakterystyczne w momentach, gdy dyrektor jest silny np. tuż po świeżej nominacji ustalającej czas władzy na następną kadencję. Obecnie – cisza i niepokój – kto wygra ?
Jedyny kontrkandydat, który ma jaką taką wizję, zapał i prawdziwe doświadczenie w terenie – oczywiście oczerniony. Jedyny dyrektor, który miał inną wizję parku, zgodną zresztą ze stanem ekonomicznym – oczerniony. Mało tego – należy kopać leżącego, czyli nie dość, że pod Komornickim wykopano klasyczny dołek dla wywalenia go z parku, to jeszcze raz przywołać jego pamięć, podłożyć mu w usta nieprawdziwe wypowiedzi i zamydlić oczy czytelnikom artykułu jedną z mniej istotnych kwestii, czyli mieszkaniami. W końcu, ktoś taki jak Komornicki, który przyszedł do Parku z zewnątrz, zobaczył gdzie, kto i co kradnie oraz zaczął sprzątać uniemożliwiając prowadzenie interesów „kolegom dyrektora” nie miał prawa tutaj pracować. To co z tego, że okazał się niewinny ? Już i tak tu nie pracuje.
Z wyjątkiem Derwicha cała reszta kandydatów na stołek dyrektora, to ludzie osobiście przysposobieni przez Winnickiego. Jeżeli wybiorą kogokolwiek z nich – nic się nie zmieni. Nadal będzie rządził Winnicki zza pleców następnego dyrektora „kukiełki”. Nie dziwię się ministrowi, że z ostrożnością podchodzi do tego konkursu – nie jest głupi i wie co się dzieje.
A co do mnie – jeżeli ktokolwiek dowie się kim jestem – to już nie żyję. Oczywiście w przenośni. Winnicki załatwi mnie osobiście, w białych rękawiczkach i bez mydła. Jest w tym naprawdę dobry. Rzecz jasna – wewnętrzne dochodzenie i tak się odbędzie.
Artykuł tendencyjny, obrażający wszystkich leśników. Zero szacunku dla ludzi, którzy tutaj mieszkają od czasu, gdy pan Winnicki o lasach nie miał żadnego pojęcia. Takiego dyrektora nie było od chwili powstania parku narodowego: pełnego pogardy, zadufanego, ze skłonnościami do despotyzmu.
Winnicki kocha wojenki podjazdowe ze wszystkim i o wszystko. Prawo, w jego rozumowaniu, to narzędzie jednej słusznej racji – wszystko mogę w oparciu o Ustawę o Ochronie Przyrody. Zapomniał o Konstytucji! Musi jednak pamiętać, że nie może stosować przepisów dla zaspokajania potrzeb własnych,klakierów i rodziny. Trochę grzechów się uzbierało i aż kipi w kociołku – tylko patrzeć, jak pęknie i trzeba będzie po sobie sprzątać. Hasła z bilboardów przypominają czasy PRL-u, czyli propagandy sukcesu.
„Priorytetowy program usuwania eternitu w Bieszczadzkim Parku Narodowym”
– około 1,7 miliona. Drobnostka, jeśli nie płaci się z własnej kieszeni. W ogłoszeniu o przetargu sporo nieścisłości w porównaniu z wykonaniem. Eternit usunięto, to prawda, ale nową blachę położono na zmurszałe krokwie, co łatwo sprawdzić, zaglądając pod dachy. Kominy obudowano blachą, gdyż nadają się do rozbiórki (teraz nie straszą – mieszkańców owszem, bo w każdej chwili mogą spłonąć) Instalacja elektryczna w stanie opłakanym. Dotyczy szczególnie drewnianych budynków, w których mieszka biedota – nikt nie pozwoli sobie na opłacenie prawnika, a dyrektor płaci prawnikom z państwowej kasy, bez skrupułów.
Proszę nie wprowadzać w błąd, gdyż Jan Komornicki nikogo nie zachęcał ponieważ zainteresowani złożyli wnioski o wykup mieszkań jeszcze w czasie, gdy dyrektorem był W.Wojciechowski!
„Dyrektora i jego trzech kolegów z kierownictwa Parku,uczestniczących w konkursie,faktycznie łączy wzajemne zaufanie,dobra współpraca oraz zaangażowanie w pracę na rzecz Parku. Jest też prawdą,że bez względu na to,który z nich zostałby dyrektorem,efektywnie współpracowali by ze sobą wspierani przez większą grupą pracowników Parku,również rzetelnie pracujących na rzecz ochrony przyrody.”
Nie dziwi takie oświadczenie – pozostali pracownicy nie mają nic do powiedzenia.
Ryszard Prędki pracuje z doskoku, bo trudno codziennie przyjeżdżać do pracy ponad czterdzieści kilometrów – ma swoich podwładnych, więc nie musi. W ogóle nie musiałby, bo w Ustrzykach Górnych nie brakuje ludzi wykształconych w tym kierunku, ale po prostu kocha góry.
Dyrektor od kilku lat dojeżdża służbowym samochodem z Ustrzyk Dolnych i nikogo nie dziwi, że takie dojazdy są „dosyć” kosztowne.
Przecież mógłby zamieszkać w Bereżkach lub Wołosatem – mieszkania, ba domy – stoją puste i niszczeją. Natomiast dyrektor udowadnia, że natychmiast potrzebuje tylu mieszkań, bo parkowi grozi zapaść.
Panie Winnicki, może zdradzi pan tajemnicę, kto i za ile projektuje obiekty tzw. małej infrastruktury? My wiemy, a pan? Minister i Rada Naukowa również wiedzą? Czy na projekty nie trzeba procedury przetargowej? Pewnie nie, bo pański brat, jest niezastąpiony.
Tak zwane przeglądy techniczne od lat działają na zasadzie „papierkowej”
– pisze się i nic nie robi.
Wizja parku obecnego dyrektor sprowadza się do robienia szumu wokół siebie i wymiany „infrastruktury” zaprojektowanej w pracowni Łukasza Winnickiego.
Część oczyszczalni ścieków wygląda, jak po bombardowaniu – pozostały leje, z których się leje, do potoku.
Przejęcie mieszkań wiąże się z pytaniem – co później?
Scenariusz może być nieprzewidywalny. Dyrektor będzie przyznawał mieszkania służbowe,(czas najwyższy skończyć z przywilejami, bo nawet w wojsku, czy policji, dawno zapomniano o przywilejach, a służba w tych formacjach, jakby nie patrzeć – znacznie się różni od służenia przyrodzie)które po zmianie przepisów – być może – będzie mógł sprzedać.
Taki tok myślenia również nie jest pozbawiony logiki, jak i to,że dyrektor nie będzie żył wiecznie.
Na zakończenie pragnę zwrócić uwagę, że tytuł doktora powinien iść w parze ze znajomością polskiej pisowni.
Ziuta, nareszcie konkretna wypowiedź. Jestem także pracownikiem parku narodowego, dlatego doskonale znam temat który opisałaś. Do Twojej wypowiedzi dodam, że w ogromnej większości przypadków, konkursy na dyrektora parku są zwykłą fikcją a zwycięzcą konkursu jest ten który ma większe układy w komisji konkursowej i w Ministerstwie Środowiska. Największym jednak nieszczęściem parków narodowych jest to, że są traktowane przez dyrektorów jak prywatne folwarki, marnotrawi się w nich publiczne pieniądze oraz, że brak jest rzetelnych kontroli w parkach narodowych.
Są ludzie uczciwi i pracowici i tacy którzy nie mając wielu własnych osiągnięć żyją w ciągłych w kompleksach, oceniają ludzi, wymieniają nazwiska – ale już np. brakuje im odwagi do podpisania się pod komentarzem.
Całą prawdę o naszych problemach zna Pan Bóg i kiedyś wszystko oceni. Czy to co robimy na Ziemi jest na Jego chwałę.
Rysiek Prędki
Pozdrawiam wszystkich Przyjaciół
Dość tej nikczemności!!
Człowiek honoru, jeśli podejmuje potyczkę, powinien przedstawić swoje argumenty rzetelnie, obiektywnie i odpowiedzialnie. Anonimowość, jaką stwarza Internet, w obliczu własnego rozrachunku sumienia nie zwalnia nikogo z ponoszenia konsekwencji za użyte słowa i oszczerstwa. Szczególnie, kiedy ta anonimość jest tylko pozorna i w środowisku pracowników Parku jest wszystko wiadomo, kto się pod tym kryje.
Jestem pracownikiem Parku od wielu lat i uważam, że obrzucanie w tym stylu Dyrektora Parku, jak też pracowników, przez osoby, które są rzekomo pracownikami, jest metodą doskonale znaną i stosowaną w systemie, który siał destrukcję, zawiść i strach. Czas się obudzić! Tamte czasy minęły!
