Światowe Dni Młodzieży to moment, w którym przyspiesza polska historia.
Światowe Dni Młodzieży to moment, w którym przyspiesza polska historia. Do Polski przyjechali chrześcijanie w całego świata – widzą prawdę o naszym życiu. Widzą spokojny kraj, dobrych, przyjaznych ludzi.
Papież Franciszek odwiedza Częstochowę, Kraków i Auschwitz. To wszystko, a także wielka modlitwa, która unosi się nad polską ziemią – to nie są zdarzenia zwykłe.
Na naszych oczach dzieje się teraz wielkia mistyka. Pryskają propagandowe oszczerstwa, na należne mu miejsce powraca wielki Polak Maksymilian Maria Kolbe. Trwa pochód Dobra.
Myślicie, że pisząc te słowa jestem zbyt egzaltowany, że nadaje tym zdarzeniom niewymierny akcent? Jestem przekonany, że w tym momencie jeszcze nie doceniamy doniosłości tych chwil, bardziej intuicyjnie niż racjonalnie czuje, że najbliższe miesiące objawią moc tego świadectwa.
Wielka modlitwa na polskiej ziemi niesie ogromne zmiany. Katolicyzm właśnie się odradza – widzę to w twarzach tysięcy pielgrzymów, przybyli tu z daleka, przynieśli nam wielki dar, wzmacniają nas. Te twarze zdają się mówić jeden doniosły komunikat – dziś wy, Polacy musicie odmienić swój kontynent.
Dziś Polska rośnie staje się ważna.
Nieistotny staje się wewnętrzny spór, oto na nasze barki zostaje nałożona misja pokojowej krucjaty. Musimy skupić się na rzeczy najważniejszej – stworzeniu języka, którym opowiemy prawdę tym, którzy ją już zagubili, którzy sami zatracili się w niejednoznaczności wspólczesnego świata.
Właśnie teraz cały ciąg znaków: święta Faustyna, święty Maksymilian Maria Kolbe, święty Jan Paweł II, spaja się w jedno – w jeden logiczny, spójny i dopełniony przekaz. Polacy przetrwali, nie dla samych siebie jednak – dziś każdy z Polaków ma obowiązek nieść świadectwo o współczesnym przesłaniu Jezusa Chrystusa dla całego świata.
Niech sobie drwią, niech nie wpuszczają do domów – to Polska ma dziś wielką misję, którą kiedyś Pan powierzył Izraelowi.
Zwykle nie jestem skłonny do mistycyzmu i egzaltacji, ale wobec tego co dzieje się teraz w Krakowie, Częstochowie, Oświęcimiu nie można milczeć i nie można traktować tego jak kolejną imprezę. To nie igrzyska olimpijskie, ani mistrzostwa w piłce nożnej.
To jest wielkie zgromadzenie chrześcijan – powstaje nowy głos, który niedługo zabrzmi donośnie na całym świecie.
Tak, tak pukajcie się w czoła i uśmiechajcie nad tym, że kompletnie już sfiksowałem, że naraz niegodny grzesznik i uczestnik gorszących nieraz sporów uderza w tak podniosłe tony.
Przecież jednak gołym okiem widać dziś, że Polska nie została ocalona z europejskiego zniszczenia wartości, od fałszywych proroków i idei, tylko dla samej siebie.
To, że jesteśmy dziś spokojnym krajem tolerancyjnych i religijnych ludzi nie jest ani naszą zasługą, ani przypadkiem.
Dziś Polsce powierzone jest wielkie zadanie…i Polska je udźwignie. Idą wielkie dni dla naszej małej Ojczyzny.
Jeszcze w to nie za bardzo wierzymy, jeszcze oglądamy się na tych, którzy zawsze byli lepsi, którzy wyprzedzali nas w kolejce po honory, ale przecież – jak natchniony Duchem powiedział papież Franciszek – to ze zwykłości wyrasta świętość, to w szarości codziennych dni rośnie Wielka Zmiana.
Powtarzam stare zdanie: Polska, albo będzie wielka, albo też nie będzie jej wcale. Jeśli nie sprostamy misji, którą teraz zaczynamy dostrzegać, szczeźniemy jak wielu przed nami, albo… zmienimy świat. Światowe Dni Młodziezy jeszcze trwają, ale już teraz widać, że roztoczona jest nad nimi niezwykła aura i opieka.
Pielgrzymi wrócą do domów i zaniosą tam dzisiejszą Polskę.
Nie doceniałem wagi tych dni, ale teraz pokornie schylam głowę przed tymi tłumami i ich modlitwą.
Biskup podkreślił, że w 1989 roku okazało się, że nie ma winnych wydarzeń czerwca 1976 r., a „dawni dygnitarze i esbecy żyją sobie spokojnie”. Biskup Libera pytał również, jaka konieczność kazała wspierać uwłaszczenie nomenklatury i nie osądzić prokuratorów i sędziów, którzy dla własnej wygody, dla kariery krzywdzili prostego robotnika? – Ile braku rozsądku lub premedytacji było w oddaniu tak wielu gazet, stacji radiowych telewizyjnych, portali internetowych w ręce resortowych dzieci, bądź właścicieli zza zachodniej granicy? Jaka dziejowa konieczność może popierać lewacką politykę multi-kulti, dla której wszystkie religie, kultury są jednakowo ważne, tylko nie ta, w której wyrośli – Chrystusowa, chrześcijańska?
Tacie z pewnością by się to podobało: to jednak dobry dowcip historii, że budynek dawnego KW PZPR w Radomiu spalony podczas wydarzeń radomskich po podwyżkach cen w czerwcu 1976 r, znajduje się dziś na rogu ulic 25 czerwca i Romaszewskiego….
Przy okazji dowiedziałam się, że budynek ten od 1938 aż do 1975 r i od 1990 do dziś – jest siedzibą Regionalnej Dyrekcji Lasow Państwowych. W 75 go zabrano, niemalże w jeden dzień wyprowadzając wszystkich pracowników, na siedzibę Komitetu Wojwódzkiego partii, a już w 76 został spalony… Kradzione nie tuczy widać….
