Mówiąc najprościej: takie państwo potrafi jasno zdefiniować co jest dla niego dobre, a co nie.
To pierwsza cecha konstytucyjna, drugą jest umiejętność takiego dobrania zespołow ludzi, aby długofalowe cele były konsekwentnie realizowane.
Życie prawdziwego państwa ma dwie linie – doraźną wyznaczaną przez rytm wyborów i puls polityki, oraz linię genetyczną, długotrwałą, niezmienną – wyznaczaną przez to, co sprawiło, że państwo wyłoniło się spośród innych bytów.
Ta druga linia, ten genetyczny kod państwa, jest o wiele ważniejszy niż paretowska cyrkulacja elit, niż mijające koniunktury i sposobności.
Genetyka państwa działa jednak w taki sposób, że w każdej chwili, w każdym politycznym momencie, jego elity zachowają się podobnie – uniemożliwią naruszenie żywotnej substancji.
Wiem, że te rozważania brzmią nieco mistycznie i wielu czytelników wzruszy ramionami spodziewając się kolejnej jajogłowej dysertacji.
Nie, mili Państwo naznaczenie genetyki państwa, odszukanie jej, to właściwie klucz do jego zdefiniowania.
Ten właśnie, genetyczny poziom dzieli także państwa prawdziwe, poważne, od państw sytuacyjnych, sztucznych i mijających.
Czy zatem Polska jest w tym kontekście państwem prawdziwym?
Tak, niestety Wasza intuicja nie zawodzi.
Mamy kłopot z naszym kodem genetycznym. Polski kręgosłup przeżył już tyle traumatycznych zdarzeń, że potrzeba sporo czasu aby na powrót stężał.
Polski organizm wchłonął już tyle trucizn, został poddany tylu morderczym eksperymentom, że pytanie o jego trwałośc i kondycję jest jak najbardziej zasadne.
Po czasach PRL polski żywioł nadal jest tępiony i systematycznie zastępowany przez cos zupełnie innego – przez zabójczy wirus zdrady i serwilizmu.
Co jakiś czas w organizm państwa i narodu wstrzykiwane są toksyczne trucizny.
Kiedy system immunologiczny Polski został mocno osłabiony, spróbowano do polskiego kodu genetycznego wszczepić zupełnie nowy, obcy i niebezpieczny pierwiastek – gen kosmopolitycznego, pełnego kompleksów i niewolnego serwilizmu.
Ostatnie grupy kierownicze z gangu PZPR dokooptowały do swego grona ludzi, którzy nienawidzili polskości, takie kukułcze jaja, które wychowane na polskiej mące i mleku atakowały swojego żywiciela jak najbardziej agresywna odmiana wirusa.
Pod koniec epoki PRL – udało się polski kod genetyczny na tyle już zwichnać, że z całą premedytacją rozpoczęło się tworzenie nowego pozoru bytu – quasipaństwa, produktu zastępczego, który miał zapewnić dobrobyt najeźdźczym elitom i rodzimym zdrajcom.
Francja, Niemcy, Wielka Brytania czy Stany Zjednoczone, ba nawet Rosja, mogą sobie pozwolić na rozmaite ekstrawagancje bieżącej polityki. Nad stałością dążeń i instynktem przetrwania państwa czuwa bowiem coś co stanowi jego istotę, ów genetyczny zapis odrębności i wyjatkowości, dla których konkretne państwo istnieje.
Czuwa nad tym „Głębokie Państwo” – zestaw niepodważalnych reguł, dogmatów, które nie wymagają dowodów oraz silny krąg państwowotwórczych elit.
Oczywiście w przypadku każdego z wymienionych państw owe konstytutywne czynniki są inne i zostały na inne sposoby ukształtowane. Faktem jednak jest, że prawdziwymi i poważnymi państwami są tylko takie kraje, które takie wewnętrzne, często pozostające w szarym cieniu, „Głębokie Państwa” bezsprzecnie posiadają.
Czy Polska ocalila swoje „Głębokie Państwo” – niepodległe i bezinteresownie stojące na straży polskiego interesu?
Niestety, wiele wskazuje na to, że władzom PRL, do spółki ze służącymi im ludźmi z tzw „opozycji”, udało się wyprzeć i na wiele lat zneutralizować działanie polskiego „GP”, w jego miejsce zamontowano system, w którym role „GP” – niemalże do dziś – pełnią ludzie dawnych, komunistycznych służb specjalnych.
Brak prawdziwego „GP” objawia się nam teraz ze zdwojoną mocą.
Kiedy nadchodzą pytania, na które „GP” – kierowane państwową genetyką – odpowiada nieomal in stynktownie, widac jedynie zamieszanie, strach, niepewność.
Świat polityki drga jak galareta i tam gdzie powinno interweniować „GP” trwa zgubne milczenie. Byli esbecy i wojskowi tajniacy nie mogą stanowić istoty „Głębokiego Państwa, a przeciez Trzecia Rzeczpospolita innego mechanizmu wewnętrznej stabilizacji nie posiada!
Nie przetrwamy!
Jeśli w Polsce nie odezwie się pełnym głosem dzwon „Głebokiego Państwa”, to nie przetrwamy jako niepodległe państwo. Teraz wisimy na cieńkiej nici amerykańskich interesów w Europie Środkowej, ale bez istnienia prawdziwego „GP”, które powinno zapewnić Polsce wewnątrz sterowność, nie zachowamy polskiej państwowości ulokowani w kleszczach pomiędzy europejsko potężnymi Niemcami i ciagle nabiegłą azjatyckimi waporami Rosją.
W globalnej rozgrywce się nie liczymy, regionalnie mamy zbyt silnych sąsiadów, jeśli zatem nie odezwie się „Głębokie Państwo”, to jeszcze za naszego pokolenia, dożyjemy kresu niepodleglościowych iluzji.
W Polsce nie ma bardziej skompromitowanego słowa niż „elity”, nie ma też bardziej potrzebnego, genetycznie koniecznego procesu, jak błyskawiczne tworzenie elit.
Z natury nie jest to proces szybki, dziejowo nie mamy jednak zbyt wiele czasu. Okno może zatrzasnąć się w każdej chwili.
Dzisiejsza Trzecia RP na pewno nie jest poważnym państwem, jego „Deep State” stanowia bowiem postsowieccy esbecy.
Diagnoza istnieje. Pora na szybką kurację, albo dajmy sobie spokój ze snami.
Witold Gadowski
Najnowsze komentarze