Dlatego wnoszę apel do pracowników Parku – stańcie na wysokości zadania i zareagujcie na te oszczerstwa! Przecież dotyczą one nas wszystkich, jako załogi. Jesteśmy zatrudnieni w Instytucji, która na mocy ustawy powołana jest do ochrony najcenniejszego dobra narodowego, jakim są zasoby przyrodnicze naszego Parku. Jeśli ktoś się z tym nie zgadza, to niech zmieni pracę, jeśli ktoś ma coś do zarzucenia, to niech dochodzi sprawiedliwości zgodnie z literą prawa, a nie szkaluje za plecami pracowników i przy udziale tych, którzy pomylili się ze swoim powołaniem.
Przedmówcy, którzy tak świetnie znają sytuację w Parku, dobrze też wiedzą, że kondycja finansowa Parku, stan zatrudnienia, stan techniczny budynków, itd nie są efektem samego Dyrektora, jak też zarządzania w okresie ostatnich 5 lat. Powinni też wiedzieć, że są przecież spektakularne sukcesy całej załogi Parku w zakresie ochrony przyrody Parku, badań naukowych, monitoringu, czy edukacji, o których „troskliwi” o losy przyrody w Parku przedmówcy powinni rzetelnie wspomnieć, czego nie uczynili.
Jestem przekonana, że tu nie chodzi już o Dyrektora, czy pracowników Parku, mieszkania, tzw. „praworządność”, itd. Nie byłoby takich komentarzy i całej sprawy, gdyby ochrona przyrody nie była w naszym kraju w ogromnym kryzysie, co jest efektem ogólnego kryzysu wartości. Ale jestem optymistką, przecież wiadomo, co zwycięży!
Oczywiście wiemy, co zwycięży. Dlatego stańmy w obliczu prawdy. Niech ci tak mocno „poszkodowani”, którzy chcą uderzyć w dobro pracowników Dyrektora Bieszczadzkiego Parku Narodowego i pracowników, podadzą, czym oni sami zasłużyli się dla Parku i ochrony przyrody?
Jeśli uważają, że jest źle, są niezadowoleni i rzekomo „zaniepokojeni” sytuacją w Parku, czemu sami nie stanęli w konkursie na stanowisko dyrektora? Dlaczego? Zabrakło im odwagi? Chyba nie, bo odważnie sieją oszczerstwa w Internecie. To może polotu? Ależ nie, kwiecisty język aż kipi w komentarzach, to czego? Ano szacunku do przyrody i człowieka, wiedzy, pracowitości i zwykłej uczciwości. I pewnie jeszcze więcej, o czym oni sami wiedzą najlepiej.
Pozdrawiam wszystkich pracowników Bieszczadzkiego Parku.
zgadzam się z wypowiedziami RYNEK I PRACOWNIK PARKU oczerniać pracowników z parku oraz dyrektora nie podpisując się pod tekstem to wiadomo kto pisze takie paszwile nieroby i ludzie którzy nie mają pojęcia o bieszczadach i bieszczadzkim parku i niech nie podpisuje się leśnik bo obraża ludzi pracujących dla dobra przyrody dlatego nie można polemizować z ziutą leśnikiem oraz jegerem .
Witam,
Prawda w oczy kole i to widać po komentarzach obrońców BdPN.
Odwoływanie się do Boga to już lekka przesada drogi panie Ryśku, ale jeśli już wmieszał pan Boga w tę sprawę zapewne On nas rozliczy za wszystko jednak dodatkowych punktów za ochronę przyrody raczej nie przyzna.
Najbardziej mnie rozbawiły spektakularne sukcesy, proszę przytoczyć choć
jeden z nich bo ja ich nie zauważyłem. Widzę natomiast jaki bałagan panuje w Parku i kto pociąga za wszystkie sznurki, ten okręt już niedługo
zatonie ale czy pan Tomasz jako ostatni opuści pokład niebawem się okaże.
Pozdrawiam Thorgal.
„Jak trwoga – to do Boga”… MŚ poznało się na tricku z ustawieniem kandydatów pod konkurs, a kadencja sie kończy ? Nic zatem dziwnego w tym, że Pan Dyrektor użył naszego leśnego portalu, nie bacząc na swoje uprzedzenia do nas leśników, wcześniej przez niego tępionych i określanych mianem „siekierogłowych”. Czyżby liczył teraz na poparcie leśników ?
Ziuta ma rację, autorstwo artykułu nie pozostawia wątpliwości – te cytaty z pisma MŚ/GKP, którego adresatami były tylko dwie osoby (zawęża to krąg potencjalnych autorów/inspiratorów artykułu do tych 2 osób), przytaczanie uzyskanej punktacji w konkursie (dane raczej niedostępne szerszemu ogółowi w necie), te wszystkie szczegóły z różnych zamkniętych dla publiki posiedzeń (np. Rady Parku)i treści opinii prawnych zleconych przez park, wymienianie konkretnych nazwisk (skrytykowane przez p. Prędkiego, 100/125 pkt), te dokładne dane dotyczące stanu posiadania oraz zamierzenia znane zapewne wyłącznie nielicznemu gronu najbardziej zaufanych współpracowników, no i te peany na własną cześć…
Fakt, autor „zapomniał” się podpisać. Czyli zgodnie z tym co napisała „pracownik Parku” (mimo że stanęła w obronie swojego Dyrektora – również na wszelki wypadek zapomniała się podpisać) walcząca z anonimowością jaką (rzekomo) stwarza internet – nie powinien być uważany za człowieka honoru 😉 Chyba zwalnia to z obowiązku podpisywania się kolejnych uczestników dyskusji na tym forum ? A już zwłaszcza takich jak np. Ziuta, którzy za takie wypowiedzi mogą ryzykowac zwolnieniem z pracy (oraz ewentualnie wyrzuceniem z mieszkania służbowego).
Trudno sie dziwić leśnikom z Bieszczadzkiego, że chcieliby skorzystac z obowiązującej ustawy i woleliby tak jak my w LP mieszkać we własnych dawnych leśniczówkach niż obawiać sie, że ich rodziny zostaną w przyszłości objęte akcją „odzyskiwania mieszkań przez park” (którą Pan Dyrektor był uprzejmy zapowiedzieć). Tym bardziej jeżeli zamieszkali w nich na długo przez powstaniem Parku (spotkałem takich podczas urlopu w Bieszczadach). Ale łatwo im nie będzie, skoro ich dążenia są kwalifikowane jako „usiłowanie wyprowadzenie mienia Skarbu Państwa do sektora prywatnego”.
Od kolegów w Bieszczadach słyszałem, że swego czasu Pan Dyrektor skutecznie zadbał o swoje sprawy mieszkaniowe, niekoniecznie z korzyścią dla Skarbu Państwa i bieszczadzkiej przyrody, których interesu teraz z takim zapałem broni. Może podzieli się swoimi doświadczeniami, choćby na łamach tego forum ?
A tak w ogóle – przed kolejnym startem w konkursie (tym razem już konkursie a nie „ustawce”) na kolejną kadencję chyba powinien uwzględnić fakt, że negatywne opinie leśników i samorządowców na temat jego osoby docierają daleko poza region Bieszczadów. Obawiam sie (a koledzy z Bieszczadów zapewne mogą to potwierdzić) że największym „Problemem w Bieszczadzkim PN” jest on sam.
Leśnicy z Bieszczadów, nie dajcie się !
Nieco faktów nie powinno nikomu zaszkodzić, a zachęcić do rzetelnej dyskusji.
Tekst zatytułowany „Dokąd zmierza ochrona przyrody w polskich parkach narodowych? jest w innych źródłach podpisany imieniem i nazwiskiem, stąd można sądzić, iż Tomasz Winnicki nie ukrywa się i autoryzuje swój tekst.
Spróbujmy teraz wyjaśnić jakich fachowców „wykosiła ręka” kierująca ponoć parkiem od wielu lat?
W okresie, gdy T. Winnicki pełnił funkcję zastępcy dyrektora BdPN i w ramach obowiązków odpowiadał za część Parku, jaką jest Muzeum w Ustrzykach Dolnych, na jego wniosek został przez Dyrektora Parku zwolniony dozorca przychodzący do pracy pijany.