Było bardzo uroczyscie choć taki żar lał się z nieba,ze mało żeśmy się wszyscy nie poroztapiali od upału. Wielkim osiągnieciem tamtejszego środowiska b. uczestników wydarzeń czerwca jest też wmurowanie tablicy, poświęconej radomskim protestom, na ścianie Dyrekcji Lasów Państwowych.
Miejscowi dziennikarze pytali mnie jak się czuję podczas uroczystości upamietnienia Czerwca 1976 i nadania ulicy imienia mojego Ojca, Cóż.. w takiej sytuacji człowiek czuje sie dziwnie. Dla mnie Wydarzenia Radomskie to nie jakiś fragment z podręcznika, nie tablice, pomniki, sztandary i celebracje – to po prostu moje życie, czasy szkolne, codzienność. Na pamięć znam nazwiska, które nieustannie przewijały się w naszym domu… Łabędzki – sprawa odnaleziona przez Mirka Chojeckiego na samym początku – jeden z dwóch robotników, ktorzy zginęli w czasie stać z ZOMO, przygnieceni przyczepą wypełnioną betonowymi płytami, dalej: ciągnąca się jeszcze po czasach Solidarności sprawa Jana Brożyny, zatłuczonego przez milicję. Jego zabójstwo przypisano trzem osobom, po części całkiem przypadkowym, z których jedna, wyglądając z okna nocą, w czasie imprezy, widziała jak milicjanci wyrzucili z radiowozu ciało Brozyny na ulicy Koszarowej…. Piasecki – siedział za to najdłużej, jego siostra Hanka Ostrowska blisko wspólpracowała z KORem, a jego narzeczona Ewa Sobol okazała się w końcu agentką SB, Nowakowski popełnił samobójstwo (?) w więzieniu po odwołaniu zeznań, Wesława Skórkiewicz, zeznawała wszystko co od niej chcieli, zmarła wkrótce po wyjściu z więzienia… Ks. Kotlarz, który błogosławił protestujących – cieżko pobity przez nieznanych sprawców, tuż przed tajemniczą śmiercią w sierpniu 76 r. Kobyłka, Chomicki, Gniadek…. Straszne wrażenie, jakie na Rodzicach zrobił bezmiar radomskiej biedy i bestialskie bicie ludzi na milicji, to jak bardzo ci ludzie i właściwie całe miasto, byli opuszczeni i osamotnieni. Nawet miejscowy Kościół trząsł się ze strachu i nie bardzo chcial się wówczas sprawą ks. Kotlarza zajmować, a miejscowa inteligencja, w swojej wiekszości wlazła w mysia dziurę…
Przez wiele lat później, w gruncie rzeczy jakoś niechętnie wspominano w Radomiu te bolesne i nie dla wszystkich chwalebne czasy… Nawet po 90 roku, wiele lat Tata bywał w Radomiu goszczony bardziej „z obowiązku” niż z przekonania…
Nasz dom miał tę specyfikę, że oprócz tego iż Tata sam jezdził do Radomia (od września do grudnia 76 – 43 razy, jak policzył) to mama prowadzila tzw. kartotekę radomską i rodzaj „dyspozytury”. Czyli każdy, kto jechał do Radomia lub wracał i miał jakies nowe informacje o poszkodowanych, represjonowanych, musiał się u nas zameldować, pobrać wskazówki, pieniądze… Przyjeżdżał potem do nas do domu, głównie późno wieczorem i zdawał relację. Ta kartoteka a takze pieniądze dla poszkodowanych były z początku, przez pewien czas, trzymane w zrobionej w czasie wojny skrytce w konsolce (ozdobnym stoliku), którą miesiąc temu oddałam jako eksponat do Muzeum Historii Polski. Potem kartoteka była u Basi Rożyckiej czyli najbliższej przyjaciólki domu i mojej chrzestnej – w podwójnym tyle szafy….
Niewiele w tym wszystkim było wiekich słów, gadania o Ojczyżnie itd. Ale było bardzo konkretne ryzyko. Utraty pracy, wiezienia, kłopotów w szkole dla dziecka… itd I był konkretny wybór. Taki, który często uważany jest przez wielu za niepotrzebne ryzykanctwo, romantyczne frajerstwo… Taki wybór ma nie zawsze równie dramatyczny charakter, ale prawie każdy kiedyś, w jakimś, czasem malutkim zakresie, w jakiejś chwili na takie wybory natrafia.
Nie jest źle wiedzieć, że to romantyczne frajerstwo, summa summarum jednak się opłaca… Symboliczne zwycięstwo po 40 latach.
Agnieszka Romaszewska – córka Zbigniewa Romaszewskiego
dziękujemy za słowa skierowane również do nas – polskich parlamentarzystów. Dziękujemy za deklaracje przyjaźni i wspólnoty celów w przyszłości. Chcemy jednoznacznie rozwiać obawy wyrażone w Waszym liście. W pełni uznajemy nie tylko wartość obecnej ukraińskiej państwowości, ale też odrębnej ukraińskiej myśli i czynu niepodległościowego. Uznajemy za słuszną i zrozumiałą wielowiekową walkę Ukraińców o prawo do swobodnego rozwoju kulturalnego i państwowego. Niepowodzenia Ukrainy, ale też i Polski, w zmaganiach o niepodległość miały dramatyczne konsekwencje nie tylko dla obu naszych narodów, ale też dla całej Europy.
Różnica między nami dotyczy jednak nie przeszłości, lecz współczesnej polityki pamięci historycznej. Problemem jest dzisiejszy ukraiński stosunek do sprawców ludobójstwa dokonanego na Polakach w latach II wojny światowej. W Polsce na poziomie państwowym i samorządowym nie upamiętniamy ludzi, którzy mają na rękach krew niewinnej ludności cywilnej. Boli wybór pamięci historycznej, w której otwarta deklaracja sympatii do Polski idzie w parze z gloryfikacją tych, którzy mają na rękach krew naszych rodaków – bezbronnych kobiet i dzieci. Nie możemy zaakceptować nazywania zaplanowanej i zrealizowanej w okrutny sposób akcji przeciw ludności cywilnej mianem polsko-ukraińskiej wojny.
