marzec 2014
P W Ś C P S N
 12
3456789
10111213141516
17181920212223
24252627282930
31  

Archiwa

Z punktu widzenia karalucha

Gra w pozory już się skończyła. Reputacji Putina nic już nie może zaszkodzić, on już nie udaje i jemu już nie są potrzebne brawka międzynarodowego chórku pochlebców.

 

No i historia znów sprawiła, że my – mędrki, analitycy – stoimy z opadniętą szczęką i pełni nabożnego lęku już tylko oczekujemy co będzie dalej.

Władimir Władymirowicz Putin naraz wywrócił stolik z kartami i warknął: – teraz będziemy grać w moją grę, zagramy w to w co zwykle wygrywam, w gangsterkę!

Nagły ruch Putina – obliczony na wiele większe niż Warszawa horyzonty – wprowadził też sporo zamętu pomiędzy rozplenione w okolicach sejmu i budynków rządowych karaluszki.

Zwykle bowiem tak jest, że wietrzenie pokoju, czy też nagłe zapalenie światła w kuchni powoduje wrzenie w karaluszym świecie i niemiły dźwięk tupotu setek karaluszych stópek.

Putin nagle zapalił światło, znudziło mu się odgrywanie dobrze wychowanego pana, w dobrze skrojonych garniturach.

Swoją drogą zauważyliście jak on chodzi?

Przecież on ciągle maszeruje. Z trudem przytrzymuje jedną rękę, ale drugą wymachuje jak na defiladzie. Pewnie od najmłodszych lat uczono go karnego maszerowania i lano po niewielkiej łepetynie trzciną, gdy wykazywał się niezdyscyplinowaniem.

Nasz W.W.Putin nie czuje się dobrze w garniturach, gdy obserwowałem jego zachowanie na światowych szczytach, to zauważałem, że nosi te cywilne łachy z niejakim wstrętem.

Pasował się w ten poprawnościowy kostiumik, a i tak w wielu momentach wychodził z niego prawdziwy bezpietczyk: warknął, poniósł brew, zimno się uśmiechnął – znam takie uśmiechy, tak uśmiechał się każdy kto zakosztował ludzkiej krwi. Taki uśmiech widziałem u „Arkana”, Fikreta Abdicia, Ratko Mladicia, nawet u byłego albańskiego prezydenta Sali Berishy. To ludzie, których spotykałem i którzy uśmiechali się tak jak Władymir Władymirowicz Putin.

No, ale dość tej beletrystyki, bierzmy się za konkret. A konkretem jest fakt, że grając z Amerykanami, Niemcami czy Chińczykami Putin radykalnie (ale niejako przy okazji) zmienił klimat panujący w Warszawie.

Naraz okazało się, że pracowicie lepione przez karaluchy „mosty pojednania z Moskwą” runęły jak rozsypany w kuchni ryż. Nie ma już mowy o „cywilizowaniu Rosji”, o „przyjaźnieniu się z demokratyzującym się rosyjskim państwem”, nie ma po prostu mowy o przyjaźni z bandytą, który – jak tylko przyjdzie mu na to ochota – każdemu może poderżnąć gardło.

Putin zrzucił już cywilne ciuchy i pozory, przestał udawać mądre miny, rozpiął marynarkę wsadził swoją małą piąstkę do kieszeni i drwiąco spogląda w oczy całemu światu. Putin nigdy się nie zmienił i przez ostatnie lata po prostu odtwarzał struktury agresywnego, zamodrystycznego państwa.

Co z tego wynika dla karaluszków nad Wisłą?

Ano to, że gra w pozory już się skończyła. Reputacji Putina nic już nie może zaszkodzić, on już nie udaje i jemu już nie są potrzebne brawka międzynarodowego chórku pochlebców. On spokojnie może dziś wycedzić: – tak zamordowałem polskiego prezydenta i tyle! Co mi zrobicie? Może zabierzecie mi za to Krym?

Azjaci padną przed nim na kolana z szacunku przed siłą, a świat znów uda, ze nic się nie stało.

Jeśli boimy się nieprzyjemnego typa, to za plecami pohukujemy na niego, ale na wszelki wypadek schodzimy mu z drogi. Potem najwyżej, jak Stefek Burczymucha, przed lustrem prężymy muskuły.

Czy teraz rozumiecie dlatego wodzowie karaluchów – Tusk i Konmorowski – nagle poszarzeli na twarzach? Dlaczego trzęsą im się łapki, dlaczego piskliwie wychodzi im, to co u mężczyzn jest po prostu podniesionym ździebko tonem, synonimem aktywnej determinacji i odwagi?

Przecież Putin w każdej chwili może wyrzucić, na polski rynek, nowe fakty w sprawie katastrofy smoleńskiej!

Dziś przecież cały świat już wie, że wiarygodność „śledztwa” generalisssy Anodiny (a w ślad za nią komisji Millera) bliska jest prawdzie dzisiejszych rosyjskich deklaracji, o tym, że na Krymie nie ma żadnej rosyjskiej armii, a są tam tylko siły jakiejś mitycznej samoobrony.

Kłamstwo smoleńskie obnażane jest przez samych Rosjan, dziś nie jest już im do niczego potrzebne.

Putin się śmieje, kto jednak drży – na widok tego śmiechu – najmocniej? …Komorowski i Tusk. Przeciez jak im teraz kagiebista wywali, z całą jaskrawością, nowe rzeczy na temat Smoleńska, to się natychmiast samozanieczyszczą ze strachu.

Przecież Putin może ich teraz ugrillować na wolnym ogniu. Pewnie nawet to zrobi, aby – jak widz akwarium – pooglądać sobie jak wściekła polska ulica wypłaca obu panom i ich kamarylom należne im „apanaże”.

Putin, aby tylko zagrzać pod polskim kotłem, na pewno coś zrobi.

Jak będzie miał w tym interes, to jednym gestem zmiecie Komotusków z powierzchni politycznego życia nad Wisłą. Zamiesza, a przecież właśnie to – po azjatycku – lubi najbardziej.

Oczywiście, przez pewien czas ( jak w przypadku Janukowycza) główne media będą opowiadały, że to rosyjskie wrzutki, że dochodzenie prawdy o Smoleńsku służy Rosji i jest prowadzone przez rosyjską agenturę, że tak naprawdę to PiS jest rosyjską ekspozyturą FSB.

Takie propagandowe wywracanie kota do góry ogonem już się zaczęło i to w momencie gdy śmieszne pieski z Tok FM rozjazgotały się na swoje dotychczasowe bożyszcze: W.W. Putina. Karaluchy próbuja uciec w zakamarki, przepoczwarzyć się nagle w walecznych bohaterów…w pewnym momencie jednak Moskwa wyłączy im prąd, a Berlin przehandluje ich za daleko bardziej lukratywne interesy.

Tusk, Komorowski i ich rzedniejące kamaryle, będą usiłowały w panice zmieścić się do samolotu lecącego….no właśnie gdzie?

Ludzi podłych, czeka podły los. Satrapowie bywaja kapryśni, a wiszenie u ich nogawek nie zawsze jest programem na całe życie.

Życie bowiem ma ciężką stopę i w finale zwykle rozgniata karaluchy ze wstrętem.

Witold Gadowski

1 comment to Z punktu widzenia karalucha