W czasie pięciu lat pełnienia funkcji dyrektora wg. mojej wiedzy T. Winnicki zwolnił:
– wcześniej odwołanego przez Ministra Środowiska dyrektora – skomplikowana kwestia prawna;
– pracownika odpowiedzialnego za nadzór robót rozbiórkowych przeprowadzanych z naruszeniem prawa;
– pracownicę, która przywłaszczyła sobie pieniądze za czynsz zostawiane jej przez jedną z lokatorek do wpłacenia do kasy Parku;
– robotnika ze stadniny – za pijaństwo i opuszczanie pracy;
– leśniczego z chorobą alkoholową, po potwierdzeniu nietrzeźwości w pracy. Po odbyciu kuracji specjalistycznej osoba ta została przywrócona do pracy;
Dyrektor wyznaje zasadę, iż Park nie jest jego prywatną firmą i powinien pracować budując zespoły pracownicze z pracowników, których ma, nie wyłączając oponentów. Jednak duża część pracowników uważa, iż dyr. T. Winnicki popełnił błąd przyjmując do pracy dwóch pracowników pracowników zwolnionych przez swojego poprzednika, oraz, że nie rozlicza z wykonywania obowiązków jednego z nadleśniczych, który nie wykonuje swoich zadań i działa na szkodę parku.
Czy sugerowane nieprawidłowości w gospodarowaniu majątkiem i funduszami mogą mieć miejsce w BPN?
Większość pracowników sądzi, że dyrektor prędzej dołożyłby do Parku ze swego aniżeli sięgnąłby po własność Parku. Szczególnie starannie pilnuje procedur związanych z zamówieniami publicznymi i z rozwagą wydaje publiczne pieniądze.
W Bieszczadach nie jest łatwo o dobrego architekta, dlatego Dyrektor akceptuje angażowanie swojego brata, niemniej nigdy nie uczestniczy w procedurach związanych z ustalaniem kosztów usług. Zastępuje go tu jego zastępca. Drobne projekty i nadzór nad ich realizacją: wiaty na szlakach, ławki, wiaty ogniskowe, tablice informacyjne, oraz obecnie budowane drewniane domki do sprzedaży biletów i sanitariaty, dzięki harmonijnej architekturze znacznie poprawiły wizerunek Parku. Staranne kontrole procedur nie wykazały w tej sferze usterek.
Donos jednego z pracowników w sprawie przejazdów dyrektora samochodem służbowym, rozpatrywała prokuratura i Ministerstwo – nie wykazano nieprawidłowości. A donosiciel przyjęty do pracy przez Winnickiego dalej pracuje i nikt go nie tępi.
Czy na kluczowych stanowiskach obsadzeni są ludzie bez polotu?
Oceniać każdy może według rozumu lub rozumku. Podstawą do niezależnej oceny mogą być osiągnięcia poddawane niezależnym ocenom zewnętrznym np. stopnie naukowe, poważne publikacje, wyniki konkursów, opinie specjalistów ze środowisk branżowych itp. Kierownicy działów organizacyjnych w BdPN nie mają niskich notowań, jeśli dokonamy zobiektywizowanych ocen. Wszyscy po dobrych wyższych uczelniach i kierunkach przydatnych na zajmowanych stanowiskach. Cztery osoby z stopniami naukowymi doktorów. Duży dorobek w zakresie publikacji. Wymierne efekty w pracy, znane i widoczne w Parku i poza nim.
Ponieważ szkoda czasu na analizowanie kolejnych wątków, to jeszcze jedno pytanie.
Czy osoba, która pisze oszczerstwa tak niegodziwe powinna obawiać się Winnickiego?
Pracownicy sądzą, że mógł już kilkakrotnie wyrównać rachunki, ale nie wiadomo, dlaczego tego nie zrobił. Ponoć stwierdza, że osobista niechęć przełożonego do pracownika nie może być przesłanką do decyzji personalnych. Ale czy powinien tolerować np. tzw. „świętą krowę”- „pracownika”,który znika wcześniej z pracy, lub spędza całe godziny w pracy przy grach komputerowych?
Autor artykułu podpisał się imieniem i nazwiskiem. To Redakcja „Prawego Lasu'” ukryła dane osobowe.
Dlaczego redakcja ukryła dane osobowe ?
Skoro i ja też zostałem przywołany do tablicy, to się odezwę. Śledzę ten wątek z pewnym rozbawieniem od chwili gdy ktoś doniósł mi, że coś ciekawego się dzieje. Dla wszystkich zainteresowanych:
Tak, to ja – nadleśniczy – „święta krowa” znikająca z pracy i namiętnie grająca na komputerze. Już się wam michy cieszą ?
Moja ewidencja czasu pracy znajduje się w powszechnie dostępnym rejestrze. Mam również telefon służbowy i zawsze możecie się dowiedzieć gdzie jestem i co robię. Oprogramowanie istniejące na moim komputerze możecie sobie sprawdzić osobiście lub zdalnie. Jeżeli ktoś uważa arkusz excela za szczególnie interesującą grę, to życzę mu dużo szczęścia, pomyślności i samozadowolenia z siebie.
Co do dyr. Winnickiego, to dla nikogo nie jest tajemnicą, że krytycznie podchodzę do tego co i jak robi. Zarówno prywatnie, jak i służbowo jest mi uczuciowo obojętny. Gdybym chciał z nim w ogóle wyrównywać rachunki, to akcja toczyłaby się na zupełnie innym poziomie i nie dla waszych ciekawskich uszu. Niestety dla was, ani on ani ja nie jesteśmy jakoś do tego skłonni. Możecie się napuszczać jeden na drugiego ale prywatnie, bo jeżeli zdarzy się wam to służbowo i ja to zauważę, to porozmawiamy sobie o Kodeksie Pracy na poważnie.
Zauważyłem, że Staszka również zaliczyliście do tzw. „kolegów dyrektora”.
Znam go o wiele dłużej niż wy i wiem, że to zbyt inteligentny gość, aby się dał wmieszać w tego typu układy.
Rysiu – zdradzę ci pewną tajemnicę. Jako prawidłowo ochrzczony przez jednego z pięciu najwyższych lamów Tybetu buddysta powiem ci – „Boga nie ma”. Poza tym życzę ci dalszych osobistych „sukcesów”.
Koleżanko od honoru – nie machaj już tymi flagami, komunizm przeżyłem i nie chcę już do niego wracać. Poza tym wiem kim jesteś – możesz się już podpisać.
„Miłe złego początki…” Ponieważ dyskusja się rozwija, znaczy, że ma sens.
Nigdy nie słyszałem o określeniu „siekierogłowi” – dziękuję Prawy Leśniku, bo teraz wiem, ile jest warta moja długoletnia praca w Lasach Państwowych.
Ludzie cenili naszą ciężką pracę, często w bardzo trudnych warunkach, bez środków lokomocji, jakiejkolwiek łączności – w Bieszczadach naprawdę dzikich i bezludnych. Nie sądzę, że pan Winnicki zechce podjąć dyskusję na forum, gdzie wypowiadają się ludzie bez tytułu (co najmniej)doktora.
Zresztą nie ma takiej potrzeby, gdyż nie po to jest dyrektorem aby zajmował się drobnostkami – ma podwładnych, którzy robią to, co do nich należy, a zakichanym obowiązkiem „lojalnego” pracownika jest odpieranie wszelkich zarzutów nawet zgodnych z prawdą i tłumaczenie zaistniałych okoliczności (o czym za chwilę). Zobaczymy, kto pierwszy rzuci kamieniem
i w którym momencie, bo na razie gramy w ping-ponga. Z komentarza „pracownika Parku”, (prawdopodobnie kobiety, co nie jest istotne) zrozumiałem, że należy szykować się do potyczki, (bo wykrzykniki pełnią rolę podkreślenia siły wypowiedzi), czy czegoś bardziej nieprzyjemnego?
Wojna jest czymś obrzydliwym: są zabici i ranni, umierają niewinne kobiety i dzieci, ludzie pozbawieni domów koczują w lasach i z biegiem czasu dziczeją (jak tan Japończyk odnaleziony dziesiątki lat po zakończeniu II Wojny Światowej).
pracownik BdPN:
„Większość pracowników sądzi,że dyrektor prędzej dołożyłby do Parku ze swego aniżeli sięgnąłby po własność Parku. Szczególnie starannie pilnuje procedur związanych z zamówieniami publicznymi i z rozwagą wydaje publiczne pieniądze.
W Bieszczadach nie jest łatwo o dobrego architekta,dlatego Dyrektor akceptuje angażowanie swojego brata,niemniej nigdy nie uczestniczy w procedurach związanych z ustalaniem kosztów usług. Zastępuje go tu jego zastępca. Drobne projekty i nadzór nad ich realizacją:wiaty na szlakach,ławki,wiaty ogniskowe,tablice informacyjne,oraz obecnie budowane drewniane domki do sprzedaży biletów i sanitariaty,dzięki harmonijnej architekturze znacznie poprawiły wizerunek Parku. Staranne kontrole procedur nie wykazały w tej sferze usterek.