Widzimy heroizm walki z narzuconą po wojnie sowiecką władzą, ale nie rozumiemy, dlaczego korzeni tej walki należy szukać w działaniach skierowanych przeciw niewinnym kobietom i dzieciom. Rozumiemy, że Ukraina potrzebuje swojej historii i swoich bohaterów, ale dla przyszłości nie jest obojętne, jaką przeszłość wybieracie. Na prawdziwy dialog w tej sprawie nigdy nie było, nie ma i nie będzie dobrej pory. Wielu przyjaciół Ukrainy milczało na ten temat, bo liczyliśmy, i liczymy wciąż, że wzajemna sympatia doprowadzi do przełomu i w tej kwestii. Niech wyrażony w tych dniach nasz głos w tej sprawie stanie się elementem niezbędnej refleksji. Z głębokim szacunkiem i zrozumieniem traktujemy słowa Waszych przeprosin, wierzymy w ich szczerość, czując, że nie są dla Was łatwe.
W najbliższych dniach polski Sejm upamiętni ofiary ukraińskich nacjonalistów na Wołyniu i na byłych terenach południowowschodnich województw II RP. Pragniemy wyraźnie podkreślić, rozwiewając Wasze obawy wyrażone w liście, że nie jest to rodzaj „niewyważonej deklaracji politycznej”, ale wyłącznie sprawiedliwy hołd oddany pomordowanym. Apelujemy do Was również o zgodę i pomoc w spełnieniu chrześcijańskiego obowiązku, jakim jest postawienie krzyża na mogile każdej cywilnej ofiary, niezależnie od jej narodowości, zarówno na ternie Ukrainy, jak również Polski, gdzie znajdują się groby niewinnie pomordowanych Polaków i Ukraińców. Fundamenty europejskiej cywilizacji, do której należą oba nasze narody, opierają się na wartościach chrześcijańskich, które z pamięci o ofiarach czynią powinność etyczną.
Nie możemy akceptować ideologii i działań, które dopuszczają, w imię nawet najwyższych celów – a do takich bez wątpienia należy walka o niepodległość państwa – mordowanie niewinnej ludności cywilnej, w tym kobiet i dzieci.
Polacy pomagali, pomagają i chcą nadal pomagać Ukraińcom i Ukrainie. To polscy politycy jako pierwsi stanęli obok Ukraińców na Majdanie, jednoznacznie popierając ukraińską rewolucję godności. W dramatycznych dla Ukrainy dniach 2014 roku, kiedy cały świat nie wiedział, w którym miejscu uda się zatrzymać rosyjską agresję, to z Polski – zarówno od władz państwowych, jak i od zwykłych obywateli – wysyłano na Ukrainę pomoc. Robiliśmy to i chcemy robić nadal, bo wiemy, że tak jak w 1920 roku pod Warszawą broniliśmy nie tylko własnej niepodległości, tak dziś pod Szyrokinem czy Piskami ukraińscy żołnierze chronią również Europę.
Dlatego apelujemy do Was o szczery dialog i niepodejmowanie działań mogących w przyszłości wznieść między naszymi narodami mur niezrozumienia i niezgody.
Polityków PSL nie ma dziś w PSL. Ci, których znamy, którzy pociągają za wszystkie sznurki w partii, to dawni komunistyczni działacze ZSL i ZMW oraz ich dzieci. Po bankructwie komunizmu wiejscy sojusznicy PZPR zawłaszczyli szyld PSL. Szybko pozbyto się tych, którzy chcieli zdekomunizować partyjne szeregi. W sferze haseł dawni działacze sami przyznali sobie prawo do powoływania się na tradycję ludowców Witosa i Mikołajczyka. W rzeczywistości z czasów komunizmu przenieśli do tej partii nepotyzm, kolesiostwo i służalczość wobec Rosji – pisze w najnowszym numerze „Gazeta Polska”.
Henryk Bąk, niezłomny działacz ruchu ludowego, wiosną 1948 r. założył podziemną organizację Obrona Konspiracyjna Polskiego Stronnictwa Ludowego, w 1950 r. przekształconą w Polską Szturmówkę Chłopską. 1 maja 1952 r. został aresztowany przez funkcjonariuszy UB. Skazano go na czterokrotną karę śmierci, zamienioną na dożywocie. Wyszedł po Czerwcu 1956. Po 1989 r. usiłował odbudowywać niepodległościowy ruch ludowy.
Henryk Bąk był stryjem obecnego posła PiS Dariusza Bąka. – Kiedy w 1989 r. działacze ZSL przemalowali się na PSL Odrodzenie, przez różne manipulacje doprowadzili do tego, że część członków prawdziwego PSL w sposób bezprawny przeniosło sztandar do tego ugrupowania – mówi poseł Dariusz Bąk. – Uczestniczył w tym m.in. Roman Bartoszcze. Dla zmyłki zrobiono go na krótko prezesem zjednoczonego sztucznie PSL. Bartoszcze jednak już niedługo potem zorientował się, z kim ma do czynienia. Zapowiedział wtedy, że partię trzeba zdekomunizować. Po tej zapowiedzi wściekli działacze ZSL siłą zwieźli go windą w siedzibie przy ul. Grzybowskiej i fizycznie wyrzucili na bruk z gmachu – wspomina poseł PiS.
Kiedy ster rządów partyjnych po Januszu Piechocińskim przekazano Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi, sączono przy tym przekaz odmłodzenia partii. A jak jest w rzeczywistości? Andrzej Kosiniak-Kamysz, ojciec Władysława, obecnego szefa Stronnictwa, od 1968 r. działał w ZSL. Kosiniak-Kamysz senior nie był byle kim w PRL. Trafił do rządu Mieczysława Rakowskiego. Premier uczynił go głównym inspektorem sanitarnym w ekipie rządu PZPR. O tym, jak rodzina obecnego szefa PSL głęboko siedzi w polityce, świadczy fakt, że gdy Władysław zostawał ministrem pracy, był to szósty raz, gdy ktoś z klanu Kosiniaków-Kamyszów wchodził w skład rządu.
