13 grudnia, niedziela. Włączam telewizor. Jakieś paski, szumy. Pewnie się popsuł? I nagle pojawia się na wizji gen. Wojciech Jaruzelski, czyta drętwym głosem, niczym maszyna, komunikat o stanie wojennym. Chwytam za słuchawkę telefonu, by zadzwonić do rodziców, brata. Nic, cisza…
Słucham uważnie powtórki komunikatu, w radiu nadają to samo. Dowiaduję się, że telefony nie będą działały, komunikacja wstrzymana, czołgi będą strzec bezpieczeństwa! Jak to, polskie wojsko ma strzec Polski przed Polakami?
Wprowadzono godzinę milicyjną. Ubrałam się ciepło i ruszam przed siebie, spotykam przerażone sąsiadki, drepczemy w śniegu na główną ulicę. Kompletne pustki i nagle kolumna czołgów.
Jedyna myśl wtedy, że oto widzimy prawdziwą twarz „polskich bolszewików”, że to zdrajcy Narodu, sowieccy kolaboranci, zgotowali nam ten los.
Idę do przyjaciół, godzina piechotą. Nie ma ich, w mieszkaniu zapłakana teściowa. – Przyszli z SB w nocy, wsadzili ich oboje do nyski, wywieźli, nie wiem nawet dokąd. Krzyczeli, że internowanie, że reakcjonistów trzeba izolować! (czytaj cały artykuł w Naszym Dzienniku _Obrazki z życia Polaków w stanie wojennym)
źródło: Nasz Dziennik
Najnowsze komentarze