Donos jednego z pracowników w sprawie przejazdów dyrektora samochodem służbowym,rozpatrywała prokuratura i Ministerstwo –nie wykazano nieprawidłowości. A donosiciel przyjęty do pracy przez Winnickiego dalej pracuje i nikt go nie tępi.”
Od końca przytoczonego cytatu – proszę wyjaśnić, co to jest donos i o jakie przejazdy chodzi, gdyż większość komentujących prawdopodobnie (tak jak ja) nie wie o co chodzi. Jeżeli o dojazdy do pracy, to z pewnością zgodnie z obowiązującymi przepisami mimo, iż nadal uważam, że koszty zamieszkania w pobliżu parku byłyby o wiele niższe, ale nie upieram się, gdyż nie każdy dyrektor chciałby mieszkać w Bereżkach, chociaż mógłby obcować z przyrodą w mateczniku przez całą dobę 😉
Proszę nie czarować, że w Bieszczadach trudno o dobrych i zdolnych architektów, bo poważnej rozmowy nie można zaniżać do poziomu przedszkola, prawda?
Trudno aby pan dyrektor uczestniczył w procedurze wyceny usług swojego brata, gdyż natychmiast ktoś „doniósłby”, że to szwindel niezgodny z prawem.
O zwolnieniach i ponownych przyjęciach nie mam pojęcia, więc nie wypowiadam się na ten temat. „Ziuta” wie – Jej również dziękuję za informację. Pozdrawiam Przyjaciół i Wrogów; jestem w stanie wszystkim wybaczyć w imię zrozumienia drugiego człowieka i chęci rozmowy, ale merytorycznej, bez wojskowego drylu.
Jeśli artykuł napisał pan dr Winnicki – powinien spodziewać się reakcji popleczników i opozycjonistów, dwóch stron medalu i barykady.
Od pewnego czasu utajniamy dane osobowe, bo zauważyliśmy, że komentatorzy zamiast komentować merytorycznie treść artykułów skupiają się na osobie autora. A nie o to nam chodzi.
thorgal ujawnij się
Do „pracownika parku”
Po pierwsze, jeśli chcesz polemizować to używaj argumentów a nie inwektyw.
Po drugie sam nie podpisałeś się pod tekstem a wytykasz to innym.
Po trzecie nie wypowiadałem się o Bieszczadzkim Parku Narodowym i chociaż znam wielu jego pracowników i sprawy opisane przez Ziutę to jednak nie napisałem pół słowa na temat pana Winnickiego, bo ten przywilej pozostawiam pracownikom BdPN. W swojej wypowiedzi odniosłem się do sytuacji, jaka powstała po 2004 roku, czyli po wprowadzeniu konkursów na stanowisko dyrektora parku. To właśnie ten zapis ustawy doprowadził do tego, że pracownicy w parkach narodowych są skłóceni i podzieleni a dyrektorzy poprzez swoje układy czują się bezkarnie i zachowują tak jakby park narodowy był ich prywatną własnością. Tego problemu nie dostrzegają tylko ci pracownicy, którzy są w układzie z dyrektorami i bojąc się o swój dalszy los, wypisują bałwochwalcze teksty o swoich pryncypałach obrzucając jednocześnie inwektywami tych pracowników, którzy ośmielili się napisać o tym, co naprawdę dzieje się w parkach narodowych.
Pozdrawiam.
ale ja niepisałem anonimowo żadnych komentarzy poniewasz uwarzam że komentarz opluwający pracowników PARKU oraz dyrektora pisany anonimowo jest kłamliwy jager ziuta leśnik boją się odpowiedzialności za swoje oszczercze bzdurne kometarze na forum tyle pozdrawiam więcej z anonimością nie dyskutuję
Znam dobrze obecnego Dyrektora i jego rodzinę, a także całość spraw w BdPN. Winniccy to ludzie którzy nie wysługiwali się władzy ani w poprzedniej epoce ani w obecnej. To co osiągnęli to wyłącznie w efekcie własnej uczciwej pracy. Budowanie domu przez T. Winnickiego zaczęło się w połowie lat 80-tych (przygotowania i gromadzenie materiałów a następnie prace budowlane) i trwało kilkanaście lat. Jest to skromny, normalny dom, gdzie mieszka małżeństwo Winnickich, dorosłe dzieci i wnuki. Ponieważ pensja naukowca, czy nauczyciela nie pozwoliłaby mu na budowę domu, T.Winnicki przez wiele lat prowadził towarową pasiekę, a miód syrenką bosto osobiście dowoził do odbiorców w różnych miejscach w Polsce, lub sprzedawał na miejscu. Popołudnia, soboty, niedziele i urlopy spędzał on i jego rodzina w pasiece lub na budowie. Wiele prac budowlanych wykonywał sam. Wiem bo niekiedy mu pomagałem w trudnych fizycznych pracach. Dlatego z obrzydzeniem czytam u „prawego leśnika” zdanie „Od kolegów w Bieszczadach słyszałem, że swego czasu Pan Dyrektor skutecznie zadbał o swoje sprawy mieszkaniowe, niekoniecznie z korzyścią dla Skarbu Państwa i bieszczadzkiej przyrody”. Cóż, przypomnę tu tylko inne mądre zdanie:
„8. Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu”.
Dyrektor T.Winnicki nie jest wrogiem ludzi, również tych, którzy owładnięci dążeniem do wejścia w posiadanie mieszkań Parku – w Wołosatym, Ustrzykach Górnych, Bereżkach – nie przebierają w środkach i oszczerstwach. Sądzę jednak, że dyskusja powinna dotyczyć istoty sprawy, a więc, czy w środku Bieszczadzkiego Parku Narodowego, którego celem jest ochrona ostatniej w naszym Państwie tak cennej puszczy karpackiej z licznymi zwierzętami, należy mienie Skarbu Państwa zamieniać na własność prywatną. Przecież dlatego niektórzy nienawidzą Dyrektora T. Winnickiego, że nie uległ naciskom i broni Bieszczadzkiego PN przed utworzeniem w środku zwartej ochrony, enklaw prywatnej własności. Tylko dlatego mają miejsce nieprzyzwoite ataki personalne, upadlające przede wszystkim tych, którzy je stosują.
„Przecież dlatego niektórzy nienawidzą Dyrektora T. Winnickiego,że nie uległ naciskom i broni Bieszczadzkiego PN przed utworzeniem w środku zwartej ochrony,enklaw prywatnej własności” – o nie nie ! Myślę, że jest to mało znaczący powód dla którego ktoś w tym ja go nie lubię. Chodzi o to, że sposób kierowania Parkiem w ten sposób doprowadza go do całkowitej ruiny. Proszę spytać ludzi którzy mieszkają na terenie Parku i okolic czy są zadowoleni z działań Dyrektora – czyli jego decyzji.
„Znam dobrze obecnego Dyrektora i jego rodzinę,a także całość spraw w BdPN. ” – jeszcze tu chciałbym się wypowiedzieć do mojego poprzednika. Poznałem rodzinę dyrektora i tak jak mój poprzednik z jednym wyjątkiem jestem w stanie napisać – tak Państwo Winnicy nie wysługiwali się władzy ani w poprzedniej epoce ani w obecnej – tym wyjątkiem jest sam Dyrektor. W Bieszczady zacząłem przyjeżdżać dawno temu od 90 mieszkam na stałe po dojściu Pana Winnickiego do władzy spodziewałem się przywrócenia „normalności” w Parku a z tego co widzę na własne oczy jest jeszcze gorzej.
Od 20 lat mieszkam w Bieszczadach i od Czarnej przez Ustrzyki Grn. do Wetliny nie znam osoby, która z życzliwością i z jakąkolwiek sympatią mówiła o dyr. obecnym jak i poprzednim. Uważam też, wracając do meritum sprawy, że artykuł wyżej napisany przez osobą mi nie znaną jest bardzo stronnicza co widać czarno na białym. Według tego artykułu dzięki dyrektorowi w Parku jest wspaniale i robi on co może żeby było jeszcze lepiej. Przepraszam ale ja osobiście chodząc po szlakach nie zauważyłem tego – mało, powiedziałbym, że jego działania doprowadziły do nadmiernej biurokracji i *skomplikowania każdej możliwej sytuacji* (*- to znam akurat z opowiadań Pracowników na terenie BPN)
Co do podpisywania się pod artykułem – mógłbym się pod nim podpisać – odpowiem dlaczego tego nie zrobię bo to widzę interesuję ludzi komentujących siebie nawzajem – do których i ja się zaliczam. Boję się, że jeśli dyrektor pozostanie na swoim stanowisku razem ze swoimi pupilkami będę miał bardzo dużo nie przyjemności. Czy powiedziałbym dyrektorowi to wszystko w cztery oczy? Jak najbardziej, gdyby tylko zechciał w co (po jednej próbie na jednym ze szlaków gdzie udało mi się go spotkać) szczerze wątpię.