Kiedy z kolei zajrzeć do rodowodu wiceszefowej PSL Urszuli Pasławskiej, to widać, że jej ojciec trafił do PSL po latach przetarcia w szeregach ZSL. W 1973 r. odczuwał dodatkowy imperatyw większego zaangażowania w umacnianie ustroju socjalistycznego. Zgłosił się do sztabu Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej w Bartoszycach. Deklarował wtedy potrzebę pomagania MO w „utrzymywaniu porządku i bezpieczeństwa publicznego”.
Będąca dziś we władzach PSL Ilona Antoniszyn-Klik to z kolei córka ekonomisty i politologa Emila Antoniszyna – w przeszłości członka młodzieżówek komunistycznych ZMW i ZSP. W latach PRL bynajmniej nie dał się zepchnąć na margines życia politycznego. Wspierał administrację rządzącą lokalnie, będąc na etacie w Wojewódzkiej Radzie Narodowej we Wrocławiu. W latach PRL wyjeżdżał służbowo do ZSRS. Po 1989 r. odnajdywał się w różnych formacjach politycznych. Był w Krajowej Partii Emerytów i Rencistów działającej pod skrzydłami postkomuny, odnalazł się w też w Samoobronie i wreszcie w PSL. Jego druga córka, Eliza Antoniszyn, została z kolei moskwiczanką z wyboru. W latach 2013–2015 pracowała jako menedżer w moskiewskim koncernie Alkasar, który wchodzi w skład holdingu Gazprom Media. Firma jako cel swego działania deklaruje promowanie i napędzanie rosyjskiej gospodarki. W tym samym czasie jej siostra Ilona Antoniszyn-Klik była w Polsce wiceministrem gospodarki w rządzie RP.
Więcej w najnowszym numerze tygodnika „Gazeta Polska”.
Agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego od rana przeszukują siedzibę Zakładu Informatyki Lasów Państwowych w podwarszawskim Sękocinie. CBA weszło też do biur jednej z dużych firm informatycznych – podało RMF FM. Po południu te informacje potwierdziła służba prasowa CBA.
Według nieoficjalnych informacji RMF FM, agenci na polecenie prokuratury zabezpieczają dokumenty przetargowe, a także dane elektroniczne, dotyczące postępowań na zamówienia publiczne, których zwycięzcą była informatyczna spółka.
Śledczy podejrzewają zmowę przetargową. Chodzi o dostawy sprzętu i systemów teleinformatycznych oraz ich serwisu.
Przypomnijmy: Prawdziwy zamach na Konstytucję PO chciała zrobić rok temu o godz. 0:45 w nocy w/s Lasów. Zabrakło im wówczas 5 głosów…
Warto przypomnieć histerykom i „obrońcom demokracji” z Platformy Obywatelskiej i PSL, że nieco ponad rok temu, w nocy z 17 na 18 grudnia próbowali dokonać „zamachu” na Konstytucję w sprawie Lasów Państwowych. Myśleli, że na sali sejmowej mają większość pozwalającą im zmienić ustawę zasadniczą, tak by Lasy można było prywatyzować na mocy określonych w ustawie wyjątków. Mylili się. Zabrakło im wówczas 5 głosów…
Lasy Państwowe, zajmujące niemal 1/4 terytorium kraju, są dobrem ogółu. Dobrem wszystkich Polaków. Nieco ponad rok temu, pod osłoną nocy posłowie Platformy Obywatelskiej wprowadzili do porządku obrad Sejmu projekt zmiany Konstytucji. Chcieli dopisać do niej artykuł o następującej treści: „Lasy stanowiące własność Skarbu Państwa nie podlegają przekształceniom własnościowym, z wyjątkiem przypadków określonych w ustawie.”. Kluczowe słowa to „z wyjątkiem przypadków określonych w ustawie”. Ten „wytrych” prawny dawałby szeroki wachlarz możliwości. Nic bowiem nie stałoby na przeszkodzie, aby ekipa PO-PSL uchwaliła ustawę, w której umożliwiłaby wyprzedaż Lasów w ręce prywatne.
Kluczowe głosowanie odbyło się 18 grudnia o godzinie 0:45 w nocy. Do zmiany Konstytucji ówczesna władza potrzebowała 296 głosów. Za przyjęciem projektu o zmianie Konstytucji głosowali posłowie PO, PSL, SLD i Twojego Ruchu (291 głosów). Przeciwko głosowali członkowie PiS i Solidarnej Polski (150 głosów). Okazało się, że szacunki ekipy PO w zakresie liczebności posłów opozycji na sali sejmowej były błędne. Do zmiany Konstytucji zabrakło 5 głosów…
Nocna próba zmiany Konstytucji została oczywiście całkowicie przemilczana przez media głównego nurtu. Przekazanie Polakom prawdy na temat trybu prac (pod osłoną nocy) oraz zamiaru władzy (umożliwienie wyprzedaży Lasów Państwowych) mogłoby bowiem niekorzystnie wpłynąć na wizerunek ówczesnego obozu rządzącego. Stąd embargo na te informacje w wydaniach serwisów informacyjnych telewizji „salonowych”.
Tę historię warto przypominać szczególnie teraz, kiedy członkowie Platformy Obywatelskiej próbują grać rolę „obrońców demokracji”..