Myślę, że przywoływanie Boga i jego przykazań nie ma tu większego sensu choć jestem osobą wierzącą uważam, że lepiej go w to nie mieszać. Lepszym powiedzeniem wydaję się być określenie, którego użył mój znajomy akurat na wycieczce w Bieszczadach „…ojcowie mogą robić co chcą ale to dzieci będą musiały się wstydzić”
Smutną prawdą na cały ten zakłamany artykuł jest fakt: jeśli nie wiadomo o co chodzi chodzi o pieniądze
Jeśli kogoś uraziłem to przepraszam ale czytając takie pierdoły troszkę ciśnienie skacze
enklawa fr. enclave
1. polit. «terytorium państwa lub jego części ze wszystkich stron otoczone terytorium innego państwa.
2.
a)teren otoczony obszarem o innym charakterze (np. obszarem o odmiennej roślinności)
b) przen. miejsce dające komuś poczucie bezpieczeństwa:
Nasz dom to enklawa spokoju (?).
Wieloznaczność określenia skutkuje dowolną interpretacją i może również oznaczać:
wysepkę, wyspę, obszar, getto, kolonię, oazę.
Nikt nie ma zamiaru nic wyprowadzać, ani wprowadzać albowiem oprócz Ustawy o Ochronie Przyrody, mają zastosowanie inne przepisy prawa, zabraniające pewnych działań o których rozmawiamy. Nie sprowadzajmy dyskusji do opowieści kto, gdzie i za ile budował lub nie budował, jak się układają stosunki rodzinne, kto jest prawy, a kto „be”.
Te, z taka zaciekłością bronione „enklawy”, z enklawami nie maja wiele wspólnego (w obecnej chwili). Znajdują się (w większości) przy głównych drogach wojewódzkich, są zabudowane i w tym stanie nie mają charakteru o znaczeniu przyrodniczym – w rozumieniu ochrony przyrody. Poza tym aby przywrócić ich pierwotny charakter, należałoby wszystkich mieszkańców wysiedlić, wyburzyć domy i po przygotowaniu gleby – posadzić las, co jest raczej nierealne nawet z tego powodu, że w artykule wyraźnie pisze o strategii przyszłych działań Parku, w celu zabezpieczenia mieszkań służbowych. A zatem są w opozycji – jedne względem drugich. Czytałem swego czasu interpelację poselską dotyczącą Zmiany Ustawy o Ochronie Przyrody, w której poseł PiS wyraźnie podkreślił, że nie może tak być, aby o losie mieszkańców Bieszczadów (Parku Narodowego) decydowali ludzie z rejonów Polski oddalonych o kilkaset kilometrów, którzy Bieszczady znają z kilkudniowych pobytów lub wycieczek. Nie chodzi również o to, z jakiego ugrupowania była osoba o której nadmieniłem, bo to nie dyskusja o polityce (w ścisłym tego słowa znaczeniu), lecz skutkach społecznych takich działań.
Pracownicy Parku niech się tak nie obruszają, bo nikt ich nie obraża, a za wykonywaną pracę otrzymują wynagrodzenie, jak pracujący w jakimkolwiek zawodzie. To nie misja – więc proszę nie obrażać innych i twierdzić, iż nie mają z leśnictwem nic wspólnego, są nierobami itp.
Mogą przypadkiem mieć więcej wspólnego, niż się niektórym komentatorom wydaje (ze znajomością tematu i fachowością w zawodzie leśnika).
Nie po to istnieje możliwość anonimowego komentowania abym musiał się komukolwiek spowiadać – w komentarzach piszę jedynie to, co uważam za stosowne, bez inwektyw i w odpowiedzialny sposób.
Szanowny interlokutorze Kurek Jan. Z panem nie mam zamiaru dyskutować
z tego powodu, że pan nie rozumie o czym rozmawiamy.
Imputowanie opluwania w komentarzach jest po prostu żałosne.
Ludzie dyrektora chcą faktów – proszę:
Z komentarzy wynika, że jest wiele niedomówień co do mojej osoby. Kto posiada wyrok skazujący mnie za naruszenie prawa ? Poniższy cytat kwalifikuje się do sądu, jako ścigane prawem oczernienie i naruszenie dobra osobistego.
„W czasie pięciu lat pełnienia funkcji dyrektora wg. mojej wiedzy T. Winnicki zwolnił:
– wcześniej odwołanego przez Ministra Środowiska dyrektora – skomplikowana kwestia prawna;
– pracownika odpowiedzialnego za nadzór robót rozbiórkowych przeprowadzanych z naruszeniem prawa;
– pracownicę,która przywłaszczyła sobie pieniądze za czynsz zostawiane jej przez jedną z lokatorek do wpłacenia do kasy Parku;
– robotnika ze stadniny –za pijaństwo i opuszczanie pracy;
– leśniczego z chorobą alkoholową,po potwierdzeniu nietrzeźwości w pracy. Po odbyciu kuracji specjalistycznej osoba ta została przywrócona do pracy;”
O pozostałych trzech osobach nic nie wiem, bo w tym czasie Winnicki już dawno zwolnił mnie z pracy dyscyplinarnie. Mogę za to opisać dwie pierwsze osoby – Komornickiego i mnie. Komornicki nie został zwolniony przez Ministra, tylko jego podwładnego Głównego Konserwatora przyrody –
Szwedy-Lewandowskiego. czyli wbrew prawu. Został zwolniony na podstawie oszczerstw rzucanych przez Winnickiego. Tak Komornicki, jak i ja zostaliśmy uniewinnieni ze stawianych nam zarzutów i to w
dwóch instancjach – sądowej (ja w sądzie apelacyjnym) i na Komisji Dyscypliny Budżetowej. Jak się okazało, nic z tego co twierdził Winnicki nie było prawdziwe. Potem Komornicki wygrał dodatkowo postępowanie sądowe w sprawie nieuzasadnionego zwolnienia z pracy. Dostał gigantyczne
odszkodowanie i zwrot pensji za nieprzepracowane miesiące. Oczywiście w tym czasie Winnicki pobierał swoją pensję równolegle rządząc parkiem jako p/o dyrektora. To wszystko z budżetu – tak jak i kwoty które pchał w adwokata i kancelarie prawne, czyli z naszych kieszeni. My, z Komornickim rozebraliśmy ruiny obiektów na Tarnawie na zasadzie rozbiórka za materiał dla wykonawcy. Mieliśmy na to zgodę ministra i uniknęliśmy w ten sposób zapłaty grubych milionów niezbędnych do spłaty z budżetu państwa dla prywatnych wykonawców którzy zgarnęliby te pieniądze pracując według sposobu uznawanego przez Winnickiego za jedynie słuszny. Chcę wam przypomnieć, że Komisja Dyscypliny Budżetowej uznała nasz sposób za dopuszczalny i praktykowany. Ale Winnickiemu się to nie spodobało i stwierdził że sprzedaliśmy materiały z rozbiórki nie płacąc podatku do budżetu. Wyliczył wartość tych materiałów znacznie ją zawyżając (jego znajomy) i tę wartość odprowadził z parku jako podatek. Po prostu wyssał z parku miliony złotych gotówki, a znalazł ją sprzedając m.in. co najmniej 1/3 stanu stadniny. Pan Szweda-Lewandowski też został wynagrodzony. Sprzedał mu konia na jednoosobowej aukcji za grosze. Dodam jeszcze, że część z tych materiałów – zwanych przez pana dyrektora cennymi, leży do dziś na Tarnawie i gnije zanieczyszczając środowisko ponieważ miały kontakt z azbestem. Można to naocznie zobaczyć jadąc drogą do Bukowca przed stadniną w Tarnawie.
I jeszcze dwie rzeczy: „skomplikowana kwestia prawna” to może dla głąba, który to napisał a „pracownika odpowiedzialnego za nadzór robót rozbiórkowych przeprowadzanych z naruszeniem prawa” – o kolego – kłamiesz i oczerniasz. Jak się dowiem kim jesteś, to spuszczę ci taki łomot w sądzie, że zapamiętasz to sobie na długo.
Wykoszenie osób nie oznacza zwolnienia, ale odejście z pracy ze względu na Winnickiego.Ja wam mogę je wyliczyć – proszę bardzo:
Muzeum:
1. Kustoszka muzeum sprzed wejścia Winnickiego do parku – odseparowana od reszty i umieszczona w
odosobnionym pomieszczeniu jako sklepikarka. Była zbyt inteligentna.
2. Znany i ceniony historyk – współautor książki Bieszczady (słownik historyczno-krajoznawczy) – Gmina Lutowiska – którego praca jeszcze na długo pozostanie w pamięci, nawet po tym jak zniknie pamięć o Winnickim. Odszedł z powodu niechęci do metod kierowania ludźmi przez Winnickiego i
osobistego poszanowania.
3. Jedna ze sprzątaczek – z powodu traktowania jej osoby przez Winnickiego.
4. Jeszcze ze dwóch, których w tej chwili nie pamiętam i może o innych osobach nie wiem.
Park:
1. Młody adiunkt – mgr inż. leśnictwa, powody jak wyżej – stwierdził wprost że mu się rzygać chce jak na to wszystko patrzy.
2. Znany wszystkim Z.N. – człowiek który uratował kolejkę bieszczadzką przed całkowitym zniszczeniem (teraz mają ją Lasy Państwowe), doradca w ministerstwie ochrony środowiska i założyciel Fundacji Bieszczadzkiej. Główny autor wciągnięcia parku na listę UNESCO-MaB. I głowny współautor utworzenia Międzynarodowego Trójstronnego Rezerwatu Biosfery. Spadek po nim przejął Winnicki. Powody te same co wyżej.
3.Jeden inspektor budowlany
4.I wreszcie ja – kierownik Sekcji Budowlanej i pełniący obowiązki kierownika Gospodarstwa Pomocniczego. Za dwa lata miałbym pełny tytuł inżyniera budowlanego, bo podjąłem w tym kierunku studia finansowane przez park. W momencie zwolnienia posiadałem udokumentowany ponad 20-letni staż pracy w budownictwie – od wykonawstwa aż do nadzoru. Pieniądze wyłożone z budżetu państwa na moje studia przepadły bo mnie Winnicki wyrzucił stawiając fałszywe zarzuty. Wiem kto teraz prowadzi budowlankę w parku – była nauczycielka z podstawówki nie mająca pojęcia co to jest np. kubatura budynku. Termomodernizacja to mój pomysł, dwa lata walczyliśmy z funduszami o uznanie w ogóle takiego terminu i wreszcie, gdy dopięliśmy wszystko na ostatni guzik przyszedł Winnicki
i przejął nasz projekt godząc się przy tym na znacznie mniej korzystne rozwiązania niż mieliśmy to w zamiarze. Także moim pomysłem była tzw. utylizacja eternitu (w czasie gdy jeszcze nikt w Polsce nawet o tym nie myślał), gdzie próby uzyskania funduszy rozpoczęliśmy jeszcze za dyr.
Wojciechowskiego w latach 90-tych. Można go o to spytać. Dziś te zasługi przypisuje sobie Winnicki i to po tym jak zmienił stary projekt na znacznie gorszy z pozostawieniem zgniłych konstrukcji dachowych. I ten projekt został przez niego zrealizowany. Projekt w prawidłowej wersji był już uruchomiony w momencie jak mnie zwalniano, po czym został zablokowany ze względu na brak funduszy ze strony Parku, rzekomo dlatego że narobiłem ogromnych strat. Jeszcze raz przypomnę wszystkim , że nic z tego nie zostało potwierdzone, a nawet zostało skomentowane na Komisji Dyscypliny Budżetowej jako nieprawdziwe. Dokumentacja w tej sprawie jest do wglądu dla wszystkich. Zainteresowanych zapraszam do Wołosatego – powszechnie wiadomo, gdzie mieszkam.
Możecie sobie jeszcze sobie przypomnieć czas, gdy wnioski prowadziły trzy osoby – ja, Z.N. i nadleśniczy (wtedy adiunkt). Jak już nie dawaliśmy rady, z doskoku pomagał nam ktoś z muzeum. We trójkę mogliśmy sobie tylko popatrzyć jak kolejni dyrektorzy głaskali się po główkach na pochwały
z Krajowego Zarządu, że Bieszczadzki Park znowu wyrwał tyle funduszy co cała reszta parków narodowych w tym czasie. Teraz nad wnioskami pracuje cały sztab ludzi. Różnica jest taka, że nasze wnioski wniosły realny wkład w trwały majątek parku (budowle, sprzęt, budynki mieszkalne,
oczyszczalnie ścieków, piece na holzgas, ogrzewanie gazowe, częściowa utylizacja eternitu, termomodernizacja osiedla za kościołem), zamiast ładowania wszystkiego w drewniane urządzenia wymagające coraz większych nakładów utrzymania. Projekty, obliczenia budowlane, o których nie macie zielonego pojęcia robiłem dla parku za darmo i za darmo zatwierdzał je inspektor budowlany.
Teraz macie brata, który kosi kasiorę.
A może nie wiecie, kto miał przyjemność zaznania specjalnego traktowania w gabinecie Winnickiego ? Znam wiele takich osób – w tym i ja. Nie wiecie kto wychodził płacząc z jego gabinetu ? Też znam te osoby. Nie wiecie, kto pomagał w tym Winnickiemu – znam ten skład ludzi – nie robił tego tylko Stasiu Kucharzyk i obecny nadleśniczy. Było też kilka innych osób, które słowa nie pisnęły bojąc się o własne posady w momencie jak mnie topiliście w łyżce wody. Dowody na to, że byłem mobbingowany są do dzisiaj w dokumentacji Parku. Mobbingu nad moją osobą dopatrzył się nawet sąd apelacyjny w trakcie jednej z rozpraw. Kto pomagał w wykopaniu Komornickiego ? Przewodniczący związku i leśniczy w jednej osobie. Obydwa związki nie kiwnęły nawet palcem.
A co do przejazdów samochodem, o które ktoś pytał – to odległość ok 2×50 km, prawie codziennie – czyli więcej niż z Krakowa do Tarnowa. Tylko trochę mniej niż z Warszawy do Radomia (dokładnie 3 km).
Nie będę się podpisywał – bo chyba wszyscy wiedzą kim jestem. Proszę zostawić moją osobę w spokoju – bo dość się już nacierpiałem.
Piękne podsumowanie dnia,
Panie Kurek pan chyba pałasz do mnie miłością bliźniego ,nie będę się ujawniał bo nie muszę,a może czytał pan w młodości jak ja komiksy ?
Pozdrawiam Thorgal z Ustrzyk Górnych.
Odsuwając własne odczucia – kto uważa że artykuł jest zgodny z prawdą ? Ja uważam, że mija się z nią i dziwi mnie że owa strona pod tytułem „PRAWY LAS” publikuje coś takiego co w sumie jest zabawnym paradoksem
Szybko i przystępnie podana wiedza. Gratuluje autorowi.
Biedny pan dyrektor – zabierają mu zabawki i wyrzucają z własnej piaskownicy. Wielka szkoda ! Nie zabierajcie mu wszystkiego – zostawcie mu chociaż łopatkę – i drugą dla brata!
Swoją drogą – to chciałbym mieć służbowy samochód i 100 darmowych kilometrów dziennie. Po co parkowi mieszkania służbowe, skoro pracownicy mogą tak jak dyrektor dojeżdżać do pracy ? Może dla skarbu państwa i podatnika będzie taniej utrzymać służbowy samochód niż służbowy dom ? To jest powszechna praktyka na zachodzie, pomijając fakt, że pojęcie mieszkania służbowego już w prawodawstwie polskim nie istnieje.
Poza tym popieram dążenia dyrektora do zachowania enklaw w parku w stanie nienaruszonym. W końcu „gettem” lub inaczej „własną kolonią” znacznie lepiej się kieruje. Wiedzieli już o tym w latach 30-tych i 40-tych dwaj wybitni przywódcy europejscy. Toż to prawda historycznie udowodniona. Nawet Lenin stwierdził, że lepsza jest własność kolektywistyczna niż prywatna. Kułaków trzeba tępić.
Zadziwiające, że dyrektor imputujący swemu oponentowi związki z dawną komuną, tak bardzo pragnie zachować komunistyczny stan własności i to wszelkimi możliwymi sposobami, które znamy już z lat 40-tych i 50-tych. Może miał dobrego nauczyciela ?
Co do jego popleczników – poczytajcie sobie „Folwark zwierzęcy” Orwella – o ile nie przerośnie to waszych zdolności intelektualnych. Nie za bardzo mi się jednak kojarzy ktoś taki jak „rynek” w wymienionej lekturze. Może to był narrator ?
Nie wiedziałem też, że dyrektor założył w parku „kółko różańcowe”. Moja babcia jest autentycznie zainteresowana możliwością dojazdu samochodem służbowym do tak wybitnie działającego aktywu klerykalnego. Uprzejmie proszę o przydział auta służbowego wraz z kierowcą dla mojej babci. Zainteresował ją też wspomniany pustostan na Bereżkach (chętnie bym się jej pozbył – oprócz emerytury).