List otwarty Ministerstwa Środowiska do redakcji „The Guardian” i AFP w sprawie nieprawdziwych informacji dotyczących Puszczy Białowieskiej
W wysłanym przez AFP w świat komunikacie opublikowanym następnie 26.03.2016 przez „The Guardian” tekście dotyczącym Puszczy Białowieskiej znalazły się nieprawdziwe informacje o tym, że: „Polska zezwala na wycinkę na wielką skalę w ostatnim lesie pierwotnym Europy”. Pragnę sprostować błędny przekaz, informując za dr. hab. inż. Bogdanem Jaroszewiczem, Kierownikiem Białowieskiej Stacji Geobotanicznej Uniwersytetu Warszawskiego, że Puszcza nie jest lasem pierwotnym zgodnie z naukowymi standardami ekologicznymi i że jest to „pewnego rodzaju skrót myślowy”. Natomiast lasy częściowo zbliżone do naturalnych znajdują się w obszarze, stanowiącym fragment Puszczy Białowieskiej, Białowieskiego Parku Narodowego, podlegającego ścisłej ochronie, w którym nie wycina się ani nie zamierza wycinać nawet jednego drzewa. Nie zmienia to jednak faktu, że dramat zamierającej Puszczy Białowieskiej zarówno na obszarze Parku Narodowego, jak i lasów poza Parkiem trwa. Spór między zwolennikami aktywnych działań w obronie Puszczy przed kornikiem i tymi, którzy wolą bronić kornika przed leśnikami, bezwzględnie wykorzystuje kornik. Paradoksalnie, atakowanie Puszczy ułatwiają kornikowi funkcjonujące przepisy prawne o ochronie przyrody i nakładające się na siebie różne prawne formy tej ochrony, których splątanie w rzeczywistości czynią Puszczę Białowieską bezbronną wobec wszelkiego rodzaju zagrożeń. Stosowana na obszarze Białowieskiego Parku Narodowego, obejmującego 1/6 obszaru polskiej części Puszczy Białowieskiej, ochrona bierna polegająca wyłącznie na obserwacji zachodzących, nawet najbardziej destrukcyjnych dla środowiska przyrodniczego procesów, jest rajem nie tylko dla cennych okazów przyrodniczych, ale także dla korników i innych szkodliwych dla środowiska przyrodniczego czynników. Obszar Parku Narodowego jest poza strukturą Lasów Państwowych, które nie ingerują w żadne działania dyrekcji Parku, nie mówiąc już o wycinaniu Parku przez leśników. W stosowanej poza obszarami Parków Narodowych przez Lasy Państwowe metodzie czynnej ochrony przyrody wykorzystuje się kilkusetletnie doświadczenie leśników w zwalczaniu wszelkiego rodzaju zagrożeń dla leśnego środowiska przyrodniczego. Zwolennicy biernej ochrony dążą do rozszerzenia tej formy ochrony również na zarządzaną przez Lasy Państwowe pozostałą, poza Parkiem, część Puszczy, która ze względu na wielokrotne wycinanie i sadzenie przez ludzi utraciła status nietkniętego ludzką ręką lasu pierwotnego. Wielu szlachetnych ludzi zatroskanych o stan przyrody nie odróżnia faktu, że Puszczę Białowieską tworzą zarówno wydzielone obszary Parku Narodowego, jak i lasów gospodarczych 3 nadleśnictw (Białowieża, Browsk i Hajnówka). Jak pisze Wojciech Sobociński, „pierwszym i obecnie chyba najpowszechniej stosowanym przez społeczeństwo wyznacznikiem naturalności lasów są emocje”. Nazwa Puszcza Białowieska wielu ludziom kojarzy się wyłącznie z Parkiem Narodowym. Nadużyciem ze strony zwolenników biernej ochrony jest sugerowanie, że cały obszar Puszczy jest lasem pierwotnym, co nie jest prawdą, ale budzi emocje społeczne skierowane przeciwko tym, którzy chcą podjąć rzeczywistą walkę o przetrwanie leśnych obszarów Puszczańskich. Na tych Puszczańskich, ale nie Parkowych obszarach obowiązek zapewnienia trwałości leśnej przyrody spoczywa na Lasach Państwowych. O tym, że obszary leśne poza Parkiem Narodowym w historii wielokrotnie podlegały eksploatacji, świadczy między innymi fakt wycinania, na podstawie rządowej licencji w latach 1924-1929, znacznych obszarów Puszczy przez angielską firmę The Century European Timber Corporation. I jest to paradoksem, ponieważ jednym z fałszywie oskarżających jest należący do najstarszych angielskich dzienników „The Guardian”, który woli przemilczeć o niszczycielskim działaniu firmy z jego kraju. Okres 5 lat (1924-1929), w którym to wspomniana firma wycięła ponad 3 000 000 m3 drewna pochodzącego z najpiękniejszych puszczańskich drzewostanów, zaliczany jest do najgorszych w historii Puszczy Białowieskiej. Nic też nie wspomina o zdegradowanej powierzchni ok. 7000 ha zrębów zupełnych autorstwa też Anglików, które to znacznie wpłynęły na stan zdrowotny Puszczy Białowieskiej i doprowadziły do zachwiania homeostazy tak ważnej w funkcjonowaniu ekosystemu. Wspomniane zręby miały szerokość 100 m, a ich długość sięgała do 1 km. Ale o tym dziennik nie wspomina, upajając się fałszywą ideologią. Pieniądze uzyskane ze sprzedaży licencji na wyrąb Puszczy Białowieskiej miały służyć stworzeniu rezerw finansowych dla wyjścia ze spirali inflacyjnej i ustabilizowania silnej pozycji polskiego pieniądza w tamtych latach. Tym, który ratował Puszczę, przekonując Sejm o konieczności wypowiedzenia The Century Timber Corporation umowy na wycinkę Puszczy, co wiązało się z olbrzymimi kosztami odszkodowawczymi i nastąpiło w 1929 r., był Adam Loret. Leśnik, organizator w dwudziestoleciu międzywojennym znakomicie funkcjonującego do dzisiaj Państwowego Gospodarstwa Leśnego Lasy Państwowe. To Adam Loret podjął decyzję o powołaniu Białowieskiego Parku Narodowego, który stanowił część całego obszaru Puszczy. Temu człowiekowi, obrońcy Puszczy Białowieskiej, twórcy Białowieskiego Parku Narodowego, zasiadający w Radzie Parku naukowcy przyrodnicy, zapytani przez leśników w 2006 r., odmówili prawa posiadania tablicy w parkowej alei zasłużonych dla Białowieskiego Parku Narodowego. Myślę, że fakt ten