A tak swoją drogą – nie mogę zrozumieć – po co pan Kucharzyk startował w konkursie,a potem „skromnie” zrezygnował z zaszczytu. Czy ma to coś wspólnego z tzw. „zającami” do ewentualnego późniejszego odstrzału ? Nie wiedziałem, że pan dyrektor jest tak zapalonym myśliwym ? No, no – Ochrona Przyrody.
Podobno kobiecie i ministrowi się nie odmawia.???
Obiecywałem sobie, że w dyskusjach wywoływanych przez p.Winnickiego i ludzi całkowicie od niego uzależnionych nie będę brał udziału, ale jeżeli padają nazwiska, to prostować trzeba.
1.Projekt przeniesienia narciarskiego wyciągu orczykowego z cennego użytku ekologicznego (przejścia zwierzyny) gdzie funkcjonuje do dzisiaj, w miejsce ochrony krajobrazowej, z górną stacją oddaloną 250 m. od osiedla mieszkaniowego, był postulatem zgłaszanym przez władze Gminy Lutowiska i PTTK od lat. Poważnym nadużyciem jest pisanie o „projekcie wyciągu na stoku Szerokiego Wierchu”, na tym samym bowiem stoku zlokalizowane jest osiedle mieszkaniowe i Kościółek z domem rekolekcyjnym w Ustrzykach Górnych.
2.Mieszkania kiedyś służbowe (LP lub IGLOPOL-u, dzisiaj BdPN), które od kilkudziesięciu lat są remontowane i utrzymywane przez ich mieszkańców, bo skarb państwa nie miał, nie ma i nie będzie miał na to pieniędzy, powinny być odsprzedane ludziom, którzy będą o tę substancję dbali. Takie też było stanowisko Ministerstwa Środowiska i tylko p. Winnicki, podmieniając załączniki złożonych przez swego poprzednika wniosków zatrzymał (na razie) ten proces uparcie twierdząc, że działa „w interesie ochrony przyrody”. Gratuluję tego krótkowzrocznego sukcesu.
3.Skarb Państwa (to znaczy my wszyscy) za podjęte z poważnym naruszeniem prawa decyzje personalne przez p. Tomasza Winnickiego, wypłacił poszkodowanym po przegranych procesach sądowych ok. 80.000 (osiemdziesiąt tysięcy) złotych. Każdy obywatel narażający skarb państwa na taką stratę poniósłby poważne konsekwencje, albo będąc człowiekiem przyzwoitym złożyłby dymisję. To niestety nie ten „przypadek”.
Jacek Rutkowski z zarzutu, który był powodem jego zwolnienia dyscyplinarnego został przez Komisję d/s dyscypliny finansów publicznych UNIEWINNIONY, a główny oskarżony – b.dyrektor uznany WINNYM NIEUMYŚLNEGO NARUSZENIA DYSCYPLINY FINANSÓW, przy czym Komisja ODSTĄPIŁA OD WYMIERZENIA KARY. Tak właśnie wyglądała i nadal wygląda trafność decyzji, podejmowanych przez p. Winnickiego od pierwszego dnia jego urzędowania. Nigdy dyrektor tego Parku nie był tak dyspozycyjnym politycznie funkcjonariuszem publicznym. Ci, którzy żyją trochę dłużej na pewno to potwierdzą.
Żal mi bieszczadzkiej przyrody i ludzi z nią związanych od kilkudziesięciu lat, a którzy są po prostu terroryzowani, w dodatku „w majestacie prawa”. JK
po półtoratygoniowych zmaganiach z czytaniem stwierdziłem że trzeba coś napisać:)
ciekawe co pan Winnicki sądzi o tym że jego podleśniczy wynajmuje mieszkanie turystom w Ustrzykach Górnych wraz z pokojówką (była emerytowana pracownica parku- zaraz powie że wynajmuje rodzinie- haha)a mieszka w prywatnym domu koło UD a np. młodzież leśna nie ma gdzie mieszkać.
U podnuża TARNICY marnują się 3 budynki które SZPECĄ taką piękną enlkawe WOŁOSATE, zamiast je wyremontować i dać nowym pracownikom- ha zapewne powiedzą nie ma pieniędzy- jeśli nie ma to sprzedać…
W Cisnej i Wetlinie i ościennych miejscowościach zapewne wg Pana Winnickiego wszyscy ludzie się wyprowadzają i sprzedają mieszkania warszawiakom tylko ciekawe dlaczego tak nie jest i Ci ludzie dalej mieszkają, wynajmują kilka pokoi dla turystów a ich dzieci i oni sami maja co ŻREĆ i nie muszą żebrać, mogą się godnie wykształcić i nie koniecznie mają 2000km miesięcznie na dojeżdzanie do leśnictwa z Lutowisk do Bukowca czy np dziennie 100km na dojeżdżanie z UD do UG po to aby doprowadzić sekretarkę do płączu, że zadzwoniła na GOPR bo strażnik parku prawie się zabił pod Kinczykiem i trzeba go ratować…
Takich tematów i wiele innych można by przytoczyć setki jak i nie tysiące- ale po co, co można wojewodzie (dyrektor) to nie … chłopom z Bieszczad.
PS
w pierwszym zdaniu nie podleśniczy tylko nadleśniczy:)
Przeczytałam ten stek kalumnii i prawdę powiedziawszy osobie z zewnątrz niedobrze się robi. Mogę wypowiedzieć się tylko w jednej kwestii na której się w miarę dobrze znam czyli o styku turystyki i ochrony przyrody. Nie ukrywam, że jestem pełna podziwu dla Pana Dyrektora za to, że dzielnie broni interesów parku narodowego i przyrody przed zakusami tzw. biznesu turystycznego. Znam zarzuty stawiane przez naszą branżę Dyrekcji, moim zdaniem racja jest po stronie osób zarządzających parkiem. Najczęstszy zarzut to ten, że Dyrektor nie wyraża zgody na wędrowanie poza szlakami. Moim zdaniem bzdurny, to jest park narodowy, anie lunapark i nie widzę powodu abym miała wraz z turystami chodzi po np. Opołonku czy dolinie Moczarnego. Następna kwestia to sprawa z GOPR, tu moim zdaniem sprawa nie jest czarno-biała. GOPR jest bezwzględnie potrzebny w Bieszczadach, jednak zachowanie pewnej grupy ratowników jest szkodzące przyrodzie np. wożenie skuterami turystów po Połoninie Wetlińskiej. Inwestycje w parku narodowym? Hmm, tu moim zdaniem osoby chcące wybudowania infrastruktury turystycznej zimowej powinny stuknąć się dobrze w czoło. Spraw konfkliktowych jest jeszcze kilka. Ostatnio miałam nieprzyjemność rozmawiać o parku narodowym z kilkorgiem miejscowych na takim spotkaniu dotyczącym turystyki. Na samo wspomnienie nóż mi się otwiera w kieszeni. Proszę dla ich dobra pozostawcie Dyrektora na swoim miejscu, będą mogli nadal złorzeczyć, psioczyć, rzucać winę za swoje niepowodzenia na Dyrekcję parku.
Coby nie było, jestem z innej przestrzeni politycznej, od lat głosuję na liberałów, nic mi do tego konfliktu. Chcę tylko oddać sprawiedliwość Dyrekcji BdPN i życzyć nie tyle im co sobie aby pozostali na swoich stanowiskach. Ja nie chcę lunaparku w Bieszczadach, stoję za ochroną przyrody.
I wracając do kustoszki sprzed przyjęcia muzeum do parku. To ja byłam tym pracownikiem, którego zwolniła z pracy z naruszeniem wszelkich norm, to mi wydano w czasie PRL „wilczy bilet”, to mnie sąd pracy przywrócił do pracy. To co ta kobieta z nami wyrabiała wołało o pomstę do nieba, nie można źle mówić o zmarłych, niech jej ziemia lekka będzie ale proszę nie przywołujcie ja jaką ta poszkodowaną przez dyr Winnickiego.
To mówiłam ja Lucyna Jarząbek, trener II kategorii.
MarYyjan jak się czujesz?
MarYyjan nie trzymamy za CIEBIE kciuków- wiesz o tym!
Nie trener drugiej kategorii, nic mi do Parku. To po pierwsze, a po drugie mniej na tyle przyzwoitości pisząc te słowa i podpisz się z imienia i nazwiska. Brzydzę się tchórzostwem.
„mniej na tyle przyzwoitości”, ot to to, to po co wypisywać peany pochwalne?
A po co szkalować niewinnych ludzi? Ile jest prawdy w tym co piszecie? peany pochwalne, ależ nawet ich nie zaczęłam tworzyć. Wyraziłam tylko to co czuję. Są zdania i bardzo dobre na temat działalności Dyrekcji vide http://bieszczadzkieforum.pl/ kilka wątków. Jeżeli chcesz ze mną rozmawiać to podpisz się, jakoś nie przepadam za tchórzami gryzącymi innych po kostkach.
Co ja gryzę, kogo? Dobre sobie. Podpisuję swoje posty, zawsze. Moje personalia nic tu nie zmienią, nie jestem za ani przeciw, wyrażam jedynie swoje zdanie o tym co tu czytam. Mi to wisi jak kilo kitu, kto, z kim, jak się układa. Serwilizm wyczuwam na odległość. I tyle. Amen.
Aha, imieniem i nazwiskiem
Pani Lucyno Beato – proszę wrócić na forum pod podany adres i poczytać swoje wypowiedzi (wszystkie) i pomyśleć o czym chciałaby pani napisać, jednak konkretnie, a nie w kwestii, która dotyczy tylko turystyki w pani pojmowaniu. Darz Bór!
Konkretnie, proszę bardzo. Interesuje mnie ochrona przyrody, nie tylko ideologicznych ale także praktycznych. Dla mnie Dyrekcja parku powinna stać na straży przyrody, wszelkie odstępstwa na rzecz branży turystycznej mogą skończyć się tylko w jeden sposób. Utratą turystów. We wszystkich znanych mi badaniach turyści jako główny walor Bieszczadów podają dzikość, przyrodę. Wiem, że dzikie Bieszczady są już w dużej mierze tylko mitem ale mitem funkcjonującym w społeczeństwie. Mit skończy się, skończy się u nas turystyka. Bez mała co dzień w sezonie spotykam się z turystami, opracowuję dla organizatorów oferty, dla ośrodków programy więc dobrze jestem zorientowana w trendach panujących wśród organizatorów turystyki. Boję się, że inny dyrektor doprowadzi do sytuacji, że zamiast parku narodowego będziemy mieć lunapark. Nie tylko ja tak sądzę. Jeżeli do tego dojdzie to podetniemy sobie gałąź na której siedzimy. Mam nadzieję, że jest Pan zadowolony ze sprecyzowania moich poglądów.
Nie jestem miłośniczką myślistwa, wprost przeciwnie, więc mogę ylko serdecznie pozdrowić.
Miłego dnia!
PS>
Z miłą chęcią porozmawiałabym na którymkolwiek forum o tym jak to Wy pracownicy BdPN czy LP widzicie turystykę w Bieszczadach, jakie macie pomysły na jej rozwój, czy powinna powstawać nowa infrastruktura turystyczna itd.
Przez trzy dni jestem zajęta obsługą dużej prestiżowej konferencji, mam mało czasu ale od czwartku naprawdę byłabym zainteresowana dyskusją.
Prosił Pan o argumenty. Kilka miesięcy temu analizowałam infrastrukturę turystyczną na terenie gminy Cisna. Oto kilka danych.
Otóż na terenie gminy Cisna mamy 161 obiektów hotelarskich, 84 z nich jest prowadzonych przez miejscowych lub takie osoby, które w gminie prowadzą interesy dłużej niż 10 lat (tu zarabiają w sezonie ale mieszkają i płacą podatki np. w Rzeszowie, Krakowie, na Śląsku, w Lubelskiem), 77 obiektów należy do przyjezdnych, który chcą tu robić interesy. Są to nowe inwestycje, działające nie dłużej niż 5 lat, większość z nich powstała 2-3 lata temu. Na 161 obiektów 31 to gospodarstwa agroturystyczne – oczywiście z nazwy, gdyż na terenie gminy Cisna nie ma rolnictwa – naliczyłyśmy tylko 3 miejsca, gdzie są zwierzęta gospodarskie inne niż konie służące turystom. Mamy do czynienia więc z turystyką wiejską, ale kwestie finansowe są typowymi rozwiązaniami dla agroturystyki (podatki).
Czy mam godzić się na to, aby ten teren ceny przyrodniczo, jedyny w swoim rodzaju, będący w sieci NATURA 2000 w bardzo dużej mierze (także więc cenny dla całej Unii Europejskiej) ma być miejscem do robienia interesów dla ludzi nie związanych z naszym regionem, traktujących go jak każdy inny kawał ziemie w naszym Kraju z którego można nie zważając na interes przyrody i mieszkających tu ludzi, wyciskać każdym sposobem pieniądze?
Następna kwestia. Praca dla miejscowych. To w dużej mierze mit. Bardzo dużo gestorów zatrudnia osoby spoza Bieszczadów, dla naszych nie ma pracy. Jeżeli jest to bardzo słabo płatna. Oficjalnie na terenie województwa podkarpackie średnie płace pracowników sektora turystycznego są ponad 40 % niższe niż średnie płace w regionie. I tak są to szczęśliwcy, którzy mają zatrudnienie, rzesza pracuje na czarno. Zarabiają 5 zł/godz pracy i jak szef jest uczciwy to wypłaci całość dniówki, bywają z tym jednak kłopoty.
Jeżeli jedyny argument Pana Ministra na niekorzyść obecnego Dyrektora to ten, że nie potrafi porozumieć się z miejscową branżą turystyczną to ja to …(tu brzydkie słowo. Proszę zastanówcie się nad moim postem.
Nie to nie jedyny argument. Turystyka to pikuś wszem dwa trzy miliony wpływa ale to tylko jeden z filarów działalności w parku – na którym to obecny dyrektor popisał się wyśmienicie (np. bilety w parku, na szlak czy ścieżke KPINA. Inne sprawy dot. np. Tarnawy. „Dziwnych” przetargów. Po za tym jeśli na 1000 mieszkańców – 800 mówi że „nie, nie chce tego dyrektora nie lubię go bo…” a 200 mówi że nie powie bo się boi to coś tu jednak nie gra.
Nie wiem co dzieje się w Tarnawie. Mogę tylko z całego serca polecić tę wyjątkową okolice, stadninę koni, piękną trasę Tarnawa-Dźwiniacz, czy nowopowstającą ścieżkę dydaktyczną (przekształcenie starej)na torfowisku Tarnawa. Miałam ten zaszczyt, że po tej okolicy oprowadzał nas wyjątkowy człowiek i pasjonat pan Antoni Derwich. Przez chwilę mogłam spojrzeć na dolinę Sanu Jego oczyma, na renaturalizację, na reintrodukcję bobrów itd. To miejsce ma swoją magię, zamieszkują go wyjątkowi, bardzo życzliwi ludzie, ta okolica jest po prostu jest magiczna. Wczoraj miałam okazję gadać o tym co dzieje się z naszą Olą Biernat, koleżanką przewodniczką. Jest nas dwie jeżeli chodzi o obawy. Ile jest prawdy w tym, że dawni właściciele lasów pochodzenia żydowskiego chcą odzyskać swoje dobra? Prawda to li?
Dziwna to dyskusja, ta powyżej, prawdziwe Bieszczady powoli przestają istnieć, są mekką dla zorganizowanych grup alkoholików i pijaków, którzy tu przyjeżdżają licząc na anonimowość….od paru lat Bieszczady kojarzą się wyłącznie z hałasem i z łomotem. Teren Parku rozjeżdżany jest przez quady i enduro ku radości okolicznej zwierzyny, w tym roku widziałem stado szykujących się do rykowiska jeleni spłoszonych przez quady. Co tam przejście Łubnia-Wołosate jest jeszcze tyle możliwości a wyciągi z kiblami dla piwoszy powinny być na każdym szczycie. Pozostały jeszcze Bieszczady, po tamtej stronie przełęczy Użockiej, i tam udaje się większość moich znajomych, spośród tych, którzy jeszcze wybierają wyjazd w Bieszczady. W ubiegłym roku parę dni spędziłem w Cisnej, tam nie ma już nic z Bieszczadów, no może Betlejemka i jeden grób na cmentarzu, pardon….przepiękna kolejka…Cisna nie różni się już niczym od naszego Sopotu, czy Juraty, ale po co jechać do niej ponad 800 km…..za parę czy za parenaście lat juz mało kto będzie chciał przyjechać w moje ukochane góry, chyba tylko ja….z przyzwyczajenia, żeby popatrzec jak dogorywają otoczone betonem, marmurem, szkłem i aluminium…nienawiścią do przyrody….widze że lubujecie się w inwektywach, piszcie, piszcie….ja już i tak więcej na tę stronę nie wejdę…..pozdrawiam Panią Lucynę, Tę która wypowiadała się powyżej….pozdrawiam też moich licznych bieszczadzkich Znajomych, którzy zapodali mi ten link…Wojtek Moza
Zostało to potwierdzone, spadkobiercy żądają 150 milionów od LP i BdPN
USA Enterprise…
Przyjaźń to milcząca nieformalna umowa między dwiema osobami odznaczającymi się instynktem społecznym i zaletami serca. F. Arouet Czy wiesz jaki jest Socjologiczny aspekt tej sentencji ?…