powinien budzić zastanowienie nad postawą tej części naukowców przyrodników, którzy w sposób bezwzględny dezawuują doświadczenie i dorobek leśników w dziedzinie ochrony przyrody. Jestem zobowiązany przedstawić zasady prowadzenia gospodarki leśnej przez Lasy Państwowe, które pozwoliły lasy zniszczone dewastacyjną rabunkową wycinką prowadzoną przez okupantów w czasach wojny doprowadzić do stanu, którego mogą pozazdrościć inne kraje europejskie. Stworzone przez Adama Loreta zasady gospodarki, ujęte w ustawie, miały chronić przed zakusami traktowania lasów jako skarbonki, tak jak stało się to w opisywanym wcześniej 1924 r. Na tej przedwojennej ustawie wzorowali się twórcy powojennej ustawy o lasach. To prawo funkcjonuje tak skutecznie, że wzrastają wszystkie wskaźniki obrazujące stan lasów w Polsce. Systematycznie wzrasta powierzchnia zalesienia, która zbliża się do 30% pokrycia powierzchni kraju. Wzrasta też zasobność, czyli ilość drewna w lasach. Wzrasta średni wiek drzewostanów. Od lat polscy leśnicy prowadzą działania określane jako przebudowa drzewostanów. Odziedziczyliśmy lasy ukształtowane na zasadzie „las fabryką drewna”. Jednogatunkowe i jednowiekowe obszary leśne służyć miały głównie produkcji drewna. Obecnie w Polsce, przy wielkich ponoszonych przez Lasy Państwowe kosztach, następuje przebudowa drzewostanów w kierunku lasów zbliżonych do naturalnych. Zmieszanie gatunków i wieku drzew na jednym obszarze zmienia nie tylko wygląd lasów, ale także wzmacnia ich odporność na wszelkiego rodzaju zagrożenia, zaczynając od biologicznych, takich jak chociażby gradacje (ataki) kornika, a kończąc na wiatrołomach i pożarach. Dzieje się to dzięki temu, że raz na 10 lat każde nadleśnictwo ma sporządzone, przez wszechstronnie wyspecjalizowane firmy, plany gospodarcze, w których obok wskazań związanych z przebudową drzewostanów wyliczone są etaty cięć, czyli dopuszczalne wielkości wyrębu, które przeliczone na masę drewna podlegającego wycince stanowią tylko część masy, która w tym okresie przyrasta w lasach. Dzięki temu lasów mamy w Polsce coraz więcej. Przekroczenie wyliczonego etatu cięć grozi bardzo poważnymi konsekwencjami prawnymi. To prawo i mrówcza praca leśników pozwalają określać polskie lasy jako wzorcowe w Europie, co potwierdzane jest opiniami wizytujących polskie lasy naukowców i praktyków z całego świata. Potencjał przyrostu masy drzewnej w lasach gospodarczych Puszczy Białowieskiej (trzech nadleśnictw) określono na poziomie ponad 300 tys. m3 rocznie. Z nieuzasadnionych racjami przyrodniczymi i planami przebudowy tych drzewostanów w kierunku nadania im cech lasów naturalnych, czyli zmieszanych gatunkowo i wiekowo, poprzedni Minister Środowiska obniżył pierwotnie określone możliwości do ok. 48 tys. m3 drewna w roku. Trzeba powiedzieć, że obecne przyjęcie wielkości cięć w Nadleśnictwie Białowieża do 188 tys. m3 na 10 lat stanowi jedynie korektę decyzji zaniżającej, której realizacja pozbawiła leśników możliwości podjęcia aktywnej ochrony siedlisk i gatunków, polegającej na usuwaniu skutków synergicznej działalności czynników patogenicznych. W przypadku kornika drukarza badania wykazują, że wylatujące z zaatakowanego drzewa kolejne pokolenia korników mogą zaatakować 30 zdrowych drzew, na których będą mnożyć się ich nowe zastępy. Eliminacja drzew zarażonych jest ratunkiem dla puszczańskich świerkowych borów. Zupełnie niezrozumiała jest sytuacja, że w XXI wieku, po niemal stu latach od rabunkowej wycinki, indolencja urzędnicza doprowadziła do podobnych, katastrofalnych skutków działania kornika jak opisywana angielska firma. W wyniku zamarcia ogromnej ilości drzew siedliska ważne dla Wspólnoty Europejskiej ulegają procesom silnego przekształcania. Tereny o niskim poziomie wód zamieniają się w zespoły trawiaste, a tereny o wysokim poziomie wód w tereny zalane wodą. W jednym i drugim przypadku istniejące tam siedliska ważne dla Wspólnoty podlegają degradacji. Zupełnie niezrozumiałe jest stanowisko przeciwne podjęciu aktywnych działań na zasadach ochrony czynnej prezentowane przez środowiska mieniące się obrońcami Puszczy Białowieskiej. Tym bardziej że nowoczesna ochrona przyrody coraz częściej odchodzi od metody rezerwatowej, czego dowodem jest publikacja Andrew S. Pullin „Biologiczne podstawy ochrony przyrody”, który odnośnie rezerwatów przyjmuje takie stwierdzenie: „Obecne badania ekosystemowe udowodniły, że ta nęcąca koncepcja jest błędna, wykazano, że ekosystemy są dynamicznymi i chaotycznymi układami o małych zdolnościach do samoregulacji i dużej, nawet w skali globalnej, podatności na zmiany. W ciągu dwóch ostatnich dziesięcioleci zmienił się punkt widzenia w kierunku paradygmatu, według którego nie istnieje prawdziwa biocenoza klimaksowa ani stan równowagi” (Pullin, str. 157 Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2005). Dalej wspomniany naukowiec twierdzi, powtarzając za Wiensem: „Obecnie kładzie się jednak nacisk na niejednorodność dynamicznie zmieniających się siedlisk i na jej utrzymanie poprzez odpowiednie gospodarowanie” (Pullin 2005). Wierząc w autentyczne zainteresowanie redakcji AFP i „The Guardian” sytuacją Puszczy Białowieskiej, zapraszamy przedstawicieli redakcji do wizyty w Polsce i skonfrontowania rzeczywistej sytuacji Puszczy Białowieskiej i polskich lasów z treścią przekazu, jaki został opublikowany przez AFP i „The Guardian”. Leśnicy odsłonią przed Wami wszystkie tajniki zawodu i sytuacji w polskim leśnictwie. List otwarty został wysłany do wszystkich nam dostępnych środków społecznego przekazu.
do profesora Adama Strzembosza, byłego Prezesa Sądu Najwyższego
Ostatnio w przestrzeni publicznej pojawia się coraz więcej listów otwartych. Ja również, w dniu 20 grudnia ub. r. wystosowałem taki list do Prezesa Trybunału Konstytucyjnego. Chociaż sam adresat deklarował wcześniej chęć podjęcia rozmowy z każdym na temat TK, to jednak przedstawionej przeze mnie propozycji nie zrealizował. Nawet na mój list nie raczył odpowiedzieć.
Nie zniechęciło mnie to do dalszego obserwowania i weryfikowania w dostępnych źródłach działań dotyczących TK. Podczas tego oglądu zauważyłem, że od pewnego czasu również Pan Profesor przedstawia oceny i poglądy na temat, który stał się bardziej tematem politycznym niż prawnym.
W wielu też wypowiedziach różnych „prominentnych osób” pojawiają się przekłamania i manipulacje, które może zauważyć tylko ten, kto sięgnie do źródeł. Staram się korzystać właśnie z tej formy weryfikowania opinii pojawiających się w mediach. Zanim jednak przystąpię do przedstawienia moich uwag skierowanych do Pana Profesora, najpierw wyjaśnię dlaczego właśnie do Pana kieruję niniejszy list.
Skłoniło mnie do tego legitymowanie się przez Pana wysokim rangą wyróżnieniem papieskim. Jest Pan bowiem komandorem Orderu Świętego Grzegorza Wielkiego. A to powinno być traktowane przez każdego wyróżnionego jako zobowiązanie do głoszenia prawdy i bronienia prawdy. Znamy się również stąd, że obydwaj jesteśmy rycerzami Orderu Jasnogórskiej Bogarodzicy.
Przed kilku laty podczas rozmowy kuluarowej z Panem Profesorem zwróciłem uwagę na znaczący Pana udział w zachowaniu struktur sędziowskich w czasie transformacji ustrojowej bez przeprowadzenia oceny wcześniejszej (przed okresem transformacji) postawy osób te struktury tworzących. Podtrzymywał Pan nadal swoje wcześniejsze przekonanie o tym, że struktury te „same oczyszczą się”. Potrzebują tylko czasu.
Obserwacja zachowań ludzi występujących w tych strukturach i podejmowanych przez nich decyzji w długim już czasie transformacji świadczy wyraźnie o tym, że zamiast oczyszczenia następuje umocnienie starych układów i w tym samym duchu przygotowywanie nowych wychowanków. Mając to wszystko w pamięci i zauważając dziwne, wręcz niekiedy kuriozalne wypowiedzi Pana Profesora w sprawach związanych z TK zdecydowałem się na to publiczne wystąpienie.
Zestawiam najważniejsze uwagi w kolejnych punktach.
Zawsze dobrze jest zacząć od początku. A początek w tej sprawie wyznacza ustawa uchwalona w dniu 25 czerwca 2015 r. przez Parlament poprzedniej kadencji. To ówczesna koalicja rządząca (PO-PSL) w uzgodnieniu z SLD, przy współdziałaniu z kierownictwem TK uchwalając tę ustawę dokonała poważnych zmian ustrojowych w Polsce. Przed wprowadzeniem tych zmian przestrzegał wówczas rządzących Prezydent – Elekt w przemówieniu po otrzymaniu oficjalnego potwierdzenia wyboru. Ustawa została jednak przez „dogadane” partie uchwalona. Zmiany ustrojowe zostały ujęte w przepisach przejściowych, dokładniej – w art. 137. W tym miejscu występuje tylko jedno zdanie. Stworzyło ono sprawującym wówczas władzę warunki do przejęcia kolejnych pięciu mandatów w TK przez sędziów przez nich wskazanych. Wprowadzono w ten sposób znaczącą zmianę ustrojową w odniesieniu do składu TK. Wtedy żaden z obecnie ujawniających się tzw. autorytetów prawniczych nie krytykował takiego przejęcia TK. Pan również!
A potem, kiedy TK wypowiadał się na temat zgodności z Konstytucją ustawy z 25 czerwca 2015 r. (a było to w dniu 3 grudnia 2015 r.) i zastosował kuriozalną wręcz ocenę zgodności z Konstytucją owego przepisu przejściowego ujętego w art. 137 tejże ustawy, to również owe tzw. autorytety prawnicze nie protestowały. Nie znalazłem też
Pana opinii w tej sprawie. TK twierdził, że to jedno zdanie odnoszące się do wyboru wszystkich sędziów w miejsce kończących kadencję w listopadzie i grudniu 2015 r. może być zgodne z Konstytucją (w odniesieniu do trzech sędziów) i niekonstytucyjne (w stosunku do dwóch sędziów). A przecież taka opinia nie jest oceną stanowionego prawa, ale oceną jego zastosowania. To zaś nie należy do kompetencji TK.
Wreszcie po przyjęciu w dniu 22 grudnia 2015 r. przez Sejm obecnej kadencji ustawy o TK Prezes TK wezwał 12 sędziów do zbadanie jej zgodności z Konstytucją i wyznaczył termin posiedzenia wezwanych na 9 marca 2016 r. Trzeba tu dodać, że w tym czasie zaprzysiężonych było 15 sędziów TK i obowiązywała ustawa z 22 grudnia 2015 r., która regulowała organizację i tryb postępowania przed TK. Konstytucja w art. 197 wyraźnie zobowiązuje TK do stosowania ustawy o organizacji i trybie postępowania TK. Wiadomo również, że do czasu stwierdzenia przez TK niezgodności sformułowania ustawowego z Konstytucją występuje domniemanie jego zgodności z Konstytucją. Tak więc TK powinien był obradować zgodnie z zapisami ustawy z dnia 22 grudnia 2015 r. Prezes TK nie zastosował się do zawartych w niej zapisów. Czyż więc to, co powstało w wyniku pracy 12 sędziów TK można uznać za orzeczenie TK? Pan i inni wliczani do tzw. autorytetów prawniczych powstałe stanowisko uznają jako orzeczenie TK i swymi wypowiedziami naciskają na opublikowanie tego dokumentu przywołując tylko art. 190 ust. 2 Konstytucji. Zapominają jednak o art. 197 tejże Konstytucji.
Pan Profesor powinien wiedzieć o tym najlepiej, że przywołując dokument powinno się rozpatrywać problem całościowo. Nie można powoływać się na niektóre sformułowania z Konstytucji, pomijając jednocześnie inne, dotyczące tego samego problemu. Posługa myślenia uczonego polega na tym, że wykazuje dociekliwość i wnikliwość w zadawaniu pytań oraz wiarygodność w poszukiwaniu odpowiedzi na te pytania. Nie wykazuje się tą umiejętnością wielu naciskających na opublikowanie dokumentu opracowanego przez sędziów TK w dniu 9 marca 2016 r. Pan Profesor w swoich wypowiedziach poszedł jeszcze dalej. Z niedowierzaniem czytałem opinię Pana Profesora, chętnie przedstawianą przez media i powoływaną przez manipulujących prawem. Wypowiedź Pana Profesora zawarta w jednym z ostatnich wywiadów była wręcz kuriozalna. Stwierdził Pan, żeby „poważne gazety w Polsce publikowały orzeczenia Trybunału” i będzie to spełnieniem wymagań Konstytucji zawartych w art. 190 ust.2. Znając zapis przywołanego artykułu Konstytucji nie przyjmowałem tego do wiadomości dopóty, dopóki nie zweryfikowałem tego w kilku źródłach.
Potwierdzenie argumentacji przedstawionej przeze mnie powyżej znalazłem w krótkiej uchwale Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Sądu Najwyższego z 26 kwietnia br. To tam przeczytałem, że do czasu wydania i ogłoszenia przez TK wyroku, legalnie uchwalona przez Parlament ustawa jest z definicji zgodna z Konstytucją. Na podstawie tego ogólnego sformułowania podanego w uchwale sędziów Sądu Najwyższego można stwierdzić, że Prezes TK powinien był zastosować ustawę o TK z 22 grudnia 2015 r. zwołując posiedzenie na 9 marca br. Jeśli jej nie zastosował, to powstały na posiedzeniu dokument nie może być uznany za orzeczenie TK. Wywołuje to dalsze konsekwencje w sprawie braku możliwości opublikowania tego dokumentu w dzienniku urzędowym wskazanym w art. 190 ust.2. Jak widać, Panie Profesorze, warto – zanim zacznie się wyrażać dziwne opinie – skorzystać z doświadczenia osób współcześnie tworzących Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego, którą to instytucją kierował Pan przed laty.
Szkoda, że z opinii zawartej w tej krótkiej uchwale sędziów SN nie skorzystali również sędziowie tworzący niektóre gremia różnych szczebli i przyjmowali uchwały sprzeczne z ogólnym stanowiskiem sędziów SN. Bo to, że kuriozalne uchwały podejmowały niektóre samorządy nie dziwi. Trzeba bowiem w odniesieniu do tego środowiska wziąć poprawkę na zamieszanie interpretacyjne powodowane wypowiedziami tzw. autorytetów prawniczych. Szkoda, że pewien udział w powstawaniu tych kuriozalnych uchwał gremiów samorządowych można przypisać również wypowiedziom Pana Profesora.
Niniejszy list wysyłam w dniu Święta Królowej Polski. Rycerze Orderu Jasnogórskiej Bogarodzicy stając przed swoją Hetmanką podejmują – jak wszyscy w tym dniu – zobowiązania zawarte w odnowionym Akcie Zawierzenia Matce Bożej. Trzeba nam w tym trudnym czasie upadku etycznego i relatywizmu głosić prawdę i stawać w jej obronie. Piszę do Pana mając nadzieję, ze zechce Pan aktywnie uczestniczyć w wypełnianiu trudnego zadania bycia świadkiem prawdy również w sprawach w tym liście opisanych.
Jest nam niezmiernie miło poinformować, że nasz reportaż dotyczący konferencji w sprawie Puszczy Białowieskiej cieszy się na tyle dużym zainteresowaniem, iż w ciągu dwóch dni od publikacji obejrzano go ponad 7000 razy i uzyskał ponad 2000 polubień na facebooku.
W Puszczy Białowieskiej doszło do znaczących strat materialnych polegających na zamarciu i zamieraniu w dalszym ciągu świerków na skutek gradacji kornika drukarza. Fakt ten wzbudził wiele kontrowersji i dyskusji wśród osób i środowisk związanych swoją działalnością z Puszczą. Swoje postulaty zgłosiła zarówno lokalna społeczność, jak i leśnicy, a także organizacje ekologiczne. Podczas gdy leśnicy optowali za prowadzeniem działań ratowniczych metodami gospodarki leśnej, to przedstawiciele organizacji ekologicznych pozostawienie Puszczy samej sobie, uważając, że przyroda poradzi sobie sama. Komentarze i dyskusja na profilu facebook: https://www.facebook.com/lasy.tv/posts/1139554502745452
Najnowsze komentarze